cykl: Bill Hodges (tom 2)
tłumaczenie: Rafał Lisowski
tytuł oryginału: Finders keepers
data wydania: 5 i 10 czerwca 2015
ISBN: 9788378855996
liczba stron: 480
W zeszłym roku sięgałam po Pana Mercedesa, pierwszą część trylogii
Stephena Kinga, z dużą dozą nieufności, ale jednocześnie z zaciekawieniem.
Wszak King postanowił uraczyć nas czymś nowym i zmienić nieco tor swojego
pisarskiego pociągu: pokusił się o stworzenie powieści detektywistycznej. Choć
z całokształtu byłam względnie zadowolona, do dziś mam wrażenie, że nie dość,
że mało było w niej detektywistycznych klimatów, to i samego Kinga jeszcze
mniej. Widać, że Mistrz znalazł się w nowej sytuacji i nie miał w niej jeszcze
zbyt dużego rozeznania – jakby czuł się nieco niepewnie na tym polu. Nie
spodziewałam się, by miało się coś zmienić w przypadku tomu drugiego, tj. Znalezione nie kradzione. I co? Po raz
kolejny okazało się, że nie da darmo mówi się o tym pisarzu Mistrz – ale o tym
za chwilę. Przystępując do tej lektury, ciekawa byłam, jak pisarz powiąże
pierwszą część z drugą, wszak możliwości miał wiele. Którą wybrał?
Peter Saubers jest synem jednej z
ofiar tragedii, która rozegrała się podczas pamiętnych targów pracy w City
Center, gdy szaleniec wjechał w tłum ludzi, pozbawiając niektórych życia, a w
najlepszym wypadku czyniąc im poważne uszczerbki na zdrowiu. Sytuacja finansowa
rodziny z dnia na dzień staje się coraz gorsza: matka chłopca jest jedynym żywicielem
rodziny, a ojciec nadal boryka się z problemami zdrowotnymi. Wszystko odmienia
dzień, w którym Pete znajduje kufer wypełniony pieniędzmi oraz rękopisami
słynnego pisarza Johna Rothsteina, który został zamordowany w 1978 roku we
własnym domu przez psychopatycznego fana. O ile pieniądze stają się powodem do
szczęścia dla Pete’a i jego rodziny, o tyle notesy wręcz przeciwnie. Życie
chłopca jest zagrożone. W próbie wyciągnięcia go z opresji bierze udział
detektyw Bill Hodges, znany z pierwszego tomu trylogii. A to nie jedyne
zmartwienie, które będzie zaprzątać mu głowę…
Sam Stephen King zadbał solidnie
o to, by emerytowanemu detektywowi się nie nudziło. Podobnie z bohaterami
książki, a co za tym idzie – z Tobą, drogi czytelniku. Dzieje się tu sporo,
choć może nie ma tak brawurowych scen zapadających w pamięć jak w przypadku powieści
otwierającej cykl. Akcja nadal jest stonowana (za wyjątkiem zakończenia, co
logiczne), jednak tym razem Kingowi udało się stworzyć należyty klimat:
wypełniony tajemnicą, delikatnym suspensem i chwilami grozy (choć nie ma ona
nic wspólnego z tą, którą można spotkać we flagowych powieściach Mistrza; to
nie ten jej rodzaj, uprzedzam). Duża w tym też zasługa retrospekcji, o którą
pokusił się King – mam wrażenie, że swoiste podróże w czasie chyba zawsze działają
na korzyść powieści. Znów świetnie wypadli bohaterowie, którym nie brak
wyrazistości – zwłaszcza jeśli chodzi o Pete’a. Tym razem daje się odczuć, że
King oswoił się z nowym polem i czuję się na nim pewniej, co zaowocowało
naprawdę udaną częścią trylogii, według mnie zdecydowanie lepszą od pierwszej. Zastanawia
mnie jednak sam wątek pisarza w opałach, który staje w oko w oko z mrocznym
umysłem psychofana (znanym w twórczości Mistrza z kultowej już Misery). Skąd ta powtórka? Można by
powiedzieć, że Królowi Grozy kończą się pomysły, ale ja w to zwyczajnie nie
wierzę. Nie wierzę, by wyobraźnia Kinga miała jakiekolwiek granice. Zatem o co
chodzi?
