Marudne, humorzaste, złe, apodyktyczne, zagubione, roztrzepane, rozkojarzone, niepotrafiące czytać map, nieumiejące w sposób klarowny wytłumaczyć zagubionemu drogi do celu, rzadko znające się na motoryzacji i innych typowo „męskich sprawach” – są takie istoty na świecie! Często dużo wymagają, bywają despotyczne i w oczach wielu osobników płci brzydkiej stanowią zło tego świata. Jednak czy ten potrafiłby się obejść bez nich? Najprawdopodobniej nie, bo to właśnie KOBIETY są jego siłą napędową (moja zgryźliwa natura nakazuje mi dodać, że tuż obok pieniędzy i seksu, ale nie… nie powstrzymam się… ;)).
A jak one się na to zapatrują? Pewnie wiele pań zgodzi się ze mną, że świat dla płci pięknej jest jak dzika i niebezpieczna dżungla, gdzie na każdym kroku czyhają zasadzki, a w tej dżungli najgroźniejszymi drapieżnikami są… oczywiście mężczyźni! Nieustająca wojna płci od zawsze była źródłem literackich dywagacji. Czy to na poważnie, czy z przymrużeniem oka – nieważne. Ważne, że tego tematu nie sposób wyczerpać ani się nim znudzić.
Pewnie między innymi z tego powodu „Dziennik Bridget Jones” autorstwa Helen Fielding cieszy się niesłabnącym powodzeniem od chwili pojawienia się na rynku, a ekranizacja chyba już na dobre umocniła książkę w kanonie lektur rozrywkowych. Jednak czy powinno się ją rozpatrywać tylko w kategorii rozrywki? O tym za chwilę. Najpierw kilka słów o samej fabule, którą i tak pewnie większość czytelników mojego bloga już zna, ale na wypadek, gdyby znalazł się jeszcze jakiś rodzynek…
Bridget Jones to trzydziestokilkuletnia stara panna lub singielka (jak kto woli), ale niekoniecznie z wyboru. Bridget bardzo chciałaby poznać mężczyznę swego życia, lecz jej zwichrowana natura albo zły, okrutny i nieustępliwy los ciągle podsuwa jej emocjonalnych (i nie tylko) popaprańców, którzy zdają się czyhać na dogodną chwilę, by zapolować z maczetą na jej delikatne i wątłe serce. Owe zamachy kończą się zazwyczaj sukcesem, a biedna Bridget znów zaczyna studiować poradniki tyczące się relacji damsko-męskich, zapijając sowicie cierpienie alkoholem, trując je dużą dawką nikotyny i atakując zmasowaną ilością słodkości. Kończy się to zwykle dantejskimi scenami po bliskim spotkaniu z wagą, która niewzruszona rozpaczą bohaterki pokazuje coraz to wyższe wartości. Zatem jaki może być finał zakochania i romansu z szefem, który jest (delikatnie rzecz ujmując) wyjątkowo kochliwy i wrażliwy na kobiece wdzięki? No cóż… sprawdźcie sami.
Gwarantuję, że ta gorzko-wesoła historia pisana w formie pamiętnika nie pozwoli Wam się nudzić i wywoła naprawdę wiele chwil z uśmiechem na twarzy. Ta nieporadna, roztrzepana, chwilami infantylna i dziecinna kobieta ma tak niebywały urok, że nie sposób mu się oprzeć. Zabawna i z pozoru niewnosząca nic wartościowego w życie czytelnika historia, tak naprawdę okazuje się być świetną formą autoterapii w chwilach zwątpienia i w tzw. gorszych dniach. Przypomina nam, że wszystko, co złe, kiedyś wreszcie musi się skończyć, bo szczęście w końcu puka do drzwi i każdy na nie zasługuje. Mówi także o tym, że nie ma wśród nas ideałów, że każdy ma swoje wady, w każdym z nas można też odnaleźć większą lub mniejszą cząstkę Bridget Jones. Wszak ona jest prawdziwa, pełnokrwista – jak my.
