Większość z Was zapewne wie, że każdej nacji przypisuje się pewne cechy. Te swoiste „łatki” to stereotypy powstające na gruncie mniej lub bardziej zgodnych z prawdą opinii osób innych narodowości. Można polemizować, ile jest w nich prawdy, a ile żartów czy złośliwości, ale jedno jest pewne – te schematy nie biorą się znikąd. Przyjęło się mówić o niemieckiej dokładności, skąpstwie czy… fizycznej brzydocie. Hiszpanie uznawani są za temperamentnych, wybuchowych, ale też niegrzeszących pracowitością. Polak? Mówi się, że złodziej i pijak. Jak postrzegani są Francuzi? Często uznaje się ich za nieprzyjemnych, aroganckich, mających fioła na punkcie swojego ojczystego języka i raczący się nietypową kuchnią (żabie udka, ślimaki itd.). O tym, ile jest w tym prawdy, miałam okazję w sposób (niestety tylko) teoretyczny przekonać się w ostatnich dniach, kiedy to czas uprzyjemniała mi lektura autorstwa Stephena Clarke’a pt. „Merde! Rok w Paryżu”. Wymyślona przez pisarza historia Paula Westa jak w soczewce skupia cechy statystycznego Francuza i jego otoczenia.
Główny bohater jest Brytyjczykiem, który skuszony ciekawą ofertą pracy postanawia zamieszkać w kraju nad Loarą. Jako marketingowiec ma stworzyć tam sieć herbaciarni, ale czy uda mu się tego dokonać w miejscu, w którym warunkiem przetrwania jest arogancja wobec reszty świata, a przejście ulicą wymaga zakładania foliowych torebek na obuwie, chroniących przed połamaniem nóg na psich odchodach? Tu, nawet składając zamówienie w kawiarni, trzeba wykazać się znajomością specjalnego szyfru, którym posługują się kelnerzy – w przeciwnym wypadku zamiast małej czarnej dostaniemy całą miednicę kawy.
Zdaje się, że Francja jest wyjątkowo nieprzyjazna dla rasowego Brytyjczyka, choć na początku z pozoru jest wprost przeciwnie, bo który mężczyzna przeszedłby obojętnie wobec takiego widoku:
Odszukałem budynek, w którym znajdowały się biura mojego nowego pracodawcy (…)
i trafiłem prosto na orgię. Jedni obsypywali się pocałunkami, czekając na windę. Inni całowali się przed automatem z napojami. Nawet recepcjonistka, wychylona nad kontuarem, kogoś obcałowywała (…)[1].
i trafiłem prosto na orgię. Jedni obsypywali się pocałunkami, czekając na windę. Inni całowali się przed automatem z napojami. Nawet recepcjonistka, wychylona nad kontuarem, kogoś obcałowywała (…)[1].
O ile publiczne orgie (jak nazywa wyraz francuskich grzeczności Paul) da się znieść, o tyle pobudkę o siódmej rano z inicjatywy mieszkających piętro wyżej sąsiadów już trudniej tolerować. Tak bowiem gospodyni wspomnianego mieszkania rozpoczyna budzenie swoich pociech:
Latorośle rzucają na podłogę worki z kulami armatnimi, a potem, ciągnąc za sobą młoty kowalskie, pędzą do kuchni (…). Mniej więcej co minutę któreś z młodych wpada do kuchni, strzelając po drodze z armaty, i po sekundzie wraca w towarzystwie rodziny kangurów[2].
W służbie zdrowia nie jest łatwiej, a kupno domu to też nie lada wyzwanie. A kobiety? Takie wyzwolone i otwarte na nowe przygody erotyczne… Podsumowując, nasz bohater nie mógł narzekać na nudę w tym pięknym kraju. Zaaklimatyzował się czy uciekł gdzie pieprz rośnie po chwili pobytu? Tego nie powiem, rzecz jasna. Kto będzie chciał mile spędzić czas z tą lekturą i przede wszystkim dowiedzieć się co nieco o francuskiej kulturze i humorystycznie przedstawionych zwyczajach, ten powinien zaznajomić się z tą pierwszą częścią serii autorstwa Stephena Clarke’a.
