Tytuł oryginału: Bad influence
Wydawnictwo: Baobab
Tłumaczenie: Katarzyna Bieńkowska
Data wydania: 2009
ISBN: 978-83-89642-88-2
Liczba stron: 155
Na pewno znacie tego typu
sytuację – jeśli nie z własnego życia (oby nie!), to na pewno z jakiejś książki lub filmu. W sąsiedztwie pojawia się nowa rodzina: on, ona i
dziecko. Młody chłopiec, który dopiero wkracza w wiek nastoletni jest bardzo
grzeczny, ma dobrze wyprasowaną koszulę zapiętą po samą szyję i… bardzo
przenikliwe spojrzenie. Zdaje się, że jest w stanie przy jego pomocy wypalić
dziurę. I nie byłoby w tym nic dziwnego szczególnie niepokojącego, gdyby nie fakt,
że tuż po wprowadzeniu się nowych lokatorów w okolicy zaczynają się dziać
dziwne rzeczy. Mają miejsce kradzieże, wybicia szyb w oknach, a kot miłej,
starszej pani, która mieszka obok, zostaje odnaleziony w zaroślach z
przetrąconym karkiem…
Podobnie zaczyna się historia,
którą opowiada małoletni Ben. Jego życie nie wyróżniało się niczym szczególnym,
dopóki w sąsiedztwie nie pojawił się Carl. Ben, jak inni młodzi chłopcy,
uczęszczał do szkoły, miał troskliwych rodziców, starsze rodzeństwo (którego
szczerze nie znosił) i najlepszego przyjaciela imieniem Olly. Carl, choć jako
„nowy” powinien dostosować się do zastanych reguł, bardzo szybko przejmuje
kontrolę nad tym, co najważniejsze w życiu głównego bohatera „Złego wpływu”
autorstwa Williama Sutcliffe’a. Odebrał mu przyjaciela, następnie mocno zranił
serce jego siostry, równocześnie wymownie pokazując, do czego jest zdolny.
Przebiegłe intrygi, brutalna przemoc, niczym nieskrępowana dominacja, a także
pęd do bycia panem życia i śmierci – to prawdziwa twarz kilkunastoletniego,
nowo przybyłego chłopca… Do czego jeszcze posunie się Carl, by udowodnić swoją
przebiegłość, siłę oraz bezwzględność? Do tego, czego nikt by nie mógł się
spodziewać po tak dobrym, z pozoru, chłopcu…
„Zły wpływ” to maksimum wartościowego
przekazu na minimalnej liczbie stron (zaledwie 155). Normalnie pewnie
narzekałabym, że tak dobra, mroczna lektura została mi tak brutalnie odebrana z
racji niewielkiej objętości. Jednak pozorny mankament okazuje się być atutem,
bo dzięki skondensowanej treści, fabuła zawiera w sobie samą esencję wizji dziecięcego
świata. Historię opowiada młody chłopiec i takim też stylem jest prowadzona.
Widzimy świat oczyma dziecka, które powoli zaczyna go pojmować przy pomocy
dojrzalszych kategorii; widzi zło, które go otacza, potrafi je określić i
nazwać, nie tracąc przy tym tej charakterystycznej dla młodego wieku logiki i sposobu
rozumowania. Także problemy dnia codziennego są tymi wielkimi dla tak młodego
ducha i jednocześnie tak błahymi dla osób dorosłych. Autor rozpoczyna swą
opowieść, wplatając w nią maksimum humoru przy pomocy fantastycznych opisów
Bena, a nawet jego schematów, diagramów itd.
rysunek pochodzi z książki |
Następnie stopniowo je porzuca,
by – im bliżej finału – wprowadzić czytelnika w mroczny klimat „Złego wpływu”.
Jego apogeum następuje oczywiście na samym końcu i robi dość mocne wrażenie.
Czy pomysł na wątek główny i postać
negatywnego bohatera jest oryginalny? Absolutnie nie. Nietrudno dopatrzeć się
podobieństwa do „Władcy much” Goldinga czy filmu w reżyserii Iana McEwana pt.
„Synalek”, w którym Macaulay Culkin uosabiał dziecięcy koszmar każdego rodzica…
Mimo to, uważam książkę Sutcliffe’a za dobry thriller psychologiczny. Dzieci
jako czarne charaktery straszyły, straszą i zawsze będą to robić wyśmienicie.
