piątek, 30 listopada 2012

Niezapomniane lektury z naszego dzieciństwa - podsumowanie listopada





Za oknem deszcz, a my na przekór złej pogodzie, pooglądamy sobie wesołe wyniki akcji "Niezapomniane lektury z naszego dzieciństwa". Pamiętamy listopadowe lektury? Kto zapomniał, ma idealną okazję na odświeżenie pamięci, ponieważ tak wygląda lista najchętniej czytanych książek:


1. "O psie, który jeździł koleją" 5      
2. "Baśnie" 4
3. "Dzieci Pana Astronoma" 3
4. "Oto jest Kasia" 3
5. "Dzieci z Bullerbyn" 2
6. "Kajtkowe Przygody" 2
7. "Ziarenka Maku" 2
8. "Awantura o Basię" 0 


Najchętniej czytaną lekturą klasy trzeciej jest: "O psie, który jeździł koleją".

Przeczytaliście tę lekturę, aż 4 razy. Wśród tych opinii była taka jedna szczególna, która rzucała się w oczy. Co ją wyróżniało? Może... to, że opisywała jeszcze innych "psich" bohaterów? Może... to, że przedstawiła lekturę w bardzo piękny i wyróżniający się sposób? Ta osoba nie pisała nie wiem jak długo, ale szybko powiedziała to, co myśli. [LINK]
A tą osoba jest...
Melania


I, jak zwykle... DYPLOMIK






Recenzja Melanii jest jedną z wielu opinii, jakie do nas przysłaliście. Naprawdę jesteście genialni. No więc ile tych recenzji było? Otóż 18 wypowiedzi w formie 13 postów :) Opublikowanych przez 7 osób. Jak się spisaliście? Otóż lista układa się następująco (kolejność alfabetyczna):


1. Avo_lusion - 1
2. Karriba - 1
3. Krainaczytania - 1
4. Leanika - 2
5. Magdalenardo - 2
6. Krasnoludek - 3
7. Melania - 4
8. Silwercross - 6  

WOW! Silwercross! Ależ się naczytałaś! Koniecznie trzeba Ci podarować dyplom :)





Bardzo Wam dziękujemy.  Nie tylko za ten miesiąc, ale za trzy miesiące, w których braliście udział. Jednak wszystko się kończy :( Nasza akcja też. Z trudem uzgodniliśmy z Legerem, że przerywamy akcję na zawsze... ŻART! Nabraliśmy kogoś? Przyznać się! Owszem, akcję przerywamy, ale tylko na miesiąc. Grudzień jest bardzo "szybkim" miesiącem ze względu na święta. Kto chce wtedy zająć się czytaniem? Podejrzewamy, że będzie mała ilość chętnych, więc z klasą IV ruszamy w styczniu :) Spis lektur obowiązujący na tym poziomie edukacji, zostanie podany w Nowy rok!

wtorek, 27 listopada 2012

"Magiczne lato" w reż. Roba Reinera





Gatunek: Dramat, Komedia
Produkcja: USA
Premiera: 1 czerwca 2012 (świat)
Reżyseria: Rob Reiner
Scenariusz: Guy Thomas, Rob Reiner, Andrew Scheinman


Jak myślicie? Jak wiele można kupić za trzydzieści cztery dolary i osiemnaście centów? Jeśli chodzi o rzeczy materialne, to na pewno niewiele – jakieś przekąski, napoje lub bilet do kina. Niedużo tego. A jeśli by tak spróbować nabyć za tę kwotę coś niematerialnego? Powiecie, niemożliwe? Mylicie się! Jest ktoś, kto kupił za to… wyobraźnię.


www.filmweb.pl


Kupcem tym była dziewczynka imieniem Finnegan (nazwiskiem O’Neil). Zaciekawiona postacią niepełnosprawnego pisarza, który (na okres letni) zamieszkał w sąsiedztwie, niemal mimowolnie zaczęła szukać nici porozumienia, sposobu na lepsze poznanie tego schorowanego człowieka. Dość szybko jednak wspólnym gruntem na polu ich rozmów staje się pisarstwo. Finnegan zapragnęła, by Monte (bo takie imię nosi ów pisarz specjalizujący się w westernach) nauczył ją pisać opowiadania. Oczywiście nie za darmo – uiściła w tym celu stosowną i jedyną, jaką posiadała, kwotę 34,18$. Choć nauka nie była tą z rzędu łatwych, a wskazówki udzielane przez pisarza nie zawsze dawały jasny przekaz, to bez wątpienia odniosły należyty skutek, bowiem dziewczynka pewnego dnia, naprędce, recytuje swoje pierwsze opowiadanie. Świeżo odkryty i pobudzony talent w tak młodej istocie pomaga Monte odnaleźć inspirację, wenę i przede wszystkim chęć do pisania. Mężczyzna odstawia w kąt butelkę whisky (od której był uzależniony) po to, by uraczyć swe palce dotykiem starej maszyny do pisania i znów zacząć tworzyć. Jednak lato dobiega końca i…
www.filmweb.pl