Kto interesował się nieco
biografią pisarza, ten na pewno pamięta jego stwierdzenie, że swoje powieści
tworzy dzięki własnym lękom, które towarzyszą mu na co dzień. Może to
ustabilizowane życie, które teraz prowadzi, sprawia, że nie dopadają go już
nowe fobie? Może koło się już zamknęło i czas zrobić nową rundkę, wybierając co
ciekawsze motywy i tworząc na ich kanwie zupełnie nowe historie? Dla każdego z
fanów twórczości Kinga taka możliwość pewnie nie brzmi zbyt optymistycznie i
intrygująco, ale dla samego Mistrza to może być zapowiedź spokojnej jesieni
życia, na którą bez wątpienia solidnie zapracował.
Niepokoi mnie też tak gęsto
spotykany w jego ostatnich powieściach motyw śmierci i tego, co z nią związane.
W Doktorze Śnie autor uczynił Danny’ego
przewodnikiem, który pomagał umierającym w przejściu na tamten (ponoć lepszy)
świat. W Przebudzeniu zastanawiał się,
co tam może nas spotkać. A w Znalezione
nie kradzione… sami sprawdźcie. W każdym razie odnoszę wrażenie, że nasz
Staruszek bardzo mocno odczuwa piętno swojego wieku, boi się tego, co
nieuniknione, i jednocześnie oswaja nas z tym, że pewnego dnia go zabraknie. I
tym mało optymistycznym akcentem zakończę mój przydługi wywód, uświadomiwszy
sobie, że coś mnie jednak z Mistrzem łączy – jest to lęk. Lęk przed utratą
ulubionego pisarza. Jakoś nie potrafię przyjąć do wiadomości, że ten dzień
kiedyś nadejdzie, choć to naturalna kolej rzeczy. Nie chcę go i boję się. A może
w ramach oswajania fobii napiszę o tym książkę? Skoro Mistrzowi to pomaga…
Ocena: 5,5/6
Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Albatros Andrzej Kuryłowicz.
Muszę w takim razie wziąć się za czytanie "Pana Mercedesa",a następnie tejże książeczki :) Kinga bardzo lubię ,więc raczej nie mam wyboru ;)
OdpowiedzUsuńZgadzam się - nie masz wyboru. ;)
UsuńCzy to znaczy, że powinnam jednak przeczytać? :D Bo mocno, bardzo mocno się wahałam - "Pan Mercedes" mnie zawiódł swoją schematycznością i jakoś nie planowałam śledzenia tego cyklu, ale teraz... hmmm :D
OdpowiedzUsuńUwierz mi, że drugi tom jest o niebo lepszy. :) Ja również "Panem Mercedesem" zachwycona nie byłam i spodziewałam się, że podobnie będzie w przypadku "Znalezione...", a tu taka niespodzianka. Skuś się. :)
UsuńJak już wiesz, ja również jestem zachwycona nową powieścią Mistrza! Nie mogę się doczekać kolejnej! :)
OdpowiedzUsuńPrzyjdzie nam na kolejny tom troszkę poczekać, ale...Po drodze będzie jeszcze "The Bazaar Of Bad Dreams". :)
UsuńStrasznie chcę przeczytać, chociaż "Pana Mercedesa" nie czytałam jeszcze. Świetny tekst. Też myślę, że King po prostu pisze coraz więcej o śmierci, bo mu latka lecą...
OdpowiedzUsuńDzięki. :) A "Pana..." czytaj, nie obijaj się. :) I jeśli nie spodoba Ci się za bardzo to nie zniechęcaj się, bo dwójeczka znacznie lepsza. :)
UsuńChcę przeczytać. Ale najpierw wypadałoby "Pana Mercedesa" :)
OdpowiedzUsuńTak by wypadało. :)
UsuńW ogóle nie czuję się zaskoczony, widząc recenzję właśnie tej książki na Twoim blogu :P Ja postanowiłem zaznajomić się z pozycjami Mistrza od pierwszej do ostatniej. Zacząłem co prawda od "Misery", potem wpadła mi w rączki "Zielona Mila", ale później już "Carrie", potem "Lśnienie" (przeskoczyłem "Miasteczko Salem" z racji tego, iż na języku polskim "Lśnienie zostało wybrane na lekturę). W tym miesiącu odhaczę "Miasteczko..." i będę leciał. Stephen King wcale mi nie ułatwia, wydając po kilka nowych książek na rok ;) Książkę chcę przeczytać bardzo mocno, ale postanowienie to postanowienie, więc (póki co) odpuszczę sobie jej zakup. Cieszę się, że lektura przypadła Ci do gustu (inaczej być nie mogło ;) ). Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńI tak najpierw wypadałoby Ci przeczytać "Pana Mercedesa", więc do tej śpieszyć się nie musisz. :) Pozdrawiam. :)
UsuńDokładnie... i w tym roku jeszcze zbiór opowiadań i potem część trzecia. Będzie co czytać! ;)
UsuńMiałam możliwość zrecenzowania tej książki, ale podziękowałam, gdyż ciągle jestem z Kingiem na wojennej ścieżce :))
OdpowiedzUsuńPamiętam. :) A i "Pana Mercedesa" chyba nie czytałaś? Czy czytałaś? Nie pamiętam. :)
UsuńNie czytałam Pana Mercedesa, choć przyznam, że ta pozycja wyjątkowo mnie kusi, ale jak na razie dzielnie się opieram ;)
UsuńKiedyś ulegniesz. ;)
UsuńMnie też zawiódł "Pan Mercedes" i nie wiem, kiedy znów sięgnę po Kinga. "Misery" było świetne, ale czy pomysł trzeba powielać?
