Gdy wybraniec losu przemierza ten odcinek drogi, pozostaje wówczas bez wątpienia najjaśniejszą gwiazdą w zasięgu wzroku widzów. Na jego twarzy maluje się skupienie, a wyprężone ciało jest niesione na sztywnych nogach. Choć ostre oświetlenie powinno razić w oczy – zdaje się – że dla tego człowieka nie ma to najmniejszego znaczenia. Liczy się tylko fakt, że jest w centrum uwagi i kroczy ku swemu przeznaczeniu.
Czy mówię o gwiazdorze jakiejś superprodukcji filmowej, który dumnie kroczy w blasku reflektorów? Absolutnie nie, choć w obu przypadkach bohaterowie na końcu swej drogi otrzymują należną im nagrodę. I o ile w przypadku aktora można spodziewać się statuetki Oscara oraz dywanu w kolorze rażącej czerwieni, o tyle w przypadku wybrańca losu „nagrodą” jest okrutna śmierć…
Czerwonego dywanu sam nigdy nie oglądałem, za to na pamięć znam każdy milimetr Zielonej Mili – linoleum w odcieniach limonki, po którym po raz ostatni kroczyli skazani na śmierć. Nazywam się Paul Edgecomb. W latach młodości sprawowałem funkcję naczelnego strażnika bloku E więzienia stanowego w Cold Mountain. Jeśli w ogóle można oswoić się z widokiem konania człowieka na krześle elektrycznym, to myślę, że w pewnym stopniu ja tego dokonałem, choć wykonywanie wyroku zawsze odciskało piętno na mojej psychice. Jednak w pamiętnym roku 1932, gdy okoliczną ludnością wstrząsnęła historia dwóch bliźniaczych sióstr brutalnie zgwałconych i zamordowanych, nie sądziłem, że czeka mnie najgorsza egzekucja w całej mojej zawodowej karierze. Na śmierć został wówczas skazany John Coffey – zabójca tych dwóch niewinnych istot. Czarnoskóry olbrzym, napawający wszystkich ludzi przerażeniem, okazał się człowiekiem, którego prawdziwa natura chwytała ze serce, gdy tylko miało się sposobność poznania go bodaj odrobinę bliżej. Do tych szczęśliwców należałem między innymi ja – jako jeden z nielicznych wiedziałem, że ten monstrualnie wyglądający morderca, niczym dziecko bał się ciemności i zalewał się szczerymi łzami, gdy tylko czuł taką potrzebę. Jako jednemu z nielicznych było mi także dane doświadczyć jego ponadnaturalnych zdolności – i to w momencie – gdy sądziłem, że nie ma już dla mnie żadnego ratunku. I to także ja miałem brać udział w jego egzekucji – choć wraz ze zbliżaniem się jej daty topniało we mnie przekonanie o jego winie.
Nie będę streszczał całej tej niesamowitej historii, nie powiem też, czy John dokonał żywota na Starej Iskrówie jak nazywaliśmy nasze wysłużone już narzędzie do odbierania życia skazańcom. Kto będzie chciał dowiedzieć się, jak potoczyły się losy Johna, moich kolegów po fachu czy też mnie samego, niech sięgnie po zapiski Stephena Kinga zatytułowane „Zielona mila”.
Przed ich lekturą musicie przygotować się na to, że dobrze poznacie każdego z bohaterów tej historii – King doskonale oddał prawdziwą naturę każdego z nas, w szczególności Coffey’a.
Musicie się także nastawić na to, że od pierwszych zdań tej relacji wsiąkniecie w klimat, który nas wtedy otaczał. King postarał się, by nie uronić ani kropli z jego niepowtarzalności.
Wiedzcie też, że tempo wydarzeń jest nieśpieszne, ale im głębiej w nie wejdziecie, tym silniejsze emocje w Was wywołają. Nie powstrzymujcie łez, jeśli będą Wam się cisnąć do oczu – nie ma sensu…
Zachowajcie w sercach opowieść stuczterolatka i uchrońcie ją od niepamięci.