Przeciwnicy „Dzienika Bridget Jones” – krzyczący że to dno, wodorosty i sto metrów mułu – niech mówią, co chcą. Ja chyba już zawsze będę cenić sobie tę pozycję za chwile radości, które potrafią dać nadzieję na lepsze jutro. A Wy? Lubicie tę kobietkę?
Ocena: 4,5/6
Ja ją uwielbiam :)
OdpowiedzUsuńSwego czasu bardzo podobały mi się "dzienniki" Bridget Jones. Ciekawe, jak teraz bym je przyjęła? Pewnie nadal bym się zaśmiewała, jak za pierwszym przeczytaniem ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
o matko, kiedy ja to czytałam :D zarówno tę część, jak i kolejną... kilka ładnych lat będzie :) ale wówczas mi się podobała ta lekka, śmieszna historia :)
OdpowiedzUsuńMasz rację. Arcydzieło to to nie jest, ale jak przyjemnie spędza się przy tej książce czas! :)
OdpowiedzUsuńJeszcze nie czytałam, ale czas to zmienić
OdpowiedzUsuńDłuuugo się powstrzymywałam przed Bridget, dopiero niedawno obejrzałam sobie film, który zapewnił mi niezłą rozrywkę, ale do książki jakoś mnie nie ciągnie:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Chyba z trylion razy (no może trochę przesadziłam ;)) oglądałam film na podstawie tej książki. Ale czytać to jej chyba nie czytałam, a wiem, że chciałam ;)
OdpowiedzUsuńCzytałam książkę, dobra lektura na wieczór, aby się rozluźnić i pośmiać. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńA ja dobrze wspominam "Dziennik Bridget Jones" - lubię czasami sięgnąć po takie lekkie książki, które wprawiają w dobry humor. :)
OdpowiedzUsuńŚwietnie się przy niej bawiłem, co najmniej równie dobra jak film, no i widać, że była to inspiracja dla polskiej literatury kobiecej - Grocholi itd., co zresztą widać po stylu ale której daleko, niestety, do pierwowzoru.
OdpowiedzUsuńHonorato - nie dziwi mnie to. :)
OdpowiedzUsuńCinnamon - myślę, że tak...Tego typu książki raczej nie tracą na swoich właściwościach rozweselających. :)
Miłośniczko Książek - może warto sobie znów ją przypomnieć?:)
OdpowiedzUsuńbezrobotna.pl - nawet bardzo przyjemnie. :)
Kingo - nadrób zaległości koniecznie. :)
OdpowiedzUsuńIsadoro - i nie trzeba było się powstrzymywać, bo choć to film z kategorii nieambitnych to zapada w pamięci. Książka również. :) Pozdrawiam.
Irenko - ja też. :) Jak tylko tv ją przypomina zawsze ją oglądam. :)
OdpowiedzUsuńMelanio - tak, doskonały odstresowywacz. :)
Sylwuch - ja tak samo. :)
Marlow - mam podobne zdanie. :)
Oglądałam film i choć nie przepadam za tym gatunkiem, to był całkiem sympatyczny :) Książki nie czytałam ale jest na mojej liście stu książek, więc pewnie po nią sięgnę. Świetna recenzja, początek mnie zabił ;))
OdpowiedzUsuńnie wiem czemu mnie do niej nie ciągnie;)
OdpowiedzUsuńMoże przeczytam, ale nie wiem:D
Rincewind99 - dziękuję bardzo. :):) Ja też zaczęłam od filmu, więc nie masz się co przejmować niewłaściwą kolejnością, bo odbiór książki na tym wcale nie traci wg mnie. :)
OdpowiedzUsuńHadziu - przecież nie musi. :) Ale w ramach poprawy humoru na jesienne dni polecam. :)
Książka rzeczywiście może wprawić czytelnika w dobry nastrój i czasem,to wystarczy by ksiązka zyskała wielka popularność.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńKto by pomyślał że właśnie tutaj znajdę recenzję Bridget ;-) A ja myślałam że takie książki omijasz szerokim łukiem ;-p Dobra, już Cię nie drażnię. ;-) Sama lubię czasem poczytać takie sympatyczne książki. Szczególnie takie które mimo całej przewidywalności jednak czymś mnie zaskoczą, fajnym szczegółem, sceną, splotem akcji... Taka własnie była dla mnie Bridget :-)
OdpowiedzUsuńCzytałam i miło wspominam:-)
OdpowiedzUsuńHordubal - i podobnie chyba było z Bridget. :)
OdpowiedzUsuńAlison moja droga ;) - widzisz, potrafię Cie jeszcze jednak zaskoczyć. :P;) Naszło mnie na Bridget i cóż poradzić? ;) A ta książka ma swój urok. :)
Izabell - to tak jak ja. ;)
Książki nie czytałam, ale film widziałam wiele razy i bardzo go lubię - na pewno nie jest genialny, ale ciepły, sympatyczny i zabawny. Nie wszystko musi być z najwyższej półki, żeby się fajnie czytało/oglądało :)
OdpowiedzUsuńParę lat temu próbowałam czytać tę książkę, ale chyba byłam po prostu na nią za młoda, bo jakoś nie bardzo mnie przekonała i porzuciłam po kilkudziesięciu stronach. Może jeszcze kiedyś do niej wrócę. Film mi się podobał.
