Jakiś czas temu zaczął się wielki bum na wątki medyczne w filmach, serialach i literaturze, (tu chyba w najmniejszym stopniu). Nie da się ukryć, że znaczny udział w tym miał i ma nadal serial „Dr House”, w którym skomplikowane i nietypowe przypadki rozwiązywane są przez bardzo specyficznego i charyzmatycznego doktora o imieniu Gregory. Sama jestem jego fanką, choć od telewizji raczej stronię. Zatem, gdy dodatkowo trafiła mi się okazja, by wczuć się w podobne klimaty na łamach książki, to chętnie z niej skorzystałam.
Przedmiotem mojej kolejnej lektury stały się opowieści ze świata białych kitlów pod tytułem „Zabójcza kolacja i inne zagadki medyczne” autorstwa Jonathana A. Edlowa, lekarza zajmującego się diagnostyką oraz medycyną ratunkową. „Po godzinach” przenosi on swoje doświadczenie zawodowe na papier i tworzy książki oraz opowiadania.
Niniejszy tytuł autor zdecydował się podzielić na trzy części: „Człowiek spotyka patogen”, „Środowisko zewnętrzne” i „Środowisko wewnętrzne”.
W pierwszej z nich doktor Edlow przedstawia historie ludzi, którzy doznali uszczerbku na zdrowiu pod wpływem różnych patogenów (czynników chorobotwórczych), czyli bakteriom, które wywołują różne przypadłości. I w taki sposób dowiadujemy się, czym jest botulizm oraz poznajemy rys historyczny dotyczący zatrucia jadem kiełbasianym. Przyglądamy się bliżej Salmonelli wywołującej tyfus brzuszny lub przekonujemy się, czym może zarazić małe dziecko ryba akwariowa.
Następnie autor opowiada czytelnikowi o nietypowych przypadkach zaistniałych pod wpływem czynników świata zewnętrznego. Wyróżnię tu historię „Dwa kleszcze z Jersey”, która świetnie podkreśla wagę zagrożenia ze strony tych pajęczaków albo groźne następstwa po spożyciu wilczej jagody. Okazuje się też, że nie trzeba specjalnie głęboko doszukiwać się zagrożeń czyhających na nasze zdrowie – na jego wpływ może mieć nawet źle działający wentylator powietrza.
Ostatnia część książki wskazuje na zagrożenia wypływające ze środowiska wewnętrznego. Tak poznajemy zaburzenia i ich następstwa ze strony tarczycy, a osoby permanentnie odchudzające się dowiedzą się, czym grozi „wypełnianie” żołądka płatkami owsianymi czy też otrębami zbożowymi (wiem, że jest wiele młodych osób, które przesadnie to praktykują).
Wszystko to stanowi bardzo fascynującą lekturę. Dzięki niej można dowiedzieć się o wielu szczegółach dotyczących różnych schorzeń, zaburzeń, o których na co dzień się nie myśli, albo o czynnikach je wywołujących, których zagrożenia w żaden sposób się nie spodziewamy lub uważamy, że to nas na pewno nigdy nie będzie dotyczyć – nic bardziej mylnego. Przykład? Chorób przenoszonych przez kleszcze jest sporo i równie wiele z nich kończy się tragicznie dla ludzi – niby każdy o tym wie, ale i tak sama będąc na spacerze w lesie, spotykam ludzi, którzy są kompletnie nie odpowiednio ubrani w stosunku do miejsca, w którym spędzają czas. Innym świetnym przykładem jest zapełnianie żołądka otrębami – świetna sprawa, bo nie chce się jeść, gdy te pęcznieją w brzuchu, ale co jeśli ich ilość, jaką sobie serwujemy, dosłownie zamyka drożność jelit?
Fakt, że „Zabójcza kolacja i inne zagadki medyczne” otwiera oczy na wiele istotnych aspektów dotyczących naszej kondycji zdrowotnej. To jej niewątpliwy plus. Kolejnym są ciekawe i naprawdę dobrze opisane przypadki, z którymi miał styczność autor.
