tłumaczenie: Arkadiusz Nakoniecznik
tytuł oryginału: Christine
wydawnictwo: Prószyński i S-ka
data wydania: kwiecień 2008
ISBN: 978-83-7648-023-7
liczba stron: 648
Dawno, a nawet bardzo dawno temu, gdy byłam
jeszcze młodziutkim dziewczęciem, zdarzyło mi się oglądać pewien film. Opowiadał
on o niezwykłym samochodzie, który posiadał wyjątkowy kształt, kolor jesiennej
czerwieni i… przejawiał niebywałą agresję w stosunku do osób, które go nie
lubiły. Jedna ze scen tego filmu utkwiła mi w pamięci tak mocno, że widzę ją w
myślach wyraźnie po dziś dzień. Oto rozjuszone auto dybie na czyjeś życie;
zajadle oślepiając światłami i rycząc wściekle silnikiem, daje wyraz swemu niezadowoleniu.
Popatrzyłam na jedną z takich sekwencji z politowaniem, przewróciłam
zniesmaczona oczami i pomyślałam: „co za żenada…”. I tak wyglądało moje (chyba)
pierwsze spotkanie z horrorem, który teraz spokojnie zaliczyłabym do tych z klasy
B (jeśli kogoś tą klasyfikacją uraziłam, najmocniej przepraszam).
To wspomnienie było we mnie tak mocno
zakorzenione i wywarło na mnie tak silny wpływ, że przez bardzo długi czas
odwlekałam lekturę powieści „Christine” autorstwa Stephena Kinga. Czy było to
nierozsądne z mojej strony? Czy wiele traciłam, opóźniając swoją przygodę z „Christine”?
O tym za moment, najpierw zarys fabuły.
Arnie Cunningham jest wyjątkowo nieśmiałym
i cichym siedemnastolatkiem. Z tłumu nie wyróżniałby się w zasadzie niczym,
gdyby nie jego twarz usiana trądzikiem. Jak można się domyślić, nie jest przy
tym duszą towarzystwa, nie ma wielu znajomych, a koledzy ze szkoły lubią mu
czasem podokuczać. Nie jest jednak całkowicie osamotniony w swoim życiu, bo
oprócz rodziców ma dobrego przyjaciela Dennisa. I nic nie zapowiada
szczególnych zmian w jego życiu aż do pewnego dnia, gdy Arnie pada ofiarą
miłości od pierwszego wejrzenia. Gdy ją zobaczył, wiedział od razu, że musi
należeć do niego – był gotów zrobić dla niej wszystko, zapłacić każdą cenę… I tak w szybkim tempie, za bardzo
wygórowaną kwotę, jakiej zażądał od niego właściciel, stał się posiadaczem przestarzałego
i kompletnie zaniedbanego Plymoutha fury rocznik 1958 o subtelnym imieniu
Christine.
Po tym zakupie wszystko w życiu chłopaka
zaczyna się zmieniać. Mniej czasu poświęca na naukę, a dużo więcej na pracę
przy Christine. Staje się znacznie pewniejszy siebie, jest uparty, z jego twarzy
w czarodziejski sposób znikają szpecące wykwity. Wkrótce poznaje Leigh, będącą
ucieleśnieniem marzeń i snów wielu chłopców, która właśnie z Arniem chce stworzyć
związek. I tu pojawiają się problemy, bo Christine nie lubi konkurencji… To ona
chce być jedyną kobietą w życiu Arniego, tą najważniejszą. Sukcesywnie dąży do
tego celu, pozbawiając życia kolejne ofiary…
Czy ta fala zbrodni będzie w końcu
zatrzymana? Skąd wzięło się zło drzemiące w Christine? Jaki los „ją” czeka? Na
te i wiele innych pytań, jakie nasuwają się podczas lektury, przyjdzie Wam -
jej czytelnikom - trochę poczekać, bo nie jest to powieść krótka. Liczy sobie
przeszło sześćset stron i - jak na Kinga przystało - akcja nie goni na oślep,
raczej płynie charakterystycznym dla tego autora nieśpiesznym rytmem. Co
ciekawe – nie nazwałabym takiego sposobu prowadzenia narracji gawędziarstwem,
jak w przypadku wielu innych jego książek. Tu całość fabuły jest tak dobrze
skonstruowana, że sposób, w jaki King szeroko nakreśla losy Arniego,
prezentując je bardzo dokładnie, ani trochę nie nuży - ta warstwa opowieści
wydaje mi nawet bardziej wciągająca niż sam wątek łaknącego krwi auta. Łatwo
można wczuć się w sytuację głównego bohatera, a co za tym idzie - trudniej się
z nim rozstać po zakończonej lekturze tym bardziej, że postać Arniego (jak i
pozostałe) są bardzo dobrze i wyraziście nakreślone.
