poniedziałek, 30 kwietnia 2012

„Coś na Progu” + WYGRYWAJKA! Dzień I

Dziś pragnę Wam przedstawić debiutujące na naszym rynku pismo dla fanów mocniejszych klimatów w literaturze. Kryminał, horror, opowieści niesamowite – oto kluczowe hasła nowego dwumiesięcznika „Coś na Progu” wydawanego przez wrocławskie Wydawnictwo Dobre Historie. Jako zagorzała fanka mocnych wrażeń podczas lektury, nie mogłam przejść obojętnie wobec propozycji zapoznania się bliżej z tym czasopismem, w nadziei na świeży powiem grozy (i nie tylko) dobiegający ze sklepowych półek.



Część z Was zainteresuje pewnie fakt, że redaktorem naczelnym „Coś na Progu” jest Łukasz Śmigiel, którego fascynacja światem literackim odcisnęła swój wyraźny ślad na naszym rynku wydawniczym. Wielu z Was kojarzy go zapewne z dość głośnego, swego czasu, zbioru opowiadań pt. „Mordercy” (choć bibliografia autora jest zdecydowanie obszerniejsza). Zatem, czy można się spodziewać, że dzięki pracy tak doświadczonego redaktora zyskaliśmy wartościową nowość na rynku periodyków? Na to pytanie odpowiem za kilka dni, a Wy tym czasem zajrzyjcie, proszę, do środka i zapoznajcie się ze spisem treści:

>>>KLIK<<<

W kolejnych dniach będę przybliżać Wam pokrótce wybrane przeze mnie artykuły zawarte w piśmie. Które wybiorę? Sprawdzajcie to, proszę, na bieżąco, począwszy od jutra, a skończywszy na najbliższym piątku.

By umilić Wam czas spędzony z „Coś na Progu”, zapraszam wszystkich chętnych do wzięcia udziału w wygrywajce, w której do zgarnięcia jest łącznie pięć egzemplarzy tegoż dwumiesięcznika (nr 1/marzec-kwiecień 2012) wraz z zakładkami. Od dziś do piątku włącznie będę zbierać Wasze zgłoszenia wyrażające chęć posiadania „Coś na Progu” – wpisujcie się, proszę, pod tym postem. Osoby nieposiadające blogów proszone są o pozostawianie adresu e-mail. Co dzień ktoś wygrywa! Powodzenia!

UWAGA! Wygrane egzemplarze roześle do zwycięzców wydawnictwo, któremu po zakończeniu akcji prześlę dane adresowe tych osób. Dlatego proszę o cierpliwość w oczekiwaniu na swoje nagrody. :)

sobota, 28 kwietnia 2012

Wyniki konkursu urodzinowego :)

Kochani, bez kilku słów wstępu przed ogłoszeniem wyników mojego konkursu (wygrywajki) urodzinowego, nie obejdzie się. :) Przede wszystkim pragnę Wam mocno podziękować za tak liczny udział. W sumie chęć udziału wyraziło 91(!!) osób. To mój absolutny rekord w dotychczasowych konkursach, które organizowałam. :) Życzyłabym sobie, by w konkursach, które wymagają wypełnienia jakiegoś zadania frekwencja była podobna. ;)



Podjęłam decyzję, że jeśli jako pierwsza wygra osoba, która nie zażyczyła sobie wszystkich książek w ramach wygranej to wyłonię jeszcze jednego zwycięzcę. :)

Ponadto mój worek z prezentami nadal stoi przed wami otworem i już od poniedziałku ruszam z kolejną akcją, w której będzie można co nieco wygrać. Zapraszam!

I mamy zwyciężczynię:
By obraz był czytelny otwórzcie go sobie w nowym oknie/karcie przeglądarki.

 MERY - gratuluję!

Ponieważ Mery wybrała dwie książki, za chwil kilka wylosuję kolejną osobę, która otrzyma tytuł lub tytuły, które są jeszcze dostępne.

Druga zwyciężczyni to: 
By obraz był czytelny otwórzcie go sobie w nowym oknie/karcie przeglądarki.


RUCZEK - gratuluję! 

Ponieważ "Szósty" wędruje do Mery, do Ciebie popłynie "Biały tygrys". Czekam na Wasze adresy! A pozostałych zapraszam do mnie już w poniedziałek! :) Pozdrawiam i życzę udanej majówki!