A ja zasnę ze słowami piosenki, którą nucił jeden z pielęgniarzy pracujących w domu starców:
Gdy odejdziesz w tę dolinę… zgasną jasne oczy twe… i zgaśnie uśmiech…*
* S. King, Zielona mila, Albatros, Poznań 2008, s. 330.
I takiego Kinga uwielbiam :)
OdpowiedzUsuńŻałuję tylko, że książę czytałam już po dwukrotnym obejrzeniu filmu.
Ale nie zmienia to faktu, że "Zielona Mila" to jedno z moich ulubionych dzieł Stephena
Silaqui - oj ja obejrzałam ekranizację ładnych kilka razy zanim zabrałam się za książkę. :) Jednak specjalnie to nie przeszkadzało mi we wczuciu się w jej klimat. :) No i sama muszę zrobić miejsce na mojej top liście ulubionych książek Kinga właśnie dla "Zielonej mili". :)
OdpowiedzUsuń"Zielona mila" zrobiła na mnie niesamowite wrażenie, zarówno jako film, jak i książka :)
OdpowiedzUsuńCinnamon - wcale mnie to nie dziwi, na mnie również. :)
OdpowiedzUsuńSłyszałam o tej książce i zdaje się, że dawno temu oglądałam film na jej podstawie. Moje zafascynowanie Kingiem zaczyna być coraz większe. Na półce leży "Chudszy" i czeka na swój czas :-)
OdpowiedzUsuńAgnieszko - szkoda, że nie czeka na półce "Zielona mila". Myślę, że wypadła by korzystniej niż wypadnie "Chudszy". :)
OdpowiedzUsuńCzytałam i również byłam zachwycona:)
OdpowiedzUsuńKasandro - w pełni to dla mnie zrozumiałe. :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńKocham i książkę, i film! Pisząc ją King był chyba u szczytu formy:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Isadoro - możliwe! Choć jemu takie perełki zdarzają się dość regularnie. :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTo fantastyczna opowieść, znakomity King. Ja najpierw widziałam film, który uwielbiam, a potem czytałam książkę, która zrobiła na mnie spore wrażenie:) Cudo.
OdpowiedzUsuńDanusiu - ja film widziałam nawet kilka razy zanim przeczytałam książkę i w niczym mi to nie przeszkodziło. Obie formy są wspaniałe!
OdpowiedzUsuńZgadzam się. Ja także widziałam film już kilka razy, za każdym razem tak samo mi się podoba!!
OdpowiedzUsuńTwórczość Kinga cały czas jeszcze przede mną. Długo wahałam się czy dać autorowi szansę. Teraz "Zielona mila" już od jakiegoś czasu czeka w kolejce. Mam mieszane uczucia co do niej, ale myślę, że jest duża szansa iż przypadnie mi do gustu. Twoja recenzja jest bardzo zachęcająca. :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDanusiu - sukces filmu to m.in. ogromna zasługa Hanksa wg mnie, genialny aktor. :)
OdpowiedzUsuńNati - super opcja jak na rozpoczęcie przygody z Kingiem, musisz tylko złapać ten specyficzny klimat i nie oczekiwać gnającej an oślep akcji. :) Powinna Ci się spodobać. :)
OdpowiedzUsuńa moved story!i can help crying
OdpowiedzUsuńKsiążki nie czytałam, ale dwa razy oglądałam film i była to niezwykle wzruszająca produkcja. Jestem pewna, że sama powieść również bardzo porusza. Może kiedyś po nią sięgnę.
OdpowiedzUsuńCyrysiu - skuś się bo książka robi równie silne wrażenie jak fil a może nawet większe...?:)
OdpowiedzUsuńNastępnym razem złapię ją w bibliotece. Film był cudowny, więc po książce spodziewam się tego samego :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Bezimienna - myślę, że nie zawiedziesz się też na książce. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam !
Uwielbiam Kinga, dlatego muszę koniecznie się zabrać do lektury. :)
OdpowiedzUsuńFloss - jako fanka nie masz wyboru. :D
OdpowiedzUsuńKinga uwielbiam i książkę jak najbardziej muszę przeczytać. Obawiam się tylko,że częściowo zepsułam sobie przyjemność czytania tej książki gdyż obejrzałam już film na jej podstawie :)
OdpowiedzUsuńGabrielle - absolutnie nie! Założę się, że mimo iż obejrzałaś wcześniej ekranizację będziesz pod wrażeniem książki. Mogę to niemal zagwarantować. :)
OdpowiedzUsuńAz wstyd sie przyznac ale juz dawno widzialam film a do dzisiaj nie mialam pojecia, ze zostal nakrecony na podstawie ksiazki Kinga :-) Koniecznie musze ta lekture nadrobic :-)
OdpowiedzUsuńalison2 - nie ma się czego wstydzić, bo wiele ludzi nie ma o tym pojęcia. :) Wiem z doświadczenia. :) A lekturę nadrób koniecznie. :)
OdpowiedzUsuńWolę ksiażkę od filmu, chociaż ekranizacja dobrze zrealizowana :)
OdpowiedzUsuńTaki jest świat - choć fil kocham to i tak cieszy mnie Twoje zdanie. :)
OdpowiedzUsuńJa wreszcie muszę zabrać się za Kinga, jednak zacznę od powieści, której wcześnie nie oglądałam ekranizacji. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńBibliofilko - a masz jakiś konkretny plan już?:) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńFilm był bardzo dobry. Nawet nadprzyrodzoności wyszły całkiem nieźle. Ciężko w tym gatunku o produkcje na podobnym poziomie. Zaciekawiłaś mnie książką i może sięgnę po nią, jak już rozparceluję czekający na mnie na biurku stosik. Mam nadzieję, że nie będzie zawodu po porównaniu z Lśnieniem czy Ręką mistrza, które bardzo mi do gustu przypadły.
OdpowiedzUsuńJak na razie miałam okazję przeczytać tylko "Sklepik z marzeniami" Kinga, ale tę pozycję chętnie przeczytam. Film na podstawie książki oglądałam i bardzo mi się podobał, teraz porównam go z powieścią.
OdpowiedzUsuńJedna z lepszych książek Kinga, bardzo miło ją wspominam. Świetna, niebanalna opowieść.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Czytałam ta książę już dłuższy czas temu. Bardzo mi się podobała- uważam, że to jedna z lepszych książek Kinga. Zaraz po "Komórce"(jeśli nie czytałaś to polecam!!).
OdpowiedzUsuńUwielbiam ksiązki jego autorstwa- ale dawno nie miałam przyjemności ich czytać. Muszę to nadrobić- tylko kiedy...:(
Mam ją na liście książek do kupienia;) Nie mogę już się doczekać lektury.
OdpowiedzUsuńCzytałam, oglądałam film, znowu czytałam. Za każdym razem równie mocno przeżywałam tę historię...
OdpowiedzUsuńAndrew Vysotsky - "Ręka mistrza" to zupełnie inna bajka i nawet nie należy jej porównywać do "Zielonej mili", ale nie dlatego że jest gorsza. :) To po prostu dwa różne klimaty powieści. W "Lśnieniu" zaś jest zdecydowanie więcej grozy niż w "Zielonej mili". :) Co też nie znaczy, że "Zielona..." na tym traci. ;) Myślę, że powinieneś być zadowolony z lektury. :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńElen - jest co porównywać, ale żadne nie wypada gorzej względem drugiego. ;) Myślę, że sama to stwierdzisz po lekturze. :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCaroline Ratliff - nic dodać, nic ująć! :D Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńZ głową w książce - zgadzam się co do "Zielonej mili", mniej jeśli chodzi o "Komórkę", bo ta średnio przypadła mi do gustu. :) Na pocieszenie powiem Ci, że i ja bardzo Kinga zaniedbałam a fanką jego się mianuję. ;) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMiravelle - super, życzę szybkiego upolowania jej. :)
OdpowiedzUsuńImmoro - i to w tym tytule jest piękne, że za każdym razem smakuje tak jakbyśmy "kosztowali" jej poraz pierwszy...:)
Tyle razy widziałam film, a książki nigdy nie miałam w dłoni... to tak strasznie dziwne. Wiesz, że ostatnio wiele myślałam o tej książce? To, że natrafiłam na Twoją recenzję musi być jakimś znakiem.;D Nic, tylko biec do biblioteki i szukać...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Wszyscy mnie do niej przekonują więc muszę koniecznie przeczytać :)
OdpowiedzUsuńMam zieloną milę na półce :) Film strasznie mi się podobał, płaczę za każdym razem gdy oglądam. Cieszę się, że książka tak bardzo przypadła Ci do gustu i mam nadzieję, że i mnie się ona tak bardzo spodoba :D
OdpowiedzUsuńNiko - to omen jak nic! ;) Leć do biblioteki. :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńSamash - większość ma rację. ;) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMarto - jeśli na filmie płaczesz to szykuj zapas chusteczek na książkę...:) Cudna jest...:) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPrzepiękna powieść! Po przeczytaniu od razu stała się jedną z moich ulubionych, choć długo wzbraniałam się przed jej przeczytaniem. Cudowna książka, o której myśli się jeszcze długo po przeczytaniu, ciężko pogodzić się z takim zakończeniem.