OdpowiedzUsuńKsiążkozaurze - nic dodać, nic ująć. :) Film również widziałam już wiele razy. :)
OdpowiedzUsuńMarto - jeśli tylko film Ci się podobał to wróc jeszcze do książki. W końcu trafisz z nią na właściwy moment. :)
A ja przyznaję, że nie czytałam "Dziennika Bridget Jones", i mimo wszystko jakoś nie mogę się do niego przekonać. Może film obejrzę, z ciekawości, choć wyznaję zasadę- najpierw książka, później film.
OdpowiedzUsuńAgato - myślę, że w tym przypadku nie trzeba się tak mocno trzymać tej zasady. Nic się nie stanie jeśli zmienisz kolejność jak zrobiło wielu w tym ja. ;) Jeśli będziesz miała ochotę na coś lekkiego, zabawnego co poprawi Ci nastrój to poznaj Bridget. :)
OdpowiedzUsuńczytałam kiedyś, nawet mi się podobało
OdpowiedzUsuńLubimy i to jak! Zabawna, wtłoczona w formę, biedna Bridget... A jednak sobie radzi! Mnie jeszcze bardziej podobała się druga część książki, przy której śmiałam się do rozpuku;) Miłe wspomnienia. Filmy też lubię.
OdpowiedzUsuńUwielbiam "Dziennik...", to jedna z tych książek, którą czytałam wiele razy i nadal mam ochotę czytać :D
OdpowiedzUsuńAlannado - :)
OdpowiedzUsuńDanusiu - muszę się zaopatrzyć czym prędzej w drugą część. :)
Pandorcio - i ja pewnie do niego jeszcze wrócę. :)
Uwielbiam tę bohaterkę. Książkę czytałam dawno temu, chichocząc raz po raz, bo nasycona jest przednim humorem.:) A jej autorce znakomicie udało się stworzyć modelową postać współczesnej kobiety z jej wszystkim typowymi obsesjami i marzeniami. Pewnie dlatego książka i filmy cieszą się niesłabnącą popularnością.
OdpowiedzUsuńBeato - ano tak...Ponadto Bridget nie jest wyidealizowana, wręcz przeciwnie. :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam tą książkę jak i film :)
OdpowiedzUsuńJa bardzo lubię film! Naprawdę poprawia humor :-). Świetnie dobrana obsada. A książkę czytałam, ale mniej mi się podobała. Może to kwestia tłumaczenia. Nie wiem.
OdpowiedzUsuńKsiążkę czytałam dawno temu i nie polubiłam głównej bohaterki. Trudno mi powiedzieć dlaczego, jakoś Bridget nie podbiła mojego serca.
OdpowiedzUsuńHibou - ja również. :)
OdpowiedzUsuńFelicjo - też ociupinkę wyżej stawiam film niż książkę, ale ostatecznie obie wersję lubię bardzo. :)
Dosiaku - a film widziałaś?:)
Film jest świetny, ale książka mi się nie podobała. Jakoś tak topornie napisana, i zupełnie nie trafiła w moje poczucie humoru. Co ciekawe - ekranizacji się to udało;)
OdpowiedzUsuńCarrie - może to też rzecz wydania? Z tego co wiem było ich sporo.