W zdecydowanej większości narratorem powieści jest Dennis i podzielona jest
ona na trzy części, tj. „Dennis - piosenki o samochodach”, „Arnie – piosenki o
miłości” i „Christine – piosenki o śmierci”, a każdy rozdział rozpoczynają słowa
piosenek z motywem aut, miłości do nich oraz podróży. Całość tworzy bardzo
specyficzny klimat powieści, od którego trudno się uwolnić (przepadłam w nim
bez reszty). Fani makabrycznych opisów i ogólnie pojętego horroru też powinni
czuć się usatysfakcjonowani.
Teraz żałuję, że zdecydowałam się poznać
„Christine” tak późno – niepotrzebnie odmawiałam sobie tej przyjemności. Nie
powtarzajcie mojego błędu. A jeśli chodzi Wam po głowie i lektura i jej
ekranizacja, to zacznijcie - proszę - od książki, bo film znacznie spłyca
wartość powieściowego pierwowzoru, co szczególnie widać na przykładzie postaci
Arniego i jego przemiany (w obawie przed spoilerami nic więcej na ten temat nie
zdradzę).
I jeszcze jedna prośba, w szczególności do
panów kochających nad życie swoje cztery kółka. Pamiętajcie, że auta są
kobietami – one nie tolerują konkurentek, nie wybaczają zdrad i często lubią
się mścić, pokazując przy tym nikomu wcześniej nieznane oblicze…
Ocena: 5/6
Recenzja bierze udział w wyzwaniach: "Pochłaniam strony, bo kocham tomy!!!!" (648 stron) oraz "Świat Stephena Kinga".
„Christine” znam, ale jedynie z wersji filmowej. Oglądałam ją kila razy, tak bardzo mnie pochłonęła. Książki niestety nie czytałam, ale postaram się nadrobić te zaległości, ponieważ, jak twierdzisz film znacznie spłyca wartość powieściowego pierwowzoru,dlatego muszę sama się o tym przekonać.
OdpowiedzUsuńTak, dokładnie tak. Książka wg mnie jest o wiele, wiele lepsza. :)
UsuńBędę o niej pamiętała )
OdpowiedzUsuńJa również miałam najpierw do czynienia z ekranizacją - byłam jednak na tyle młoda, że film autentycznie mnie przeraził :D Po latach jednak doszłam do podobnych wniosków, co ty i jakoś trudno mi było przełamać się i sięgnąć po lekturę. Na szczęście nadrobiłam to niedopatrzenie - i dobrze się stało:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Widzę, że się w pełni rozumiemy jeśli chodzi o tę książkę. :) Ale to już nie pierwszy raz. ;) Pozdrawiam!
UsuńCzytałam e-booka Christine, siedząc w pracy, i to na kompie (co by nikt nie posądził mnie o czytanie książki w pracy, przeca w monitor się gapiłam;)). I mnie urzekł! Film, tak jak mówisz - klasy B, choć bardzo mi się podobał. Odkąd polubiłam Kinga, nie prycham ze słowami "co za żenada" na widok rzeczy, które wcześniej mnie śmieszyły. Christine moim zdaniem to genialny twór, ożywienie przedmiotu jeszcze chyba nikomu nie wyszło tak dobrze, jak mistrzowi. To jest oldschool, stary, dobry King, który tylko czasem gdzieś się zagubi po drodze i popełni jakiegoś gniota. żałuję tylko, że czytałam Christine w pracy, a wówczas nie mogłam posłuchać muzyki o której piszesz (zwykle od razu słucham każdego utworu, o jakim King wspomni). Ale wiem, że "Christine" jest w Biedronce, więc... chyba się zaopatrzę ;)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wreszcie i u Ciebie King :)
PS A, właśnie - u mnie było na odwrót, najpierw książka, potem film, choć nie dam sobie ręki uciąć, że za dzieciaka gdzieś tam urywków filmu nie zobaczyłam. Czyli mówię, że film mi się podobał, a w momencie oglądania lat miałam niecałe 27, więc coś jest na rzeczy :) Zresztą nie jestem wymagająca (chyba) :)
UsuńU mnie to było tak, że najpierw widziałam ekranizację a dopiero kilka lat później pokochałam Kinga. :) Więc czuję się usprawiedliwiona z tym "cozażenadowaniem". ;) Teraz też bym tego haniebnego nietaktu nie popełniła. ;)
UsuńNie "chyba" się zaopatruj tylko na pewno. :) Warto o czym już dobrze wiesz. :)
Ty nie jesteś wymagająca? Dobre sobie. ;);)
UsuńNo, może i jestem. Ale jestem beznadziejna, jeśli chodzi o Kinga. Tutaj nie ma mowy o wymaganiach.