Jak ta lektura wypada w moim ostatecznym rozrachunku? Bardzo dobrze, choć nie kryję, że jej ocena końcowa będzie mocno uzależniona od oczekiwań czytelnika. Jeśli spodziewacie się powieści wybitnej, z głębią – spotka Was zawód. Jednak usatysfakcjonuje poszukiwaczy relaksu i dobrej zabawy – w towarzystwie pana Westa jest to gwarantowane. Przy „Merde! Rok w Paryżu” bawiłam się przednio.
Ocena: 5/6
[1] S. Clarke, Merde! Rok w Paryżu, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2011, s. 12.
[2] Tamże, s. 183-184.
Nie przeczę, że książka jest ciekawa, ale ja do Francuzów nie pałam jakąś wyjątkową miłością, podobnie jak do Brytyjczyków. Z Anglią łączy mnie tylko język. Zdecydowanie wolę południowców z ich nieprzeciętnym poczuciem humoru, jak Włosi, Hiszpanie, Grecy. Natomiast bardzo podoba mi się ten charakterystyczny amerykański luz, którego nam, Polakom, tak bardzo brakuje. Ewentualnie Polak jak jest "pod wpływem" to się rozluźni, tylko wtedy przynosi wstyd i nic więcej.Czasami jak patrzę na naszych polityków, to widzę dość wyraźnie to sztywniactwo i to mnie razi okropnie :-)
OdpowiedzUsuńAgnieszko - i mnie ciągnie do południowców. :) Sama mam zbliżony temperament do mieszkańców tych ciepłych krajów, myślę, że tam bym się świetnie odnalazła. :) W ogóle chciałabym kiedyś któryś z tych krajów odwiedzić, bo nigdy nie miałam okazji.
OdpowiedzUsuńHa! Znów się udało!!!
OdpowiedzUsuń"Jeśli spodziewacie się powieści wybitnej, z głębią – spotka Was zawód. Jednak usatysfakcjonuje poszukiwaczy relaksu i dobrej zabawy – w towarzystwie pana Westa jest to gwarantowane." - zgadzam się w 100%.
Część druga (której nie mam, więc Ci nie pożyczę) jest całkiem niezła, trzecia już niestety nie.
Magdo - czyli tendencja spadkowa w kwestii jakości? szkoda, bo fajnie się zaczęło. :) Haha! Widzę, że już góry znasz moje ewentualne zapytania. ;) Czyżbym się stała aż tak przewidywalna? ;)
OdpowiedzUsuńz mojego osobistego doswiadczenia
OdpowiedzUsuńnieprzyjemnych, aroganckich - nic z tych rzeczy. w kazdej nacji sie tacy zdarza ale smiem twierdzic, ze Francja nie odbiega od normy
mających fioła na punkcie swojego ojczystego języka - tak! co prawda mlodzi spogladaja na to juz nieco inaczej i zwieksza sie szansa dogadania po angielsku, mimo to ta opinia jest nadal aktualna, czesc Francuzow, nawet znajacych angielski bedzie udawala ze nie wiedza o co Ci chodzi ... Francuskie radio ma "odgornie" narzucone jak czesto musi pojawiac sie francuska piosenka, wariactwo ;-)
i raczący się nietypową kuchnią (żabie udka, ślimaki itd.) - tak! ale uwaga, nie oznacza to ze zjedza wszystko co im sie zaserwuje. jedzenie powinno ladnie sie prezentowac wiec np odradzam serwowanie bigosu - moze smakowac nieziemsko a i tak francuz tego nie tknie ;-)
od czasu do czasu lubie czytac takie ksiazki ale prawde mowiac bardziej wierze wlasnym doswiadczeniom ;-)
Alison - czyli jednak to prawda, że w stereotypach zawsze jest odrobina prawdy. :) Nooo Ty moja droga, możesz sobie pozwolić na poznawanie innych narodowości dzięki własnym doświadczeniom. :) Ja póki co muszę się zadowolić tylko książkami. ;)
OdpowiedzUsuńoj Ewus, mialam w zyciu prawdziwego farta jesli chodzi o podroze i poznawanie ludzi ;-) latem kroi sie kolejna przygoda ale o tym poki co ciiiii .... ;-)
OdpowiedzUsuńAlison - ale Ci zazdroszczę...:) Może upchniesz mnie gdzieś do swojej walizki? Nie jestem duża, mam ledwie 153cm wzrostu. ;)
OdpowiedzUsuńCzuję się zachęcona, lubię takie zabawne i ironiczne historie:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Ewus jesli wazysz max 20 kilo to nie ma sprawy, wiecej mi nie wolno ;-) oj juz za duzo opowiadam ;-)
OdpowiedzUsuńZapowiada się ciekawa pozycja, ale myślę, że raczej zakupię ją na prezent dla koleżanki, bo sama to wolę troszkę inne gatunkowo książki.
