Ze względu na tematykę tekst skierowany jest do osób pełnoletnich.
wydawnictwo: self-publishing
data wydania: 2014
liczba stron: 242
Pamiętam, jak kilka lat temu do
słowników naszego społeczeństwa media wprowadziły pojęcie seksturystyki. W moim
otoczeniu pojęcie to kojarzono głównie z bogatymi paniami, które, chcąc przeżyć
przygodę swego życia i nieźle się zabawić, wyjeżdżały do dalekich, skąpanych w
słońcu krajów, gdzie nikt ich nie znał i gdzie mogły zrobić to, na co zawsze
miały ochotę – przeżyć upojny romans (jeśli nie kilka) z przystojnym tubylcem. Później
pojęcie to rozszerzyło swoje znaczenie o zdecydowanie bardziej negatywne konotacje,
bowiem seksturystyka zaczęła kojarzyć się z bogaczami korzystającymi z usług
nieletnich prostytutek w krajach, w których seks można kupić za grosze. I tak
już zostało do dziś. Pojęcie to nie nabrało ani trochę pozytywniejszego
wymiaru, o czym wie autor książki pt. Seksturysta
– Adam Ambler. Dlatego też za jej pomocą usiłuje on przekonać czytelnika, że
zjawisko to wcale nie musi być złem samym w sobie, o ile z powodu udziału w nim
nie łamie się prawa. Ba! Wskazuje nawet (choć może niedosłownie), że
seksturyści pomagają biedniejszym krajom, bo w końcu zostawiają w nich dużo
pieniędzy i to nie tylko w portfelach pań z wiadomej branży czy ich opiekunów,
ale także w hotelach, restauracjach czy taksówkach…
Adam, bohater niniejszej książki,
jest dobrze zarabiającym handlowcem. Podróże po świecie w celach biznesowych (w
tym przypadku mowa o krajach indonezyjskich) – to jego chleb powszedni. Jednak
wiadomo, że nie samą pracą człowiek żyje – trzeba się też zrelaksować, odpocząć
i dać upust swojemu popędowi seksualnemu. Pod płaszczykiem zaspakajania tejże
potrzeby kryje się również, jak mniemam, mniej lub bardziej świadome pragnienie
połechtania swojego samczego ego. Seks z wieloma kobietami jednej nocy, w
trakcie której każda z nich zostaje w pełni zaspokojona (niektóre nawet
kilkakrotnie podczas jednego aktu), siłą rzeczy musi dodawać 100 punktów do wysokiego
mniemania o samym sobie naszego narratora. Nie zapominajmy również, że kobiety,
z którymi sypia, są tymi, którym za seks się płaci – to nie one mają otrzymać
erotyczne spełnienie, a klient, zatem o kolejne kilka punktów wzrasta samoocena
naszego hojnego rozdawcy orgazmów. Absolutnym przypieczętowaniem i tak już doskonałych
umiejętności łóżkowych naszego seksturysty są jego wytrzymałość i długodystansowość.
Podczas lektury miałam wrażenie, że śledzę przygody seks maszyny a nie zwykłego
człowieka – Adam może na zawołanie, Adam może godzinami, Adam jest
niekwestionowanym mistrzem w powstrzymywaniu wytrysku… Aj, zapomniałabym! Adam
jest też hojnie obdarzony przez naturę, dlatego wszystkie kobiety goszczące w
jego pokoju hotelowym już na sam widok jego atrybutu męskości zaczynają ślinić się
i bez wątpienia z marszu robiłyby się wilgotne, gdyby nie to, że indonezyjskie
kobiety takich właściwości na ogół nie mają (choć oczywiście Adamowi trafia się
ten rzadki okaz będący wyjątkiem…).
Jak robił to Adam? Na wiele
różnych sposobów. Był seks klasyczny, były trójkąty i inne wielokąty, była
akrobatka i jej „helikopter” (jedno z najwymyślniejszych doświadczeń
erotycznych narratora)… Był seks oralny, seks wprawny i nieporadny… Słowem,
niemal wszystko, czego można sobie w łóżku zamarzyć oprócz perwersji i tego, co
prawnie zakazane. Na szczęście na zawartość tytułu składają się nie tylko opisy
łóżkowych ekscesów. Mamy tu osobiste przemyślenia autora czy też jego… porady.
