data wydania: kwiecień 2013 (recenzja przedpremierowa)
wydawnictwo: Papierowy Księżyc
tytuł oryginału: A Monster Calls
tłumaczenie: Marcin Kiszela
Są takie książki, które mają na nas
szczególny wpływ. Po przeczytaniu zaledwie jednej strony czujemy, że wciągają
nas w swój tajemniczy świat i nie zamierzają nas z niego wypuścić, mimo że
bardzo tego chcemy. Im dłużej w nim przebywamy, tym większy czujemy dyskomfort,
potem niemal fizyczny ból i strach, który okrywa nas szczelnie z każdej strony.
Nie ma z niego żadnej drogi ucieczki, a jedyną formą oderwania się od tej
papierowej rzeczywistości jest przeczytanie opowieści do samego końca. Czy tego
chcesz, czy nie, zmusi cię ona, byś
poznał jej przesłanie, poznał PRAWDĘ w niej zawartą… Z taką książką przyszło mi
się zmierzyć w ostatnich dniach.
Gdy obudziłam się wraz z Conorem dokładnie
siedem minut po północy, nie wiedziałam, czego się spodziewać, nie wiedziałam,
co za chwilę się wydarzy, choć czułam dziwny niepokój. Jeden, potem drugi
podmuch wiatru za oknem, kilka liści, które wpadły do pokoju, i coś… Nie, to
chyba jakieś przywidzenie… Czyżby ten ogromny cis, który rośnie na zewnątrz,
się poruszył? A jednak… Po chwili przeobrażony w najprawdziwszego potwora
rozmawiał z Conorem. Przyszedł, by opowiedzieć mu trzy historie i na koniec
wysłuchać tej czwartej, którą opowie mu już sam chłopiec.
Na szczęście w końcu nastał ranek. Chcę
wierzyć, że te nocne sceny były tylko sennym majakiem. Tymczasem widzę, jak
chłopiec sam robi sobie śniadanie i delikatny porządek w domu. Dopiero po
chwili pojawia się jego zmęczona matka – leczenie nie przynosi takiego skutku,
jakiego pragną, i nowotwór z dnia na dzień wyniszcza ją coraz mocniej. Mimo
tych trudności Conor nie zaniedbuje swoich szkolnych obowiązków – stara się jak
może, dlatego tym trudniej jest mi patrzeć, jak jego - pożal się Boże - koledzy
pastwią się nad nim i dokuczają mu. Wszystko zdaje się sprzysięgać przeciwko
niemu. Na domiar złego POTWÓR nie pozwala mu o sobie zapomnieć – nawiedza go
regularnie, przejmując kontrolę nad emocjami i zachowaniem trzynastolatka.
Chwile, które spędziłam z Conorem -
bohaterem małej objętościowo, ale wielkiej pod względem treści, siły przekazu i
ładunku emocjonalnego, powieści „Siedem minut po północy” – to jedno z
najtrudniejszych czytelniczych spotkań, jakie do tej pory mi się przydarzyły.
Patrick Ness, opierając się na pomyśle przedwcześnie zmarłej (z powodu raka
piersi) pisarki Siobhan Dowd, stworzył chwytającą za serce historię
kilkunastoletniego chłopca mierzącego się z chorobą i utratą matki. Ów nawiedzający
go potwór to nic innego, jak negatywne emocje, z którymi musi się zmagać: lęk
przed chorobą nowotworową matki i perspektywą jej śmierci, złość (a nawet
agresja) z powodu sytuacji, która go przerasta, i jednocześnie brak sił do
życia z takim brzemieniem. Przekonujące ukazanie skrajnych emocji i próby
zmierzenia się z nimi, przyznania się do nich - oto cecha charakterystyczna
utworu. Jest to fenomenalne studium dziecka borykającego się ze stratą bliskiej
osoby – wyraźnie ukazane zostały kolejne etapy tego zjawiska.