OdpowiedzUsuńJakoś nigdy nie ciągnęło mnie tej pani z toną kompleksów i wiecznymi problemami z facetami. Nie jestem ani jej zwolenniczką, ani też przeciwniczką. Jakoś obojętnie podchodzę do tej książki i nigdy nie dałam ponieść się fali euforii. Poza tym, ze mną jest tak, że im więcej szumu robi się wokół czegoś, tym ja biorę od tego większy dystans. Może kiedyś przeczytam, choć nie obiecuję, bo nie lubię czytać książek, których fabułę już znam z opowiadań. Taka moja przekora :-)
OdpowiedzUsuńAga - czasem zdarza się, że te osławione tytuły wokół jest dużo szumu są rzeczywiście naprawdę dobre. Może nie będę tu wychwalać akurat Bridget Jones, bo to byłaby przesada, ale np. "Igrzyska śmierci"...:) Nie ma co tak wszystkich "sławnych" tytułów generalizować. :)
OdpowiedzUsuńEwuś, ale ja nie twierdzę, że Bridget jest zła i że w ogóle nie będę jej czytać. Być może kiedyś po nią sięgnę, tak dla odprężenia. U mnie z tą książką jest dokładnie tak samo, jak z "Wichrowymi Wzgórzami". Już nawet któraś blogerka mnie wręcz prosiła, żebym wreszcie te Wzgórza przeczytała, a mnie jakoś z nimi nie po drodze, bo znam fabułę. Wolę przeczytać coś, co jest mi zupełnie obce, niż coś, co w jakiś sposób już znam. Natomiast "Igrzysk..." nie znam zupełnie, więc tutaj bym się pokusiła i to już, gdybym miała taką możliwość :-)
OdpowiedzUsuńAga - to trzymam za słowo, że recenzję "Igrzysk..." kiedyś u Ciebie na blogu zobaczę. :)
OdpowiedzUsuńSzczerze ? nawet tej książki nie czytałam ;)
OdpowiedzUsuńPora się jednak za nią zabrać.
Dość sceptycznie podchodzę do tej książki. Jakoś mnie ona nie przekonuję, ale może kiedyś się to zmieni:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!
Jestem bardzo ciekawa tej książki.
OdpowiedzUsuń..."niepotrafiące czytać map, nieumiejące w sposób klarowny wytłumaczyć zagubionemu drogi do celu, rzadko znające się na motoryzacji i innych typowo „męskich sprawach” – są takie istoty na świecie!" - to przecież o mnie! :D
OdpowiedzUsuńLubię. Bo każda kobitka ma w sobie coś z Bridget! :)
haha! Ja jak komuś tłumaczę drogę do celu, to uruchamiam wszystkie zwoje mojej mózgownicy i muszę wyobrazić sobie, która to strona lewa, a która prawa. Nie umiem też szacować odległości w metrach. Nie wiem np., ile to jest 50 metrów. To dla mnie abstrakcja :D
OdpowiedzUsuńFilmy kocham, ale książek nie czytałam - kiedyś muszę! :D
OdpowiedzUsuńFilm widziałam, za książkę jakoś się jeszcze nie zabrałam. Ale na pewno przeczytam, bo Bridget jest tego warta ;)
OdpowiedzUsuńCzytałam tę książkę i oglądałam film. Obie wersje bardzo mi się podobały. Są takie lekkie i humorystyczne.
OdpowiedzUsuńPierwszy egzemplarz "zczytany", drugi jeszcze się trzyma, pewnie na trzecim się nie skończy ;)
OdpowiedzUsuńWstyd się przyznać, ale...nie czytałam :D
OdpowiedzUsuńChociaż jakoś nie ciągnie mnie do tej książki. :)
Filmy? Bardzo lubię! Książkę? Wstyd, ale jeszcze nie czytałam. Wiem, wiem. Muszę to zmienić. I zmienię! Obiecuję... sobie ;)
OdpowiedzUsuńWiedźminko - prawda! :)
OdpowiedzUsuńKasandro - skuś się, warto. :) Pozdrawiam.