I odtąd już tylko krok do jesieni, ale czy tej szarej, smutnej i depresyjnej dla pisarza? Wypełnionej pustką i swoistego rodzaju stratą dla rodziny O’Neil? To już musicie sprawdzić sami. Ja mogę tylko podpowiedzieć Wam, czy warto to zrobić. Otóż… tak, warto. Jednak, kto spodziewa się nad wyraz emocjonującej roli Morgana Freemana (w roli pisarza Monte) rodem z „Dnia niepodległości” czy „Skazanych na Shawshank”, ten może się zawieść. Rola, jaką odegrał w „Magicznym lecie”, jest wyjątkowo stonowana i refleksyjna. Aktor gra w tym filmie w charakterystycznym dla siebie stylu, gdzie dominuje spokój i rozwaga – myślę, że nie bez powodu reżyser Rob Reiner wybrał do tej kreacji właśnie jego. Sprawdził sięwyśmienicie i doskonale oddał sens obrazu.

Morał filmu nie pozwala zapominać o tym, co kochamy, co nadaje naszemu życiu sens i co sprawia, że codziennie chce nam się zaczynać te same, błahe rytuały. Mówi o tym, by pamiętać o swoich marzeniach i starać się ze wszystkich sił realizować te największe – jeśli czegoś bardzo pragniemy, to czasem z minimalną pomocą kogoś z bliskiego otoczenia (choć nie tylko) jesteśmy w stanie to osiągnąć. Siłą rzeczy, wynika z tego też jeszcze jeden wniosek: nie wolno się poddawać!

Niby wszystko jasne, ale i tak pewnie ktoś z Was zastanawia się, dlaczego akurat o tym filmie zdecydowałam się napisać? Faktycznie nie wybrałam go bez powodu… Proszę bardzo, teraz każdy, kto skrycie marzy o napisaniu książki sygnowanej jego nazwiskiem niech podniesie rękę. Gdy zamknę oczy, widzę wiele dłoni w górze. I to między innymi dla Was jest ten film, byście uwierzyli we własne możliwości, w swój potencjał – nie trzymali go ukrytego w ostatniej szufladzie komody, tylko pozwolili, by ten dar ujrzał w końcu światło dzienne. Warto pobudzić do życia od dawna skrzętnie ukrywaną fantazję, użyjcie jej do obrony swojego talentu, wszak…


Wyobraźnia to najmocniejsza broń rodzaju ludzkiego.*


* cytat pochodzi z filmu


Ocena: 5/6

czwartek, 22 listopada 2012

"Plac dla dziewczynek" Lena Oskarsson





Data wydania: 5 wrzesień 2012
Tytuł oryginału: Flickornas Torg
Przekład: Zygfryd Radzki
Wydawnictwo: Czarna Owca
Ilość stron: 388
ISBN: 978-83-7554-442-8


"Z fotografią w tle"