środa, 25 kwietnia 2012

Mała prośba do odwiedzających mnie :)

W dniu dzisiejszym Alison czyli właścicielka bloga Moje książki... poprosiła mnie o pomoc w rozpowszechnieniu informacji o jej udziale w konkursie, który organizuje Zinamon.pl. O co chodzi, dowiecie się zaraz z jej notki, którą pozwoliłam sobie tutaj przekopiować. A dociekliwych informuję, że nie przyjęłam żadnej korzyści materialnej od Alison w ramach podziękowań. ;) Książkówka nie jest skorumpowana. ;) Robię to z  czystej sympatii do wirtualnej koleżanki i mam nadzieję, że troszeczkę pomożecie, bo Wasz udział w całej akcji ograniczy się jedynie do kliknięcia w sympatyczną łapkę - nic więcej nie musicie robić. Do rzeczy:

Kochani, tym razem zwracam się do Was z ogromną prośbą. Nigdy nie ukrywałam, że konkursy są moim głównym źródłem pozyskiwania nowych książek. Co prawda z pewnym opóźnieniem, jednak natknęłam się na konkurs na zinamon.pl http://konkurs.zinamon.pl/?pid=ideas
Najbardziej oczywiste pomysły pojawiły się już wcześniej, mimo to postanowiłam spróbować moich sił. Wstawiłam kilka pomysłów pod imieniem Agnieszka, teraz pozostaje mi gorąco zachęcać do głosowania. ;-) Postanowiłam agitować do pomysłu na książki z autografem.



Tekst: Podejrzewam, że sklep który współpracuje z tyloma księgarniami w całej Polsce, będzie miał okazję współorganizować spotkania z autorami. Dlatego chętnie zobaczyłabym w sklepie dodatkową kategorię, w której znalazłyby się książki z autografem, wyjątkowy rarytas dla każdego kolekcjonera czy fana danego autora

Oczywiście głosować można również na pozostałe pomysły, jeśli Wam się spodobają ;-)
Jeżeli sami nie bierzecie udziału w tym konkursie i chcielibyście wspomóc beznadziejny przypadek mola książkowego, bardzo proszę Was o głosy.
Tylko z Wami mam szansę na wygraną, z góry gorąco dziękuję za Wasze wsparcie i serdecznie wszystkich pozdrawiam!

wtorek, 24 kwietnia 2012

"Jak kamień w wodę" Chevy Stevens




Niektóre wspomnienia są tak złe, że natychmiast chcielibyśmy pozbyć się ich z pamięci. Wyrzucić z umysłu niczym zalegające odpady. Jednak one jak rak drążą nasz organizm, rozpleniając się w nim za pomocą licznych przerzutów. Im bardziej chcemy się ich pozbyć, tym mocniej dają o sobie znać. Przywołują na myśl wszystkie odczucia, które nam wtedy towarzyszyły, jak: strach, obawa, żal, smutek, a także niepohamowana złość na wszystko, co miało związek z danym wydarzeniem, często także złość na nas samych. Z czasem jedynie miejsce zdarzenia delikatnie zaciera się w pamięci. Niby wiemy, gdzie to się zdarzyło, ale nie widzimy tego wyraźnie – zupełnie jakby owo miejsce zasnute było mgłą.

Macie takie wspomnienia? Jeśli wydaje się Wam, że nie, to spójrzcie – proszę – na okładkę „Jak kamień w wodę” autorstwa Chevy Stevens. Nie wiem, jakie odczucia Wam towarzyszą przy śledzeniu tego obrazu, ale mnie od razu uderzyło silne poczucie lęku rodzące się z tego rozmytego widoku na dom stojący na odludziu. Czujecie podobnie?
Nawet nie śledząc opisu na tylnej stronie książki, można z powodzeniem spodziewać się, że nie czeka nas lektura z kategorii lekkich i przyjemnych. Z dobrze już zakorzenionym we mnie uczuciem lęku rozpoczęłam lekturę tego thrillera i szybko przekonałam się, że moje domniemania o mrocznej fabule miały swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości.
Annie O’Suliivan (główna bohaterka) jest agentką nieruchomości. Nie prowadzi jakiegoś nad wyraz wyjątkowego i oryginalnego stylu życia – jego treść stanowi praca, bliski jej sercu mężczyzna, pies o imieniu Emma oraz niezbyt łatwa w codziennym życiu matka. Dzień, który zaważył na całym dalszym życiu Annie nie odznaczał się niczym szczególnym, miała jedynie zaprezentować dom potencjalnemu nabywcy i zdążyć na randkę z Lukiem. Nie miała pojęcia, że za chwilę rozpocznie się największy koszmar jej życia…

„Świr to szaleńców król, rajcuje go strach i ból. Świr to szaleńców król, rajcuje go strach
i ból.”
[1]