Połączenie brutalności i przebiegłości charakterystycznej dla dorosłych z
dziecięcą niewinnością zawsze robi piorunujące wrażenie i fanom takiego miksu w
szczególności polecam tę lekturę.
Ocena: 5/6
Nie, to nie dla mnie.)
OdpowiedzUsuńRozumiem i nie namawiam. :)
UsuńOj, ja sobie nie odpuszczę takiej lektury! A wykres jest genialny:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Wiedz, że to nie jest jedyny wykres zawarty w opowieści Bena. :) Polecam! Pozdrawiam. :)
UsuńIntrygująca, tak samo jak okładka, a właściwie chłopiec na niej. Szczerze mówiąc, nie przepadam za tego typu historiami, zwłaszcza przed świętami. Martwi mnie również ta uboga liczba stron. Zdecydowanie wolę grube tomiska, ale jeżeli kiedyś się na nią natknę, to czemu nie?
OdpowiedzUsuńW tym wypadku te 155 to atut. Mówię tak, mimo że sama preferuję grubsze książki. :)
UsuńHistoria raczej nie dla mnie. Ale może kiedyś :)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa recenzja.
Pozdrawiam!
Dzięki i pozdrawiam. :)
UsuńNiedawno czytałam horror o tym samym tytule, tylko że autor to Ramsey Campbell. Przyznam, że zaciekawiłaś mnie tą książką. Jak tak dalej pójdzie, to moje noworoczne postanowienie ratowania starych książek spali na panewce, bo znów zacznę łapać za nowości ;-) A tak na marginesie, to w życiu nie streściłabym się na 155 stronach :-)))
OdpowiedzUsuńNo tak, Ty jak się wczujesz w temat to nie ma takiej ilości stron, która mogłaby Cię ograniczyć. :) A co do książki to już nie jest taka nowość, bo wydana została w 2009 roku, więc tak bardzo od swojego postanowienia byś nie odbiegła. :)
UsuńEwciu, bardzo odbiega od mojego postanowienia, bo ja chcę szukać, czytać i omawiać książki, które były wydane np. w latach 50. XX wieku ;-)
UsuńNo faktycznie, w takim układzie bardzo odbiega, ale...wyjątek możesz zrobić od czasu do czasu. :)
UsuńZapowiada się niezwykle interesująco :)
OdpowiedzUsuńI tak jest. :)
UsuńKsiążka Zły wpływ mogłaby być dedykowana każdemu z nas, bo kto nie zna przykładów person non grata, które nie należały do tych obdarowanych przez Mikołaja samymi prezentami. Nazwałbym tych hultajów raptusami pierwszej wady, którzy nie spoczną póki nie zniszczą wszystkie co symbolizuje dobroć i radość. Powieść z pewnością dla mnie i jak będę miał możliwość przeczytam ją. Twoje recenzje wciąż mnie zaskakują ich różnorodność poraża mnie i wzbudza niemy zachwyt. Pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńBardzo miło mi to czytać. :) Dziękuje i pozdrawiam ciepło. :)
UsuńCzasem rzeczywiście umiarkowaną ilością stron można uzyskać dodatkowy efekt...Świetna recenzja, aż mi przeszły ciarki:)
OdpowiedzUsuńPrawda? Miałam podobne odczucia po lekturze "Ru". :) Dzięki za miłe słowa. :) Pozdrawiam!
UsuńAkurat takie klimaty bardzo lubię a stosunkowo uboga liczba stron czasem naprawdę zmienia się w atut. Z przyjemnością (choć to może niewłaściwe słowo) bym przeczytała
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem Twojej opinii na temat tej książki. Czy włączyłaby się twoja słodka zgryźliwość recenzencka? ;)
UsuńJa zgryźliwa??? Pierwsze słyszę ;-p
OdpowiedzUsuńNie no skąd...Pomyliłam osoby przecież... ;);)
UsuńCzasem nie ważna jest ilość, tylko jakoś, więc skoro „Zły wpływ” to maksimum wartościowego przekazu, to ja bardzo chętnie przeczytam tą książkę. Mam nadzieję, że również docenię jej walory literackie.
OdpowiedzUsuńTeż mam taką nadzieję. :)
UsuńChętnie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńNiezła okładka :) Pasuje do tytułu.