Nie obyło się jednak w moim przypadku bez odczuć negatywnych. Język, jakim operuje autor jest chwilami typowo medyczny i nie wszystko jest jasne oraz klarowne. Ponadto odniosłam wrażenie, że tytuł ten jest czasami niepotrzebnie (albo na siłę) wydłużany za pomocą przytaczania wielu historycznych przypadków występowania danych przypadłości. Gdyby skrócić znacznie rysy historyczne, to lektura nie stawałaby się w pewnym momencie męcząca i od początku do końca czytałoby się ją z dużym zainteresowaniem.
Ostatecznie stwierdzam, że „Zabójczą kolacją i innymi zagadkami medycznymi” najmocniej będą zainteresowane osoby związane w jakimś stopniu z medycyną lub fanatycy takich klimatów. Wielbiciele „Dr House’a” też się odnajdą w tym tytule, ale fajerwerków nie wróżę.
Ostateczną decyzję pozostawiam Wam oraz Waszym preferencjom.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Literackiemu.
Ocena: 4/6
Jako przedstawicielka służby zdrowia, z chęcią przeczytam tę książkę:)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!
Kasandro - nie wyobrażałam sobie innej odpowiedzi w Twoim przypadku. :)
OdpowiedzUsuńJestem bardziej niż zainteresowana tą pozycją - miałam nadzieje, że książka trafi do mnie, ale trudno... póki co zadowolę się Twoją recenzją, która tylko jeszcze bardziej pobudziła mój apetyt:)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam gorąco:)
Isadoro - heh, Ty też nie jeden raz zgarniałaś książki, na które ja miałam ochotę. ;) Takie to już brutalne prawo natury chyba. ;)
OdpowiedzUsuńJestem fanką House'a i tych wszystkich zagadek medycznych, które czasem wydają się wręcz nieprawdopodobne, więc myślę, że książka przypadnie mi do gustu :) Póki co dodaję do listy :)
OdpowiedzUsuńKamyczku - taką mam nadzieję. :)
OdpowiedzUsuńBrzmi świetnie, i choć nie przepadam za biologią (co koliduje z moim profilem no ale cóż zrobić) to książkę z chęcią przeczytam. Zawsze tym można wzbogacić swoją wiedzę. Posługując się podanym przez ciebie przykładem kleszcza, skąd możemy wiedzieć czy kiedyś nam się może nie przydać wiedza np. jakie choroby przenosi? Tzn. oprócz tych których się uczymy w szkole typu borelioza czy zapalenie opon mózgowym ;) Warto przeczytać, chociażby w celu samokształcącym ;D
OdpowiedzUsuńJa jestem wielbicielką ,,Dr House’a” , więc myślę, że odnajdę się w tej pozycji i może dowiem się wielu medycznych ciekawostek. Czas pokaże ;-)
OdpowiedzUsuńRaczej nie dla mnie, bo medycyna jakoś nigdy specjalnie mnie nie kręciła, a fanką "Dr. House'a" też nie jestem, więc...
OdpowiedzUsuńMimo to dalej jestem zakochana w Twoich recenzjach - nieważne, o czym piszesz i tak czyta się to świetnie :D
Gabrielle - dokładnie tak, masz rację. warto wiedzieć jakie zagrożenia niektóre stworzenia czy bakterie ze sobą niosą.
