Nie mogę powiedzieć, nie mogę nic zrobić, by przestał.[1]
Słyszę już z daleka JEGO kroki. Wiem doskonale, że za chwilę stanie w drzwiach mojego pokoju. Powoli podejdzie do mojego łóżka, odsłoni moją kołdrę i każe mi przybrać ulubioną przez siebie pozycję. Ja posłusznie spełnię jego żądania, bo nie mam innego wyboru. Gdy odmówię – uderzy mnie. Choć TO, co mi robi, tak bardzo boli, nie mogę płakać, bo wiem, że i za to spotka mnie kara.
Nie wiem, co mu zrobiłem.
Nie wiem, co zrobiłem.[2]
Często zastanawiam się, czy inni tatusiowie też robią TE rzeczy swoim dzieciom. Czy do moich szkolnych kolegów także przychodzą nocą tatusiowie, by ich dotykać? Czy ich to boli? A może to wszystko moja wina? Może to ja jestem zły i mój tatuś mnie w ten sposób karze? Tylko co mogło rozgniewać go tak bardzo, że nie zwraca uwagi na mój ból i krew? Jestem najokropniejszym dzieckiem na świecie.
Tak mniej więcej przedstawia wizję dziecka molestowanego Jack Ketchum w swojej najnowszej powieści pt. „Jedyne dziecko”. Jak się okazuje, by stworzyć najmroczniejszy thriller (choć właściwsze w tym przypadku wydaje się określenie tego horrorem), który niczym szpikulec wbije się w umysł i uczucia czytelnika, wcale nie trzeba uciekać się do fantazji. Wystarczy otworzyć gazetę przy porannej kawie lub wysłuchać wiadomości w radiu tuż przed wyjściem do pracy – bowiem to życie pisze najstraszniejsze scenariusze. Ketchum ma tego świadomość, jak mało kto, dlatego posługując się prawdziwą historią Sherry Nance (pielęgniarki z Teksasu) stworzył mistrzowski thriller.
Mamy w nim udane małżeństwo i ośmioletnie dziecko. Jak mylny jest to obraz, przyszło się przekonać Lydii McCloud dość szybko. Pierwszą oznaką tego, że coś złego dzieje się z jej mężem Arthurem Danse’em były ostre i wyuzdane oczekiwania seksualne. Gdy Lydia stanowczo sprzeciwiła się dalszego ich praktykowania, zdawało się, że Arthur dał sobie z nimi spokój na dobre. Były to jednak pozory. Niebawem okazało się, że zachowanie jej syna Roberta zaczęło przybierać dziwną i niezrozumiałą formę. Problemy chłopca z utrzymaniem kontroli nad wypróżnianiem w nocy zmusiły ich do stosowania pieluch, i gdy kolejnego wieczoru Lydia przyszła do chłopca, by mu ją założyć, ten zrobił coś, na widok czego zamarła. Przybrał pozycję, którą ona tak dobrze znała, a której szczerze nienawidziła, tę, która tak bardzo działała na jej męża... W tym momencie rodzinne życie rozbiło się na milion drobnych kawałków, a wraz z nim psychika obu ofiar psychopaty. Jednak wola walki o dobro dziecka nie pozwoliła Lydii nawet na chwilę załamania. Rozpoczął się wyścig z czasem oraz polowanie na potwora.
Czy muszę jeszcze komuś uzmysławiać, z jak ciężkiego kalibru lekturą przyszło mi się zmierzyć? Myślę, że nie ma takiej potrzeby. Tematyka molestowania seksualnego dzieci zawsze będzie tą skrajnie poruszającą i drążącą dziurę w umyśle. A jaki będzie efekt, jeśli zajmie się nią taki pisarz, jak Ketchum? Kto choć raz przeczytał którąś z jego książek, ten wie, że nie ma on litości dla czytelnika. Każdy, kto chce się zmierzyć z jego pisarstwem, musi być na to przygotowany.
