wtorek, 6 stycznia 2015

Psychoanioł w Dublinie - Łukasz Stec





wydawnictwo: Akurat
data wydania: 25 czerwca 2014
ISBN: 9788377587201
liczba stron: 304


Mężczyzna otwiera oczy. Jest ranek. Pogoda iście irlandzka – za oknem tylko deszcz niesiony podmuchami wiatru. Wie, że jeśli chwilę dłużej poleży w łóżku, to na pewno spóźni się do pracy, ale i tak wyleguje się w najlepsze. I w zasadzie nic nie jest w stanie zaburzyć jego porannej sielanki, nie licząc natarczywego głosu, który niemal krzyczy: „Nakarm mnie!” Po dokładnych oględzinach jest już pewien, że ów głos nie wydobywa się z jego pustego brzucha – więc skąd?

Co za życiowa beznadzieja! Nie ma śniadania, nie było kolacji, do tego poddano mnie kastracji[1].

No tak, to tylko kot… Kot?!

Co się głupio gapisz? Dałbyś szyneczki[2].

Życie Wowy (właściwie Wawrzyńca), bohatera książki Łukasza Steca pt. Psychoanioł w Dublinie, do najłatwiejszych nie należy. Nie dość, że notorycznie spóźnia się do pracy w firmie, która zajmuje się produkcją oraz sprzedażą pierogów, a jego kot, Borys, ma depresję i już kilkakrotnie podejmował się prób samobójczych, to został mu raptem tydzień życia. Tydzień, w którym Wowa ma jedyną w swoim rodzaju szansę na odwrócenie biegu swojego losu i wymknięcie się z rąk śmierci. Naturalnie, jeśli można wierzyć zapewnieniom faceta w białym fartuchu oraz indiańskim pióropuszu na głowie, który to przybywa z Niebios jako osobisty psychoanioł Wawrzyńca i obwieszcza, że czeka go nagła śmierć.

Sprawa prosta nie jest, bo nie dość, że bohater ma niewiele czasu na ratowanie własnego życia, to nie ma też pojęcia, z czyich rąk ewentualnie mógłby zginąć. Któregoś ze współlokatorów? Byłej żony Dezyderii? Może to jej ojciec, urażony, że Wowa śmiał porzucić jego ukochaną córeczkę? Wszak:

Wielokrotnie grozili ci śmiercią, kastracją, trepanacją czaszki, a nawet trwałą ondulacją[3].

Bez względu na to jak potoczą się losy bohatera, musicie wiedzieć, że podczas ich śledzenia czeka Was niewyobrażalna dawka śmiechu, takiego aż do bólu twarzy. Postacie wykreowane przez Steca są obłędne: beztroski Wowa o duszy niespełnionego i niedocenionego artysty, zdołowany kot Borys, przytłoczony swoją egzystencją w roli kastrata, psychoanioł Alfred, który przypomina Jima Carrey’a w wersji indiańskiej i inne poboczne, ale równie udane osobistości. Lekki i zabawny styl autora dopełnia dzieła.

Fani miksów gatunkowych również będą powieścią Steca usatysfakcjonowani, bowiem mamy tu nieco kryminału, sporo fantastyki, wątki romantyczne (z tymi w kociej wersji włącznie) i groteskę. Wszystko to razem podane jest w humorystycznej formie, która idealnie to wszystko łączy i sprawia, że żal rozstać się z książką.

Cieszę się ogromnie, że to właśnie z Psychoaniołem w Dublinie mogłam zacząć nowy, czytelniczy rok i tak świetnie przy tym bawić się, choć po tej powieści zupełnie tego nie spodziewałam się. Opowieść Łukasza Steca – to dla mnie duża i bardzo pozytywna niespodzianka, która sprawiła, że chcę więcej. Gwarantuję też, że i Wy zakończycie tę lekturę z tym samym odczuciem. Bierzcie i bawcie się przy niej wszyscy! Ataki niekontrolowanego śmiechu gwarantowane!

Ocena: 6/6




[1] Ł. Stec, Psychoanioł w Dublinie, Wydawnictwo Akurat, Warszawa 2014, s. 55.
[2] Tamże.
[3] Tamże, s. 114.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję jej Autorowi.
Wyzwania: Polacy nie gęsi.

39 komentarzy:

  1. Wow! Nie słyszałam o tej książce, ale taki wachlarz postaci po prostu mnie do niej przyciąga! Kot po kastracji jako bohater powieści. Kurcze, ale czad! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czad i to konkretny. :) Gwarantuję, że książka Ci się spodoba. :) Kot (Borys) jest obłędny... ;) Wowa i Alfred też. :)

      Usuń
  2. Bardzo mnie zaskoczyła Twoja mega pochlebna recenzja tej książki. Ja kiedyś otrzymałam propozycję jej zrecenzowania, ale nie zgodziłam się. gdyż jej fabuła jakoś mnie nie zainteresowała. Czy teraz żałuję tego kroku? Raczej nie, choć jak ponownie nadarzy się okazja, to tym razem z czystej ciekawości ją przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem Ci, że i ja bardzo sceptycznie byłam nastawiona do tej książki z początku. Myślałam, że to taka (bez obrazy dla autora) głupawa opowiastka, a tu takie zaskoczenie. :) Świetnie mi się czytało "Psychoanioła...". :)

      Usuń
  3. Już dawno nie czytałam żadnej śmiechowej książki, narobiłaś mi ochoty na ,,PsychoAnioła w Dublinie" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedz, że "Psychoanioł..." jest wybitnie śmiechowy. :)

      Usuń
  4. Książka wydaje się być niesamowitą, coś się psuje, a jednak wciąż widnieje uśmiech na twarzy.