OdpowiedzUsuńCyrysiu - to witam w klubie. ;) Miłej lektury życzę jak już się zdecydujesz. :)
OdpowiedzUsuńCatalino - dziękuję bardzo, ja też czuję sentyment do twoich. :D
OdpowiedzUsuńKiedy zaczynałam naukę w liceum praktycznie cała moja rodzina i znajomi byli przekonani, że po maturze i studiach medycznych zostanę wybitną lekarką. Co więcej, moje przekonanie w tej kwestii było równie silne jak ich. Nawet na maturze zdawałam pisemnie biologię. Jakież było zdziwienie mojej rodziny, kiedy zakomunikowałam, że nic z tego nie będzie. Od książek medycznych uciekam gdzie pieprz rośnie. Dlaczego? Robiłam kiedyś badania na ten temat wśród pewnej grupy społecznej. Wniosek: takie książki/filmy działają destrukcyjnie na psychikę i w nadmiarze wywołują chorobę o nazwie hipochondria. Książka raczej nie dla mnie. Za bardzo cenię sobie swoje dobre samopoczucie. Niemniej, recenzja super! :-)
OdpowiedzUsuńAgnieszko - miałam nawet w planie napomknąć w recenzji by nie czytali jej hipochondrycy, ale ostatecznie darowałam sobie ten komentarz. ;) I wcale nie dziwię się temu, co napisałaś. :)
OdpowiedzUsuńChoc zapowiada się ciekawie, myślę, że bardziej do gustu przypadnie mojej mamie. A i ja na tym może skorzystam...
OdpowiedzUsuńMery - to poleć lekturę mamie jeśli uważasz, że będzie zadowolona. :)
OdpowiedzUsuńFanką dr House`a nie jestem zbytnio, ale książka wydaje się cikeawa, sądząc po recenzji :)
OdpowiedzUsuńTaki jest świat - nie pozostaje Ci nic innego jak sprawdzić to w praktyce. :)
OdpowiedzUsuńSwoją wiedzę poszerzać warto zawsze, a że najłatwiej wszelkie trudne fakty zadomowiają się w naszej głowie właśnie poprzez literaturę nie wiadomo od dzisiaj. A ja uwielbiam poznawać wszystkie takie szczególiki, na które zazwyczaj, w trakcie naszej edukacji, nie zwraca się żadnej uwagi. Taka moja przekorna natura, że zapamiętuję bez problemu wszystko, czego pamiętać nie muszę :)
OdpowiedzUsuńEhhhhhhh, ja pracuję w branży medycznej i mam już jej tak dosyć, że sama myśl o czytaniu na ten temat mnie odrzuca. Ale recenzja świetna, jak zawsze :)
OdpowiedzUsuńAlu - no proszę, pozazdrościć. :) W takim układzie musisz przeczytać. :)
OdpowiedzUsuńDanusiu - nie dziwi mnie Twoje podejście w takiej sytuacji. ;) Dzięki i pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuńTak z pięć lat temu pewnie bym się na "Zabójczą kolację" skusiła, teraz ewentualnie kilka zagadnień wybiórczo bym sobie przeczytała :)
OdpowiedzUsuńSilaqui - może po prostu przechodzi się w życiu taką fazę lubowania się w tych klimatach, kto wie?:) Może i ja kilka lat temu byłabym nią urzeczona?:)
OdpowiedzUsuńTę książkę mam w swoich najbliższych planach czytelniczych:)
OdpowiedzUsuńPewnie tak - kiedyś lubowałam się w nowinkach i ciekawostkach z świata medycznego, teraz po prostu lubię czasem coś na ten temat przeczytać :)
OdpowiedzUsuńKsiążka ma bardzo chwytliwy tytuł, od razu przykuł moją uwagę ;) Mnie również podobają się wątki medyczne, ale bynajmniej nie dzięki dr House'owi - ale to nie miejsce na moje historie...
OdpowiedzUsuńCo do moich chęci wobec tej pozycji... Owszem są, ale nie naglące ;)
Pozdrawiam!
Książka raczej nie dla mnie, jak naczytam się o tylu chorobach i czyhających na nas zagrożeniach to nie będę mogła spokojnie spać.