Każdy mól książkowy ma w swoim czytelniczym dorobku takie tytuły, których nie da się inaczej określić, jak mianem kontrowersyjnych. Jednak niekoniecznie z powodu samej ich tematyki… Książka, z którą ostatnio miałam do czynienia, wzbudzała skrajne emocje chyba już nim się ukazała. Otóż pojawiły się pogłoski, jakoby jej autorka tak naprawdę… nie istniała. Na próżno też szukać informacji o niej w sieci. Aura tego tytułu zdominowana przez tajemniczość, zagadkowość i, wcześniej już wspomnianą, kontrowersyjność. Czy fabuła niesie ze sobą te same cechy?
W moim odczuciu poniekąd tak, ale po kolei. Kluczowym motywem akcji powieści pt. „Plac dla dziewczynek” autorstwa Leny Oskarsson jest brutalne morderstwo, które wstrząsa spokojnym życiem mieszkańców małej szwedzkiej miejscowości leżącej w pobliżu jeziora. W podobnych tego typu przypadkach podejrzenia padają na kogoś, kto dopiero wprowadził się w dane rejony. Zatem, czy mordercą może być światowej sławy fotograf, który mieszka w pobliżu od niedawna? Oczywiście, że może, ale czy naprawdę jest? Na to pytanie odpowiedź ma przynieść śledztwo prowadzone przez Zuzę Wolny, z pochodzenia Polkę. Nie będzie ono łatwe i nieprędko nadejdzie jego kres, zwłaszcza że w tym samym czasie może pojawić się miłość.
Jeśli spodziewacie się wartkiej akcji i szybkiego tętna podczas lektury, to możecie się zawieść. Odpowiedź na pytanie „kto jest zabójcą?” nie pada zbyt szybko. Mniej więcej do połowy książka zdawała mi się być przegadana i osobiście skróciłabym ją o dobrych kilka stron (jeśli nie kilkadziesiąt). Na konkretny rozwój akcji trzeba długo poczekać, ale w połowie książki akcja nabiera wyrazu i znużenie odpływa w siną dal. Ponadto, z początku miałam nieodparte wrażenie, że wizerunek jednej z bardzo młodych bohaterek (kilkunastoletniej) był przedstawiony w nieco… niewłaściwy sposób – nazbyt rozerotyzowany. Być może to tylko moje przewrażliwione spojrzenie na ten wątek, ale to już każdy z Was musi ocenić wedle własnego uznania.
Nie będę ukrywać, że mnie – wytrawną fankę thrillerów i kryminałów – akurat ten tytuł nie porwał, nie urzekł mnie niczym szczególnym, nawet chwilami mnie zawodził. Jednak upodobania są różne i to, co mnie nie przypadło do gustu, dla kogoś innego może być majstersztykiem. Może właśnie dla Ciebie? Najlepiej przekonać się o tym samemu.
Ocena: 2/6

Oficjalna recenzja dla portalu lubimyczytac.pl: http://lubimyczytac.pl/oficjalne-recenzje-ksiazek/1565/z-fotografia-w-tle

poniedziałek, 19 listopada 2012

"Osobliwy dom pani Peregrine" Ransom Riggs






Data wydania: listopad 2012
Tłumaczenie: Małgorzata Hesko-Kołodzińska
Wydawnictwo: Media Rodzina
Ilość stron: 398
ISBN: 978-83-7278-646-3




Podejrzewam, że każdy z Was zetknął się choć raz w życiu z taką książką, którą pragnął posiadać od pierwszego wejrzenia. Wystarczył opis, kusząca recenzja albo bardzo intrygująca okładka. Ta przypadłość dopadła i mnie ostatnimi czasy. Gdy zobaczyłam recenzję tytułu, o którym chcę tym razem Wam opowiedzieć, wiedziałam, że za wszelką cenę będę musiała go zdobyć. Kusicielką był nie kto inny, jak Krimifantamania i jej recenzja „Osobliwego domu pani Peregrine” autorstwa Ransoma Riggsa.

Biorąc do ręki rzeczony tytuł, już na starcie przeszły mnie dreszcze za sprawą wyjątkowo przerażającej dziewczynki na okładce, delikatnie lewitującej nad ziemią. Już to niosło ze sobą zapowiedź konkretnej dawki fantastyki i grozy. O ile drugiego waloru jest znacznie mniej, niż się spodziewałam, o tyle elementów fantastycznych jest tutaj pod dostatkiem.
A czyja to sprawka? W pierwszej kolejności dziadka głównego bohatera, Abrahama Portmana, i jego niezwykłych opowieści. Tyczyły się one jego żydowskiego pochodzenia, wojny, pobytu w oazie spokoju i bezpieczeństwa (jaką według niego był sierociniec położony na odległej walijskiej wyspie) oraz osaczających go… potworów z przeszłości, które wróciły, by go dopaść. Opowieści jednak urywają się nagle, gdy dziadek umiera w przedziwnych okolicznościach. Jego wnuk imieniem Jacob, oszołomiony tą nagłą stratą oraz wypełniony po końce włosów bajaniem seniora rodu, zaczyna martwić swym stanem rodziców. Co z kolei urasta do tego stopnia, że ci posądzają go o psychiczne zaburzenia i wysyłają na terapię do specjalisty. Ich zaskoczenie przybiera ogromne rozmiary, gdy lekarz zaleca Jacobowi podróż na ową wyspę (oczywiście w celach czysto terapeutycznych). Rodzice nie wiedzą jednak, że chłopiec tym samym wypełni ostatnią wolę nieżyjącego dziadka. Niedługo potem Jacob wraz ze swoim ojcem wyrusza w podróż, której efektem będzie nad wyraz fascynująca i wyjątkowo osobliwa przygoda…