OdpowiedzUsuńNIezła a zawartość jeszcze lepsza. :)
UsuńAż mnie przeszedł dreszcz, gdy czytałam Twoją opinię. Ale czuję się tak skutecznie zachęcona, że czym prędzej rozejrzę się za tą lekturą. Nie jest to obszerna pozycja, ale bardzo treściwa. Tak, mówię stanowcze tak. :)
OdpowiedzUsuńI nie mogę napatrzeć się na Twój szablon, śliczny jest! Mówię to już któryś raz ;)
Książkę polecam - a jakże. :) A co do szablonu to zawsze możesz zrobić sobie taki sam. ;) Jest ogólnie dostępny, więc ja się nie obrażę. ;)
UsuńUwielbiam takie tematy po prostu. Co tam, że później jak patrzę na co poniektóre dzieci, dreszcz mnie przechodzi. Jestem bardzo na tak! Chętnie się rozejrzę za tą książką.
OdpowiedzUsuńHej zwłaszcza, że niektóre mają takie spojrzenie jak chłopiec z okładki. ;)
UsuńZgadzam się ze stwierdzenie, że w dzieciach jest coś przerażającego i zawsze będą się nadawać do postraszenia widza czy też czytelnika. Nie przepadam za tak cienkimi książkami, ale tej sobie chyba nie odmówię. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńI słusznie. :) Pozdrawiam
UsuńŻeby w każdej książce były takie opisy i diagramy:)
OdpowiedzUsuńOooo, dużo ciekawsze by były. :D
UsuńBardzo mnie ta książka intryguje. Na pewno będę się starał ją gdzieś zdobyć, mam nadzieję, że to nie będzie trudne. Widziałem, że również recenzujesz filmy. Mam nadzieję, że będzie ich więcej :> Pozdrawiam i zapraszam do siebie - www.filmowe-abecadlo.blogspot.com
OdpowiedzUsuńI oczywiście będę wpadał tu częściej, więc obserwuję :>
Tak, filmów będzie więcej. Po troszku będzie przybywać filmowych recenzji i widzę u Ciebie kilka tytułów, które z czasem na pewno zagoszczą u mnie. :) Widzę też, że mamy podobne typy jeśli chodzi o wybór filmów, więc...na pewno będę Cię często odwiedzać. :) Pozdrawiam ciepło. :)
UsuńPomimo, że nie jest to nowy pomysł, to jednak jestem bardzo ciekawa jak go wykorzystał autor!
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że poszło mu to całkiem dobrze. Najlepiej sama się przekonaj. :)
UsuńRecenzja ciekawa, trochę przypomina mi książki Jacka Ketchuma... Może skuszę się, żeby kiedyś przeczytać :)
OdpowiedzUsuńOj to nie styl Ketchuma, oj nie. :) Książkę zdecydowanie jednak polecam. :)
UsuńMoże sięgne,, bo mnie zaitrygowałaś;)
OdpowiedzUsuńCieszę się. :)
UsuńRównież chętnie przeczytam. Pamiętam jeszcze wrażenie, jakie "Musimy porozmawiać o Kevinie" na mnie zrobiło, także chętnie przeżyję to raz jeszcze :D
OdpowiedzUsuńWidzisz, a ja tego filmu nie oglądałam ani nie czytałam książki. Nadrobię to na pewno. :)
UsuńRzeczywiście masz racje, że fabuła ma prawo się kojarzyć. Jednak, "Władcy much" Pana G. mają zupełnie inny wydźwięk. Tam omawiane jest to w jaki sposób natura dziecięca może zmienić się pod wpływem warunków otoczenia, a tu z tego co mi się wydaje mamy do czynienia z bohaterem, który po prostu jest zły :)
OdpowiedzUsuńZ pewnością książka warta przeczytania, a że bardzo lubię takie historie - choć przyprawiają mnie o ból głowy - to zapewne, jak tylko będę miała okazję sięgnę po tę książkę.
Pozdrawiam :)
Zgadzam się. :) Tyle, że dla Bena tymi "warunkami otoczenia" jest Carl i też na niego wpływa... :) Stąd m.in. to porównanie do "Władcy much". :) Pozdrawiam
UsuńLektura nie dla mnie, ale sama przyjemność czytania Twojej recki mi wystarcza- bardzo dziękuję
OdpowiedzUsuńDziękuję, miło mi to czytać. :)
UsuńSłyszałam o tej książce :) Wcale mnie nie dziwi taka pozytywna recenzja i wysoka nota :) Z pewnością ją kiedyś przeczytam.