Poznajcie Świra – niezwykle przystojnego mężczyznę, którego urok byłby w stanie zmiękczyć niejedno niewieście serce i niejedno z nich pociąć nożem, gdyby tylko przyszła mu na to ochota. Świr (jak nazwała go Annie) to ucieleśnienie zła i brutalności, choć wynikające z poważnych zaburzeń psychicznych. Jedyne, czego tak naprawdę pragnie, to nieustające poczucie lęku u swojej ofiary, a każde odstępstwo od tej chorej normy zostaje przez niego surowo ukarane. Złamanie jakiejkolwiek z narzuconych przez niego zasad może zaowocować dotkliwym pobiciem, a nawet utratą życia, dlatego Annie dostosowywała się do nich najlepiej, jak tylko umiała. Ubierała się w wybraną przez niego odzież, do WC chodziła w ściśle określonych porach, a gdy była grzeczna dostawała nawet zezwolenie na posłodzenie herbaty…
Czy będąc zniewolonym w ten sposób przez długi czas można jeszcze kiedykolwiek wrócić do normalnego życia? I co od tego momentu jest tak naprawdę normalne? Czy Annie ma szansę wymazać z pamięci choć część tych przykrych wspomnień, a resztę pamiętać jak przez mgłę?

Odpowiedź, zarówno na to pytanie, jak i szereg innych, przyniesie Wam lektura tej bardzo wciągającej książki. Już od pierwszej strony zaskakuje oryginalny styl i wyjątkowo wnikliwa fabuła. Za sprawą narracji pierwszoosobowej główna bohaterka wprowadzi Was do gabinetu psychologa, z którym odbywa swoje sesje terapeutyczne, przeplatając je przerażającymi wspomnieniami.

Całokształt „Jak kamień w wodę” składa się na świetnej jakości połączenie thrillera z okazałym i mocnym wątkiem psychologicznym. Napięcie, jakie utrzymuje się przez cały tok akcji, nie pozwala oderwać się od lektury, by osiągnąć moment kulminacyjny na samym jej końcu – myślę, że zakończenie wprawi w osłupienie niejednego z Was, przynajmniej ja się takiego nie spodziewałam.
Miłośnicy psychologii też się nie zawiodą. Postępowanie kata, reakcje ofiary oraz następstwa traumatycznego zdarzenia składające się na ogół pojęcia „zespołu stresu pourazowego” pozwolą Wam na wnikliwe rozłożenie na części pierwsze nie tylko psychiki prześladowcy, ale także poszkodowanej.

Jestem pod mocnym i bardzo pozytywnym wrażeniem tego tytułu. Pokuszę się nawet
o stwierdzenie, że to jeden z najlepszych thrillerów, jaki dane mi było w życiu przeczytać. Polecam go każdemu fanowi dreszczu (bo o dreszczyk tu trudno) emocji!

Ocena: 6/6




[1] C. Stevens, Jak kamień w wodę, Świat Książki, Warszawa 2011, s. 67.  

Na koniec przypominam o wciąż trwającym u mnie konkursie (albo wygrywajce jak kto woli) urodzinowym. >>> KLIK <<<

piątek, 20 kwietnia 2012

Chwalę się i informuję :)

Dziś będzie króciutko. Chciałam się pochwalić wygraną u Beatrix co niniejszym czynię. :) Książeczka, słodkości, karteczka i gwóźdź programu czyli zakładka, którą ona sama wykonała. Zawsze zazdrościłam tym, którym udawało się wygrać te cudeńka u niej na blogu i tak dziś stałam się posiadaczką jednego z nich. Prawda, że cudna? Beatrix - dziękuję!


A o czym informuję? O tym, że zostałam Oficjalną Recenzentką Lubimy Czytać. :) Wczoraj zostałam o tym fakcie poinformowana, a  niebawem takie info ukaże się także na forum portalu. Mam nadzieję, że podołam temu wyzwaniu i nie zawiodę Was czyli Czytelników (szczególnie tych, którzy tak mocno namawiali mnie do zgłoszenia się). :) Trzymajcie kciuki, proszę!

Na koniec przypominam o wciąż trwającym u mnie konkursie (albo wygrywajce jak kto woli) urodzinowym. >>> KLIK <<<

środa, 18 kwietnia 2012

"Merde! Rok w Paryżu" Stephen Clarke


Większość z Was zapewne wie, że każdej nacji przypisuje się pewne cechy. Te swoiste „łatki” to stereotypy powstające na gruncie mniej lub bardziej zgodnych z prawdą opinii osób innych narodowości. Można polemizować, ile jest w nich prawdy, a ile żartów czy złośliwości, ale  jedno jest pewne – te schematy nie biorą się znikąd. Przyjęło się mówić o niemieckiej dokładności, skąpstwie czy… fizycznej brzydocie. Hiszpanie uznawani są za temperamentnych, wybuchowych, ale też niegrzeszących pracowitością. Polak? Mówi się, że złodziej i pijak. Jak postrzegani są Francuzi? Często uznaje się ich za nieprzyjemnych, aroganckich, mających fioła na punkcie swojego ojczystego języka i raczący się nietypową kuchnią (żabie udka, ślimaki itd.). O tym, ile jest w tym prawdy, miałam okazję w sposób (niestety tylko) teoretyczny przekonać się w ostatnich dniach, kiedy to czas uprzyjemniała mi  lektura autorstwa Stephena Clarke’a pt. „Merde! Rok w Paryżu”. Wymyślona przez pisarza historia Paula Westa jak w soczewce skupia cechy statystycznego Francuza i jego otoczenia.