OdpowiedzUsuńPowtórzył się sam wątek pisarza w opałach, reszta to już coś zupełnie innego i wg mnie warto dać szansę drugiemu tomowi trylogii. :)
UsuńCo ja widzę. Pan King, ku uciesze Ewy napisał kolejną książkę. Na dodatek bardzo dobrą. Z tajnych źródeł wiem, jaki tytuł będzie nosiło ostatnie dzieło Stephena Kinga. Jest ktoś ciekawy?
OdpowiedzUsuńOstatnie? Prosimy, oświeć nas. :)
UsuńTESTAMENT
OdpowiedzUsuńPfff... ;)
UsuńA ja się cały czas obawiam, że podobnie jak "Pan Mercedes" ta powieść będzie przeciętna :( Z tego, co mi wiadomo, jej egzemplarz już do mnie idzie, więc pewnie sama niedługo się przekonam jak się sprawa przedstawia.
OdpowiedzUsuńCzekam na opis Twoich wrażeń. :)
UsuńMiałam długą przerwę od Kinga, chociaż nadal był dla mnie bezkonkurencyjnym wzorem pisarza. Pana Mercedesa dostałam na gwiazdkę, ale przeczytałam dopiero w maju, już nie mogę doczekać się tej książki. Mam nadzieję, że mimo sędziwego już wieku, Mistrz napisze jeszcze sporo pozycji :)
OdpowiedzUsuńTeż na to liczę. :) W końcu wygląda na człowieka w bardzo dobrej kondycji jak na swoje lata. :)
UsuńJeszcze nie przeczytałam "Pana Mercedesa", ale "Znalezione nie kradzione" też na pewno znajdzie się na liście, mimo średnio pochlebnych opinii. To co piszesz na końcu, rzeczywiście jest niepokojące. Mam nadzieje, że King będzie jeszcze długo, długo żył i pisał do końca.
OdpowiedzUsuńŻe będzie pisał do końca to pewne. Dla niego życie nie miałoby tyle sensu bez pisania. :)
UsuńIle razy widzę u Ciebie recenzję powieści Kinga, tyle razy mam wyrzuty sumienia, że tak go zaniedbałam. Zwłaszcza, że chwalisz, chwalisz, chwalisz. ;)
OdpowiedzUsuńNie zawsze go chwalę, ale tym razem zasłużył. A za nadrabianie zaległości się bierz. Najwyższa pora. :)
UsuńNo wiem, wiem, ale tyle innych wspaniałości na mnie czeka. :D
UsuńA myślisz, że na mnie nie? :) Mam już obydwa tomy "Mojej walki" Knausgårda a pierwszego nawet nie przeczytałam. ;)
UsuńKoniec Świata Ewo! Biedronka zaczęła sprzedawać książki! W cenie 4,99. Tylko patrzeć, a Kinga będą dodawać do margaryny.
OdpowiedzUsuńA widziałeś tam choć jedną jego książkę? :)
UsuńOni dopiero zaczynają z tymi książkami... Będą mieć takie tanie wydania kieszonkowe... Okropieństwo... Ale masz racje, nie widziałem tam ani jednej książki Kinga, tym bardziej że nie chodzę do Biedro.
UsuńPoza tym będziesz bogata, bo nie poznałem Cie na tym zdjęciu
Bogata finansowo wcale nie chcę być. :)
UsuńCo? Tak gorąco, że nikt nie ma siły komentować?
