Williama Whartona miałam okazję poznać pierwszy raz dzięki jego (najbardziej znanej) książce pt. „Ptasiek”. Doskonale pamiętam jak dobre wrażenie wywarł on na mnie swoim dziełem, dlatego zaraz po skończonej lekturze wiedziałam już, że niedługo do niego powrócę. I tak weszłam w posiadanie „Wieści”. Zasugerowano mi jednak odłożenie tej lektury na czas okołoświąteczny (czyli już tuż, tuż). By nie musieć czekać tak długo na kolejne spotkanie z Whartonem zdecydowałam się na korzystną wymianę i tak oto przeczytałam „Szrapnela”.
Kto nie orientuje się w wojskowej terminologii niech wie, że za tytuł tej książki Whartona posłużyła nazwa pocisku wyposażonego w materiał wybuchowy. Nie trudno się zatem domyśleć, że autor tym razem postanowił podzielić się z czytelnikami opowieściami dotykającymi wojskowych realiów. Tym razem jednak nie posłużył się fikcją literacką, a historią pisaną na papierze jego własnego życia.
Już w „Ptaśku” autor pozwolił sobie na przemycenie do treści książki osobistych poglądów na temat wojny i tego, co z nią się wiąże. „Szrapnel” także dał Whartonowi ogromną możliwość wyrażenia tego, co myśli o służbie wojskowej, przymusie zabijania, radzeniu sobie z koszarową rzeczywistością i współtowarzyszach niedoli. Aby to wszystko dobrze zobrazować, autor przytacza wiele krótkich opowieści. Wspólnie stają się relacją przeżyć doświadczonych przez Whartona w bardzo młodym wieku osiemnastu lat. Choć we wspomnieniach nie brak humoru, przezabawnych sytuacji i dowcipnie scharakteryzowanych bohaterów (przykładem może być opowieść o żydowskim żołnierzu nazwiskiem Birnbaum – fajtłapa jakiej jeszcze żadne wojsko nie widziało, człowiek, któremu potrafiło się nie udać dosłownie wszystko, nawet ścielenie pryczy, mimo że usiłował zrobić to z zegarmistrzowską starannością), to jednocześnie pełne są tragizmu i smutku - w końcu opowiadania dotyczą czasu wojny, kiedy to nieustannie stykamy się ze śmiercią. Dla kontrastu jednak, Wharton opowiada także o miłości do Fiołka (sprzedawczyni o ciemnych włosach i fiołkowych oczach).
„Szrapnel” przesycony jest kontrastami, ale nie jest to w żadnym wypadku cecha negatywna tego tytułu. W moim odczuciu jest wręcz odwrotnie - dzięki temu, książka nie jest zbiorem nudnych i monotematycznych opowieści o życiu młodego żołnierza. Mam wrażenie, że wręcz mogę dotknąć fragmentu życia Whartona, życia lekko ociekającego krwią, pulsującego, o swoim własnym zapachu… fiołków oczywiście.
Nie decyduję się na jedną z najwyższych not dla tej pozycji, bo tematyka wojskowa nie jest mi aż tak bliska, by czuć ją całą sobą, ale nie jestem w stanie powiedzieć, że Wharton zasługuje na notę poniżej „dobrej” . Nie sposób chyba ocenić nisko książki autorstwa człowieka tak szczerego i autentycznego w swoim pisarstwie. Kto zna i ceni Whartona na pewno kiedyś sięgnie po „Szrapnela”. Ja tymczasem już powoli przygotowuję się mentalnie na „Wieści”, a zatem…do rychłego zobaczenia panie Williamie.
Ocena: 4,5/6
Muszę się w końcu zabrać za Whartona:)
OdpowiedzUsuńHadziu - ze swojej strony polecam Whartona. :)
OdpowiedzUsuńWharton - kiedy to było? Czas do niego wrócić, zwłaszcza, że książka którą proponujesz, zaciekawiła mnie swoją "wojenną" fabułą:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Książka dobra, ale nie rewelacyjna. Wharton ma dużo świetnych pozycji, ale na tej się trochę zawiodłam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!
Isadoro - ano właśnie, też miałam wrażenie, że Wharton już dawno nie gościł w moim życiu. :) Warto do niego wracać. :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńKasandro - zgadzam się z Tobą w 100%. :) Moja nota też odzwierciedla to zdanie. :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńWharton jest rewelacyjnym pisarzem, a przynajmniej ja tak uważam. Czytałam kiedyś "Rubio" i byłam tą lekturą po prostu zachwycona. Bardzo chętnie sięgnę również po tę pozycję ;)
OdpowiedzUsuńCatalino - "Rubio" mówisz, zanotowałam i dziękuję za cynk. :D
OdpowiedzUsuńPierwszy raz słyszę o tym autorze, tak więc jego twórczość nic mi nie mówi, ale chciałabym choć trochę go poznać, dlatego chętnie rozejrzę się za książkami Whartona i zobaczę, czy mnie czymś pozytywnym zaskoczą.
