wydawnictwo: Akurat
data wydania: 25 czerwca 2014
ISBN: 9788377587201
liczba stron: 304
Mężczyzna otwiera oczy. Jest
ranek. Pogoda iście irlandzka – za oknem tylko deszcz niesiony podmuchami
wiatru. Wie, że jeśli chwilę dłużej poleży w łóżku, to na pewno spóźni się do
pracy, ale i tak wyleguje się w najlepsze. I w zasadzie nic nie jest w stanie zaburzyć
jego porannej sielanki, nie licząc natarczywego głosu, który niemal krzyczy: „Nakarm
mnie!” Po dokładnych oględzinach jest już pewien, że ów głos nie wydobywa się z
jego pustego brzucha – więc skąd?
Co za życiowa beznadzieja! Nie ma śniadania, nie było kolacji, do tego poddano mnie kastracji[1].
No tak, to tylko kot… Kot?!
Co się głupio gapisz? Dałbyś szyneczki[2].
Życie Wowy (właściwie Wawrzyńca),
bohatera książki Łukasza Steca pt. Psychoanioł
w Dublinie, do najłatwiejszych nie należy. Nie dość, że notorycznie spóźnia
się do pracy w firmie, która zajmuje się produkcją oraz sprzedażą pierogów, a
jego kot, Borys, ma depresję i już kilkakrotnie podejmował się prób
samobójczych, to został mu raptem tydzień życia. Tydzień, w którym Wowa ma
jedyną w swoim rodzaju szansę na odwrócenie biegu swojego losu i wymknięcie się
z rąk śmierci. Naturalnie, jeśli można wierzyć zapewnieniom faceta w białym
fartuchu oraz indiańskim pióropuszu na głowie, który to przybywa z Niebios jako
osobisty psychoanioł Wawrzyńca i obwieszcza, że czeka go nagła śmierć.
Sprawa prosta nie jest, bo nie
dość, że bohater ma niewiele czasu na ratowanie własnego życia, to nie ma też pojęcia,
z czyich rąk ewentualnie mógłby zginąć. Któregoś ze współlokatorów? Byłej żony
Dezyderii? Może to jej ojciec, urażony, że Wowa śmiał porzucić jego ukochaną
córeczkę? Wszak:
Wielokrotnie grozili ci śmiercią, kastracją, trepanacją czaszki, a nawet trwałą ondulacją[3].
Bez względu na to jak potoczą się
losy bohatera, musicie wiedzieć, że podczas ich śledzenia czeka Was niewyobrażalna
dawka śmiechu, takiego aż do bólu twarzy. Postacie wykreowane przez Steca są
obłędne: beztroski Wowa o duszy niespełnionego i niedocenionego artysty,
zdołowany kot Borys, przytłoczony swoją egzystencją w roli kastrata,
psychoanioł Alfred, który przypomina Jima Carrey’a w wersji indiańskiej i inne
poboczne, ale równie udane osobistości. Lekki i zabawny styl autora dopełnia
dzieła.
Fani miksów gatunkowych również
będą powieścią Steca usatysfakcjonowani, bowiem mamy tu nieco kryminału, sporo
fantastyki, wątki romantyczne (z tymi w kociej wersji włącznie) i groteskę.
Wszystko to razem podane jest w humorystycznej formie, która idealnie to
wszystko łączy i sprawia, że żal rozstać się z książką.
Cieszę się ogromnie, że to
właśnie z Psychoaniołem w Dublinie
mogłam zacząć nowy, czytelniczy rok i tak świetnie przy tym bawić się, choć po
tej powieści zupełnie tego nie spodziewałam się. Opowieść Łukasza Steca – to
dla mnie duża i bardzo pozytywna niespodzianka, która sprawiła, że chcę więcej.
Gwarantuję też, że i Wy zakończycie tę lekturę z tym samym odczuciem. Bierzcie
i bawcie się przy niej wszyscy! Ataki niekontrolowanego śmiechu gwarantowane!
Ocena: 6/6
[1] Ł. Stec, Psychoanioł w
Dublinie, Wydawnictwo Akurat, Warszawa 2014, s. 55.
[2] Tamże.
[3] Tamże, s. 114.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję jej Autorowi.
Wyzwania: Polacy nie gęsi.
Wow! Nie słyszałam o tej książce, ale taki wachlarz postaci po prostu mnie do niej przyciąga! Kot po kastracji jako bohater powieści. Kurcze, ale czad! :)
OdpowiedzUsuńCzad i to konkretny. :) Gwarantuję, że książka Ci się spodoba. :) Kot (Borys) jest obłędny... ;) Wowa i Alfred też. :)
UsuńBardzo mnie zaskoczyła Twoja mega pochlebna recenzja tej książki. Ja kiedyś otrzymałam propozycję jej zrecenzowania, ale nie zgodziłam się. gdyż jej fabuła jakoś mnie nie zainteresowała. Czy teraz żałuję tego kroku? Raczej nie, choć jak ponownie nadarzy się okazja, to tym razem z czystej ciekawości ją przeczytam.
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że i ja bardzo sceptycznie byłam nastawiona do tej książki z początku. Myślałam, że to taka (bez obrazy dla autora) głupawa opowiastka, a tu takie zaskoczenie. :) Świetnie mi się czytało "Psychoanioła...". :)
UsuńJuż dawno nie czytałam żadnej śmiechowej książki, narobiłaś mi ochoty na ,,PsychoAnioła w Dublinie" :)
OdpowiedzUsuńWiedz, że "Psychoanioł..." jest wybitnie śmiechowy. :)
UsuńKsiążka wydaje się być niesamowitą, coś się psuje, a jednak wciąż widnieje uśmiech na twarzy.