OdpowiedzUsuńEvito - cieszę się. :)
OdpowiedzUsuńSilaqui - mam chyba podobnie. :)
Cinnamon - i słusznie, to nie tytuł, który wymaga absolutnego pierwszeństwa. :)
OdpowiedzUsuńDosiaku - no właśnie, takie zagrożenie też istnieje wobec niektórych czytelników, więc może lepiej odpuść. ;)
OdpowiedzUsuńJak tylko przeczytałam tytuł tej książki pierwsze moje skojarzenie: o rany Hannibal Lecter powraca!(sama nie wiem dlaczego, aż tak mnie poniosło:)) Szybko jednak przeczytałam Twoją recenzję i nieco się uspokoiłam:) Książka zapowiada się naprawdę ciekawie, chętnie po nią sięgnę:)
OdpowiedzUsuńMadlen - nieee, z Hannibalem ta książka nie ma nic wspólnego. :) Jako ciekawostka jest całkiem dobrą lekturą. :)
OdpowiedzUsuńOprócz lektury można się chyba jeszcze wiele dowiedzieć na temat zagrożeń i chorób, więc to jest mocny atut. Ja bardzo lubię "Housea" i choć z medycyną nic więcej nie mam wspólnego, skusiłabym się.
OdpowiedzUsuńBsz - w takim układzie, polecam. :)
OdpowiedzUsuńKsiążka na pewno przydałaby mi się teraz,ponieważ mamy taki temat z biologi o różnych chorobach typu Salmonella. :)
OdpowiedzUsuńJungra -więc tym bardziej musisz szukać. :)
OdpowiedzUsuńTo ja bardzo chętnie - lubię takie medyczne ciekawostki.
OdpowiedzUsuńNo i uwielbiam House'a....
Beatrix - w takim układzie nie pozostaje Ci nic innego jak polować...:)
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie książki ! Już biegnę do biblioteki ! Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńSzkicowniku - biegnij, biegnij tylko ostrożnie. ;)
OdpowiedzUsuńSama nie wiem.. Może przeczytam jak spotkam w bibliotece;)
OdpowiedzUsuń{centerbook.blog.onet.pl}
Miravelle - jak uważasz. :)
OdpowiedzUsuńjest coś dziwnie fascynującego w takich książkach... bardzo chętnie przeczytam, jeżeli gdzieś dorwę.
OdpowiedzUsuńKasiek - prawda?:) też mnie do niej ciągnęło. :)
OdpowiedzUsuńZa Housem chyba jednak nie przepadam, jednak sama książka wydaje się być interesująca :) Przynajmniej Twoja recenzja mnie zaciekawiła.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Marta- w takim układzie pozostaje mi tylko Ci ją polecić. :)
OdpowiedzUsuńWiesz, przyzwyczajona do częstotliwości Twoich wpisów kompletnie nie mogę się dostosować. Mimo że minął dopiero tydzień, ja wchodzę tu po raz dziesiąty żeby upewnić się, czy niczego nowego na pewno nie dodałaś! :)
OdpowiedzUsuńNie w moim stylu, ale kto wie, może kiedyś..?
OdpowiedzUsuńAlu - hihi, mnie samej jakoś tak "dziko" w związku z tym, ale czuję się dzięki temu lepiej. :)
OdpowiedzUsuńDemismo - czasem zdarza się, że sięgamy po książkę, której nigdy byśmy się po nas samych nie spodziewali. :)
OdpowiedzUsuńOdpowiedź :
OdpowiedzUsuńO! :D To się cieszę, że wreszcie udało mi się całkowicie wstrzelić w Twoje gusta książkowe! :) Pozdrawiam gorąco w ten chłody, jesienny wieczór.
Trafiłaś w sedno, Ewo, z tą Panią Bovary. W żadnym wypadku nie można jej czytać na siłę, nie będzie to wtedy lektura miła. Wymuszone czytanie pozbawia jej całego uroku i wdzięku. Jednakże z pewnością jest powieścią, o której warto pamiętać, której warto poświęcić uwagę :)
OdpowiedzUsuń