UsuńWiem już, jak się czują kobiety zakochane w łajdakach. Wybaczam wszystko.
:)
King takim literackim łajdakiem? Ciekawe co by na to powiedział. ;)
Usuń"Christine" w Biedronce jest w nowym tłumaczeniu:) Ja mam gdzieś stareee wydania, jeszcze w dwóch częściach.
UsuńW tej książce bardzo podobała mi się warstwa psychologiczna, świetnie opisane postacie, chociaż niekiedy miałam ochotę zrzucić Christine wraz z jej nowym właścicielem z jakiejś przepaści do otchłań piekieł. ;)
Tak, podłoże psychologiczne powieści jest mistrzowskie! Postaci także. :) A co do Christine jakoś nie dziwi mnie, że nie zapalałaś do niej sympatią... ;)
UsuńMam jakieś takie dziwne wrażenie, że King by się nie obraził za takie określenie, wręcz przeciwnie :)
Usuń"Christine" z Biedrony już mam! :D Pewnie nie przeczytam drugi raz, ale mam skłonność do kompletowania, zwłaszcza po tak niskich cenach. To się nazywa książkozakupoholizm. Ale nowe tłumaczenie mnie ciekawi, chyba jednak zajrzę - mój ebook miał chyba stare tłumaczenie, bo też był w 2 tomach.
Zrzucenie Christine do otchłań piekieł - bardzo mi się to podoba :) Ale Arniego akurat było mi żal. On nie był złym chłopcem, po prostu dał się... opętać? Podejrzewam, że gdyby udało mu się w odpowiednim czasie oderwać od swojej ukochanej, byłby nadal miłym człowiekiem. Ale jak widać, sam nie chciał być miły, skoro wolał swoją po-plymouthową osobowość :]
Też mi się tak wydaje. Oczyma wyobraźni widzę jak w odpowiedzi na to z lekka się uśmiecha. :)
UsuńJakby Ci się bardzo nudziło to mogłabyś przeczytać. :) sama jestem ciekawa jak to tłumaczenie się prezentuje. :)
"Jakby mi się bardzo nudziło" - challange accepted ;))
UsuńLubię Kinga, ale tej książki jeszcze nie czytałam. Muszę nadrobić zaległości.
OdpowiedzUsuńKoniecznie Aniu. :)
UsuńUwielbiam książki Kinga, ale nie miałem przyjemności zapoznać się z tą powieścią, więc postanowiłem to zmienić. Zaciekawiłaś mnie;)
OdpowiedzUsuńCieszę się, bo warto. :)
UsuńCzytałam wieeeeeele lat temu i byłam zachwycona. Jak zawsze. Chociaż, nie jest to moja ulubiona książka Kinga ;)
OdpowiedzUsuńMoja też nie, ale zdecydowanie jest w kręgu tych lepszych. :)
Usuń"Christine" to jedna z moich ulubionych książek Kinga. Filmu co prawda nie oglądałam, ale książka jest genialna. Ostatnio widziałam tą książkę w Biedronce za niecałe 12zł, będę musiała kupić ją sobie na własność :)
OdpowiedzUsuńZa takie pieniążki to wręcz obowiązek by ją kupić. :) I warto ją mieć w domu. :)
Usuń„Christine” czytałam wiele wiele lat temu i nie wiem, czy to nie ona właśnie popchnęła mnie w ramiona prozy Kinga :)
OdpowiedzUsuńMogło tak być. :)
UsuńJedna z moich ulubionych książek S. Kinga
OdpowiedzUsuńNie dziwi mnie to. :)
UsuńZaczęłam czytać jakieś dwa lata temu. Tak, wtedy byłam bez pamięci zakochana w powieściach pana Kinga. I choć przeczytałam nawet "Stukostrachy" czyli książkę, którą uważam za najżmudniejszą ze wszystkich książek jakie miałam przyjemność przeczytać, Christine nie chciała, że się tak wyrażę, przejść mi przez gardło. Męczyłam się z nią i męczyłam, i w końcu się poddałam, ale wierzę, że jeszcze do niej wrócę, bo czasami tak mam, że muszę nabrać na książkę ochotę. Ale za to bardzo pokochałam "Carrie", "Mroczną połowę" i "Mroczną strefę". A tak całkiem z innej baczki nie wiem, czy spotkałaś się (jeśli tak to wybacz spam) z pisarzem takim jak Dean Koontz. Jeśli nie, szczerze polecam "Maskę" i "Grom".