OdpowiedzUsuńUwielbiam tę książkę, polecam także film :)
OdpowiedzUsuńKing zawiódł mnie już kilka razy. "Lśnienie" nie przypadło mi do gustu.
OdpowiedzUsuń"Zieloną milę" widziałem. Historia ciekawa, ale znowu nie lubię T.Hanksa :P
Agato - no nic dodać,nic ująć po prostu... :)
OdpowiedzUsuńCamellio - film widziałam już kilkukrotnie i polecam wszystkim razem z Tobą! :)
OdpowiedzUsuńPanie R. - jestem w szoku przyznam. :) Ja "Lśnienie" bardzo lubię i Hanksa uwielbiam...Cóż, dwa rozbieżne gusta w tym względzie...:)
OdpowiedzUsuńJedna z piękniejszych książek :) Ekranizacja też mi sie bardzooo podobała!!!!
OdpowiedzUsuńTosiu - zgadzam się w pełni. :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCzytałam i bardzo mi się podobało. Bardzo lubię Kinga.
OdpowiedzUsuńZorijo - witam w klubie fanek "Zielonej mili" i Kinga ogólnie. :)
OdpowiedzUsuńOglądałam film, zrobił na mnie niesamowite wrażenie. Książka wciąż jeszcze przede mną.
OdpowiedzUsuńKarolko - myślę, że książka zrobi na Tobie równie silne wrażenie jeśli nie silniejsze nawet. :)
OdpowiedzUsuńKsiążki nie miałam okazji przeczytać. Oglądałam natomiast film i, przyznaję się bez bicia, zalewałam się na nim łzami. Historia Johna - niezwykłego człowieka o skórze w kolorze czekolady mocno wryła mi się w pamięć. Oby jak najszybciej nadeszła chwila, gdy znajdę czas na przeczytanie książki.
OdpowiedzUsuńDwojro - tego Ci życzę, książka może wycisnąć z Ciebie jeszcze więcej łez niż film, wiec przygotuj się na to. :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńFilm widziałam ksiązki jeszcze w rękach nie miałam czas nadrobić zaległości dobra recenzja
OdpowiedzUsuńAnne18 - dzięki. :) Książkę polecam gorąco. :)
OdpowiedzUsuńKing to King. A "Zielona mila" to "Zielona mila". Książkę czytałam, zanim oglądałam film, więc przeżywałam ją bardzo mocno.
OdpowiedzUsuńPoza tym, wiedziałam, że Ci się spodoba. Jak ktoś kocha Kinga, to ta książka (troszkę inna od reszty podobnież) przypadnie mu do gustu:)
Mery - cóż tu więcej dodawać do tego co napisałaś? Nic. :) Zgadzam się z Tobą w całej rozciągłości. :)
OdpowiedzUsuńOd zawsze chcę przeczytać tę książkę i jakoś zawsze coś staje mi na przeszkodzie ;) może następnym razem będąc w bibliotece po prostu ją w końcu wypożyczę? ;)
OdpowiedzUsuńInulec - to jest bardzo dobry plan powiem Ci...;) Po prostu ją wypożycz. ;) Myślę, że się nie zawiedziesz!