Co, oprócz miażdżącej siły przekazu, chciałabym wyróżnić? Na pewno kreację bohaterów. Każdy z nich jest „żywy”, prawdziwy i do bólu wyrazisty. Ogromnie przypadła mi do gustu sylwetka matki Roberta, czyli Lydii. Bardzo ucieszył mnie fakt, że autor tchnął w nią ogrom woli walki o syna, hartu ducha i wewnętrznej siły. Ach, jak bardzo chciałoby się, by każdy, kogo spotka taki dramat, przyjął taką postawę, jak nasza bohaterka – o ileż ukróciłoby to cierpienie tych małych istot…
Jednak życie to nie powieść, o czym przypomniała mi historia Halszki Opfer opisana w „Kato-tacie. Nie-pamiętniku.”. U Ketchuma mamy wspaniałą matkę, która podjęła się trudnej walki za wszelką cenę, a u Opfer matkę zanoszącą własne dziecko w ramiona potwora… Nie ma najmniejszego sensu porównywać tych dwóch historii, jednak nie sposób nie wyrazić pragnienia, by woli walki w takich sytuacjach było w ludziach więcej…
Czy polecam tę lekturę? Tak, ale tylko tym najwytrwalszym i najsilniejszym czytelnikom, którzy czują się na siłach, by zmierzyć się z tak brutalną w swej prawdziwości historią. Wiedzcie, że po tej lekturze nie zaśniecie spokojnie…
Do tej pory czuję wściekłość i przechodzą mnie dreszcze na samą myśl o tej lekturze.:(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Isadoro - ani trochę mnie to nie dziwi...Lektura robi mocne wrażenie...Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńJa też już po lekturze i muszę przyznać, że trzeba mieć stalowe nerwy, aby ją czytać. Wytrwałam do końca, ale łatwo nie było. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńKasandro - co racja, to racja...Wytrzymałym trzeba być. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńW takim razie to coś dla mnie! Muszę w końcu zaopatrzyć się w jakąś książkę tego autora :)
OdpowiedzUsuńGabrielle - koniecznie! Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńBrr, aż ciarki przeszły mi po plecach... Koniecznie muszę przeczytać tę książkę!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Cinnamon - jeśli tylko czujesz się na siłach to śmiało. Emocje gwarantowane! Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNaprawdę dziwię się, jak mogą Ci się podobać takie książki?
OdpowiedzUsuńCo prawda przeczytałem ostatnio pewną książkę, w której morderca prześcigał samego Hannibala Lectera... ale nie, nie i jeszcze raz nie. Wcale nie czuję się zachęcony do tej lektury Ketchuma.
Marku - są gusta i guściki... :)
OdpowiedzUsuńOj, powiem ci, że wymiękam. Ostatnio czytałam Sukkub i powiedziałam sobie: nigdy więcej. To zdecydowanie za mocna literatura jak dla mnie. Lubię mocne thrillery, ale nie wykraczam poza tę granicę.
OdpowiedzUsuńGdzieś już czytałam niedawno recenzję tej książki... Aktualnie jestem w trakcie polowania na nią. :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDanusiu - chodź "Sukkuba" jeszcze nie czytałam (ale mam w planach), to wydaje mi się, że jednak "Jedyne dziecko" jest nieco lżejszą lekturą. Jednak nie naciskam. :) Pozdrowionka
OdpowiedzUsuńNati - czytaj, czytaj jeśli tylko masz na taką lekturę siły. :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNie moje klimaty zdecydowanie ;D
OdpowiedzUsuńKarolko - nie dziwię się. ;)
OdpowiedzUsuńCzasem fikcja tak przypomina prawdę ...
OdpowiedzUsuńTaki jest świat - ta historia to nie do końca fikcja, niestety...
OdpowiedzUsuńszkoda że nie zawsze matki tak walczą o własne dzieci. Książkę mam w planach
OdpowiedzUsuńTosiu - wieeelka szkoda...i przede wszystkim to diabelnie smutne...
