wydawnictwo: Zysk i S-ka
data wydania: 8 września 2014
ISBN: 9788377855676
liczba stron: 440
Uwielbiam programy podróżnicze
Wojciecha Cejrowskiego i uwielbiam jego książki o tej samej tematyce, ale
wierzcie mi – nie lubię o nich pisać. Nie dlatego, że książki tegoż pana są
marne. Wręcz przeciwnie – są tak piekielnie dobre, że po pierwsze, nigdy nie
wiadomo, od czego zacząć relację z wrażeń po lekturze, a po drugie, w ogóle nie
wiadomo, co napisać. Bo chciałoby się zacytować całość i zwieńczyć to słowami: „bierzcie
i czytajcie to czym prędzej wszyscy”.
Książki Cejrowskiego zasługują na
uznanie, a przynajmniej każda z tych, które dane mi było czytać. Podobnie jest
z ostatnią, którą miałam w ręce, tj. Rio
Anaconda, a która zabrała mnie w dalekie zakątki dżungli amazońskiej, by pokazać
mi skrawek codzienności jednego z ostatnich żyjących plemion indiańskich.
Zakładając oczywiście, że nasza wszędzie wpychająca się na siłę cywilizacja nie
sprawiła, że plemię Carapana – bo o nim mowa – już przestało istnieć (wszak od
pierwszego wydania książki już minęło trochę czasu). Nim jednak wraz z autorem tam
dotrzemy, czeka nas długa droga i kilka przystanków. Pierwszym z nich jest Los
Llanos, rozdarte pod względem własności między Wenezuelą a Kolumbią. I choć to
jeszcze nie dżungla, to emocji nie brakuje: mamy tu podszyte łapówkarstwem
pertraktacje z urzędnikami, lot rozlatującym się samolotem na trumnie z
zawartością… A także owady, kajmany i wszędobylski skwar.
Kolejnym przystankiem jest
kolumbijskie miasteczko (w którym błoto obecne jest wszędzie) – Mitú. W Mitú lepiej
za dużo o nikim nie wiedzieć – dla własnego bezpieczeństwa. Lepiej też nie
przywiązywać się zbyt mocno do nikogo, bo niektórzy giną w niewyjaśnionych
okolicznościach i nigdy się nie odnajdują (zapewne też dlatego, że nikt ich nie
szuka). Ty, jako obcy, nie możesz zbyt wiele wiedzieć o mieszkańcach tego
miejsca, ale wiedz, że oni wiedzą o Tobie wszystko.
W Mitú wsiądziemy na łódź i
będziemy płynąć bardzo, bardzo długo otuleni bardzo, bardzo gęstą mgłą. Na tyle
gęstą, by nie widzieć tego, kto łodzią kieruje. Na tyle namacalną i
przerażającą, by byle szmer dobiegający zewsząd był w stanie przyprawić o atak
serca. Na szczęście autor odważny jest. Zresztą musi, bo prawdziwe
niebezpieczeństwa i chwile grozy dopiero przed nim. I przed Tobą, drogi
Czytelniku.
Dopiero gdy na końcu rejsu
dotrzemy do wioski, a w niej uda nam się znaleźć kogoś, kto zechce nas
przeprowadzić przez dżunglę i wskazać drogę do miejsca, w którym przebywa jedno
z ostatnich dzikich plemion Carapana, wtedy tak naprawdę zaczniemy się bać.
Wtedy boją się wszyscy. Nawet miejscowi przewodnicy, którzy w pewnym momencie biorą
nogi za pas i zostawiają biednego pana Wojciecha na pastwę dzikiej natury w
puszczy amazońskiej. Wyobrażacie sobie? Sami, samiuteńcy na ogromnej połaci
dzikiej przyrody, gdzie nic nie jest znane, gdzie nic nie jest pewne, gdzie niemal
wszystko może przynieść śmierć…
A to nadal nie jest ten moment, w
którym autor i my wszyscy zaznamy strachu absolutnego. To, co najgorsze,
dopiero nadejdzie, kiedy spotkamy się oko w oko z Szamanem. Celowo piszę
„Szaman” z wielkiej litery, bo to prawdziwy Szaman (nie oszust i szarlatan,
który tylko udaje, że coś wie i potrafi, a których nie brakuje w amazońskich
wioskach) – taki który posiada Moc, który zagląda do czyjejś głowy i czyta
myśli, taki który leczy bez środków farmaceutycznych, taki który potrafi
znikać… Włos na głowie jeży się od tego, co autor serwuje pod koniec Rio Anacondy… A jeżeli jeży się
Czytelnikowi, to co przeżywał sam podróżnik?
Nie do pomyślenia… Do
przeczytania! Gruntownego! Od deski do deski! A najlepiej dwa razy pod rząd. By
poznać ten zanikający już kawałek świata, w którym cywilizacja jeszcze na dobre
nie rozpanoszyła się, choć na Dzikich Ziemiach już stawia swoją obutą stopę. By
poznać zwyczaje, kulturę i mentalność tych ludzi. By zobaczyć, jak żyją, co
jedzą, czego pragną. Wreszcie, by zastanowić się nieco nad własnym życiem, tym
czego pragniemy i do czego dążymy. Wierzcie mi, Rio Anaconda daje do myślenia mocniej niż niejedna obyczajówka czy
poradnik z cyklu: „Co jest najważniejsze w życiu?” Rio Anaconda – to książka idealna pod każdym względem.
Ocena: 6/6