Główny bohater jest Brytyjczykiem, który skuszony ciekawą ofertą pracy postanawia zamieszkać w kraju nad Loarą. Jako marketingowiec ma stworzyć tam sieć herbaciarni, ale czy uda mu się tego dokonać w miejscu, w którym warunkiem przetrwania jest arogancja wobec reszty świata, a przejście ulicą wymaga zakładania foliowych torebek na obuwie, chroniących przed połamaniem nóg na psich odchodach? Tu, nawet składając zamówienie w kawiarni, trzeba wykazać się znajomością specjalnego szyfru, którym posługują się kelnerzy – w przeciwnym wypadku zamiast małej czarnej dostaniemy całą miednicę kawy.

Zdaje się, że Francja jest wyjątkowo nieprzyjazna dla rasowego Brytyjczyka, choć na początku z pozoru jest wprost przeciwnie, bo który mężczyzna przeszedłby obojętnie wobec takiego widoku:

Odszukałem budynek, w którym znajdowały się biura mojego nowego pracodawcy (…)
i trafiłem prosto na orgię. Jedni obsypywali się pocałunkami, czekając na windę. Inni całowali się przed automatem z napojami. Nawet recepcjonistka, wychylona nad kontuarem, kogoś obcałowywała
(…)[1].

O ile publiczne orgie (jak nazywa wyraz francuskich grzeczności Paul) da się znieść, o tyle pobudkę o siódmej rano z inicjatywy mieszkających piętro wyżej sąsiadów już trudniej tolerować. Tak bowiem gospodyni wspomnianego mieszkania rozpoczyna budzenie swoich pociech:

Latorośle rzucają na podłogę worki z kulami armatnimi, a potem, ciągnąc za sobą młoty kowalskie, pędzą do kuchni (…). Mniej więcej co minutę któreś z młodych wpada do kuchni, strzelając po drodze z armaty, i po sekundzie wraca w towarzystwie rodziny kangurów[2].

W służbie zdrowia nie jest łatwiej, a kupno domu to też nie lada wyzwanie. A kobiety? Takie wyzwolone i otwarte na nowe przygody erotyczne… Podsumowując, nasz bohater nie mógł narzekać na nudę w tym pięknym kraju. Zaaklimatyzował się czy uciekł gdzie pieprz rośnie po chwili pobytu? Tego nie powiem, rzecz jasna. Kto będzie chciał mile spędzić czas z tą lekturą i przede wszystkim dowiedzieć się co nieco o francuskiej kulturze i humorystycznie przedstawionych zwyczajach, ten powinien zaznajomić się z tą pierwszą częścią serii autorstwa Stephena Clarke’a.

Jak ta lektura wypada w moim ostatecznym rozrachunku? Bardzo dobrze, choć nie kryję, że jej ocena końcowa będzie mocno uzależniona od oczekiwań czytelnika. Jeśli spodziewacie się  powieści wybitnej, z głębią – spotka Was zawód. Jednak usatysfakcjonuje poszukiwaczy relaksu i dobrej zabawy – w towarzystwie pana Westa jest to gwarantowane. Przy „Merde! Rok w Paryżu” bawiłam się przednio.

Ocena: 5/6




[1] S. Clarke, Merde! Rok w Paryżu, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2011, s. 12.
[2] Tamże, s. 183-184.


poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Pierwsze urodziny Książkówki + KONKURS!!


Dziś wpis będzie długi o czym lojalnie uprzedzam, ale skrócić tego co Wam chcę dziś przekazać zwyczajnie nie sposób. Mam nadzieję, że bardzo Was nie zanudzę i dotrwacie do jego końca, bo tam...? Czeka na Was niespodzianka. :) 

*************************************

I oto stało się! Nadeszły moje pierwsze blogowe urodziny! :) Książkówka w dniu dzisiejszym kończy roczek. Ależ ten czas szybko zleciał... Mam wrażenie jakobym zaczynała zaledwie wczoraj. :) Początki mojego opiniowania książek miały miejsce na Lubimy Czytać. Tam bardzo nieśmiało publikowałam swoje pierwsze, króciutkie opinie na temat wybranych tytułów. Potem pojawiło się zainteresowanie blogami recenzenckimi, w pierwszej kolejności pozazdrościłam Magdzie (Książka w Mieście) prowadzenia takowego i podjęłam decyzję o założeniu własnego. I tak rozgościłam się na Bloxie (Książkówka). Nie zabawiłam tam jednak zbyt długo i po około 4 miesiącach przeprowadziłam się tu, na Blogspot. I tak "mieszkam" sobie tu do dziś.