Może lepiej nazwać je wskazówkami. Wiecie, dlaczego Europejki oraz Latynoski są
lepsze w pozycji „na jeźdźca”? Nie? Adam Ambler Wam to wyjaśni! Wiecie, jaki
jest podstawowy błąd wielu mężczyzn po zakończeniu aktu seksualnego? Nie? Autor
palcem Wam go wskaże jak i prawidłową drogę postępowania. A może ciekawi Was,
jak wiele odniesień do współżycia seksualnego zawiera Biblia? Po przeczytaniu Seksturysty będziecie zaskoczeni, że
jest ich tak wiele.
Przyznam szczerze, że niektóre
wywody autora naprawdę do mnie trafiły i sprawiły, że patrzyłam na niego
zdecydowanie łaskawszym okiem niż na początku lektury. Między innymi poruszył
wątek, który w moich rozmyślaniach jest obecny od dawna. Chodzi o postrzeganie
przez społeczeństwo mężczyzn i kobiet, którzy nie stronią od seksu oraz mają za
sobą wielu łóżkowych partnerów. Wiadomo, że tacy mężczyźni nie budzą w Polsce
takiego zgorszenia jak kobiety, które do tego otwarcie przyznają się. Panie,
które uprawiają seks z wieloma partnerami na przełomie swojego życia i traktują
go jako coś normalnego są u nas napiętnowane i z reguły określane konkretnymi słowami
o negatywnym wydźwięku: „puszczalska”, „pani lekkich obyczajów” (oczywiście na
ogół padają zdecydowanie bardziej wulgarne określenia) itd. Autor, jak niewielu
innych ludzi, dostrzegł niesprawiedliwość w tej materii i przyznał, że nie jest
to ani fair, ani właściwe, za co naprawdę zyskał w moich oczach.
Stracił za to za coś innego.
Mianowicie za swój język. Wiadomo, że niewielu mężczyzn, opisując akt seksualny,
posługuje się kwiecistym i romantycznym językiem. Większość panów używa do tego
celu raczej słów dosadnych i nierzadko wulgarnych. Podobnie czyni Ambler, jednak
zamiennie z różnorakimi eufemizmami dotyczącymi stosunku seksualnego czy
narządów płciowych, typowo męskie podejście do nazewnictwa męskich organów rozrodczych
wymieniając na nazwy typu „czułek”, „zaganiacz” czy „pistolet”. Ile zabawy i
radości dały mi tego typu określenia, wiem tylko ja… Nie uważam tego za pomysł trafiony.
Z dwojga złego wolałabym już, by autor od początku do końca obstawał przy
wulgarniejszej formie, co wyglądałoby zdecydowanie bardziej realistycznie, a
tak częściej było śmiesznie i zabawnie niż intrygująco czy podniecająco.
Na szczęście nie tylko na erotyce
opiera się opowieść Amblera. Jej największym atutem są opisy życia codziennego
w Indonezji i jej poszczególnych miastach, tego, co tam jest codziennością (jak
na przykład wszędobylskie łapówkarstwo czy oszustwa, których ofiarą może paść
niemal każdy turysta). Opowiada też o sytuacji ekonomicznej a nawet historii miejsc,
które odwiedza. I to w tej książce jest najlepsze, najciekawsze i ta obroniłaby
się najlepiej wówczas, gdyby zawierała tylko te elementy, wyłączając seksualne
przygody Adama.
Ostatecznie Seksturysta wypada w moich oczach – o dziwo – całkiem dobrze. Nie
jest tym, czego się po tym tytule spodziewałam (czyli opisem niekończącej się kopulacji)
– ma w sobie coś więcej. Z tego powodu zdecydowanie warto zaznajomić się z tą
powieścią. A seks tu zawarty? To tak naprawdę rzecz gustu i podejścia do
tematu. Mnie nie ujął, ale może kogoś z Was będzie elektryzował. Sprawdźcie
sami.
Ocena: 3.5/6
Za możliwość przeczytania książki dziękuję jej Autorowi.