wtorek, 9 czerwca 2015

Znalezione nie kradzione - Stephen King





cykl: Bill Hodges (tom 2)
tłumaczenie: Rafał Lisowski
tytuł oryginału: Finders keepers
data wydania: 5 i 10 czerwca 2015
ISBN: 9788378855996
liczba stron: 480


W zeszłym roku sięgałam po Pana Mercedesa, pierwszą część trylogii Stephena Kinga, z dużą dozą nieufności, ale jednocześnie z zaciekawieniem. Wszak King postanowił uraczyć nas czymś nowym i zmienić nieco tor swojego pisarskiego pociągu: pokusił się o stworzenie powieści detektywistycznej. Choć z całokształtu byłam względnie zadowolona, do dziś mam wrażenie, że nie dość, że mało było w niej detektywistycznych klimatów, to i samego Kinga jeszcze mniej. Widać, że Mistrz znalazł się w nowej sytuacji i nie miał w niej jeszcze zbyt dużego rozeznania – jakby czuł się nieco niepewnie na tym polu. Nie spodziewałam się, by miało się coś zmienić w przypadku tomu drugiego, tj. Znalezione nie kradzione. I co? Po raz kolejny okazało się, że nie da darmo mówi się o tym pisarzu Mistrz – ale o tym za chwilę. Przystępując do tej lektury, ciekawa byłam, jak pisarz powiąże pierwszą część z drugą, wszak możliwości miał wiele. Którą wybrał?


Peter Saubers jest synem jednej z ofiar tragedii, która rozegrała się podczas pamiętnych targów pracy w City Center, gdy szaleniec wjechał w tłum ludzi, pozbawiając niektórych życia, a w najlepszym wypadku czyniąc im poważne uszczerbki na zdrowiu. Sytuacja finansowa rodziny z dnia na dzień staje się coraz gorsza: matka chłopca jest jedynym żywicielem rodziny, a ojciec nadal boryka się z problemami zdrowotnymi. Wszystko odmienia dzień, w którym Pete znajduje kufer wypełniony pieniędzmi oraz rękopisami słynnego pisarza Johna Rothsteina, który został zamordowany w 1978 roku we własnym domu przez psychopatycznego fana. O ile pieniądze stają się powodem do szczęścia dla Pete’a i jego rodziny, o tyle notesy wręcz przeciwnie. Życie chłopca jest zagrożone. W próbie wyciągnięcia go z opresji bierze udział detektyw Bill Hodges, znany z pierwszego tomu trylogii. A to nie jedyne zmartwienie, które będzie zaprzątać mu głowę…

Sam Stephen King zadbał solidnie o to, by emerytowanemu detektywowi się nie nudziło. Podobnie z bohaterami książki, a co za tym idzie – z Tobą, drogi czytelniku. Dzieje się tu sporo, choć może nie ma tak brawurowych scen zapadających w pamięć jak w przypadku powieści otwierającej cykl. Akcja nadal jest stonowana (za wyjątkiem zakończenia, co logiczne), jednak tym razem Kingowi udało się stworzyć należyty klimat: wypełniony tajemnicą, delikatnym suspensem i chwilami grozy (choć nie ma ona nic wspólnego z tą, którą można spotkać we flagowych powieściach Mistrza; to nie ten jej rodzaj, uprzedzam). Duża w tym też zasługa retrospekcji, o którą pokusił się King – mam wrażenie, że swoiste podróże w czasie chyba zawsze działają na korzyść powieści. Znów świetnie wypadli bohaterowie, którym nie brak wyrazistości – zwłaszcza jeśli chodzi o Pete’a. Tym razem daje się odczuć, że King oswoił się z nowym polem i czuję się na nim pewniej, co zaowocowało naprawdę udaną częścią trylogii, według mnie zdecydowanie lepszą od pierwszej. Zastanawia mnie jednak sam wątek pisarza w opałach, który staje w oko w oko z mrocznym umysłem psychofana (znanym w twórczości Mistrza z kultowej już Misery). Skąd ta powtórka? Można by powiedzieć, że Królowi Grozy kończą się pomysły, ale ja w to zwyczajnie nie wierzę. Nie wierzę, by wyobraźnia Kinga miała jakiekolwiek granice. Zatem o co chodzi?