Po niedługim czasie blogowania rozpoczęła się moja przygoda z recenzowaniem dla niektórych wydawnictw i portalu Sztukater. Choć ze współpracy zrezygnowałam (z przyczyn osobistych) to bardzo mile wspominam czas spędzony z portalem - to dzięki niemu zdobywałam pierwsze szlify mojego warsztatu, dzięki niemu miałam okazję się rozwijać. Tomaszu, Agnieszko - dziękuję Wam. :)

Blogowanie to nie tylko książki i recenzje. To także inne osoby, które ten świat tworzą. Inni blogerzy, których miałam okazję poznać. Nie wszystkich w takim samym stopniu, ale mimo to wszyscy jesteście mi bardzo bliscy. Mogę się tu nieskromnie pochwalić, że ten rok blogowania przysporzył mi...dwie blogowe Siostry. :) Magda jest ze mną od niepamiętnych czasów, gdy udzielałam się jeszcze tylko na LC. To stamtąd "ściągnęłam" ją sobie na bloga. Utrzymujemy ze sobą kontakt mailowy i owocnie wymieniamy się książkami. Czuję się z Magdą mentalnie związana. :D Dzięki moja droga za to, że jesteś!
Druga moja blogowa Siostra to Agnieszka (Kraina Czytania). Aga jest ze mną od samego początku mojego blogowania, dosłownie od pierwszego wpisu. :) Przywitała mnie ciepło na Bloxie i...została ze mną aż do teraz. Gdy trzeba pomagamy sobie na tyle ile to możliwe wirtualną drogą, wylewamy sobie żale gdy nasze wątroby już nie mogą znieść ich ciężaru. ;) To taki typ znajomości, w której niby się kogoś osobiście nie zna a czuje się z tą osobą dużą więź. Aga, cieszę się, że jesteś i mam nadzieję, że będziesz zawsze obecna w moim życiu. :)

Bez Was czytelników prowadzenie tego bloga nie miałoby najmniejszego sensu...To Wy dajecie mi siłę i motywację do tego by dalej pisać. Wiele razy już spotykałam się z bardzo ciepłymi słowami z Waszej strony i po stokroć za nie dziękuję. Nie wyobrażacie sobie nawet w jak dużym stopniu napędzacie mój twórczy silniczek. :D Dziękuję Wam ogromnie!

Czego sobie życzę z okazji urodzin? Tego bym za rok mogła świętować 2 lata istnienia bloga, by wena mnie nie opuszczała i by Wam to co piszę podobało się nadal (dołożę wszelkich starań by tak było, obiecuję dalej się rozwijać).

A teraz obiecana przeze mnie na początku, niespodzianka. Inaczej - urodzinowy konkurs. Niniejszym dokonuję prezentacji urodzinowego banerka. ;)


Teraz przystępuję do prezentacji nagród przewidzianych jako nagrody w  niniejszym konkursie. :) Oto i one (zdjęcia okładek są podlinkowane, wystarczy kliknąć by dowiedzieć się czegoś więcej o wybranym tytule):

   


Tym razem to Wy wybieracie ile książek wygrywacie!

ZASADY KONKURSU (PROSZĘ O PRZESTRZEGANIE ICH):
1. Zgłaszacie chęć udziału w konkursie pod poniższym postem, wybierając tytuł lub tytuły książek, które życzylibyście sobie dostać w przypadku wygranej. To oznacza, że możecie wybrać jedną książkę, dwie, trzy albo wszystkie cztery!
2. Jeśli posiadacie bloga (nieistotna jest jego tematyka, nie musi to być blog recenzencki) to proszę o umieszczenie na nim baneru konkursowego. Dla wygodnickich zostawiam kod HTML (jego wielkość można dowolnie edytować):

<a href="http://ksiazkowka.blogspot.com/2012/04/pierwsze-urodziny-ksiazkowki-konkurs.html"><img src="http://img62.imageshack.us/img62/6383/prezentm.jpg" width="220" height="180" /></a>

3. Zgłaszacie się od teraz do północy 27 kwietnia. Ogłoszenie wyników najprawdopodobniej dnia następnego. Zwycięzcę wyłonię metodą losowania.
4. Jeśli ktoś bardzo chciałby zrobić mi prezent urodzinowy i posiada konto na Facebook'u to miło mi będzie jeśli polubi mój profil, ale to nie jest wymóg. Wszak nikogo do miłości i lubienia zmusić nie można. ;) Książkówka na FB - KLIK
5. Osoby nieposiadające bloga proszone są o zostawienie adresu e-mail.
6. Wygraną wysyłam pod wskazany adres na terenie naszego kraju.