Całość tej historii opiera się na solidnym fundamencie z fotografii. To nimi posiłkował się dziadek, kreśląc wizję sierocińca i to one zmuszały Jacoba do posuwania się coraz dalej w próbach poznania tajemniczej historii jego oraz mieszkańców. To dzięki nim po raz pierwszy zobaczył chłopca z zadziwiającą łatwością dźwigającego głaz, dziewczynkę, która musiała nosić buty z obciążeniem, by nie wznieść się mimowolnie do chmur czy młodzieńca, w ciele którego zamieszkały pszczoły.


zdjęcie pochodzi z książki


To właśnie dzięki tym fotografiom oprawa graficzna „Osobliwego domu…” nabiera zdecydowanego wyrazu i czyni go wyjątkowym. Wszystko to zawarte jest na dobrej jakości papierze i zamknięte jest w twardej oprawie. Fabuła zaś, zbudowana jest lekkim stylem Riggsa, w którym nie brak humoru, przyprawiających o gęsią skórkę opisów, całkiem przyzwoitej fantastyki i dość dobrze wyczuwalnego gotyckiego klimatu. Nie ma mowy o nudzie, bo w zasadzie cały czas coś się dzieje, choć nie ma tu tempa akcji zapierającego dech w piersiach. Osobiście dołożyłabym do fabuły więcej grozy, ale… w końcu to nie ja jestem autorką tej książki. 
Zakończenie jest ciekawe, choć dla mnie troszkę przewidywalne. Daje też nadzieję na dobrą kontynuację w drugiej części. Osobiście jednak najbardziej czekam na ekranizację, której ma podjąć się sam mistrz Tim Burton. Tak osobliwa powieść przeniesiona na ekran przez tak osobliwego reżysera ma szansę jakością prześcignąć papierowy pierwowzór i jakoś nie wątpię, że tak właśnie się stanie. A póki co… zapraszam do lektury!


Ocena: 5/6 


środa, 14 listopada 2012

"Pokłosie" w reż. W. Pasikowskiego


Tym razem, dla odmiany, opowiem Wam o filmie. I to nie byle jakim. Mówi się, że to jeden z najbardziej kontrowersyjnych obrazów, jaki został pokazany na ekranach kin w tym roku (i może nie tylko w tym). Było o nim głośno, gdy tylko pojawiły się pierwsze wzmianki na temat jego powstawania. Skąd ten rozgłos i liczne kontrowersje? W dużym skrócie:

a)      film reżyseruje jedna z ikon twórców polskiego kina – Władysław Pasikowski (m.in. „Psy”, „Demony wojny wg Goi”, „Reich”);
b)      dotyka jednego z najtrudniejszych i najbardziej niewygodnych dla Polaków tematów –
 antysemityzmu;
c)      poważną i trudną kwestię podaje widzom w dość nietypowej formie, oplatając ją
w mieszankę kilku gatunków filmowych.


http://www.filmweb.pl

 Pewnie część z Was już domyśliła się, że mowa o „Pokłosiu” w reżyserii, wcześniej wspomnianego, W. Pasikowskiego, ze zdjęciami autorstwa Pawła Edelmana i muzyką Jana Duszyńskiego. W kluczowych rolach głównych zobaczyć możemy Macieja Stuhra oraz Ireneusza Czopa. Czop wciela się w postać Franciszka Kaliny, który po dwudziestu latach spędzonych w Chicago przyjeżdża do Polski, by pomóc swemu bratu Józkowi (M. Stuhr). Franciszek postanowił dowiedzieć się, co tak złego wydarzyło się w życiu brata, że zostawiła go żona, która zabrawszy dzieci wyjechała do Ameryki. Na miejscu okazuje się, że mieszkańcy nie tyle odwrócili się od Józka, co szczerze go nienawidzą. Punktem zapalnym tego konfliktu było zniszczenie przez Kalinę drogi dojazdowej do wsi. Jednak to, co dla większości sąsiadów stanowi tylko komunikacyjne udogodnienie, dla młodszego z braci jest czymś, co od dawna (w sposób podświadomy) nie dawało mu spokoju – bowiem droga w dużej mierze składała się z nagrobków…


http://www.filmweb.pl

Wątek ten to dopiero początek śledztwa, jakiego podejmują się bracia w tej bardzo tajemniczej i mrocznej sprawie. Gdy próbują poznać prawdę szukając informacji i zadając często niewygodne pytania, okazuje się, że nikt niczego nie wie i nikt niczego nie słyszał (choć ostatecznie zdaje się, że wiedzieli wszyscy, tylko nie bracia). Szczegółów sprawy tyle, co na lekarstwo, jedynie nienawiści i wrogów wokół nich coraz więcej.


