Chcielibyście przeczytać tę książkę? Możecie zapolować na nią na fanpage'u Książkówki! Zapraszam. :) KLIK
tłumaczenie: Piotr Grzegorzewski , Marcin Wróbel
tytuł oryginału: A Captain’s Duty: Somali Pirates, Navy SEALs, and Dangerous Days at Sea
wydawnictwo: Otwarte
data wydania: 6 listopada 2013, recenzja przedpremierowa
ISBN: 9788375152777
liczba stron: 312
Pirat – morski rozbójnik z klapką
na jednym oku, w fikuśnym kapeluszu na głowie i ze starannie wyhodowaną
próchnicą na zębach. Tak chyba większość z nas wyobraża sobie tę postać.
Niektórym kobietom wizja pirata może wizualizować się pod zdecydowanie przyjemniejszą
dla oka postacią – kapitana Jacka Sparrowa z serii filmów „Piraci z Karaibów” (w tej roli nieoceniony Johnny Deep). Jakby sobie jednak nie
wyobrażać pirata, to nadal jest on postacią wyjętą z książek przygodowych i
filmowych hitów. A co, jeśli powiem wam, że piraci istnieją naprawdę?
Szczerze przyznam, że długo żyłam
w przekonaniu, że piraci panowali na bezkresnych wodach naszego świata wiele
lat temu, a legendy o ich napaściach funkcjonują do dziś dzięki literackim
opowieściom, które co i rusz przypominają fikcyjne przygody nieustraszonych
korsarzy. Jednak gdy 8 kwietnia 2009 roku świat obiegła zatrważająca
informacja, że jeden z kontenerowców został zaatakowany przez piratów u wybrzeży Somalii,
przekonałam się, że fabuła tych książek może mieć swoje odzwierciedlenie w
rzeczywistości i to we współczesnym świecie.
Kapitan Richard Phillips nie
spodziewał się niczego nadzwyczajnego po rejsie, który rozpoczął się w Salali w
Omanie, a zakończyć się miał w Republice Dżibuti oraz Mombasy w Kenii – ot, jedna z wielu morskich wypraw. Podszedł do niego standardowo,
wykonując wszystkie rutynowe czynności, poznając załogę, ucząc ją podstaw zasad
bezpieczeństwa na statku. Nie pominął także przygotowania na wypadek
ewentualnego ataku piratów. Każdy kapitan statku dobrze wiedział, że w tym rejonie
zagrożenie ze strony morskich bandytów było realne (choć nie wszystkie napady były
nagłaśniane), dlatego odpowiednie przeszkolenie załogi było obowiązkowe.
Wkrótce po wypłynięciu kontenerowca
Maersk Alabama, wydarzenia zaczęły rozgrywać się według czarnego scenariusza –
radary wykryły obecność bardzo szybko płynących w jego kierunku jednostek.
Niedługo potem czterech uzbrojonych bandytów wtargnęło na pokład. Ich plan był
prosty – wziąć zakładników w celu uzyskania okupu za ich życie.
Maersk Alabama źródło: de.wikipedia.org |
Od tej chwili rozpoczęła się
trudna gra kapitana o życie jego oraz członków załogi. Gra chwilami
przypominała zabawę w kotka i myszkę albo rywalizację o miano głupiego i głupszego (choć tu kapitan Phillips starał się tylko takiego udawać). Atutami
załogi i kapitana był spryt, inteligencja i znajomość statku, na który wtargnęli
piraci, jednak o sile napastników decydowała bezwzględność, upór i uzbrojenie. W
pewnym momencie wydawało się nawet, że sprawa jest przesądzona, że kapitan
Richard Phillips nigdy nie wróci do domu i nie spotka się z żoną i dziećmi. W myślach już się z nimi żegnał i życzył im
szczęścia… Niemal w ostatniej chwili sytuacja zmieniła się na korzyść porwanych
dzięki interwencji komandosów Navy SEALs.
Opisane przeze mnie zdarzenie
zrelacjonowane zostało w pasjonującej książce pt.„Kapitan. Na służbie”,
autorstwa Richarda Phillipsa i Stephana Talty. W zamieszczonym na okładce
zdaniu, rekomendującym ją jako świetny thriller, nie ma przesady, choć okazuje
się, że to, co najbardziej emocjonujące, następuje dopiero w drugiej połowie
książki. Wcześniej Phillips zapoznaje nas z kolejami swojego życia, czyli z
jakiej rodziny się wywodzi, jak trafił do szkoły morskiej, jak wyglądały jego
pierwsze rejsy i jak poznał żonę Andreę. Całość jest utrzymana w lekkim, ale
też dość dosadnym stylu, jak przystało na rasowego pana mórz i oceanów. Nie brak w niej też humoru.
Tom Hanks i kapitan Richard Phillips źródło: film.onet.pl |
Sam Richard Phillips mocno
zaimponował mi swoją postawą jako kapitan. Postąpił w myśl starego powiedzenia,
że kapitan ostatni opuszcza pokład. Na pierwszym miejscu postawił zdrowie oraz
życie całej załogi, to dla niej się poświęcił i w związku z tym przeżywał
dramat (co mocno kontrastuje z postawą kapitana statku wycieczkowego Costa
Concordia, który opuścił go chyba jako jeden z pierwszych…).
Niezwykłą siłą i wytrwałością
wykazała się także Andrea, żona Phillipsa. Podziwiam ją za to, że będąc
oddalona wiele kilometrów od męża i nie wiedząc, co się z nim dzieje, zdołała
zachować spokój i być ostoją dla dzieci i reszty rodziny. Ta historia dowodzi,
że prawdziwa i silna miłość przetrwa nawet najgorsze chwile…
Kończąc już moje wynurzenia na
temat tej emocjonującej książki, powiem wam, że dała mi ona do myślenia… Jakże
małe i błahe bywają nasze codzienne problemy przy tych, które mają inni.
Doceniajmy ten spokój, który nas na co dzień otacza, bowiem w życiu jest on najważniejszy
(tuż obok zdrowia i miłości).
Ocena: 5/6
Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Otwarte.
Niedługo po premierze książki, bo 8 listopada na ekrany kin wejdzie jej ekranizacja z Tomem Hanksem w roli głównej.