OdpowiedzUsuńCyrysiu - nie taki pierwszy. :) Pamiętam, że zachęciłam Cię (jeszcze na bloxie) do "Ptaśka". :) I od niego proponuję zacząć przygodę z Whartonem. :)
OdpowiedzUsuńKsiążki Whartona mają w sobie to coś :)
OdpowiedzUsuńTaki jest świat - zgadzam się! :)
OdpowiedzUsuńKsiążką byłam zachwycona, z resztą jak większością tego autora. A Wieści sprawią, że twoje święta będą bardziej magiczne, uwierz mi:):)
OdpowiedzUsuńDanusiu - na to liczę. :)
OdpowiedzUsuńOoo tematyka jak najbardziej dla mnie, jestem ogromnie ciekawa tej książki. Mam nadzieję, że niedługo przeczytam :)
OdpowiedzUsuńZaczytana w chmurach - zatem tego Ci życzę z całego serca. :)
OdpowiedzUsuńTen Wharton już od jakiegoś czasu mnie prześladuje. Podobnie jak Twój ukochany King :-) Ostatnio idąc do biblioteki nosiłam się z zamiarem, że wezmę sobie coś jednego lub drugiego pana, a tu okazało się, że koleżanka już odłożyła mi ogromny stos czegoś zupełnie innego. Wychodzi na to, że obaj panowie będą musieli jeszcze trochę poczekać. A teraz coś o książce. Napiszę tak. Myślę, że książka przypadła by mi do gustu, a to dlatego, że lubię wojsko. Mam na temat armii dość rozległą wiedzę, a to za sprawą kilku kolegów-żołnierzy. A od niedawna nawet zaczęłam zbierać materiały o polskiej misji w Iraku i w Afganistanie. A po co? Na razie tajemnica... wojskowa :-)
OdpowiedzUsuńAgnieszko - zaskoczyłaś mnie, od tej strony Cię nie znałam. :D Czekam na uchylenie rąbka tajemnicy.;)
OdpowiedzUsuńEwuś... no ja pieprze... obczaj motyw, że ZNOWU CI SIĘ UDAŁO U MIE... 2000 komentarz należy do Ciebie!
OdpowiedzUsuńJako dowód wysyłam skan strony - godzina 18:25, Ty dodałaś komentarz o godzinie 18:25....
WIELKIE GRATULACJE!
http://img191.imageshack.us/img191/4507/ksiazkowka1.jpg
Marta - o raaanyyy ;) Co za fart...;) Może przy okazji w totka zagram...;) Super! Cieszę się ogromnie. ;)
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o Wahrtona, to jeszcze nie czytałam żadnej jego książki, ale z wymianki dostałam "Al" :) Także zacznę najpierw od tej powieści i jeśli mi się spodoba to sięgnę po "Szrapnel"
OdpowiedzUsuńSuper Marteczko! Będziesz mogła poznać Whartona i przy okazji zrecenzować tę z jego książek, której ja nie miałam jeszcze okazji poznać. :) Nie mogę się doczekać.
OdpowiedzUsuńA mnie niestety Wharton ostatnio nie przekonuje. Pamiętam, że jako nastolatka zachwycałam się "Niezawinionymi śmierciami", a kiedy ostatnio przeczytałam "Spóźnionych kochanków" i wspomnianego "Ptaśka" po prostu się zawiodłam. Może oczekiwania były za duże? Teraz fascynuje mnie Llosa :) a Whortona zostawiam. Kto wie, może na emeryturze się za niego wezmę :P Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńInes - może to po prostu nie ten czas? Tak bywa czasem w przypadku lektur niektórych autorów, że trzeba popaść z nimi na odpowiedni moment w życiu. :) Spróbuj kiedyś jeszcze. :)
OdpowiedzUsuńCzytałam tego autora książkę "Tato" - wymiękłam gdzieś pod koniec, rozumiem lanie wody ale to już było lekkie przegięcie, Ptasiek też mnie nie zachwycił, z tego wszystkiego jako tatko wspominam Spóźnionych kochanków - dlatego myślę, że ja sobie odpuszczę :D
OdpowiedzUsuńTematyka wojskowa również mi bliska nie jest, dlatego jak na razie podziękuję.