AnnieK - przeczytaj ją. :)
OdpowiedzUsuńOleńko - mam podobnie, choć akurat z lewą i prawą stroną problemów nie mam. ;) Jednak gdy kurier dzwoni z jakiejś bliskiej mi, ale jednak słabo znanej wioski pytając jak do mnie dojechać to najpierw się plączę, potem jąkam, miedzy czasie pot rosi moje czoło, a na koniec w poczuciu klęski oddaję słuchawkę komuś z rodziny. ;) Oj biedny żywot nas kobiet, biedny...;) Kierowcą też wyśmienitym nie jestem. ;)
symtuastic - koniecznie! :)
OdpowiedzUsuńPaulo - oj tak, jest tego warta. :)
Cyrysiu - dokładnie, odstresowujące. :)
OdpowiedzUsuńTaki jest świat - haha i to mi się podoba. :):)
Kingo - ja też się długo zbierałam, zdążyłam obejrzeć już wiele razy film za nim zabrałam się za książkę. :)
OdpowiedzUsuńRuczku - koniecznie! :) Warto. :)
Uwielbiam książkę jak i film. Oczywiście najpierw obejrzałam film, widziałam obie części chyba ze 100 razy ale i tak nigdy mi się nie znudzą. Książkę znalazłam przez przypadek w Matrasie - dwie części kosztowały mnie aż 10 zł ;). Czytałam kilka razy ale za każdym śmieję się jak głupia ;p. bardzo lubię i dziwię się jak można nie lubić Bridget ;). Mam nawet dwie książki w tym stylu - "Jestem nudziarą" i "Z deszczu pod rynnę" - bardziej polecam tą pierwszą ;).
OdpowiedzUsuńBlackRose - dzięki za info, rozejrzę się za nimi na pewno skoro sa w podobnym stylu. :)
OdpowiedzUsuńA mi bardzo się podobała ta książka
OdpowiedzUsuńuśmiałam się przy niej, zdecydowanie poprawia humor !
OdpowiedzUsuńTeż uwielbiam tę kobietkę - rzeczywiście idealna na poprawę humoru i odstresowanie się :))
OdpowiedzUsuńO, tak - oddaję słuchawkę komuś z rodziny. A fakt, że mój mąż, który nie pochodzi stąd lepiej się orientuje w terenie tutaj niż ja, rodaczka, to już w ogóle dobrze o mnie świadczy :)))
OdpowiedzUsuńJa kierowcą kiedyś próbowałam być i przestałam ... -.-
:* :)
O "Brygidzie Jones" mam podobne zdanie jak autorka "Świata według blondynki" - ot, nieporadna i roztrzepana kobiecina. ;) Książki nie czytałam, ale film widziałam już kilkakrotnie. ;)
OdpowiedzUsuńNa Zielonym Wzgórzu - :)
OdpowiedzUsuńTosiu - ja również. :)
Bibliofilko - oj tak. :)
Olu - po namyśle stwierdzam, że ja tez powinnam już chyba przestać próbować...;)
Malutka - taka jest, ale swój urok bez wątpienia ma. :)
Widziałam :) I chyba film jest lepszy od książki :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię, jak w ogóle można jej nie lubić ?! :) Książkę czytałam raz i bardzo mi się podobała ale film mogę oglądać bez końca -to taki mój niezawodny rozweselacz :)Często słucham także piosenek z filmu :)
OdpowiedzUsuńDosiaku - też mi się tak wydaje. :) Ale książkę też lubię. :)
OdpowiedzUsuńDalio - podobnie jak ja. :) Fil oglądam zawsze, gdy tylko tv go powtarza. :)
oglądałam tylko film i bardzo go lubię- idealny na poprawę humoru :) na razie nie czuję potrzeby zabierać się za książkę :)
OdpowiedzUsuńMagdo - zgadzam się, film jest świetny. Książka też niczego sobie. :)
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerze, że książki nie czytałem choć nie stronię od powieści ukazujących wrażliwą i delikatną sferę kobiecej spektakularności. Wiele mężczyzn mogłoby zmienić swój punkt widzenia, po przeczytaniu tej książki. Mój punkt widzenia się zmienił dziękuję za tą recenzję. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPatryku - coś w tym jest co piszesz, może faktycznie troszkę inaczej spojrzeli by na kobiecą na turę po takiej lekturze. :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńdzięki Bridget pozbyłam się niejednego kompleksu ;-) pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńNiedoczytana - ja chyba też. :D Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńCzytałam chyba wieki temu ;) Ale bardzo sympatycznie wspominam, bo Bridget ma w sobie coś z każdej z nas..