OdpowiedzUsuńBezapelacyjnie uwielbiam tę książkę. Szczerze powiedziawszy, to jedyna książka Kinga, którą przeczytałam. Zresztą, film też jest przecudowny. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Ew - prawda??:) Jednak inne książki Kinga też polecam. Chociażby "Lśnienie" - to też klasyka już. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Wzruszyłaś mnie tym tekstem, stanęła mi przed oczami cała ta historia. Niesamowita. Nie znam książki, znam film. Ale z chęcią zanurzę się w stronice powieści.
OdpowiedzUsuńPowinnaś wygrać w konkursie na recenzję tygodnia na LC, powinnaś!!
Oooooluuu - dziękuję Ci pięknie za te pokrzepiające słowa...:) Serduszko mi się cieszy bardzo. :) A historia jest piękna jak sama zauważyłaś...Musisz przeczytać książkę, po prostu musisz...:)
OdpowiedzUsuńDużo słyszałem nigdy nie czytałem. Może to już znak abym przeczytał ?
OdpowiedzUsuńSzkicowniku - tak, to zdecydowanie znak byś książkę przeczytał. :D
OdpowiedzUsuńZielona Mila jest wyraźniejsza od życia i bardziej poruszająca od jaskiń solnych. Swojska i "źródlana" zarazem - w pozytywnym słów znaczeniu. King to mistrz nastroju - nawet gdy pisze o "dupie, Marynie", a często pisze o czymś ciekawym. Tu mamy i niesamowity klimat, i coś bardzo ciekawego. Część książek autora mogłaby nosić oznaczenie "Świat w/g Kinga". :) Podobało się; jak zawsze.
OdpowiedzUsuńMacieju - "Świat wg Kinga", tak zgadzam się z Tobą po stokroć. :) I "Zielona mila" w tym kręgu zasługuje na miejsce na podium. Specyficzny i bardzo klimatyczny tytuł. :)
OdpowiedzUsuńNie pamiętam, aby płakał ze wzruszenia czytając książkę. Co innego po lekturze Twoich recenzji, ale to z pewnością wiesz, bo są niczym wisienka na torcie. To one stanowią o zainteresowaniu cała książką i przyczyniają się do powodzenia danej pozycji. Niczym tor przyozdobiony bez wisienki jest niepełny, smutny i niedokończony. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńPatryku - dziękuję....:):*
OdpowiedzUsuńNie wiem czemu tak bardzo wzbraniam się od obejrzenia filmu, chyba obawiam się zbyt dużych emocji z tym związanych ale przełamuję się ,właśnie niedawno kupiłam książkę i zamierzam w końcu nadrobić stracony czas.Najpierw książka a potem ekranizacja.
OdpowiedzUsuńDalio - film jak i książka są wzruszające, ale naprawdę warto się skusić...Nawet kosztem kilku łez...:) Uwielbiam "Zieloną milę" i Coffey'a. :)
OdpowiedzUsuńFilm oglądałam już wielokrotnie ale książki aż wstyd się przyznać jeszcze nie czytałam choć już od dłuższego czasu mam ja w swojej biblioteczce. Jednak po przeczytaniu Twojej recenzji Ewo postaram się jak najszybciej nadrobić to zaniedbanie.
OdpowiedzUsuńFilm wywarł na mnie ogromne wrażenie, płakałam jak bóbr. Mam nadzieje,że z książką będzie podobnie,choć nie wiem czy to dobrze,że obejrzałam film przed przeczytaniem książki.
Wielu jest takich, którzy mówią, że film jest dużo lepszy, ale wg mnie obie wersje są wspaniałe. :)
UsuńMożna powiedzieć, że to klasyka i to niesamowicie dobra. Film jest rewelacyjny, ale książka obłędna...bohaterzy, klinach, historia...wszystko!
OdpowiedzUsuńZgadzam się w 10000000% !! :)
UsuńNie lubię Kinga. "Zielona mila" to jednak mój ulubiony film i moja ulubiona książka (jedyna, z pozycji tego autora, którą cenię). Za każdym razem, gdy John Coffey dobiega swego żywota na Starej Iskrówie - ja płaczę jak bóbr.
OdpowiedzUsuń