OdpowiedzUsuń"Szrapnel" przeczytałam już lata temu. Zresztą, czytałam chyba większość książek Whartona, jakie wyszły w Polsce i powiem Ci, że ta jest jedną z tych, które podobały mi się najmniej. Mnie zachwycił, poza "Ptaśkiem" oczywiście, "Rubio". I koniecznie przeczytaj "Franky Furbo", przepiękna historia!
OdpowiedzUsuńDo Whartona niezmiennie mnie ciągnie, ale niestety póki co pierwszeństwo mają książki recenzyjne:( mam nadzieję, że być może w okresie zimowych ferii uda mi się do niego sięgnąc;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam!
Tosiu - fakt, że Wharton ma specyficzny styl i nie każdy musi go lubić, więc...rozumiem. :)
OdpowiedzUsuńMery - rozumiem. :)
OdpowiedzUsuńKasiek - super! Każdy taki cynk jest dla mnie ważny więc będę wiedziała jakie kolejne tytuły czytać autorstwa Whartona. :) Oczywiście po "Wieściach". :) Dzięki!
Scathach - tego Ci życzę, bo Whartona chyba chociaż raz w życiu trzeba "spróbować". :)
OdpowiedzUsuńAgnieszka, myślę, że Wharton bardzo ci się spodoba, bo on potrafi poruszyć i to są twoje, obyczajowe klimaty;)
OdpowiedzUsuńMuszę polecić ją mojemu Tacie, aczkolwiek sama chętnie ją przeczytam ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Cinnamon - koniecznie! :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Whartona - "Wieści" najbardziej - magia świąt działa tam prawdziwie...
OdpowiedzUsuńPoza tym często wracam do "Opowieści z Moulin du Bruit", "Stada" i "Tato".
No i "Ptaśka" świetnego.
;)
I do innych.
Beatrix - zatem jeszcze dużo dobrego mnie czeka dzięki Whartonowi. :)
OdpowiedzUsuńPamiętam, że już po przeczytaniu Twojej opinii o Ptaśku miałam wielką ochotę na poznanie Whartona. Jednak wiesz jak to, uciekła mi gdzieś ta pozycja pomiędzy ogromną, czekającą już kolejką. Dzisiaj zainteresowałaś mnie po raz drugi i na pewno panu Williamowi tak prędko nie odpuszczę! :)
OdpowiedzUsuńAlu - trzymam Cię za słowo! :D Pan Wharton wg mnie bez wątpienia na uwagę zasługuje. :) Pozdrawiam ciepło. :)
OdpowiedzUsuńJa kiedyś czytałam bardzo dużo książek Whartona. Za najlepsza jego książkę uważam "Ptaśka", to on po tych wszystkich latach wciąż tkwi mi w pamięci. Te "wojenne" mniej mi się podobały.
OdpowiedzUsuńWieści... czytaj, czytaj! Moim zdaniem Ci się spodoba, chociaż trochę smutna to ksiażka:) Nie ma tam wojska:)
OdpowiedzUsuńFelicjo - ja też bardzo cenię i dobrze wspominam "Ptaśka". :)
OdpowiedzUsuńPablo - jeśli nie ma tam wojska to tym lepiej dla mnie - nie jestem uprzedzona do tej tematyki, ale jej fanką też nie jestem. :)
OdpowiedzUsuńTego autora czytaalm "Spóźnionych kochanków" i jeszcze jakąś książkę o zakupie młynu i przerobieniu go na mieszkanie, ale nie pamiętam tytułu. Średnio przepadam za tym panem.
OdpowiedzUsuńAneto - trzeba lubić styl Whartona i już. ;) Jak się weń człowiek nie wczuje, to nie ma szans by go pokochać. :)
OdpowiedzUsuńEwuś jak znajdę czas to podeślę Ci maila z książkami do wyboru ok? :) Bo post chcę dodać w grudniu :D razem z podsumowaniem.
OdpowiedzUsuńMarteczko - jasne, nie ma pośpiechu. :)
OdpowiedzUsuńEwo nie wiem czy czytałaś Niezawinione śmierci, ale z pewnością jest to książka, która wyciśnie łzy nawet z kamienia. Nic Tobie nie imputuję:).
OdpowiedzUsuńCo do świetnej recenzji po wymianie nie spodziewałem się, że tak doskonale ujmiesz treść książki. Stale mnie zaskakujesz. Widzę w jak dobre ręce trafił egzemplarz. Pozdrawiam
Patryku - nie, nie czytałam, ale już się za nią rozglądam. :) Cieszę się, że "Szrapnel" trafił do mnie właśnie od Ciebie. :) I dziękuję za miłe słowa. :)
OdpowiedzUsuń