Jeśli o czymś zapomniałam, pytajcie. Życzę Wam powodzenia!


PONIEWAŻ DO KONKURSU NADAL ZGŁASZAJĄ SIĘ OSOBY TO MOŻLIWOŚĆ KOMENTOWANIA ZOSTAŁA WYŁĄCZONA - KONKURS DAWNO SIĘ ZAKOŃCZYŁ.

sobota, 14 kwietnia 2012

Rozstrzygnięcie konkursu Ketchum & Książkówka




Kochani! Na wstępie dziękuję pięknie wszystkim za udział w konkursie Ketchum & Książkówka. Wykazaliście się nie lada inwencją twórczą w dzieleniu się ze mną swoimi mrocznymi snami/historiami. Każdy tekst był bardzo interesujący i oryginalny, dlatego tym trudniej było mi wyłonić zwycięzcę. Jednak po godzinach burzliwego myślenia zdecydowałam się nagrodzić....

Link do wygrywającego tekstu: TU.
Alison ujęła mnie swoim zaangażowaniem względem konkursu i poświęceniem, na które musiała się zdecydować. Sama otoczka tematyki oneironautyki jest niezwykle mroczna, a co dopiero sam sen...Zresztą sami przeczytajcie.

A ja już teraz zapraszam na kolejny konkurs w najbliższy poniedziałek (16.04.)! Alison proszę o adres do wysyłki nagrody (na terenie Polski). Pozdrawiam serdecznie i weekendowo!


wtorek, 10 kwietnia 2012

"Chłopaki Anansiego" Neil Gaiman


Jak każdy z Was wie, książki są przyjemnością, osłodą życia, często ucieczką od jego problemów i szarej codzienności. Jednak... nie wszystkie. Czasem wzdrygam się na myśl o lekturze niektórych z nich – znacie to uczucie? Ostatnimi czasy wzięłam do ręki pewną książkę, na okładce której zobaczyłam koszmar mego życia – począwszy od czasów, gdy soundtrack do „Miasteczka Twin Peaks” wywoływał u mnie spazmy z przerażania (miałam wtedy około dziesięciu lat), a skończywszy na teraźniejszości. Pająki, jak ja ich nienawidzę! Ale cóż począć, jeśli „zdobią” one front książki Neila Gaimana? 

Trzeba podjąć wyzwanie i wbrew własnym lękom wziąć się czym prędzej za lekturę! Bo jakżeby można było odpuścić pozycję autorstwa Gaimana? Grzech śmiertelny! Ale dość już tego słodzenia, przecież pisarz i tak tego nie widzi… Za to ja oczyma wyobraźni zobaczyłam Grubego Charliego – głównego bohatera „Chłopaków Anansiego”. Ów mężczyzna zdawał się przyciągać złe koleje losu niemal od zawsze. Życie już na starcie skrzywdziło go ojcem, za którego wielokrotnie zmuszony był się wstydzić – trudno się dziwić, że wprost go nie znosił. Tym mniej zaskakuje, że dowiedziawszy się o jego śmierci odetchnął z ulgą, będąc pewnym, że wszystko, co najgorsze opuściło świat żywych i spoczęło w grobie rodziciela. Jednakże nic bardziej mylnego! Okazuje się bowiem, że ojciec nie był zwykłym człowiekiem – był bogiem! Na domiar złego rozwiązłym bogiem, bo oto nagle Charlie dowiaduje się o istnieniu brata, którego nigdy nie było mu dane poznać. Jednak, co się odwlecze… to się pojawi w najmniej oczekiwanym momencie i wywróci życie głównego bohatera do góry nogami. 

A jak to się dzieje? Gaiman postarał się o spektakularny bieg akcji. Jeśli lubicie mieszankę gatunków, to ta pozycja Was nie rozczaruje. Mamy tu mitologię, a w niej afrykańską legendę o Anansim (inaczej Panu Pająku); kawał porządnej fantastyki okraszonej grozą (za co tak mocno pokochałam tego pisarza od pierwszego wejrzenia); jest też humor, który skutecznie umila czytanie. A po skończonej lekturze można rozłożyć na czynniki pierwsze jej morał i jak puzzle dopasowywać do układanki własnego życia.

Czy to lektura dla każdego? Trudno odpowiedzieć kategorycznie „tak” lub „nie”. Nie jest to tytuł tak prosty w odbiorze jak „Koralina” i nie wpada się weń tak łatwo, jak w sen po ciężkim dniu. W tę fabułę trzeba się dobrze wygryźć, maksymalnie się na nią otworzyć – w przeciwnym wypadku zamknie się przed Tobą, drogi czytelniku, na cztery spusty… Ale szansę jej daj, bo warto! Dla Gaimana wszystko warto!

