Tym razem, dla odmiany, opowiem
Wam o filmie. I to nie byle jakim. Mówi się, że to jeden z najbardziej kontrowersyjnych obrazów, jaki został pokazany na ekranach kin w
tym roku (i może nie tylko w tym). Było o nim głośno, gdy tylko pojawiły się pierwsze wzmianki
na temat jego powstawania. Skąd ten rozgłos i liczne kontrowersje? W dużym
skrócie:
a)
film reżyseruje jedna z ikon twórców polskiego kina – Władysław
Pasikowski (m.in. „Psy”, „Demony wojny wg Goi”, „Reich”);
b)
dotyka jednego z najtrudniejszych i najbardziej niewygodnych
dla Polaków tematów –
c)
poważną i trudną kwestię podaje widzom w dość
nietypowej formie, oplatając ją
w mieszankę kilku gatunków filmowych.
Pewnie część z Was już domyśliła
się, że mowa o „Pokłosiu” w reżyserii, wcześniej wspomnianego, W.
Pasikowskiego, ze zdjęciami autorstwa Pawła Edelmana i muzyką Jana
Duszyńskiego. W kluczowych rolach głównych zobaczyć możemy Macieja Stuhra oraz Ireneusza
Czopa. Czop wciela się w postać Franciszka Kaliny, który po dwudziestu latach spędzonych
w Chicago przyjeżdża do Polski, by pomóc swemu bratu Józkowi (M. Stuhr). Franciszek
postanowił dowiedzieć się, co tak złego wydarzyło się w życiu brata, że zostawiła
go żona, która zabrawszy dzieci wyjechała do Ameryki. Na miejscu okazuje się,
że mieszkańcy nie tyle odwrócili się od Józka, co szczerze go nienawidzą. Punktem
zapalnym tego konfliktu było zniszczenie przez Kalinę drogi dojazdowej do wsi. Jednak
to, co dla większości sąsiadów stanowi tylko komunikacyjne udogodnienie, dla młodszego
z braci jest czymś, co od dawna (w sposób podświadomy) nie dawało mu spokoju –
bowiem droga w dużej mierze składała się z nagrobków…
Wątek ten to dopiero początek śledztwa,
jakiego podejmują się bracia w tej bardzo tajemniczej i mrocznej sprawie. Gdy
próbują poznać prawdę szukając informacji i zadając często niewygodne pytania,
okazuje się, że nikt niczego nie wie i nikt niczego nie słyszał (choć
ostatecznie zdaje się, że wiedzieli wszyscy, tylko nie bracia). Szczegółów
sprawy tyle, co na lekarstwo, jedynie nienawiści i wrogów wokół nich coraz
więcej.
Choć „Pokłosie” to fikcyjna
opowieść, to nie sposób nie zauważyć w niej nawiązania do faktu historycznego,
jakim był pogrom Żydów w Jedwabnem (opisywanym także przez J.T. Grossa w „Sąsiedzi:
Historia zagłady żydowskiego miasteczka”). Sama postać Józka wzorowana jest na historyku
Zbigniewie Romaniuku. Czy na podstawie czarnej karty historii można tworzyć
kino niebędące dokumentem zamkniętym w ciasnych ramach gatunku? Owszem, można, i udowodnił to nie tyle sam reżyser, co cała wyśmienita obsada filmu. Jego
twórcy podeszli do tematu w sposób bardzo profesjonalny, każdy dał z siebie
wszystko, co widać w świetnych zdjęciach, dobrze wyważonej muzyce, a przede
wszystkim w wyśmienitej grze aktorskiej nie tylko aktorów pierwszoplanowych,
ale także grających jedynie epizody.
Obraz ukazany jest widzom w
mieszance gatunkowej – mamy tu mistrzowskie napięcie godne najlepszych thrillerów,
jest też poruszający dramat, a do tego zestawu dołączyć możemy i horror, gdyż
chwil grozy podczas seansu nie brakuje. W związku z tym, nasuwa się druga część
mojego pytania: czy należy (a może lepiej: czy wypada?) pokazywać tak trudny
motyw w tego typu formule? Moim zdaniem, jak najbardziej tak, bo tak naprawdę
nie ma znaczenia forma podania, jeśli mówi się o grzechach Polaków – każda
próba ich wytknięcia uruchamia w większości postawę obronną, która najczęściej
– niestety – przybiera postać dość agresywnego ataku. Bardzo trudno nam z
pokorą przyjąć swoje winy, otwarcie przyznając, że źle się stało; że nie zawsze
byliśmy tylko ofiarami, ale również i katami.
To nie film jest winien tego, co
kiedyś się wydarzyło. Zresztą mało kto z osób będących przeciw obrazowi ma
jakikolwiek związek z jego tematyką (poza tą czysto teoretyczną, wyniesioną z
książek czy opowieści przekazywanych z ust do ust). Dlatego uważam, że każdy,
kto chce obejrzeć „Pokłosie”, powinien zaopatrzyć się w maksimum dystansu przed
rozpoczęciem seansu. Nie powinien też odbierać tego obrazu jako atak na Polaków
i ich historię, ale bardziej jako okazję do nabrania pokory wobec tego, co się
wydarzyło, a co tak mocno nas boli. A już w pierwszej kolejności należy
nastawić się na naprawdę dobre polskie kino w świetnym wydaniu (bo oto jakoś
dość trudno w ostatnim czasie).