OdpowiedzUsuńIsadoro - cieszę się. :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńAlison - kurczę, obawiam się, że jednak więcej...;) Muszę się przyłożyć do diety. ;)
Cyrysiu - oby koleżanka była zadowolona. :)
OdpowiedzUsuńJeżeli zabawa jest przednia, to mnie to w pełni zadowala i zachęca do lektury;))
OdpowiedzUsuńDanusiu - jak najbardziej. :)
OdpowiedzUsuńBardzo zachęciłaś mnie do lektury tej książki, więc jeśli tylko znajdę ją w bibliotece z pewnością przeczytam!
OdpowiedzUsuńNie mówię jej jednoznacznie "nie", ale na razie muszę się uporać ze stosami książek, które zalegają mi na półkach. Potem zobaczymy:))
OdpowiedzUsuńKarolko - zatem życzę Ci by książka w Twojej bibliotece się znalazła. :)
OdpowiedzUsuńKasandro - jasne, nie wszystko naraz. :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńOd dawna w planach, w końcu może uda nadrobić się zaległości :)
OdpowiedzUsuńJuż od jakiegoś czasu mam na oku tę książkę, dlatego cieszę się, że w końcu mogłam przeczytać na jej temat ciekawą opinię :)
OdpowiedzUsuńTaki jest świat - tego Ci życzę. :)
OdpowiedzUsuńCinnamon - jeśli ułatwiłam Ci sprawę to bardzo się cieszę. :) Lekka i przyjemna lektura. :)
uczyłam się kiedyś trochę francuskiego i omg, nie trawię :P ale do Francji chciałabym pojechac. może z tą książką pod pachą :)
OdpowiedzUsuńPowiem tak... Kocham Francję i Paryż. :) W moim wypadku odpuszczenie sobie takiej lektury podchodzi pod grzech śmiertelny. ;) Co zaś się tyczy stereotypów dotyczących Francji... Zgodzić się mogę tylko z jednym: mają obsesję na punkcie swojego języka. Pozdrawiam serdecznie. :)
OdpowiedzUsuńSłyszałam już gdzieś o tej książce, lecz osobiście jakoś za Francją nie przepadam.
OdpowiedzUsuńChyba sobie raczej odpuszczę.
Bsz - a ja się kiedyś zastanawiałam nad nauka tego języka, jego brzmienie do dziś mnie zachwyca. :)
OdpowiedzUsuńNati - ano chyba po to są te stereotypy by je weryfikować i łamać ewentualnie albo potwierdzać. :) Pozdrawiam i ja!
OdpowiedzUsuńSamash - książka jest dla frankofilów i frankofobów jak głosi okładka. ;) Wcale nie trzeba lubić Francji by dobrze się bawić przy tej książce. :)
OdpowiedzUsuńKolejna świetna recenzja! ;) Ciekawa pozycja chyba sie skuszę ;)
OdpowiedzUsuńSzkicowniku - aaa dziękuję, miło mi to czytać. :) Skuś się, pośmiejesz się. :)
OdpowiedzUsuńNo popatrz... A mnie się ta książka jakoś nie podobała...
OdpowiedzUsuńNiby wiem, że satyra, że z przymrużeniem oka, że nie wolno brać na poważnie, ale... No właśnie, ale straszliwie mnie wkurzał ten główny bohater przekonany o własnej nieomylności i wspaniałości.
Dobrze mu tak, że go ci Francuzi tak przeczołgali;)
I ta erotyka w jego wykonaniu jakoś taka mało erotyczna była.