OdpowiedzUsuńA wiesz, że powoli zaczynam przekonywać się do takich drastycznych lektur. Nigdy nie czytałam tego pisarza, ale jestem niemal pewna, że nie cofnę ręki przed powieścią jego autorstwa :-)
OdpowiedzUsuńPS. Widzę, że reklamujesz "Szóstego". Właśnie czekam na egzemplarz recenzencki. Nie chcę wpadać w euforię zawczasu, ale już nie mogę się doczekać :-)
Agnieszko - nie poznaję koleżanki...;) Takie mocne lektury Cię nęcą? No ciekawa jestem Twoich wrażeń...:) A na recenzję "Szóstego" u Ciebie już się nie mogę doczekać.:)
OdpowiedzUsuńZgadzam się to nie jest lekka powieść.., a najbardziej szokujący był sam koniec, gdzie autor opisuje skąd wziął pomysł na książkę.
OdpowiedzUsuńSaro - dokładnie tak, zgadzam się z Tobą, ale to już chyba cecha charakterystyczna u Ketchuma. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńKsiążkę mam w planach i z pewnością po nią sięgnę w najbliższym czasie. Twoja recenzja zachęciła mnie jeszcze bardziej.
OdpowiedzUsuńZ głową w książce - cieszę się bardzo, ale przed lekturą nastaw się na mocne doznania. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńEwuś, a może ja się uzależniam :-) Ale wiesz, zawsze mogę zrobić sobie przerywnik jakimś romansem :-)
OdpowiedzUsuńAgnieszko, widzisz ja akurat mam wykształcenie w kierunku terapii uzależnień, więc jakby co...wal jak w dym. ;)
OdpowiedzUsuńI znowu Ketchum. I chciałabym przeczytać, i boję się :P Ale raczej dam się namówić i zmierzę się z taką niełatwą lekturą. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDosiaku - heh, nie dziwię się, że się boisz, naturalny odruch. :) jednak spróbuj jeśli poczujesz się pewniej. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNie wiem czy jestem gotowana na taką dawkę cierpienia, zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach...
OdpowiedzUsuńKsiążka już za mną i spełniła ona moje wygórowane wymagania. Uwielbiam właśnie za to Ketchuma, że potrafi pokazać brutalny i szczery horror dotyczący prawdziwego życia.
OdpowiedzUsuńJusssi - w pełni to rozumiem... Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCyrysiu - w moim przypadku było identycznie, chciałam mocnej lektury i dostałam ją. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDwoma rękami podpisuję się pod Twoją recenzją. Czytałam książkę w wakacje i bardzo mi się podobała :) To była pierwsza powieść Ketchuma, którą miałam okazję czytać.
OdpowiedzUsuńMarteczko - cieszę się, że w podzielasz moje zdanie. :) I zapraszam do kolejnych książek Ketchuma.
OdpowiedzUsuńNie czytałam i chyba się nie odważę. Po Twojej recenzji mam ciarki i nie wyobrażam sobie siebie z tą książką na kanapie. Chyba nie dałabym rady jej przeczytać.
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś...
Przeraża mnie, ale mam zamiar przeczytać.
OdpowiedzUsuńPaulaaao - oczywiście rozumiem to i nie naciskam. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńBujaczku - przemyśl jeszcze tę lekturę jeśli już teraz Cie przeraża. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNazwisko Ketchum na okładce gwarantuje silne emocje i wzburzenie. Skąd wiem? Czytałam 'Dziewczynę z sąsiedztwa' tego autora o której nie mogę zapomnieć do dnia dzisiejszego, a tu widzę kolejny trudny i przerażający temat. Ale ja takie lektury o dziwo lubię, więc przeczytam na pewno :)
OdpowiedzUsuńEvito - to zupełnie tak jak ja, inni dziwią się, że katuję się tak mocnymi lekturami, a ja zwyczajnie takie lubię...:) A "Dziewczynę..." widziałam w wersji filmowej - robi wrażenie... Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPożyczysz?