OdpowiedzUsuńJa "Stukostrachów" jeszcze nie czytałam, ale czytałam za to ogrom niepochlebnych recenzji na temat tej książki. :) Wiem już, że jest totalnie "odjechana". ;) Dlatego do niej mi się akurat nie śpieszy. Jeśli chodzi o "Christine" to musiałaś się z nią wstrzelić w zły moment - na pewno, bo książka jest naprawdę dobra. :) Koontza oczywiście znam, ale bliskie spotkanie z nim miałam chyba gdzieś w okolicach liceum. ;) Muszę do niego wrócić. :)
UsuńZ twórczością Kinga nie miałam jeszcze doczynienia, a ten tytuł zakupiłam dwa dni temu i czeka na swoją kolej... Coś mi mówi, że się nie zawiodę :)
OdpowiedzUsuńMam taką nadzieję. :)
UsuńZnam, znam .... dobra jest!
OdpowiedzUsuńOwszem, dobra. :)
UsuńPowiem że kiedyś podczytywałam Kinga, ale to było dawno temu i kojarzył mi się tylko z horrorami, mój mąż bardzo lubi Kinga i własnie namówił mnie na Dallas'63 :)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia zatem dla męża, który wie co dobre! :D Słuchaj się go, bo dobre lektury Ci podsuwa. :)
UsuńKing wraca do łask? U mnie też. Nawet odważyłam się pisać o nim pracę maturalną. Jak szaleć, to szaleć!;D Cóż, "Christine" miałam w rękach dawno, kiedy moje zamiłowanie do książek dopiero się rodziło.:) I, niestety, odłożyłam na półkę. Błagam o wybaczenie, wtedy nie wiedziałam jeszcze, że King to KING.;)
OdpowiedzUsuńAle wrócę do tej książki. Z pewnością.;)
Kurczę, pisać pracę maturalną o Kingu - szkoda, że ja nie miałam takiej możliwości. Super sprawa, choć na pewno niełatwa. :) Wybaczam Ci odłożenie "Christine", bo sama ją odwlekałam w czasie przez głupie wspomnienie z dzieciństwa. :)
UsuńWstyd przyznać, ale jeszcze nie czytałam nic Kinga. Mam już listę "na start", więc dołożę do niej też "Christine". Przekonałaś mnie tym klimatem. ;)
OdpowiedzUsuńNajwyższa pora poznać Kinga. :)
UsuńKsiążki nigdy dotąd nie miałam w rękach. Szybciej mój mąż, bo on przeczytał książek autora o wiele więcej niż ja :) Widziałam za to film :)
OdpowiedzUsuńKsiążka lepsza, skuś się. :)
UsuńA ja się jakoś bałam tej historii. Miałam do niej nieuzasadnioną, jak widzę, awersję. Chętnie kiedyś poznam "Christine", bo King zdecydowanie jest moim królem horrorów.
OdpowiedzUsuńJa też takie miałam i cieszę się, że w końcu je porzuciłam. :)
UsuńUwielbiam Kinga. Kocham go miłością wieczną, a "Christine" czeka na mnie w formie ebooka. Także trochę odkładam tę lekturę, ale skoro piszesz, że nie ma się czego bać, to niedługo się zabiorę :)
OdpowiedzUsuńBać się jest czego, ale tylko pod kątem horroru. :) Na pewno nie trzeba się obawiać, że książka jest zła jakościowo. :)
UsuńKing zaskarbił sobie moją ogromną sympatię "Lśnieniem" i od tej pory mam zamiar poznać wszystkie horrory Kinga :)
OdpowiedzUsuńTaaak, Lśnienie to też wspaniała książka i też jedna z lepszych Kinga. :)
Usuńz reguły książki sa o niebo lepsze niż filmy :)
OdpowiedzUsuńA są wyjątki. :)
UsuńMiałam tę książkę w ręce, kiedy ostatnio byłam w bibliotece, tylko inne wydanie. Zrezygnowałam z niej, bo miałam za dużo książek do wypożyczenia. Może następnym razem :-)
OdpowiedzUsuńNie rezygnuj tal=k łatwo z tego co dobre. :)
UsuńZnam tylko wersję filmową, ale planuję to nadrobić. Niestety w ogóle mam zaległości co do Kinga. Czytam właśnie Sklepik Z Marzeniami. Do tej pory mam mieszane uczucia co do tej książki, ale podzielę się z nimi jak przeczytam całą. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń"Sklepik..." czytałam już pare lat temu, ale pamiętam, że pozytywnie mnie zaskoczył. Do najlepszych powieści Kinga mu daleko, ale nie był zły. :)