    OdpowiedzUsuń
  5. Za kotami nie przepadam, lecz tego mogłabym polubić. A śmiech w trakcie czytania to moja ulubiona reakcja.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ach, więc to jest ta lektura, która wprawiła Cię w dobry nastrój w nowym roku :) Przyznam, że Twoja recenzja brzmi intrygująco i mam ochotę poznać przygody wszystkich nietuzinkowych bohaterów książki, zwłaszcza że trudno mnie rozbawić :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też, przynajmniej jeśli chodzi o czytane przeze mnie lektury. :) A panu Stecowi się udało. :)

      Usuń
    2. I właśnie dlatego muszę koniecznie poznać jego książkę. Może w końcu trafię na książkową komedię, która będzie mnie bawić :)

      Usuń
    3. Skoro panu Stecowi udało się mnie rozbawić, to i pewnie z Tobą mu się uda. :)

      Usuń
  7. Juz po kilku zdaniach Twojej recenzji zadecydowałam, że bardzo chcę tą książkę przeczytać! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo cieszy mnie Twoja decyzja. :) Jest bardzo słuszna. :D

      Usuń
  8. O, chyba przydałoby mi się przeczytać taką lekką, wesołą książkę. Może nie pobiegnę od razu do księgarni, ale jak będzie okazja, to czemu nie :)
    Pozdrawiam,
    Szufladopółka

    OdpowiedzUsuń
  9. o to domyślałam się że to tak lektura Cię rozbawiła! szukam od czasu do czasu takich powieści, bo zawsze mam problem z tymi zabawnymi ;) z chęcią się za nią rozejrzę;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo bardzo trudno znaleźć taką, która bawi do samego końca tak samo mocno. A "Psychoanioł..." taki właśnie jest. :) Serio, serio. :)

      Usuń
  10. O wow! Jaki świetny pomysł na fabułę! Chcę przeczytać, nawet bardzo :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniecznie przeczytaj, będziesz się świetnie bawić. :)

      Usuń
  11. Już wiem że ta książka będzie jedną z pozycji do przeczytania w tym roku. A śmiech to zdrowie a że ja strasznie lubię się śmiać to na pewno prędzej niż puzniej sięgnę po tą książkę. Jednego jestem ciekawa czy NASZA Ania skusiła by się na przeczytanie książki z kotem w roli głównej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, pewnie tak, ale z Ani się straszny leniwiec czytelniczy zrobił. W czasach liceum ciągle coś czytała, a teraz? Nic. :/

      Usuń
  12. Ale myślę że ten KOT by ją skusił.

    OdpowiedzUsuń
  13. Już same cytaty wprawiły mnie w dobry nastrój, więc muszę sięgnąć po więcej. :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Eeee, okładka straszna, a treść brzmi jak dla mnie po prostu głupio. Nawet nie chciałoby mi się podjąć opiniowania takiej lektury. Ale skoro mówisz, że się uśmiałaś, to może nie jest z nią tak źle jak myślałam.

    OdpowiedzUsuń
  15. Kot! O tak! To musi być dobrze :D Sięgnę kiedyś na pewno :P Trochę się zgodzę z Basią Pelc, moja przed-komentatorką, że okładka średnia, skojarzyła mi się z "Horror Show" Orbitowskiego, ale z drugiej strony jakie to ma znacznie jak jest tak dobrze rekomendowana :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I mnie okładka początkowo odstraszała, ale okazało się, że zupełnie niesłusznie. :)

      Usuń
  16. Brzmi ciekawie i zabawnie. Z chęcią poznam książkę :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Mam tę książkę i muszę przyznać, że nieco mnie od lektury odstrasza okładka, ale skoro twierdzisz, że treść wywołuje dużo śmiechu i wesołości to z całą pewnością przeczytam... i to szybko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. na mnie też tak działała, ale nie zwracaj na nią uwagi. Treść zrekompensuje brak walorów estetycznych. :)

      Usuń
  18. Uśmiałam się już przy oglądaniu samej okładki. Jest, powiedziałabym... dość niebanalna. A, ze jestem kociarą od stóp do głów, to na pewno dla samej tej okładki bym kupiła książkę. Po recenzji stwierdzam, że nie trafiłabym kula w płot, a wręcz przeciwnie. Nie ma nic lepszego, niż książki, które dostarczają ogromną dawkę witaminy ŚMIECH. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro jesteś kociarą to tę książkę łykniesz w ciągu chwili i będziesz nią zachwycona. Gwarantuję. :)

      Usuń

SPAM, reklamy, wulgaryzmy oraz komentarze niezwiązane z tematyką wpisu bezwzględnie usuwam.