OdpowiedzUsuńwarto przeczytać jesli się widziało film?
OdpowiedzUsuńNailo - dokładnie tak...:)
OdpowiedzUsuńAlojko - jak najbardziej! :)
Mam obie części na półce. Nie mogę już doczekać, kiedy je przeczytam! :)
OdpowiedzUsuń~Demismo - a ja jeszcze drugiej nie mam, ale braki na pewno nadrobię. :) Pierwszą polecam! :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam kiedyś obie części książki, filmy widziałam i bardzo miło wspominam i jedne i drugie :) Taką literaturę traktuję jako swoisty "reset dla mózgu", kiedy dość już mam książek z troszkę trudniejszą tematyką :)
OdpowiedzUsuńJenah - ja również tak traktuje tego typu książki. Doskonałe "odmóżdżacze". :)
OdpowiedzUsuńNie samą literaturą wysokich lotów człowiek żyje. "Bridget Jones" lubię zarówno w wersji książkowej jak i filmowej. Druga część nie jest już tak dobra jak pierwsza, ale też zapewnia dużą dawkę rozrywki.
OdpowiedzUsuńAnnRK - jak dorwę drugą część to na pewno ocenię i opowiem o swoich wrażeniach. :)
OdpowiedzUsuńMoja mama uwielbia film, a więc muszę ją na kusić na książkę ;)
OdpowiedzUsuńMadaleno - koniecznie. :)
OdpowiedzUsuńTeż pytanie! Jasne, że lubimy. Przynajmniej tę panienkę znaną z filmu. A jeśli będziemy mieć jeszcze okazję przeczytać książkę... Też bardzo chętnie, też w wolnej chwili, dla odprężenia.
OdpowiedzUsuńMery - koniecznie, koniecznie! :)
OdpowiedzUsuńJest to na pewno lekka książka, słodko-gorzka - mówiąca o tym co nas interesuje najbardziej, czyli o kontaktach damsko-męskich :) Ja się skuszę, chociaż znam już film :)
OdpowiedzUsuńFuzjo - ja też film widziałam, ale zdecydowałam się na książkę i nie żałuję. :) Polecam!
OdpowiedzUsuńZamierzam przeczytac tę ksiazke :) Ale nie wiem kiedy w koncu bede miala okazję, żeby po nią sięgnąć.. tyle jeszcze ksiazek mam do przeczytania..
OdpowiedzUsuńuwielbiam tą bohaterkę!
OdpowiedzUsuńa jak tylko widzę film to mimo, że widziałam go masę razy to i tak zerkam choć jednym okiem
Natasho - ja też długo czekałam na okazję aż w końcu powiedziałam sobie, że jak nie teraz to nigdy i podziałało. :)
OdpowiedzUsuńEjotek - mam identycznie...;)
OdpowiedzUsuńBardzo chciałabym przeczytać książkę, bo film oglądałam już dużo razy i bardzo mi się podoba. Ahh... miała bym szczęście gdybym zgarnęła ją w twoim comiesięcznym rozdawaniu ;)
OdpowiedzUsuńKto wie, może szczęście uśmiechnie się akurat do Ciebie? Okaże się. :) Powodzenia!
UsuńPewnie, że lubimy! Świetna lektura na zimne, deszczowe dni! A ta muzyka z filmu, urocza!
OdpowiedzUsuń