OdpowiedzUsuńWszyscy wylegują się nad wodą, Marku. :)
UsuńMam póki co w planach "Pana Mercedesa", który leży u mnie od tamtego roku. Nie wyobrażam sobie, że mistrz miałby odejść. O nie...
OdpowiedzUsuńJa też nie...
UsuńObowiązkowa lektura dla mojego męża :) na pewno ją przeczyta i podobnie jak Ty będzie na pewno nią zachwycony :)
OdpowiedzUsuńNie może być inaczej. :)
UsuńChętnie przeczytam kiedyś tę trylogię. Cieszę się, że jesteś zadowolona z tej części i mam nadzieję, że Mistrz nie będzie za bardzo oswajał się ze śmiercią, bo chyba ma jeszcze sporo książek do napisania. Na to przynajmniej liczę. :)
OdpowiedzUsuńPoczekaj aż będą już wszystkie części to połkniesz je jedna po drugiej. :)
UsuńKing to bezapelacyjny mistrz. Nie mam nic przeciwko bazy na Misery, która była absolutni niesamowita, w dodatku przecież wiele autorów porusza podobne tematy, ale w zupełnie inny sposób. Każda książka jest inna :)
OdpowiedzUsuńBardzo dobre podejście do sprawy. :)
UsuńMuszę przyznać, że mnie Pan Mercedes rozczarował - albo może inaczej, wiem, że Kinga stać na dużo więcej. Dużo sztampowości, mało zaskoczeń. Sama nie wiem czy mam ochotę na kolejną część, choć jeśli wpadnie mi w łapki, to pewnie się skuszę :).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :)
A nie podpowiedziałam, że "Znalezione..." jest znacznie lepsze od "Pana Mercedesa"? :) Uwierz mi, że tak jest. :)
UsuńJa się niestety tak nie zachwycam. Jak kocham Kinga, tak niestety muszę być obiektywny i przyznać, że jego twórczość juz sie kończy. Ograne schematy w Zagnione nie kradzione się nawarstwiają, King jest już wtórny i nudny. Owszem na tle innych autorów to nadal marka, a zagnione nie kradzione świetnie się czyta i to nadal kawał dobrej rozrywki. Ale jak na Kinga, którego nazwisko zobowiązuje, to już słabiutko.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, nie mogę się zgodzić z Twoim zdaniem. "Przebudzeniem" King mile mnie zaskoczył. Nie uważam, by King "się kończył", jak to określiłeś. :) A po drugie, nie "Zaginione nie kradzione", a "Znalezione nie kradzione". :)
UsuńNo jasne, moja pomyłka, za szybko pisałem.
UsuńPodejrzewam że znasz i czytałaś stare klasyki Kinga, zresztą sama wspominasz o nawiązaniu do Misery. Zresztą - nawiązanie to zaleta, ale wykorzystywanie tych samych motywów, to już wyraz braku pomysłu na coś świeżego. Znów mamy chociażby dziecko w niebezpieczeństwie. I żeby nie było - nie chcę powiedzieć, że to zła książka. Na tle setek innych wypada znakomicie. Ale są też setki lepsze od współczesnego Kinga, który jest już wyrachowany, schematyczny, pozbawiony świeżości. Zresztą... wydawanie dwóch książek rocznie? Trudno uwierzyć żeby w ogóle on je pisał.
Sugerujesz, że King może robić to, co Patterson? "Sprzedawać" nazwisko pod książkami, które pisze ktoś inny? Nie wydaje mi się...Znasz pewnie jego biografię, prawda? Jeśli tak to wiesz na pewno, że King pisze od szczeniaka - to całe jego życie, może nawet już uzależnienie. Pisząc walczy ze swoimi demonami. To jego forma terapii i dlatego tych książek jest aż tyle, dlatego powstają dwa tytuły rocznie. Oczywiście to tylko moje przypuszczenie. Jak jest naprawdę, wie tylko on, jego najbliżsi i współpracownicy.