Kto interesował się nieco biografią pisarza, ten na pewno pamięta jego stwierdzenie, że swoje powieści tworzy dzięki własnym lękom, które towarzyszą mu na co dzień. Może to ustabilizowane życie, które teraz prowadzi, sprawia, że nie dopadają go już nowe fobie? Może koło się już zamknęło i czas zrobić nową rundkę, wybierając co ciekawsze motywy i tworząc na ich kanwie zupełnie nowe historie? Dla każdego z fanów twórczości Kinga taka możliwość pewnie nie brzmi zbyt optymistycznie i intrygująco, ale dla samego Mistrza to może być zapowiedź spokojnej jesieni życia, na którą bez wątpienia solidnie zapracował.

Niepokoi mnie też tak gęsto spotykany w jego ostatnich powieściach motyw śmierci i tego, co z nią związane. W Doktorze Śnie autor uczynił Danny’ego przewodnikiem, który pomagał umierającym w przejściu na tamten (ponoć lepszy) świat. W Przebudzeniu zastanawiał się, co tam może nas spotkać. A w Znalezione nie kradzione… sami sprawdźcie. W każdym razie odnoszę wrażenie, że nasz Staruszek bardzo mocno odczuwa piętno swojego wieku, boi się tego, co nieuniknione, i jednocześnie oswaja nas z tym, że pewnego dnia go zabraknie. I tym mało optymistycznym akcentem zakończę mój przydługi wywód, uświadomiwszy sobie, że coś mnie jednak z Mistrzem łączy – jest to lęk. Lęk przed utratą ulubionego pisarza. Jakoś nie potrafię przyjąć do wiadomości, że ten dzień kiedyś nadejdzie, choć to naturalna kolej rzeczy. Nie chcę go i boję się. A może w ramach oswajania fobii napiszę o tym książkę? Skoro Mistrzowi to pomaga…

Ocena: 5,5/6


Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Albatros Andrzej Kuryłowicz

64 komentarze:

  1. Muszę w takim razie wziąć się za czytanie "Pana Mercedesa",a następnie tejże książeczki :) Kinga bardzo lubię ,więc raczej nie mam wyboru ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy to znaczy, że powinnam jednak przeczytać? :D Bo mocno, bardzo mocno się wahałam - "Pan Mercedes" mnie zawiódł swoją schematycznością i jakoś nie planowałam śledzenia tego cyklu, ale teraz... hmmm :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwierz mi, że drugi tom jest o niebo lepszy. :) Ja również "Panem Mercedesem" zachwycona nie byłam i spodziewałam się, że podobnie będzie w przypadku "Znalezione...", a tu taka niespodzianka. Skuś się. :)

      Usuń
  3. Jak już wiesz, ja również jestem zachwycona nową powieścią Mistrza! Nie mogę się doczekać kolejnej! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyjdzie nam na kolejny tom troszkę poczekać, ale...Po drodze będzie jeszcze "The Bazaar Of Bad Dreams". :)

      Usuń
  4. Strasznie chcę przeczytać, chociaż "Pana Mercedesa" nie czytałam jeszcze. Świetny tekst. Też myślę, że King po prostu pisze coraz więcej o śmierci, bo mu latka lecą...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. :) A "Pana..." czytaj, nie obijaj się. :) I jeśli nie spodoba Ci się za bardzo to nie zniechęcaj się, bo dwójeczka znacznie lepsza. :)

      Usuń
  5. Chcę przeczytać. Ale najpierw wypadałoby "Pana Mercedesa" :)

    OdpowiedzUsuń
  6. W ogóle nie czuję się zaskoczony, widząc recenzję właśnie tej książki na Twoim blogu :P Ja postanowiłem zaznajomić się z pozycjami Mistrza od pierwszej do ostatniej. Zacząłem co prawda od "Misery", potem wpadła mi w rączki "Zielona Mila", ale później już "Carrie", potem "Lśnienie" (przeskoczyłem "Miasteczko Salem" z racji tego, iż na języku polskim "Lśnienie zostało wybrane na lekturę). W tym miesiącu odhaczę "Miasteczko..." i będę leciał. Stephen King wcale mi nie ułatwia, wydając po kilka nowych książek na rok ;) Książkę chcę przeczytać bardzo mocno, ale postanowienie to postanowienie, więc (póki co) odpuszczę sobie jej zakup. Cieszę się, że lektura przypadła Ci do gustu (inaczej być nie mogło ;) ). Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tak najpierw wypadałoby Ci przeczytać "Pana Mercedesa", więc do tej śpieszyć się nie musisz. :) Pozdrawiam. :)