http://www.filmweb.pl

Choć „Pokłosie” to fikcyjna opowieść, to nie sposób nie zauważyć w niej nawiązania do faktu historycznego, jakim był pogrom Żydów w Jedwabnem (opisywanym także przez J.T. Grossa w „Sąsiedzi: Historia zagłady żydowskiego miasteczka”). Sama postać Józka wzorowana jest na historyku Zbigniewie Romaniuku. Czy na podstawie czarnej karty historii można tworzyć kino niebędące dokumentem zamkniętym w ciasnych ramach gatunku? Owszem, można, i udowodnił to nie tyle sam reżyser, co cała wyśmienita obsada filmu. Jego twórcy podeszli do tematu w sposób bardzo profesjonalny, każdy dał z siebie wszystko, co widać w świetnych zdjęciach, dobrze wyważonej muzyce, a przede wszystkim w wyśmienitej grze aktorskiej nie tylko aktorów pierwszoplanowych, ale także grających jedynie epizody.

Obraz ukazany jest widzom w mieszance gatunkowej – mamy tu mistrzowskie napięcie godne najlepszych thrillerów, jest też poruszający dramat, a do tego zestawu dołączyć możemy i horror, gdyż chwil grozy podczas seansu nie brakuje. W związku z tym, nasuwa się druga część mojego pytania: czy należy (a może lepiej: czy wypada?) pokazywać tak trudny motyw w tego typu formule? Moim zdaniem, jak najbardziej tak, bo tak naprawdę nie ma znaczenia forma podania, jeśli mówi się o grzechach Polaków – każda próba ich wytknięcia uruchamia w większości postawę obronną, która najczęściej – niestety – przybiera postać dość agresywnego ataku. Bardzo trudno nam z pokorą przyjąć swoje winy, otwarcie przyznając, że źle się stało; że nie zawsze byliśmy tylko ofiarami, ale również i katami.

To nie film jest winien tego, co kiedyś się wydarzyło. Zresztą mało kto z osób będących przeciw obrazowi ma jakikolwiek związek z jego tematyką (poza tą czysto teoretyczną, wyniesioną z książek czy opowieści przekazywanych z ust do ust). Dlatego uważam, że każdy, kto chce obejrzeć „Pokłosie”, powinien zaopatrzyć się w maksimum dystansu przed rozpoczęciem seansu. Nie powinien też odbierać tego obrazu jako atak na Polaków i ich historię, ale bardziej jako okazję do nabrania pokory wobec tego, co się wydarzyło, a co tak mocno nas boli. A już w pierwszej kolejności należy nastawić się na naprawdę dobre polskie kino w świetnym wydaniu (bo oto jakoś dość trudno w ostatnim czasie).

Ocena: 6/6

środa, 7 listopada 2012

"Lato martwych zabawek" Antonio Hill





Tytuł oryginału: EL VERANO DE LOS JUGUETES MUERTOS
Data premiery: lipiec 2012
Wydawnictwo: Albatros
Tłumaczenie: Elżbieta Sosnowska
Liczba stron: 432
ISBN: 978-83-7659-830-7



"O dziewczynce, która nauczyła się być lalką"



Wtedy zauważyłem lalki: unosiły się na wodzie plecami do góry, jak Iris, jak ona martwe. Jak martwe małe dziewczynki.[1]

Pewien ranek w życiu jednego z bohaterów książki autorstwa Antonia Hilla pt. „Lato martwych zabawek” od początku zwiastował nadejście czegoś złego. Powietrze zdawało się być jeszcze bardziej wilgotne i cięższe niż zazwyczaj, a ciepło w tym barcelońskim mieście dawało się we znaki niemal od pierwszych promieni słońca.