OdpowiedzUsuńMam taką nadzieję, że i u Ciebie przeczytam kiedyś recenzję tej książki. :)
UsuńSpojrzawszy na tytuł miałem nadzieję na coś innego, ale Twoja recenzja mnie zaciekawiła i pewnie sięgnę kiedyś po tę książkę. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńA na co miałeś nadzieję?:) Jeśli można zapytać. :) Pozdrawiam.
UsuńOkładka, tytuł, tematyka i recenzja... Wszystko przemawia za tym, aby sięgnąć po tę książkę:)
OdpowiedzUsuńCieszę się ogromnie. :)
UsuńKsiążka już czeka na swoją kolej i jakoś doczekać się nie może. I chyba niepotrzebnie czytałam Twoją recenzję, Ewo, bo teraz myślę tylko o tej historii, a muszę jeszcze przeczytać parę innych. :)
OdpowiedzUsuńMożesz śmiało pozmieniać kolejność czytanych lektur, bo "Zly wpływ" ma ledwie 155 stron. Przeczytasz za jednym posiedzeniem. :)
UsuńPo takiej recenzji, koniecznie muszę przeczytać książkę :) Swoją drogą zastanawiam się czemu jej nie dostrzegłam wcześniej...
OdpowiedzUsuńNie było o niej zbyt głośno, wydawnictwo też mało znane...pewnie dlatego, ale to nie zmienia faktu, że książka jest godna uwagi. :)
UsuńCoś w sam raz dla mnie, koniecznie muszę dorwać tą książeczkę. Tragicznie cieniutka, ale skoro mówisz, że to na plus to ja Ci wierzę ;)
OdpowiedzUsuńUwierz, zaufaj... ;);)
Usuńjakoś mnie przeraża ta książka.. zupełnie nie wiem czemu..
OdpowiedzUsuńNiepotrzebnie, książka nie jest tak straszna jakby się to mogło wydawać. :)
UsuńSchemat jest genialny :D Sama książka, nie powiem, zaintrygowała mnie, choć początkowo wątpiłam, by była do tego zdolna. Szkoda, że jest tak niewielka objętościowo, ale w tej chwili działa to na jej korzyść, ponieważ daje mi to możliwość wciśnięcia jej w mój napięty grafik. Tak więc, skutecznie zachęciłaś mnie do lektury "Złego wpływu" :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Bardzo mnie to cieszy. :) Pozdrawiam!
UsuńO tak, to zdecydowanie coś dla mnie! Tytuł zapisuję na liście i koniecznie będę musiała się za książką rozejrzeć, gdyż zapowiada się nad wyraz ciekawie :)
OdpowiedzUsuńI tak jest. :) Polecam! :)
UsuńNiczego się tak nie boję jak małych dzieci, które z pozoru są grzeczne i spokojne..
OdpowiedzUsuńKsiążka by mnie z pewnością porwała, wstrząsnęła i zostawiła z szeroko otwartą buzią...
Wiem, o czym mówisz...Zwłaszcza patrząc na okładkę tej książki...Brrr... :)
UsuńJakoś nie czuję chęci przeczytania tej książki. Może i nie najgorsza, ale czuję, że to nie to.
OdpowiedzUsuńPS: Dodałem recenzję "Misery" ;)
Pozdrawiam :)
Ooo, lecę zobaczyć. :)
UsuńMuszę przeczytać!
OdpowiedzUsuńKoniecznie. :)
UsuńOj Cysiek Cyśku mój :* :)
OdpowiedzUsuń:):*
Usuńwreszcie mam chwilę, żeby nadrobić Twoje recenzje - trafiam pierwszą i bum - spodobała mi się ta książka, zwłaszcza że czasem też się przekonuję, że nie zawsze poniżej 200 stron oznacza złą lekturę. Zaciekawiłaś mnie bardzo. Mimo że to nie jest radosna tematyka to chętnie bym ją przeczytała
OdpowiedzUsuńWątki, w których dzieci są czarnymi charakterami zawsze fascynują. :) Polecam!
Usuń