OdpowiedzUsuńPozdr!!
Magdo, wszystko da się zrobić. :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie już wczoraj zauważyłam, że praktycznie w tym samym czasie podczytywałyśmy sobie tą przerażającą powieść. Szokująca - do tej pory wzdrygam się na samą myśl o niej.
OdpowiedzUsuńTetiisheri - Ketchum potrafi zadziałać na czytelnika, naprawdę...
OdpowiedzUsuńTakie książki są nie na moje siły. Zamierzam przeczytać "Dziewczynę z sąsiedztwa", żeby zapoznać się z autorem, ale o dzieciach - zwłaszcza odkąd mam swój maleńki cud świata - po prostu nie mogę.
OdpowiedzUsuńKsiążkę chciałabym przeczytać ale nie wiem czy będe w stanie. Po ostatnich wydarzeniach w Sosnowcu normalnie krew mnie zalewa jak słyszę o rodzicach robiących krzywdę własnym dzieciom.
OdpowiedzUsuńKsiążkozaurze - oj jeśli masz swoje maleństwo to wręcz zabraniam Tobie czytania takich lektur. :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńAgnieszko -wcale mnie to nie dziwi, do wydarzeń z Sosnowca doszły jeszcze te z Biskupic...Cały czas miałam to w pamięci czytając tę książkę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Zaczynam się o Ciebie martwić Ewo:(
OdpowiedzUsuńTroszkę za mocne jak na nastrój człowieka w sesji, ale może w przyszłości ;)
OdpowiedzUsuńMarku - dlaczego??? ;)
OdpowiedzUsuńCassin - a pewnie, w sesji stresów trzeba sobie oszczędzać, zdecydowanie! :)
Humor zastępujesz coraz częściej tymi wszystkimi okropieństwami... ale to nie miejsce by o tym mówić.
OdpowiedzUsuń...nadzieję że Ci to przejdzie:)
Marku - czytam to na co mam w danej chwili ochotę i nie zamierzam tego zmieniać. :)
OdpowiedzUsuńTak mnie kusisz Ewo tym autorem od dłuższego czasu, że chyba poprzestawiam szyki w kolejce książek oczekujących na mój wolny czas.
OdpowiedzUsuńPiotrze - jeśli czujesz siły na takie mocne lektury to proszę. :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńJa za to zdecydowanie nie czuję się na siłach, by sięgnąć po "Jedyne dziecko". Może kiedyś, ale na pewno nie w najbliższym czasie.
OdpowiedzUsuńMery - rozumiem i nie namawiam. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńWitam!
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że zaczęłam czytać niegdyś tę książkę, lecz pamiętam, że nie wytrwałam do końca. A później o niej zapomniałam. Dopiero teraz mi się przypomniało, za co dziękuję. Już wiem, co będę robiła w weekend. ;)
Pozdrawiam!
Bardzo lubię takie wstrząsające historie, zwłaszcza jak są na faktach. Po ten tytuł również muszę sięgnąć. Przy takich książkach, zapominam o swoich problemach i zdaję sobie sprawę, że inni mogą mieć gorzej...
OdpowiedzUsuńEw - mam nadzieję, że tym razem dasz radę wytrwać do końca, bo warto, mimo że te trudna lektura. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJulio - to prawda, są ludzie z problemami, o których nawet nam się nie śniło...Dobrze czasem sobie o tym przypomnieć. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńChyba nigdy nie zapoznam się z twórczością Ketchuma, choć jego książki wydają się ciekawe, to są tak przerażające już po samym opisie! Raczej się nie odważę, za ciężkie dla mnie...
OdpowiedzUsuńElen - rozumiem to, jak sama pisałam, jego książki są tylko dla najwytrwalszych. Trzeba mieć dużo siły w sobie by zmierzyć się z "Jedynym dzieckiem", przykładowo.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ten autor 'łazi' za mną już od wielu dni. Będę musiała w końcu przeczytać coś jego autorstwa :).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Caroline Ratliff - heh, za mną też tak "łaził" aż "wyłaził". ;) I chyba już żyć bez niego nie będę potrafiła. :) Polecam go i pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuńdobrze ze ktos o tym pisze choc chyba nie mam dosc odwagi by przeczytac...