      Usuń
    2. Dokładnie... i w tym roku jeszcze zbiór opowiadań i potem część trzecia. Będzie co czytać! ;)

      Usuń
  7. Miałam możliwość zrecenzowania tej książki, ale podziękowałam, gdyż ciągle jestem z Kingiem na wojennej ścieżce :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam. :) A i "Pana Mercedesa" chyba nie czytałaś? Czy czytałaś? Nie pamiętam. :)

      Usuń
    2. Nie czytałam Pana Mercedesa, choć przyznam, że ta pozycja wyjątkowo mnie kusi, ale jak na razie dzielnie się opieram ;)

      Usuń
  8. Mnie też zawiódł "Pan Mercedes" i nie wiem, kiedy znów sięgnę po Kinga. "Misery" było świetne, ale czy pomysł trzeba powielać?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powtórzył się sam wątek pisarza w opałach, reszta to już coś zupełnie innego i wg mnie warto dać szansę drugiemu tomowi trylogii. :)

      Usuń
  9. Tadeusz Przypiorek9 czerwca 2015 10:45

    Co ja widzę. Pan King, ku uciesze Ewy napisał kolejną książkę. Na dodatek bardzo dobrą. Z tajnych źródeł wiem, jaki tytuł będzie nosiło ostatnie dzieło Stephena Kinga. Jest ktoś ciekawy?

    OdpowiedzUsuń
  10. Tadeusz Przypiorek9 czerwca 2015 14:29

    TESTAMENT

    OdpowiedzUsuń
  11. A ja się cały czas obawiam, że podobnie jak "Pan Mercedes" ta powieść będzie przeciętna :( Z tego, co mi wiadomo, jej egzemplarz już do mnie idzie, więc pewnie sama niedługo się przekonam jak się sprawa przedstawia.

    OdpowiedzUsuń
  12. Miałam długą przerwę od Kinga, chociaż nadal był dla mnie bezkonkurencyjnym wzorem pisarza. Pana Mercedesa dostałam na gwiazdkę, ale przeczytałam dopiero w maju, już nie mogę doczekać się tej książki. Mam nadzieję, że mimo sędziwego już wieku, Mistrz napisze jeszcze sporo pozycji :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też na to liczę. :) W końcu wygląda na człowieka w bardzo dobrej kondycji jak na swoje lata. :)

      Usuń
  13. Jeszcze nie przeczytałam "Pana Mercedesa", ale "Znalezione nie kradzione" też na pewno znajdzie się na liście, mimo średnio pochlebnych opinii. To co piszesz na końcu, rzeczywiście jest niepokojące. Mam nadzieje, że King będzie jeszcze długo, długo żył i pisał do końca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Że będzie pisał do końca to pewne. Dla niego życie nie miałoby tyle sensu bez pisania. :)

      Usuń
  14. Ile razy widzę u Ciebie recenzję powieści Kinga, tyle razy mam wyrzuty sumienia, że tak go zaniedbałam. Zwłaszcza, że chwalisz, chwalisz, chwalisz. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zawsze go chwalę, ale tym razem zasłużył. A za nadrabianie zaległości się bierz. Najwyższa pora. :)

      Usuń
    2. No wiem, wiem, ale tyle innych wspaniałości na mnie czeka. :D

      Usuń
    3. A myślisz, że na mnie nie? :) Mam już obydwa tomy "Mojej walki" Knausgårda a pierwszego nawet nie przeczytałam. ;)

      Usuń
  15. Tadeusz Przypiorek11 czerwca 2015 19:43

    Koniec Świata Ewo! Biedronka zaczęła sprzedawać książki! W cenie 4,99. Tylko patrzeć, a Kinga będą dodawać do margaryny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A widziałeś tam choć jedną jego książkę? :)

      Usuń
    2. Tadeusz Przypiorek11 czerwca 2015 20:24

      Oni dopiero zaczynają z tymi książkami... Będą mieć takie tanie wydania kieszonkowe... Okropieństwo... Ale masz racje, nie widziałem tam ani jednej książki Kinga, tym bardziej że nie chodzę do Biedro.
      Poza tym będziesz bogata, bo nie poznałem Cie na tym zdjęciu

      Usuń
    3. Bogata finansowo wcale nie chcę być. :)

      Usuń
  16. Co? Tak gorąco, że nikt nie ma siły komentować?