UsuńMasz świętą rację! Moje auto mnie zawsze "kopie"! Świetna recenzja, jak zwykle:) Pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńA to wredna maszyna. ;) Dzięki! Pozdrawiam! :)
UsuńJeszcze nie czytałam ale mam zamiar to szybciukto nadrobić! :D Jestem wielką fanką Kinga ale ograniczenia czasowe nie pozwalają mi na regularne czytanie ( albo sen albo książka w tym wypadku.. )
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Kupiłem w Biedronce. Najdziwniejsze, ze to było tak, że wchodzę i widzę nazwisko KING. Podchodzę, patrzę cenę [12zł] - biorę w ciemno, a dopiero w domu przeczytałem streszczenie z okładki ;)
OdpowiedzUsuńI super! ;) W przypadku Kinga tak się powinno postępować. :)
UsuńJeden z moich ulubionych pisarzy:)
OdpowiedzUsuńTak jak i moich. :)
UsuńAkurat ten tytuł skrzętnie omijałam w bibliotece, bo widziałam film, więc stwierdziłam, że znajomość faktów sprawi, że książka będzie mnie tylko nudzić. Teraz widzę, jak głupie miałam podejście do sprawy.
OdpowiedzUsuńOj, pomyliłaś się, bo film jest zrobiony po łebkach w stosunku do książki. warto się przekonać o tym na własnej skórze. :)
UsuńNie wiem czy to ja, czy jakaś nadnaturalna siła wypchnęła mnie stąd, ale coś się chyba stało z moim poprzednim komentarzem... no nic... napiszę jeszcze raz ;).
OdpowiedzUsuń"Christine" już czeka na półce, spoglądając na mnie swoimi rozpraszającymi mrok reflektorami... Jeszcze tylko parę książeczek i jak najszybciej zabieram się za nią ;D. No nie powiem, ale ciekawość jej treści mnie zżera :P.
Spokojnej nocy!
Melon
Może to niezadowolona Christine Ci podkradła komentarz? Bo na pewno nie ja. :) Bierz się za te książkę, bierz bo warto. :)
UsuńZa książkę na pewno się wezmę (tylko trudno powiedzieć kiedy), bo Kingowi się nie odmawia :) Filmu nie widziałam, więc dobrze się składa. Zawsze staram się poznawać historię w kolejności: najpierw wersja papierowa, potem ekranizacja (chociaż zdarzają się wyjątki).
OdpowiedzUsuńW tym przypadku taka kolejność jest baaardzo wskazana. :)
UsuńDzisiaj stojąc w Biedronce zastanawiałam się, czy przygarnąć ze sobą wersję kieszonkową tej książki. Ale powstrzymało mnie to, że to właśnie wersja kieszonkowa, a ja lubię oryginalne "duże" wydania. Będę pamiętała o tej książce, gdyż brzmi naprawdę intrygująco :)
OdpowiedzUsuńNie dziwię Ci się, bo sama za wydaniami kieszonkowymi nie przepadam. Cieszę się, że mam tę większa wersję. :) Dobrze się prezentuje na półce. :)
UsuńCiekawie piszesz, ale czy akurat na Kinga się skuszę? To chyba jeszcze kwestia czasu. Kiedyś jakaś jego książka niezbyt mi "podeszła" i od tamtej pory nie mogę się przełamać, żeby sięgnąć po jego pozycję...
OdpowiedzUsuńWarto się przełamać, ja też nie pokochałam Kinga od pierwszej przeczytanej książki jego autorstwa. :)
UsuńKto wie, kto wie-może się przekonam ;)
UsuńOstatnio często widzę/słyszę/czytam o Kingu i uznaję po recenzjach, że w sumie to całkiem ciekawy pisarz ; )
OdpowiedzUsuńBardzo dobra recenzja, brzmi ciekawie.
Croco,
czytaj-tu.blogspot.com
Bo to jest bardzo dobry pisarz. Przekonaj się sama. :)
Usuńczytałam kiedyś coś Kinga, ale jakoś takie książki i filmy grozy już nie są u mnie wielbione tak jak dawniej... nawet jak robię ksiażkowe zakupy to jakoś wolę lżejsze klimaty... choć nie powiem, jakbym dostała "Christine" to na pewno przeczytałabym :)
OdpowiedzUsuńI słusznie, bo warto. :)
Usuń