OdpowiedzUsuńPolecam, na poprawę humoru i na szare dni. :)
UsuńZa kotami nie przepadam, lecz tego mogłabym polubić. A śmiech w trakcie czytania to moja ulubiona reakcja.
OdpowiedzUsuńBorysa nie da się nie lubić. ;)
UsuńAch, więc to jest ta lektura, która wprawiła Cię w dobry nastrój w nowym roku :) Przyznam, że Twoja recenzja brzmi intrygująco i mam ochotę poznać przygody wszystkich nietuzinkowych bohaterów książki, zwłaszcza że trudno mnie rozbawić :P
OdpowiedzUsuńMnie też, przynajmniej jeśli chodzi o czytane przeze mnie lektury. :) A panu Stecowi się udało. :)
UsuńI właśnie dlatego muszę koniecznie poznać jego książkę. Może w końcu trafię na książkową komedię, która będzie mnie bawić :)
UsuńSkoro panu Stecowi udało się mnie rozbawić, to i pewnie z Tobą mu się uda. :)
UsuńJuz po kilku zdaniach Twojej recenzji zadecydowałam, że bardzo chcę tą książkę przeczytać! :D
OdpowiedzUsuńBardzo cieszy mnie Twoja decyzja. :) Jest bardzo słuszna. :D
UsuńO, chyba przydałoby mi się przeczytać taką lekką, wesołą książkę. Może nie pobiegnę od razu do księgarni, ale jak będzie okazja, to czemu nie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Szufladopółka
Polecam, gorąco polecam :) I pozdrawiam ciepło. :)
Usuńo to domyślałam się że to tak lektura Cię rozbawiła! szukam od czasu do czasu takich powieści, bo zawsze mam problem z tymi zabawnymi ;) z chęcią się za nią rozejrzę;)
OdpowiedzUsuńto ta lektura tak*
UsuńBo bardzo trudno znaleźć taką, która bawi do samego końca tak samo mocno. A "Psychoanioł..." taki właśnie jest. :) Serio, serio. :)
UsuńO wow! Jaki świetny pomysł na fabułę! Chcę przeczytać, nawet bardzo :)
OdpowiedzUsuńKoniecznie przeczytaj, będziesz się świetnie bawić. :)
UsuńJuż wiem że ta książka będzie jedną z pozycji do przeczytania w tym roku. A śmiech to zdrowie a że ja strasznie lubię się śmiać to na pewno prędzej niż puzniej sięgnę po tą książkę. Jednego jestem ciekawa czy NASZA Ania skusiła by się na przeczytanie książki z kotem w roli głównej.
OdpowiedzUsuńHehe, pewnie tak, ale z Ani się straszny leniwiec czytelniczy zrobił. W czasach liceum ciągle coś czytała, a teraz? Nic. :/
UsuńAle myślę że ten KOT by ją skusił.
OdpowiedzUsuńMożliwe. :)
UsuńJuż same cytaty wprawiły mnie w dobry nastrój, więc muszę sięgnąć po więcej. :)
OdpowiedzUsuńTak jest. Polecam. :)
UsuńEeee, okładka straszna, a treść brzmi jak dla mnie po prostu głupio. Nawet nie chciałoby mi się podjąć opiniowania takiej lektury. Ale skoro mówisz, że się uśmiałaś, to może nie jest z nią tak źle jak myślałam.
OdpowiedzUsuńAle ta książka jest warta uwagi. Uwierz mi. :)
UsuńKot! O tak! To musi być dobrze :D Sięgnę kiedyś na pewno :P Trochę się zgodzę z Basią Pelc, moja przed-komentatorką, że okładka średnia, skojarzyła mi się z "Horror Show" Orbitowskiego, ale z drugiej strony jakie to ma znacznie jak jest tak dobrze rekomendowana :)
OdpowiedzUsuńI mnie okładka początkowo odstraszała, ale okazało się, że zupełnie niesłusznie. :)
UsuńBrzmi ciekawie i zabawnie. Z chęcią poznam książkę :)
OdpowiedzUsuńPolecam gorąco. :)
UsuńMam tę książkę i muszę przyznać, że nieco mnie od lektury odstrasza okładka, ale skoro twierdzisz, że treść wywołuje dużo śmiechu i wesołości to z całą pewnością przeczytam... i to szybko!
OdpowiedzUsuńna mnie też tak działała, ale nie zwracaj na nią uwagi. Treść zrekompensuje brak walorów estetycznych. :)
UsuńUśmiałam się już przy oglądaniu samej okładki. Jest, powiedziałabym... dość niebanalna. A, ze jestem kociarą od stóp do głów, to na pewno dla samej tej okładki bym kupiła książkę. Po recenzji stwierdzam, że nie trafiłabym kula w płot, a wręcz przeciwnie. Nie ma nic lepszego, niż książki, które dostarczają ogromną dawkę witaminy ŚMIECH. :)
OdpowiedzUsuńSkoro jesteś kociarą to tę książkę łykniesz w ciągu chwili i będziesz nią zachwycona. Gwarantuję. :)
Usuń