Czy istnieje miłość absolutna? Czy kocha się na wiele różnych sposobów? Szalenie, namiętnie, bezgranicznie, nieustająco i dalej, aż starczy sił i możliwości? Tyle odpowiedzi, ile w ludziach miłości.
A może istnieje gotowy „wzór na miłość ”? Kochamy zrównoważenie, czasem w ciszy i bez wzajemności, bywa jednak, że niepostrzeżenie wpadamy w sidła chorego i destrukcyjnego uczucia, które także skłonni jesteśmy nazywać miłością, mimo że wyniszcza i rani nie tylko nas, ale i otoczenie. A silne, niekontrolowane uczucie w stosunku do członka najbliższej rodziny to również miłość, tylko nieprawidłowa, usytuowana na marginesie społecznej akceptacji. Czy ma szanse przetrwać i zakończyć się dobrze?
Quentin Fears, bohater książki Orsona Scotta Carda pt. Szkatułka na własnej skórze przekonał się, co niesie ze sobą taki rodzaj miłości. Nic nie zapowiadało, by uporządkowane do granic życie milionera miało niebawem wywrócić się do góry nogami. Wszystko płynęło swym monotonnym, regularnym rytmem, bez zbędnych emocjonalnych uniesień, przyprawione nieznacznie stosowną dozą rozrywki, jaką daje sama świadomość posiadania pieniędzy, które wręcz bez jego pomocy namnażały się w zawrotnym tempie. Czego jeszcze mógłby chcieć od życia piekielnie inteligentny i przesadnie bogaty mężczyzna? Nie trudno się pewnie domyślić, że jedynym pragnieniem jest kochająca kobieta u boku. Okazja do zrealizowania swych marzeń spada naszemu bohaterowi jak grom z jasnego nieba i z równą siłą przepełnia go uczuciem do tajemniczej kobiety imieniem Madeleine. Nieoczekiwana moc, jaka pcha go w jej objęcia, a także fakt, że tak bardzo przypominała mu jego zmarłą siostrę Lizzy pośpiesznie wiedzie go przed ołtarz. Czyż to nie iście sielankowy obraz? Czy coś jest w stanie zepsuć tę idyllę? Może fakt, że Madeleine przez długi czas odwlekała ich wspólną wizytę u jej rodziców? A może oświadczenie bohaterki po przybyciu na miejsce, że jej rodzice od dawna nie mieszkają w domu rodzinnym? A czy może mieć znaczenie tak drobny szczegół, jak cmentarz sąsiadujący z domem teściów, na którym pochowani są uczestnicy ich pierwszego, wspólnego śniadania, podczas którego się nawzajem poznali? Ups, zdradziłam za dużo? Nie, to zaledwie maleńki skrawek tej dziwnej i przerażającej historii.
Cóż to za opowieść, Moi Drodzy?…Intrygująca? Poniekąd tak, mimo że pomysł na fabułę nie jest specjalnie innowacyjny. Podczas lektury na ciele chwilami pojawia się dreszczyk emocji. Niestety w moim odczuciu książka bywa także irytująca. No, ale po kolei...
Intryguje w niej mieszanka dwóch światów: rzeczywistego z magicznym. Bohaterów książki niby zaskakują dziwne relacje, jakie utrzymuje Quentin ze światem magii, który zdarzyło mu się poznać, ale nikt nie robi tego w sposób nad wyraz przekonujący. Zdaje się, że te odrealnione przygody milionera nie są czymś specjalnie nadzwyczajnym. Zupełnie jakby istoty paranormalne były w gruncie rzeczy czymś naturalnym.
Niektóre przygody głównego bohatera potrafią zmrozić krew w żyłach, ale Szanowny Panie Card, dlaczego ich opisy są tak krótkie i nie ma ich więcej? W tych niewielkich fragmentach tekstu, gdzie strach wiedzie prym, bez wątpienia drzemie ogromny potencjał, lecz jak sądzę autor nie potrafił go w całości wykorzystać.
Co zaś w Szkatułce irytuje? Z pewnością sposób prowadzenia fabuły, który dla mnie samej jest zbyt prosty. Quentin jako inteligentny i zdrowo myślący mężczyzna niejednokrotnie daje się ponieść chwili i po zaledwie kilku dniach znajomości poślubia Madeleine. Kilkadziesiąt stron dalej z jego ust pada zapytanie: „Czy ja, tak naprawdę, znam swoją żonę?”*. No cóż Quentinie…śmiem twierdzić, że odpowiedź jest przecząca…
Osoba polecająca mi tę pozycję obiecała poniekąd, że książka wywrze na mnie bardzo silne wrażenie. Starałam się zapomnieć o tym fakcie i nie oczekiwać gatunkowego mistrzostwa, lecz spodziewałam się czegoś więcej i nie ukrywam rozczarowania. Jak na horror siła oddziaływania Szkatułki na czytelnika była zdecydowanie zbyt mała. Może autor sprosta moim oczekiwaniom w kolejnych swoich powieściach? Sprawdzę to, ale nie natychmiast.