    OdpowiedzUsuń
  17. Mam póki co w planach "Pana Mercedesa", który leży u mnie od tamtego roku. Nie wyobrażam sobie, że mistrz miałby odejść. O nie...

    OdpowiedzUsuń
  18. Obowiązkowa lektura dla mojego męża :) na pewno ją przeczyta i podobnie jak Ty będzie na pewno nią zachwycony :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Chętnie przeczytam kiedyś tę trylogię. Cieszę się, że jesteś zadowolona z tej części i mam nadzieję, że Mistrz nie będzie za bardzo oswajał się ze śmiercią, bo chyba ma jeszcze sporo książek do napisania. Na to przynajmniej liczę. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poczekaj aż będą już wszystkie części to połkniesz je jedna po drugiej. :)

      Usuń
  20. King to bezapelacyjny mistrz. Nie mam nic przeciwko bazy na Misery, która była absolutni niesamowita, w dodatku przecież wiele autorów porusza podobne tematy, ale w zupełnie inny sposób. Każda książka jest inna :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Muszę przyznać, że mnie Pan Mercedes rozczarował - albo może inaczej, wiem, że Kinga stać na dużo więcej. Dużo sztampowości, mało zaskoczeń. Sama nie wiem czy mam ochotę na kolejną część, choć jeśli wpadnie mi w łapki, to pewnie się skuszę :).
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nie podpowiedziałam, że "Znalezione..." jest znacznie lepsze od "Pana Mercedesa"? :) Uwierz mi, że tak jest. :)

      Usuń
  22. Ja się niestety tak nie zachwycam. Jak kocham Kinga, tak niestety muszę być obiektywny i przyznać, że jego twórczość juz sie kończy. Ograne schematy w Zagnione nie kradzione się nawarstwiają, King jest już wtórny i nudny. Owszem na tle innych autorów to nadal marka, a zagnione nie kradzione świetnie się czyta i to nadal kawał dobrej rozrywki. Ale jak na Kinga, którego nazwisko zobowiązuje, to już słabiutko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po pierwsze, nie mogę się zgodzić z Twoim zdaniem. "Przebudzeniem" King mile mnie zaskoczył. Nie uważam, by King "się kończył", jak to określiłeś. :) A po drugie, nie "Zaginione nie kradzione", a "Znalezione nie kradzione". :)

      Usuń
    2. No jasne, moja pomyłka, za szybko pisałem.

      Podejrzewam że znasz i czytałaś stare klasyki Kinga, zresztą sama wspominasz o nawiązaniu do Misery. Zresztą - nawiązanie to zaleta, ale wykorzystywanie tych samych motywów, to już wyraz braku pomysłu na coś świeżego. Znów mamy chociażby dziecko w niebezpieczeństwie. I żeby nie było - nie chcę powiedzieć, że to zła książka. Na tle setek innych wypada znakomicie. Ale są też setki lepsze od współczesnego Kinga, który jest już wyrachowany, schematyczny, pozbawiony świeżości. Zresztą... wydawanie dwóch książek rocznie? Trudno uwierzyć żeby w ogóle on je pisał.

      Usuń
    3. Sugerujesz, że King może robić to, co Patterson? "Sprzedawać" nazwisko pod książkami, które pisze ktoś inny? Nie wydaje mi się...Znasz pewnie jego biografię, prawda? Jeśli tak to wiesz na pewno, że King pisze od szczeniaka - to całe jego życie, może nawet już uzależnienie. Pisząc walczy ze swoimi demonami. To jego forma terapii i dlatego tych książek jest aż tyle, dlatego powstają dwa tytuły rocznie. Oczywiście to tylko moje przypuszczenie. Jak jest naprawdę, wie tylko on, jego najbliżsi i współpracownicy.

      Zgadzam się, że jego wcześniejsze książki były lepsze od tych wydawanych współcześnie. W końcu chyba każdy pisarz ma swoje złote lata w tworzeniu i te gorsze. Te złote w przypadku Kinga już były, ale ja jeszcze wierzę (być może naiwnie), że on jeszcze nas zaskoczy, pozytywnie zaskoczy. :) Może niekoniecznie jakimś super oryginalnym pomysłem na fabułę, może faktycznie już do końca będzie bazował na tym, co już było, ale mnie to chyba jakoś mocno nie będzie przeszkadzało. Byleby nie porwał się na autoplagiat w skrajnym wydaniu. ;) Zresztą, niektóre z jego pomysłów były (i są) tak dobre, że są godne powtórki w nowej odsłonie. Chętnie przeczytałabym zupełnie nową historię na kanwie np. "Dzieci kukurydzy" (bo to opowiadanie, wg mnie, i tak nie jest tak dobre, jak mogłoby być, gdyby je dopieścić, rozwinąć i nieco mocniej "dostraszyć").