UsuńZgadzam się, że jego wcześniejsze książki były lepsze od tych wydawanych współcześnie. W końcu chyba każdy pisarz ma swoje złote lata w tworzeniu i te gorsze. Te złote w przypadku Kinga już były, ale ja jeszcze wierzę (być może naiwnie), że on jeszcze nas zaskoczy, pozytywnie zaskoczy. :) Może niekoniecznie jakimś super oryginalnym pomysłem na fabułę, może faktycznie już do końca będzie bazował na tym, co już było, ale mnie to chyba jakoś mocno nie będzie przeszkadzało. Byleby nie porwał się na autoplagiat w skrajnym wydaniu. ;) Zresztą, niektóre z jego pomysłów były (i są) tak dobre, że są godne powtórki w nowej odsłonie. Chętnie przeczytałabym zupełnie nową historię na kanwie np. "Dzieci kukurydzy" (bo to opowiadanie, wg mnie, i tak nie jest tak dobre, jak mogłoby być, gdyby je dopieścić, rozwinąć i nieco mocniej "dostraszyć").
Ja też nie mam takiej wiedzy, żeby stwierdzać, ze pisze sam lub nie pisze sam. Tego się już raczej nie dowiemy. Mimo wszystko uważam, że regularnie dwie książki rocznie w jego wieku to olbrzymie tempo. A może faktycznie pisze sam i stąd zniżka jakości.
UsuńGeneralnie ja tam Kinga lubię, czytam każdą jego kolejną książkę i nie jestem tu by go hejtować. Stwierdzam tylko, że aż tak się nie zachwycam, bo mam w głowie o wiele lepsze powieści Kinga, na których tle Znalezione nie kradzione (już poprawnie) wypada przeciętnie :)
Rozumiem i ja też nie zachwycam się każdą jego powieścią, aczkolwiek są gusta i guściki. :) Wg mnie "Znalezione..." nie wypada najgorzej, a już na tle "Pana Mercedesa" wypada bardzo dobrze. :)
UsuńA wiesz, że ostatnio też się nad tym zastanawiałam? King towarzyszy mi całe moje czytelnicze życie. Dorastałam razem z nim, nawet pokuszę się o stwierdzenie, że dojrzewałam razem z nim - on w swoim pisarskim warsztacie, ja w czytelniczym świecie - próbując różnych utworów i kombinacji, docierałam do smaków, które najbardziej mi odpowiadają i zostałam z nimi na lata. Czy ja wiem, czy zmiana frontu jest dla pisarza dobra? Pokuszę się o stwierdzenie, że niekoniecznie, bo żeby dojść do dawnego poziomu w tym nowym obszarze, potrzebne jest niemal drugie życie. Chciałabym i tego Kingowi życzę.
OdpowiedzUsuńWiadomo, że zmiana frontu nie zawsze wychodzi na dobre pisarzowi, ale z drugiej strony wcale nie dziwię się tym, którzy się tego podejmują, bo w końcu ile można "siedzieć" w jednym nurcie? King chciał odmiany i wcielił ją w życie. W przypadku pierwszego tomu nie wyszło mu to najlepiej, ale w drugim zdecydowanie się poprawił. Takie jest moje zdanie. :) A tych żyć niech ma jak najwięcej... :)
UsuńWielki podziw dla tego pisarza, że nadal jest tak płodny, przynajmniej literacko. :)
OdpowiedzUsuńOj, tak. :)
UsuńPanie King, Ewa Książkówka z chęcią pomoże Panu napisać kolejną książkę. Podpowie, doradzi, podrzuci pomysł i poprawi ewentualne błędy. To będzie najlepsza Pana książka. Z resztą, jak się Pan pewnie domyśla, Ewa zrobi dla Pana wszystko. Proszę więc nie zwlekać, puki piękna i młoda:))
OdpowiedzUsuńDla mnie ta książka była inna niż Pan Mercedes. Miała w sobie więcej kingowskiego stylu. Odrobinę brakowało mi głównego bohatera z Pana Mercedesa, za to końcówka bardzo w stylu Kinga ciekawe co nowego wymyśli. U mnie opinia na jej temat się tworzy :P
OdpowiedzUsuńTak, jest inna. Lepsza. :) Znacznie więcej Kinga w Kingu :)
UsuńMimo, że dawno po Kinga nie sięgałam, a i gatunek, w którym głównie tworzy, gości u mnie rzadko, to jednak jakoś jego książki do mnie przemawiają. Zawsze sprawiają mi przyjemność, poruszają, pobudzają wyobraźnię. Z Twojej recenzji wynika, że i tak byłoby w przypadku tej książki.
OdpowiedzUsuńA u Ciebie często gości fantastyka, a u Kinga jej elementów tez nie brakuje, choć w trochę innej odsłonie niż Ty to preferujesz. :) Śmiało. :)
Usuń