* Orson Scott Card „Szkatułka”, Warszawa 1998, Prószyński i S-ka, str. 95
Ocena: 3/6
Jaka ładna czcionka na okładce! Muszę w końcu zabrać się za książki Carda
OdpowiedzUsuńAlannado - jeśli masz takie postanowienie to śmiało. Pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuńAutor mama w planach czytelniczych :)
OdpowiedzUsuńTaki jest świat - chętnie poczytam jakie wrażanie na Tobie zrobił. :)
OdpowiedzUsuńA ja z kolei mam mieszane uczucia. Jeśli wpadnie mi w ręce to oczywiście przeczytam jednak zbyt usilnie szukać nie będę :)
OdpowiedzUsuńGabrielle - całkiem dobre podejście do sprawy. ;)
OdpowiedzUsuńTak sobie myślę, po przeczytaniu Twojej recenzji, że ja pewnie wystawiłabym tej książce co najmniej "4". Chociaż zauważyłam, że ostatnio staję się coraz bardziej wymagająca. No ale książkę pewnie przeczytam, jak gdzieś dorwę :-)
OdpowiedzUsuńAgnieszko - minimum 4? A mnie się wydaje, że (znając Twoje zamiłowanie do szczegółów) dałabyś mniejszą ocenę ode mnie. ;) Może się jednak mylę...:) Pozdrawiam Cię serdecznie! :)
OdpowiedzUsuńSkoro niektóre przygody głównego bohatera potrafią zamrozić czytelnikowi krew w żyłach, to ja już chętnie poznam historię „Szkatułki”
OdpowiedzUsuńCyrysiu - zrób to, ciekawa jestem jak Ty odbierzesz tę książkę. :)
OdpowiedzUsuńTym razem spasuję. Zbyt wiele książek czeka w kolejce a do tej nie jestem przekonana;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!
Uśmiechnęłam się. Tę książkę kupiłam okazyjnie ponad 10 lat temu i nigdy jej nie przeczytałam... Zniechęcił mnie format, jakoś tak... sama nie wiem. I widać, miałam rację.
OdpowiedzUsuńŚwietnie by było znać taki "wzór na miłość” ;)
OdpowiedzUsuńKasandro - rozumiem i pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuńDanusiu - kobieca intuicja??:) Chyba tak. :) Pozdrawiam!
Bibliofilko - świetnie? Może, ale czy to byłoby nadal tak piękne uczucie, gdybyśmy na nią wzór znali...?:) Można by polemizować, prawda?:)
OdpowiedzUsuńTa książka również mnie rozczarowała, choć z innych powodów. Dla mnie Card jest genialnym pisarzem, ale SF. Jego "Gra Endera" jest wspaniała i szczerze polecam. Po jej przeczytaniu oczywiście od razu sięgnęłam po inne książki tego autora i wtedy właśnie "Szkatułka" tak mnie rozczarowała. Nie ten gatunek literacki, nie ten poziom, choć oczywiście najgorsza książka to to nie jest ;-). Nie zrażaj się do autora, potrafi więcej! :-)
OdpowiedzUsuńFelicjo - ktoś kto mi polecił "Szkatułkę" też mówił, że ma w swoim dorobku znacznie lepsze książki od tej. :) Zatem jeśli dwie osoby już mówią mi by próbować dalej to na pewno to zrobię. :) Dzięki!
OdpowiedzUsuńKsiążkę sobie odpuszczę, jakoś nie mam ochoty na nią. Może kiedyś.. :] Świetna recenzja, jak zawsze! :P
OdpowiedzUsuńCassiel - dziękuję bardzo i pozdrawiam serdecznie. :)
OdpowiedzUsuńJa horrorów strasznie się boje, nawet jak sa słabe :(
OdpowiedzUsuńTosiu - hmmm...tak myślę czy z tym byś sobie poradziła jeśli się boisz...Co prawda momenty grozy w "Szkatułce" są krótkie i występują rzadko, ale jednak są silne więc...nic na siłę. :) Pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuńJa jednak mimo twojej niskiej oceny chciałabym przeczytać tę książkę, bo wydaje mi się, że spodoba mi się, a no i ma cudną okładkę! :*
OdpowiedzUsuńKarolko - a pewnie, że spróbuj. :) Każdy ma swój gust przecież i nigdzie nie jest powiedziane, że co nie podoba się mnie, nie spodoba się przykładowo Tobie. :)
OdpowiedzUsuńJa tylko chciałem powiedzieć... Dobranoc
OdpowiedzUsuń... jutro skomentuje, bo strasznie mi się ziewa aaaaaaaaa
Chyba sobie odpuszczę tę książkę. Skoro nie straszy i nie przeraża, to podziękuję. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńA mnie się podoba i kiedy tylko wpadnie w moje ręce, z chęcią przeczytam:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Marku - to ja na to...dzień dobry. :)
OdpowiedzUsuńDosiaku - jeśli lubisz mocne wrażenia to o te tu dość ciężko...Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńIsadoro - proszę bardzo, chętnie przeczytałabym co myślisz o "Szkatułce". :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńJakoś nie przepadam za horrorami, ale fabuła zdaje się być interesująca, a i Twoja recenzja brzmi niezwykle zachęcająco. :) Na pewno przemyślę kwestię przeczytania tej książki. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńNati - słusznie, przemyśl to. :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńCzytałam "Grę Endera" - świetne! Potem jednak sięgnęłam po jakąś jego fantasy i rozczarowanie.