Zapowiada się zabawna lektura, ciekawe co by bohater powiedział gdyby trafił do Polski :P
OdpowiedzUsuńUwielbiam Stephena Clarke! Może to dlatego, że mam brytyjskie korzenie i trochę czasu tam spędziłam, więc rozumiem - mniej więcej - te urocze stosunki Anglików z Francuzami...;) Wszystkie "Merde..." pochłonęłam i polecam!
OdpowiedzUsuńAnek - faktycznie Paul jest specyficznym człowiekiem, a erotyka była typowo....ekkhmmm...samcza. ;) Jednak ja patrzyłam od początku na tę książkę (jak i na bohaterów) z dużym przymrużeniem oka, dlatego tak mi się spodobała. :)
OdpowiedzUsuńDosiaku - dobre pytanie. ;) Dopiero by się...zdziwił. ;)
OdpowiedzUsuńKarolino - no proszę. :) Ktoś mi powiedział też, że pozostałe części są kolejno coraz słabsze. Chyba muszę sama się przekonać jak to z nimi jest naprawdę. :)
OdpowiedzUsuńPolecano mi ją parokrotnie, ale jakoś nie mogę się do niej przekonać "/
OdpowiedzUsuńAlannado - ale myślę, że warto jeśli chcesz się rozerwać przy zabawnej lekturze. :)
OdpowiedzUsuńNo no, takiej książki jeszcze nie czytałam.;) Jestem bardzo ciekawa.;)
OdpowiedzUsuńSama Francja jest strasznie tłoczna i dlatego nie odwiedzam jej zbyt często, ale za to mówię po francusku. I to dzięki rodzicom, którzy od maleństwa dosłownie wysyłali mnie na lekcje. ;) Z tego też powodu rozbawił mnie strasznie tytuł i mam nadzieję, że tak samo będzie z samą powieścią. Nie mogę się już doczekać, kiedy ją przeczytam! ;)
OdpowiedzUsuńSpodobał mi się ten opis.
OdpowiedzUsuńNa książkę z pewnością się skuszę.
Pozdrawiam!
http://my-logorrhea.blogspot.com/
Niko - warto spróbować. :)
OdpowiedzUsuńJuliette - oj wierz mi, że Cię rozbawi. :) Musi. ;)
Bello - i słusznie zrobisz. ;) Pozdrawiam!
Moja koleżanka czytała niedawno tę książkę i bardzo mi polecała :) NA szczęście ma ją na własność, więc po sesji sobie od niej pożyczę.
OdpowiedzUsuńMarto - zatem ja dołączam do koleżanki i również Ci ją polecam. :)
OdpowiedzUsuńHumor i francuska kultura po Twojej wyśmienitej recenzji niczym francuska bagietka kupuję to i z pewnością moje oczy będą szeroko otwarte na ta pozycję:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Mavericus - i słusznie. :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJego ksiazki polknalem wszystkie i czekam na kolejne:) Sa rewelacyjne! Moze dlatego ze kocham Francje, od 4 lat spedzam tam urlop. Cudowny kraj, raj dla tych wszytskich ktorzy uwielbiaja jesc i winem sie raczyc. A francuski? Jak mowisz do nich po angielsku, onio odpowiadaja po francusku. Jak nie rozumiesz, mowia wolniej, ale...po francusku:)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia Ewo
Ja mam dopiero jedną książkę tego autora za sobą, ale chętnie skuszę się na kolejne. I do Francji chętnie bym pojechała. :)
UsuńOoo, aż 5/6? To już kolejna pozycja, po którą mam zamiar sięgnąć dzięki Twoim recenzjom. :) Kiedyś czytałam podobną książkę, tyle że o życiu dziennikarki w Nowym Jorku. Za Chiny nie mogę sobie przypomnieć tytułu. Niestety :(
OdpowiedzUsuńTo chyba nie była zbyt fascynująca... :)
UsuńCzytałam tę książkę i również mi się podobała. Zgodzę się z Tobą, że nie jest to wybitna książka, ale z pewnością nadaje się na chwilę relaksu i zaspokaja ciekawość o obywatelach Paryża i ogólnie Francji : )
OdpowiedzUsuńMuszę to przeczytać, zapowiada się ciekawie, a ja Paryż i cała Francja to moja wielka miłość:D
OdpowiedzUsuńwww.ksiazkoholiczka94.blogspot.com