Jakiś czas temu ktoś zapytał mnie
o tytuł filmu godnego poświęcenia mu cennych dwóch godzin, które na ogół trwają
kinowe produkcje. Odesłałam tę osobę na wybrane blogi recenzenckie podejmujące
się tematu, bo sama ze smutkiem stwierdziłam, że już dawno takiego filmuie
widziałam. Niedługo później przypadek sprawił, że nie tyle obejrzałam film godny
polecenia, co zobaczyłam jeden z najważniejszych w mym życiu obrazów. Tak, najważniejszych, dlatego proszę Cię,
mój drogi czytelniku, byś mój tekst przeczytał od deski do deski lub… nie
czytał go wcale.

Mateusz to zwykły młody chłopak.
Interesują go gwiazdy i wszechświat. Ma rodzeństwo i wspaniałych rodziców,
którzy są dla niego wzorem (zwłaszcza ojciec). Jest szczęśliwy, często się
śmieje, a gdy nikt nie widzi, ocenia, za pomocą samodzielnie dobranej skali,
kobiece biusty. Normalne życie dorastającego chłopaka? W zasadzie tak, nie
licząc jednego szczegółu – Mateusz nie jest w stanie wymówić ani jednego słowa.
Od urodzenia cierpi na chorobę, która uniemożliwia mu wyartykułowanie choćby
jednego słowa, chodzenie (porusza się na wózku inwalidzkim) czy posługiwanie
się rękoma (w tym samodzielne jedzenie, kąpiel i inne podstawowe czynności) –
chłopak jest według lekarzy rośliną.
Jak bardzo lekarze się mylili,
przekonujemy się szybko. Mateusz nie tylko rozumie otaczającą go rzeczywistość,
nie tylko racjonalnie myśli, ale też przeżywa i czuje – daleko mu do
wspomnianej rośliny. Na drodze swojego burzliwego życia poznaje wiele osób. Ci,
którzy teoretycznie powinni wiedzieć o jego chorobie najwięcej, tak naprawdę
nie wiedzą nic lub bardzo mało. Najwięcej człowieka w Mateuszu dostrzegają osoby
nijak związane z medycyną, to one pokazują mu świat i życie takim, jakim sami
przeżywamy je na co dzień. Pojawia się też kobieta, która trwale odmieni
rzeczywistość chłopaka. Odmieni ją, bo nie tylko ma odpowiednią ku temu wiedzę,
nie tylko słucha swej intuicji, ale przede wszystkim posiada wiarę. Wiarę, dzięki której zobaczyła w
Mateuszu to, czego nie widzieli inni.
 |
http://www.filmweb.pl/ |
Doprawdy, bladego pojęcia nie
mam, dlaczego obejrzałam ten film dopiero teraz – tak późno. Dlaczego nie
wybrałam się na seans tuż po premierze i niezwłocznie nie opowiedziałam Wam o
nim. Być może (oglądając uprzednio zapowiedzi tego filmu) obawiałam się
kolejnej ckliwej opowiastki o niepełnosprawnym, któremu życie dokopuje, ale i
tak wszystko kończy się przesłodzonym happy
endem. Oj, jakże się pomyliłam…
Nie było ckliwości, nie było
skrajności i nie było marnie wykreowanych ról. Był tylko i wyłącznie porażający realizm i świetne, profesjonalne
aktorstwo. Pamiętam, że gdy po raz pierwszy widziałam zapowiedź Chce się żyć w reżyserii Macieja
Pieprzycy, nie rozpoznałam od razu odtwórcy głównej roli, czyli Dawida
Ogrodnika (kojarzyć go możemy z kreacji „Rahima” w Jesteś Bogiem). Ten młody aktor był na tyle autentyczny, że byłam
przekonana, iż patrzę na człowieka, który faktycznie na co dzień zmaga się z poważną
chorobą. Dopiero seans przyniósł mi totalne zaskoczenie i stu procentowe
uznanie dla zdolności Ogrodnika. Do tej pory za wzór aktorski dla ról, w których
ktoś odgrywał osobę niepełnosprawną, służyli mi Dustin Hoffman za rolę w Rain Manie oraz Leonardo DiCaprio za Co gryzie Gilberta Grape’a. Teraz do tej
dwójki, w sposób w pełni zasłużony, dołącza Dawid Ogrodnik – młody człowiek,
który ma niebywały talent i wróżę mu jeszcze wiele sukcesów na polu zawodowym.