OdpowiedzUsuńZorijo - natchniona zachętą Felicji i teraz także Twoją już nabyłam na aukcji "Grę Endera". :) Już niedługo ja przeczytam. :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńHmm chyba jakoś nie szczególnie jestem zachęcona do przeczytania tej książki. Mimo wszystko ciekawią mnie te niektóre mrożące krew w żyłach przygody, więc nie mówię nie.
OdpowiedzUsuńMarto - pewnie, jak będziesz mieć okazję to przeczytaj. :)
OdpowiedzUsuńPrzebijam z Dobry wieczór...
OdpowiedzUsuńCzas na mój komentarzyk:)
Cytuję Twoje słowa Ewuniu: "Niektóre przygody głównego bohatera potrafią zmrozić krew w żyłach, ale Szanowny Panie Card, dlaczego ich opisy są tak krótkie i nie ma ich więcej?" Myślę że ostatnio czytana przez Ciebie książka Jacka Ketchuma zrobiła swoje:))). Jesteś głodna klimatu grozy. Odpowiadając na Twoje pytanie śmiało można odpowiedzieć: "Bo Card to nie Ketchum, Card nie należy z pewnością do spadkobierców Edgara Alana Poe"
Lubisz się bać? To powiem że wyślę Ci walentynkę:)))
Marku - nie ma co kryć, że pewnie masz dużo racji w tym co piszesz, ale tu nie chodzi tylko o Ketchuma. Chodzi o ogół literatury jaką czytam - lubię jej mocną stronę i takie książki w większości czytam. Dlatego oczekuję mocnych doznać od horrorów, thrillerów...:)
OdpowiedzUsuńWalentynkę mówisz? Nie przypominam sobie byś dysponował moim adresem zamieszkania. ;) Zresztą to byłby myślę miły akcent pod warunkiem, że nie dołączyłbyś do niej pukla swoich włosów lub czegoś w tym stylu... ;)
Pukla swoich włosów? Przy moim łysieniu toż to by była nieopisana rozrzutność! (Ty pewnie mogła byś rozsyłać je dziesiątkami, bez większego uszczerbku dla fryzury he he)
OdpowiedzUsuńWalentynkę naprawdę myślałem Tobie wysłać, ale jak zauważyłaś Poczta Polska miała by nie lada zagwostkę przy poszukiwaniu Ewy Książkówki (tak,tak, nadałem Ci te nazwisko). Listonosze potrafią czasami dokonać cudu... a może Jesteś tam już na tyle sławna, że takie listy dochodzą bez problemu:)))
Przepraszam, że tak dalece odchodzę od tematu książkowego... tak jakoś mi zeszło...
Pozdrawiam serdecznie
Marku - listonosze faktycznie potrafią wiele, ale chyba nie aż tak. ;) Zwłaszcza, że o mojej "działalności" nikt nie wie. ;) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńnie moja działka. Pozdrawiam ciepło.
OdpowiedzUsuńAgnieszko - jasne, pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuńNie wiem, ja po protu wiem, że nie dla mnie. Tak sądzę, a że dodatkowo mam mętlik w głowie to inna sprawa...
OdpowiedzUsuńNawet po komentarzu to widać. Po prostu napiszę, nie dla mnie. Nie dość, że jako horror się nie sprawdza, to sama fabuła mnie nie pociąga...
OdpowiedzUsuńTrochę mnie zmartwiłaś. Moja znajomość z twórczością Orsona, jak dotychczas, była pasmem wspaniałej rozrywki; świetnych lektur. Aż się boję tej Szkatułki...
OdpowiedzUsuńMery - no wcale mnie to nie dziwi...;) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńAndrew - wiesz, nigdzie nie jest powiedziane, że to co mnie do gustu nie przypadło nie spodoba się Tobie...:)Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńCiekawa okładka i miałam nadzieję, że może mroczna treść :D Może spróbuję ?
OdpowiedzUsuńCassin - może akurat Ciebie ta książka zafascynuje, kto wie?:)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie wolę autora w wydaniu fantastycznym , horrorów unikam ;)
OdpowiedzUsuńDalio - i słusznie, bo w tym przypadku Card się nie popisał...:)
OdpowiedzUsuń