      Usuń
    4. Ja też nie mam takiej wiedzy, żeby stwierdzać, ze pisze sam lub nie pisze sam. Tego się już raczej nie dowiemy. Mimo wszystko uważam, że regularnie dwie książki rocznie w jego wieku to olbrzymie tempo. A może faktycznie pisze sam i stąd zniżka jakości.

      Generalnie ja tam Kinga lubię, czytam każdą jego kolejną książkę i nie jestem tu by go hejtować. Stwierdzam tylko, że aż tak się nie zachwycam, bo mam w głowie o wiele lepsze powieści Kinga, na których tle Znalezione nie kradzione (już poprawnie) wypada przeciętnie :)

      Usuń
    5. Rozumiem i ja też nie zachwycam się każdą jego powieścią, aczkolwiek są gusta i guściki. :) Wg mnie "Znalezione..." nie wypada najgorzej, a już na tle "Pana Mercedesa" wypada bardzo dobrze. :)

      Usuń
  23. A wiesz, że ostatnio też się nad tym zastanawiałam? King towarzyszy mi całe moje czytelnicze życie. Dorastałam razem z nim, nawet pokuszę się o stwierdzenie, że dojrzewałam razem z nim - on w swoim pisarskim warsztacie, ja w czytelniczym świecie - próbując różnych utworów i kombinacji, docierałam do smaków, które najbardziej mi odpowiadają i zostałam z nimi na lata. Czy ja wiem, czy zmiana frontu jest dla pisarza dobra? Pokuszę się o stwierdzenie, że niekoniecznie, bo żeby dojść do dawnego poziomu w tym nowym obszarze, potrzebne jest niemal drugie życie. Chciałabym i tego Kingowi życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiadomo, że zmiana frontu nie zawsze wychodzi na dobre pisarzowi, ale z drugiej strony wcale nie dziwię się tym, którzy się tego podejmują, bo w końcu ile można "siedzieć" w jednym nurcie? King chciał odmiany i wcielił ją w życie. W przypadku pierwszego tomu nie wyszło mu to najlepiej, ale w drugim zdecydowanie się poprawił. Takie jest moje zdanie. :) A tych żyć niech ma jak najwięcej... :)

      Usuń
  24. Wielki podziw dla tego pisarza, że nadal jest tak płodny, przynajmniej literacko. :)

    OdpowiedzUsuń
  25. Tadeusz Przypiorek18 czerwca 2015 22:49

    Panie King, Ewa Książkówka z chęcią pomoże Panu napisać kolejną książkę. Podpowie, doradzi, podrzuci pomysł i poprawi ewentualne błędy. To będzie najlepsza Pana książka. Z resztą, jak się Pan pewnie domyśla, Ewa zrobi dla Pana wszystko. Proszę więc nie zwlekać, puki piękna i młoda:))

    OdpowiedzUsuń
  26. Dla mnie ta książka była inna niż Pan Mercedes. Miała w sobie więcej kingowskiego stylu. Odrobinę brakowało mi głównego bohatera z Pana Mercedesa, za to końcówka bardzo w stylu Kinga ciekawe co nowego wymyśli. U mnie opinia na jej temat się tworzy :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, jest inna. Lepsza. :) Znacznie więcej Kinga w Kingu :)

      Usuń
  27. Mimo, że dawno po Kinga nie sięgałam, a i gatunek, w którym głównie tworzy, gości u mnie rzadko, to jednak jakoś jego książki do mnie przemawiają. Zawsze sprawiają mi przyjemność, poruszają, pobudzają wyobraźnię. Z Twojej recenzji wynika, że i tak byłoby w przypadku tej książki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A u Ciebie często gości fantastyka, a u Kinga jej elementów tez nie brakuje, choć w trochę innej odsłonie niż Ty to preferujesz. :) Śmiało. :)

      Usuń

SPAM, reklamy, wulgaryzmy oraz komentarze niezwiązane z tematyką wpisu bezwzględnie usuwam.