Gdy Marc zauważył, że jego młodszej siostry nie ma w pokoju, nie tracił ani chwili.  Natychmiast wyruszył na poszukiwania wokół domu, w którym spędzali letni obóz. Nie potrzebował wiele czasu, szybko odnalazł ją, dotarłszy na brzeg basenu. Była tam; jej ciało unosiło się na wodzie w orszaku lalek – martwych jak ona…

Jak to się stało, że mała Iris utonęła? To dzieło nieszczęśliwego przypadku czy też czyjegoś zamierzonego działania? Odpowiedź na to pytanie nie pada prędko. Mało tego, historia związana z głównym wątkiem książki jest bardzo mocno rozbudowana. Pojawia się w niej wiele wydarzeń i liczni bohaterowie. Do końca tak naprawdę nie wiadomo, które z opisanych sytuacji mają bezpośredni związek ze śmiercią dziewczynki, a które są tylko jej tłem. Czytelnik cały czas próbuje się czegoś domyśleć, ale nie jest to łatwe zadanie. By rozgryźć tę mroczną tajemnicę, trzeba całkowicie zatracić się w klimacie tego miasteczka i wsiąknąć w strukturę rodziny oraz poznać rządzące nią mechanizmy. A gdy już tam dotrzemy, czeka nas pokaźnych rozmiarów zaskoczenie.
Nie jest to tytuł z zawrotną akcją o niezliczonej ilości suspensów (nie mówię, że nie ma ich wcale). Emocje nie uderzają w czytelnika niczym taran, ale jednocześnie coś nie pozwala oderwać się od lektury. To głęboki wątek psychologiczny „Lata martwych lalek” nakazuje szybko do niej wracać. Udane rysy osobowościowe bohaterów czynią ich postaciami bardzo realnymi i namacalnymi.

Podsumowując, tytuł Hilla nie jest książką, którą czyta się jednym tchem, ale nie dlatego, że nudzi (co to, to nie!). Wciąga w swój świat i osadza czytelnika w gorących i parnych realiach Barcelony w otoczeniu mrocznych instynktów jej mieszkańców.

Polecam ją fanom thrillerów psychologicznych, wyważonego tempa akcji oraz skąpanych w słońcu południowych klimatów.

Ocena: 5/6




[1] A. Hill, Lato martwych zabawek, Albatros, Warszawa 2012, s. 266.






piątek, 2 listopada 2012

Kuferkowe rozdanie nr 5


Witam serdecznie w kolejnym rozdaniu kuferkowym! Mam przyjemność poinformować, że zwycięzcy październikowi zostali wyłonieni za sprawą bardzo ważnej w mym życiu osoby  - M. Zatem wszelkie skargi, zażalenia czy ewentualne podziękowania proszę kierować w jego kierunku. ;)

Zanim zdradzę kogo wytypował, przypominam Wam o konieczności zostawiania swoich adresów e-mail w zgłoszeniach (pewnej osobie wygrana przeszła koło nosa z racji braku namiarów).

Kogo my tu mamy?


Sardegna
i
MissBloody



Ponieważ obie panie wybrały "Merrick" to ta książka wędruje do Sardegny z prozaicznego powodu - jako pierwsza została wytypowana. :) Miss Bloody otrzyma "Czarny styczeń". Pozostałych, tradycyjnie zapraszam do kuferka - tam dwa nowe tytuły. Powodzenia!

czwartek, 1 listopada 2012

Niezapomniane lektury z naszego dzieciństwa - lektury na listopad





Kochani, ponieważ spisy lektur, na które się natykam znacząco różnią się ich doborem postanowiłam, że w tym miesiącu po prostu podam Wam link strony, z której wybrałam konkretne tytuły dla klasy III szkoły podstawowej. Link: http://www.sp28-biblioteka.internetdsl.pl/lektury_stare/lektury_kl_3.html. Na linki do Waszych wpisów czekam do 28.11. włącznie. A oto wykaz obowiązujący w listopadzie:


1. "Oto jest Kasia" - Mira Jaworczakowa 
2. "Dzieci z Bullerbyn" - Astrid Lindgren
3. "Awantura o Basię" - Kornel Makuszyński
4. "O psie, który jeździł koleją" - Roman Pisarski
5. "Baśnie" - Hans Christian Andersen
6. "Dzieci Pana Astronoma" - Wanda Chotomska
7. "Ziarenka maku" - Józef Ratajczak
8. "Kajtkowe przygody" - Maria Kownacka

---------------------------------------------------

I jeszcze jedna kwestia na koniec. Pamiętajcie proszę o wstawianiu linków do wpisów pod listą lektur. We wrześniu jak i w październiku zdarzyło się, że ktoś dodał wpis w ramach akcji, a u mnie nie zostawił namiarów do niego. Szkoda żeby ktoś przez przypadek został pominięty w podsumowaniu. :)