OdpowiedzUsuńAlison - rozumiem i nie naciskam. Pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuńWidać wyraźny podział... lecz tych na "NIE" jest więcej. Wcale się temu nie dziwię.
OdpowiedzUsuńMarku - specjalnie mnie to nie dziwi, nie wielu jest takich "hardcore'ów" jak ja. ;) Czytelniczych masochistów. ;)
OdpowiedzUsuńWłaśnie! Trudno o lepsze stwierdzenie;)
OdpowiedzUsuńEwuś, co to za 4 dniowa cisza u Ciebie :D!? Co ciekawego teraz czytasz :)?
OdpowiedzUsuńMarteczko Moja Droga, informuję Cię, że kolejna recenzja pojawi się w najbliższą środę. :) Co czytam to sekret ściśle tajny. ;)
OdpowiedzUsuńAleś tajemnicza... No, ale okay, w takim razie w środę wpadam bankowo :D
OdpowiedzUsuńPonieważ bardzo lubię kryminały i rozwiązywane w nich zagadki, pomyślałem że spróbuję odgadnąć co czyta nasza Ewa... albo nie... tylko podpowiem, a nóż widelec ktoś zgadnie!!!
OdpowiedzUsuń1. Ewcia lubuje się w thillerach i horrorach
2. We wtorek wypadają Walentynki...
3. Recenzja ma się ukazać 15-stego
4. Jak zauważa Miqa, Ewa milczy już 4 dni i zapowiada dalsze milczenie
Gdyby recenzja zapowiedziana była na 14 lutego, spodziewałbym się historii miłosnej (być może Ewa zrobi jednak niespodziankę zamieszczając recenzję we wtorek, a swoją zapowiedzią chce nas zbić z tropu) Środa jednak sugeruje raczej neutralność lektury z tematem walentynkowym. Długi czas oczekiwania na recenzje podpowiada mi iż jest to książka minimum 500-stronicowa... czyżby Stephen King? Może "Talizman"?
Jeśli jednak ma się pojawić wątek miłosny obstawiam "Koniec rzeki" Nory Roberts.
Ps. Przepraszam Ewuniu, wiem że to nie mój blog... ale tak długo każesz nam czekać... Dlatego wymyśliłem tą zabawę, aby umilić czekanie:)))
Marku, heh...jedyne z czym byłeś blisko to ilość stron, bo książka na temat której będzie kolejna recenzja ma ich ponad 400. :) Aczkolwiek gratuluję detektywistycznej natury. ;)
OdpowiedzUsuńZwykle lubuję się w thrillerach i horrorach, ale z tą książką miałabym problem. Trudna tematyka, nie wiem, czy bym jej podołała, aczkolwiek książka sama w sobie wydaje się bardzo dobra. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.;)
Niko - wierz mi, że jest dobra i to bardzo, ale jeśli nie czujesz się na silach nie będę namawiać. :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńKsiążkę miałam okazję czytać w sierpniu. Byłam nieco przerażona tym co w niej znalazłam. Ludzka niegodziwość nie zna granic ;/
OdpowiedzUsuńLeno - nic dodać nic ująć...Tematyka sama w sobie jest wstrząsająca a jeśli za taką weźmie się Ketchum to już jest mistrzostwo grozy. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńKsiążkę posiadam i już wielokrotnie planowałam zabrać się za jej czytanie ale za każdym razem coś mnie powstrzymuje. Trochę obawiam się tej lektury bo tematyka wstrząsająca, a ja taki straszny wrażliwiec jestem. Ale może wreszcie kiedyś się przełamię.
OdpowiedzUsuńFakt, łatwa i przyjemna ta książka nie jest, ale to i tak jedna z lżejszych Ketchuma.
Usuń