Jak już wspomniałam, przed
seansem obawiałam się, że Chce się żyć
to kolejna opowiastka, która uraczy widza skrajną wizją życia z niepełnosprawną
osobą. Opcja pierwsza: całość będzie stanowić przejaskrawioną i przesłodzoną
historyjkę o „biednym dziecku”, do którego los się uśmiechnął. Opcja druga: obraz
pokaże codzienność niepełnosprawnego (i jego najbliższych) tak, jak na ogół lubią
to serwować media, czyli istną gehennę, krzyż, który Bóg zesłał w gorzkim
postanowieniu testowania wiary swoich „owieczek”, koszmar niemal równy
naturalnemu kataklizmowi. W obrazie Pieprzycy nie ma ani jednego, ani drugiego.
Nie ma słodkiej opowiastki, bo nie brak tu gorzkich i do bólu autentycznych scen
wyjętych z prawdziwego życia osób zmagających się z chorobami. Nie ma tu
idealnych rodziców, którzy wbrew wszystkiemu walczą – to ludzie bardzo
kochający swojego syna, ale nadal tylko ludzie… nie istoty bez wad, odporne na
wszystko i wykazujące się ponadludzką wytrzymałością. Jednocześnie nie są to też
osoby, które ból istnienia mają wypisany na twarzy i sprawiają wrażenia, jakoby
spotkała ich kara najgorsza z możliwych. Są to najzwyklejsi rodzice, którzy
żyją z Mateuszem tak normalnie, jak to tylko możliwe. Rodzice szczęśliwi ze
swojego rodzicielstwa mimo przeciwności losu.
 |
http://www.filmweb.pl/ |
I to jest w tym filmie
najpiękniejsze. To jest to, co każe mi Wam powiedzieć: proszę, obejrzycie go wszyscy, bez wyjątku! Jeśli chcecie zobaczyć
prawdziwy obraz osób niepełnosprawnych, jak i najbliższych, którzy z nimi żyją,
to koniecznie się z nim zapoznajcie! Chce
się żyć mianuję dla Was pozycją obowiązkową.
Dzięki Pieprzycy i aktorom w filmie występującym (zwłaszcza dzięki Ogrodnikowi)
ujrzycie niepełnosprawnych jako ludzi
– takich samych jak Wy. Nie kosmitów z innej planety, nie istoty, które już na
starcie trzeba spisać na straty. Przestaniecie traktować każdego
niepełnosprawnego tak samo, przestaniecie każdego z nich mierzyć jedną miarą,
już nigdy więcej nie spojrzycie na osobę chorą fizycznie, jak na
niepełnosprawną umysłowo (bo wyobraźcie sobie, że te dwie dysfunkcje wcale nie
muszą iść w parze, o czym wielu zdrowych notorycznie zapomina albo zwyczajnie
nie wie).
Ten film to przede wszystkim
szansa dla osób niepełnosprawnych, że ci, którzy nie mają na co dzień większych
problemów ze zdrowiem, wreszcie spojrzą na te osoby tak, jak należy – jak na
pełnoprawnych ludzi, którzy mają takie same szanse na normalne życie jak każdy
inny. Na zdobywanie wykształcenia, na pracę, na rozwijanie pasji, na miłość.
Kurcze, nawet na seks (bo seks dotyczy także niepełnosprawnych – że tak pozwolę
sobie zasiać nutkę zgorszenia w waszych umysłach).
W życiu niepełnosprawnych wiele
się zmieniło – na lepsze. Nie tylko dzięki zmianom w systemie, ustawodawstwie
itd., które to i owo im ułatwiły, ale i ze strony samych niepełnosprawnych, w
ich postrzeganiu świata oraz siebie samych. Te osoby już nie boją się panicznie
wyjścia do ludzi, jak to kiedyś miało miejsce, nie boją się rozwijać, nie boją
się walczyć i pokazywać, że zasługują na wszystko to, co najlepsze. Zatem,
skoro oni zrobili milowy krok na przód, to pora także na Ciebie, Ciebie i
Ciebie – na Was wszystkich. Na zmianę waszego sposobu postrzegania tych osób. Na to byście w nich uwierzyli, tak jak
uwierzono w Mateusza. Czy warto? Już oni wam udowodnią, że warto.
Jeśli kiedyś, jakimś wspaniałym
zbiegiem okoliczności, zdarzy się, że pan Maciej Pieprzyca przeczyta mój wpis,
to pragnę mu z tego miejsca gorąco podziękować za ten film. Wiele dobrego Pan zrobił,
tworząc ten obraz – nie wiem, czy zdaje sobie Pan sprawę z tego, jak wiele.
Kawał dobrej roboty! Gratuluję!
A Wam wszystkim gorąco polecam
ten film. To kawał porządnej i wartościowej lekcji dla każdego. Dla tych,
którzy widzą w niepełnosprawnych tylko to, co złe. Dla tych, którzy się ich
boją. Dla tych, którzy boją się życia z nimi. Dla tych, którzy nie chcą w nich
uwierzyć. Obejrzyjcie – dla siebie i dla nich. Po stokroć – warto!