Ocena: 5/6

sobota, 7 kwietnia 2012

KONKURS Ketchum & Książkówka

Drodzy moi, jak obiecałam tak robię i ogłaszam kolejny konkurs na moim blogu:

Ketchum & Książkówka



Jakiś czas temu na Lubimy Czytać można było zadać wybrane przez siebie pytanie do
Jacka Ketchuma. Szczęście uśmiechnęło się właśnie do mnie i nie dość, że moje pytanie dotarło do autora, uzyskałam na nie odpowiedź to dodatkowo on sam wybrał je spośród wielu czyniąc mnie posiadaczką dwóch tytułów sygnowanych jego nazwiskiem. :) Mianowicie: „Królestwa spokoju” i jeszcze ciepłej nowości „Potomstwa”. Nie spodziewałam się wygranej w ogóle, dlatego już wcześniej w obydwa tytuły się zaopatrzyłam, a teraz chętnie oddam w dobre ręce moją nagrodę. :)

Przedtem podzielę się z Wami pytaniem, jakie zadałam Jackowi oraz odpowiedzią, jakiej mi udzielił:

Czy kiedykolwiek odnalazł Pan w sobie cząstkę osobowości mrocznych postaci, które sam Pan wykreował?

Muszę wyobrażać sobie zło. Kiedy piszesz, sprawdzasz, testujesz samego siebie. Każda postać, którą tworzysz, bez względu czy jest to zły bohater czy dobry, pies, czy kot - każda postać wychodzi niejako z ciebie i posiada cząstkę ciebie. Inspiracje mogą pochodzić od przyjaciół, z pobliskiego baru, z telewizji, z książek, które czytasz. Jednak to tylko pomysły. Prawdziwy, emocjonalny wpływ, prawdziwa wartość, jaka płynie z Twojej opowieści, pochodzi od ciebie. Dlatego, aby pisać muszę również poczuć horror czy przemoc. Dlatego muszę przekopywać się przez samego siebie i szukać własnych demonów. Wszyscy moi źli bohaterowie mają coś, co sprawia, że są ludźmi. Nie opowiadam zbyt wielu nadprzyrodzonych historii, bo brakuje w nich ludzkiego pierwiastka. Jeśli piszę scenę miłosną, muszę być choć trochę zakochany, a jeśli piszę scenę horroru, muszę znać uczucie grozy, bo inaczej nie będę w stanie jej Wam przekazać.

A teraz zasady konkursu, których proszę bezwzględnie przestrzegać (sprawdzam to :) ):

         
1. Wyraź chęć uczestnictwa w zabawie w komentarzu pod tym postem wypełniając zadanie konkursowe: Opowiedz mi swój najbardziej przerażający sen, który nawiedził Cię nocą lub koszmar, którego doświadczyłeś na jawie.

2. Na swoim blogu zamieść baner konkursowy. Kod HTML:

<a href=" http://ksiazkowka.blogspot.com/2012/04/konkurs-ketchum-ksiazkowka.html"><img src="http://img803.imageshack.us/img803/9205/banerz.jpg" width="250" height="180" /></a>

3. Termin pozostawiania zgłoszeń to 02.04.2012 (od tej chwili) – 13.04.2012 (a niech ten piątek 13-ego będzie dla kogoś szczęśliwy :) ).
4. Osoby nieposiadające bloga proszone są o pozostawienie adresu e-mail.
5. Wysyłka nagrody jest możliwa tylko pod adres krajowy.
6. Zwycięzca zgarnia obydwie książki, o których mowa powyżej. Gdybym miała problem z wyborem, zastrzegam sobie prawo do użycia „Losowirówki”.
7. Wyniki ogłoszę dnia następnego jeśli czas na to pozwoli. 
8. Zwycięzca zostanie wyłoniony dzięki mojemu pokręconemu gustowi, więc istnieje możliwość, że to co mnie się wybitnie spodoba, Wam nie przypadnie do gustu wcale. ;) W związku z tym ewentualnych reklamacji i zażaleń nie przyjmuję. ;)


    Czy o czymś zapomniałam? Mam nadzieję, że nie, ale jeśli tak to pytajcie śmiało. Życzę Wam powodzenia i czekam na Wasze mroczne opowieści. :)

    piątek, 6 kwietnia 2012

    Wesołych... :)


    Kochani, miałam nadzieję, że przed świętami zdążę się jeszcze wyrobić z jedną recenzją jednak przeliczyłam się. ;) Zatem pozostaje mi tylko życzyć Wam radosnych ŚWIĄT WIELKANOCNYCH, mnóstwa pyszności na stołach, mokrego DYNGUSA i ciepła oraz słońca za oknami. W moich rejonach straszą śniegiem w pierwszy dzień świąteczny, więc chyba nie pozostanie mi nic innego jak udać się na poszukiwania...choinki. ;) Macie jakieś szczególne plany na tegoroczną Wielkanoc?


