źródło okładki: wydawnictwo Zysk i S-ka
Klara Czempińska wkracza do akcji! Taką oto wieść niesie okładka kolejnej książki, która wpadła mi w ręce. Choć nie do końca wiedziałam, czego się po niej spodziewać, to jednak miałam pewne obawy, czy może bardziej przypuszczenia, że za chwilę poznam kolejną historię o twardej i jednocześnie zniewalająco pięknej kobiecie, dla której tarapaty są chlebem powszednim. Oczywiście, nie mogłoby tutaj także zabraknąć wspaniałego i dzielnego mężczyzny, który ratowałby ją z tych opresji…
Ostatecznie żaden z moich domysłów nie okazał się być prawdą. Może jedynie owe „tarapaty” mogłabym uznać i powiedzieć: ciepło, cieplej, … ale nie gorąco.
Główną bohaterką książki Moniki B. Janowskiej pod tytułem „Gra o pałac” jest... Nie, ja jej nie przedstawię, niech zrobi to sama:
„Klara. Mam na imię Klara. Ale nie jestem tego pewna. Równie dobrze mogłabym być Matyldą, Katarzyną, Hermenegildą albo Brunhildą. Wszystko jedno. Wszystko jedno wynika z braku wszelakich wiadomości na mój temat.”*
Do tego bardzo skromnego w konkretne informacje opisu dorzucę jeszcze kilka faktów. Klara nie jest w stanie zdradzić więcej na temat swojego pochodzenia, ponieważ wychowała się w domu dziecka i nigdy nie znała swoich rodziców. Po opuszczeniu murów placówki wkroczyła w etap życia dorosłego, co nie jest łatwym zadaniem dla ludzi bez wsparcia rodzinnego. Jednak ona poradziła sobie z tym całkiem dobrze. Kupiła mieszkanie za zaciągnięty wcześniej kredyt, zamieszkała w nim i spłacała go imając się różnych form pracy zarobkowej. Poczynając od tłumaczenia z języka niemieckiego, oprowadzania wycieczek po mieście, w którym żyje i które bardzo kocha (mowa tu o Legnicy), a kończąc na bazowym miejscu dorobku, jakim była i jest redakcja miejscowej gazety, dla której pisze artykuły jako dziennikarka.
Do jej życiowego inwentarza należałoby dorzucić także najlepszą przyjaciółkę, Ankę, z którą kroczy przez meandry życia już od czasów bidula, oraz niezbyt oszałamiające szczęście w sferze uczuć.
Pole, na którym Klara czuje się dość pewnie i odnosi jako takie sukcesy, to praca. Zatem, gdy tylko pojawia się możliwość wzbogacenia doświadczenia zawodowego i jednocześnie, wspomożenia domu dziecka, który dał jej wikt i opierunek, wówczas Czempińska bez chwili wahania bierze się do realizacji zadania. Chodzi tutaj konkretnie o pałac położony przy ulicy Nowodworskiej i zdobycie o nim jak największej ilości informacji. Wiadomo jedynie, iż przed wojną pałac ten należał do rodziny o nazwisku Ruthordofr, a następnie został przejęty przez Rosjan, by w czasach obecnych stać się opustoszałą i zaniedbaną ruderą wymagającą ratunku. Dziennikarka niebawem przekonuje się, że budynek nie jest taki do końca osamotniony, ponieważ jest ktoś, kto stoi na straży jego bezpieczeństwa…
Podążanie tropem dziejów pałacu, zawodzi Klarę do kraju naszych zachodnich sąsiadów, gdzie udaje się z zamiarem poznania samego właściciela. I nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie to, że właściciel, z którym przyszło jej stanąć oko w oko tak naprawdę… nie żyje. Spotkała ducha, zapytacie? Otóż…Chyba nie wierzyliście, że zdradzę Wam ten wątek? Jeżeli tak, to jednak Was rozczaruję i zwyczajnie odeślę do lektury.
Czy warto? Jak najbardziej! Przyznam szczerze, że mocno zdziwiłam się, gdy moje początkowe podejrzenia okazały się być niesłuszne. „Gra o pałac”, to nie ckliwe romansidło, czy zwykłe „czytadło”. Nie jest to też literatura niebywale wysokich lotów, ale na miano bardzo dobrej powieści zdecydowanie zasługuje.
Świetna kreacja bohaterów. Autorka doskonale ukazuje ich prawdziwe oblicza. Mam tutaj na myśli szczególnie takie cechy, jak: naturalność i autentyczność, co bez wątpienia jest również ogromnym plusem. W końcu nie każdą bohaterkę stać na wyznanie, że ma „udziec przeżarty cellulitisem.”** Jedynie chwilowa, ale dość przesadna ufność Klary w pewnym momencie mocno mnie poirytowała.
Sam pomysł na fabułę i jego realizacja jest bez zarzutu, gdyż jest on podszyty humorem, czasem delikatną gapowatością Czempińskiej i przede wszystkim dobrze wyważonym tempem akcji, dzięki czemu nie doświadczyłam nudy podczas lektury.
Naprawdę mile zaskoczyła mnie ta książka. Natomiast zarówno opis, jak i okładka nie zwiastują tak dobrej zawartości. Polecam!
*Monika B. Janowska, Gra o pałac, s. 7.
** Tamże; str. 60.
Za możliwość przeczytania niniejszej książki dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.
Ocena: 5,5/6