    środa, 4 kwietnia 2012

    "Atrofia" Lauren DeStefano





    Gdy raz po raz natykam się w literaturze, filmie czy to w innych środkach przekazu na pojęcie dystopii, zastanawiam się, czy ludzie żyjący na naszej planecie, powiedzmy te kilkadziesiąt lat wstecz, mieli choćby zbliżone jej wyobrażenie do tego, co dzieje się obecnie. Czy byli w stanie przewidzieć taką ilość wypływającego zewsząd koszmaru i zła drzemiącego w głębinach ludzkiej psychiki, które teraz są naszą codziennością? Trudno tak do końca odpowiedzieć na to pytanie, tak jak równie trudno jest ewidentnie zaprzeczyć temu, że dzisiejsze dystopijne fabuły  nigdy nie znajdą odzwierciedlenia w przyszłości.

    Jedną z takich książek jest debiutancka powieść Lauren DeStefano pt. „Atrofia”. Jest pierwszą częścią trylogii „Chemiczne Światy” i snuje na tyle mroczne wyobrażenie przyszłości bytu człowieka, by każdy jej czytelnik z całego serca pragnął nie dożyć tych czasów, jeśli miałyby się one kiedykolwiek ziścić…

    Widzimy oto świat bardzo niedoskonały. Dzieci zrodzone w skutek naturalnej prokreacji mają coraz więcej wad genetycznych. Naukowcy, chcąc wyeliminować ten błąd, rozpoczynają pracę laboratoryjną nad embrionem bez skazy. I udaje się, lecz tylko w przypadku pierwszego pokolenia. Następne nie dożywają swoich trzydziestych urodzin – umierają, nim tak naprawdę zaczną żyć.
    W takiej sytuacji niezbędnym posunięciem staje się legalizacja poligamii. Rhine, Jenna i Cecily zostają małymi trybikami w machinie mającej zapewnić przetrwanie gatunkowi ludzkiemu. Trzy młode kobiety (Cecily jest całkowicie słusznie traktowana przez dwie pozostałe bohaterki jak młodsza siostra, gdyż w chwili zamążpójścia ma zaledwie kilkanaście lat) otoczone luksusem, służbą i posiadające niemal wszystko, czego można pragnąć od strony materialnej, pozbawione są tego, co najcenniejsze – wolności. Każda z nich to inna osobowość, inna historia życia z czasów sprzed ślubu z Lindenem oraz inne wyobrażenie przyszłości. Rhine pragnie uciec z tego osobliwego więzienia, ale czy możliwe jest wymknięcie się z miejsca, w którym na każdym kroku trzeba posługiwać się specjalnymi kartami, a drzewa otaczające budynek okazują się być tylko hologramami? Czy miłość do służącego ten plan ułatwi, czy utrudni?

    Po odpowiedzi na pytania naturalnie odsyłam do lektury, w której bez wątpienia odnajdą się fani mrocznych wyobrażeń przyszłości świata. W książkach tego typu jest tym straszniej, im dana wizja jest bardziej realistyczna, a ta systematycznie godzi czytelnika swą prawdziwością. To jeden z atutów – a kolejny? Kolejnym jest konkretyzm stylu prowadzenia akcji – już sam jej początek nie pozwala się nudzić, nie ma tu zbędnego i przydługiego wstępu, który ma nas dopiero wprowadzić w istotę fabuły, wszystko dzieje się od razu – tu i teraz. Jedyne, co mam za złe autorce, to poświęcenie zbyt małej uwagi mrocznej działalności czarnego charakteru tytułu, jakim bez wątpienia jest teść Rhine – Mistrz Vaughn. Myślę, że dodałoby to powieści jeszcze więcej mrocznego klimatu, a tak mamy lekką historię fantasy dla młodzieży (choć nie tylko, naturalnie).

    Ktoś, dzięki komu przeczytałam tę książkę (Książka w Mieście), dodał do niej krótką adnotację: „to lepsza wersja Lasu Zębów i Rąk Carrie Ryan oraz innych temu podobnych”. Całkowicie mogę się z tą opinią zgodzić. „Atrofia” jest znacznie ciekawsza, mrozi realizmem i przede wszystkim nie bawi tępotą głównych bohaterów (w przypadku Lasu Zębów i Rąk mam na myśli marną kreację zombi). To książka, którą naprawdę dobrze się czyta.

    Ocena: 4,5/6