Chociaż opowieść najeżona jest ogromną ilością metafor i niedopowiedzeń,
co ma na celu nadanie jej szczególnej głębi i z lekka filozoficznego wymiaru,
mamy tu do czynienia z komunikatywnym językiem, który nie utrudnia odbioru
treści. Łatwo uruchomić własną wyobraźnię, wczuć się w sytuację bohatera,
poddać się szczególnej atmosferze zaprezentowanej historii.
„Siedem minut po północy” daje dużo do
myślenia. Sama zastanawiałam się nad tym, ile już takich „potworów” nawiedziło
mnie w życiu (niekoniecznie zawsze muszą mieć one związek z czyjąś śmiercią). Wspominałam,
jak z nimi walczyłam, jak udało mi się je pokonać. Zaczęłam też zadawać sobie
pytanie: Jak ja zachowałabym się w obliczu takiej osobistej tragedii, jakiej
doświadczył Conor? Wyniosłam z tej książki konkretną naukę – nigdy nie należy
ukrywać przed samym sobą swoich prawdziwych uczuć i emocji, zawsze trzeba je
nazywać po imieniu, choćby nie wiem jak bardzo było to trudne.
Rok dwa tysiące trzynasty już na początku
drugiego ze swych miesięcy postarał się o to, bym doświadczyła niezwykłej
literackiej przygody z książką, która na dobre zapadła mi w pamięć. Wam też gwarantuję
takie przeżycie, jeśli tylko zdecydujecie się po nią sięgnąć.
Ocena: 6/6
Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Papierowy Księżyc
Dopisuję do listy. Na pewno przeczytam.
OdpowiedzUsuńPolecam, warto.
UsuńI znów kawa przy dobrej lekturze, osobiście bardzo lubię książki pozostawiające "coś" po sobie, pobudzające do myślenia i refleksji. Dziękuję za polecenie dobrej lektury
OdpowiedzUsuńOj ta pobudza i to bardzo. Cały dzień po zakończonej lekturze byłam jakby w innym świecie...
UsuńDawno żadna okłada tak mnie nie zaintrygowała, jak powyższa. Lubię takie mroczne, niepokojące klimaty, dlatego „Siedem minut po północy” zapisuje sobie do swojej czytelniczej listy.
OdpowiedzUsuńOkładka jest świetna, wewnątrz będą ilustracje...W połączeniu z treścią to robi piorunujące wrażenie.
UsuńMyślę, że to jest dobra lektura, warta przeczytania:)
OdpowiedzUsuńDokładnie tak jest. :)
UsuńKsiążka zrobiła na mnie ogromne wrażenie, zapewne również z tego powodu, że jako nastolatka musiałam się pożegnać ze swoimi rodzicami i pogodzić z ich chorobą nowotworową, dlatego przepłakałam całą opowieść, a po jej zakończeniu było jeszcze gorzej.
OdpowiedzUsuńCóż, Ness napisał przepiękną, mądra i niezmiernie emocjonująca lekturę, nic tylko czytać i zrozumieć.
Wiesz, sama byłam bliska płaczu czytając ją a co dopiero Ty w takiej sytuacji...Przykro mi, ale mam nadzieję, że książka choć ciut Ci pomogła...
UsuńNie spodziewałam się, że to tak głęboka książka. Muszę przeczytać!
OdpowiedzUsuńBardzo poruszająca, wierz mi...
UsuńCzytałam u Natuli recenzję tej książki i już wtedy, bardzo ale to bardzo mnie zaintrygowała. Będę jej wyczekiwała.
OdpowiedzUsuńWyczekuj i zaglądaj do kuferka w marcu. ;)
UsuńRewelacyjna książka, trudna i bolesna, ale zarazem jakaż piękna!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
Zgadzam się z Tobą w pełni. Pozdrawiam! :)
UsuńKolejna książka którą warto dodać do listy. Dziękuję za świetną recenzję. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPolecam się na przyszłość Aniu. :) Pozdrawiam!
Usuńwspaniała recenzja, bardzo chciałabym przeczytać
OdpowiedzUsuńDzięki, polecam książkę, choć najłatwiejsza nie jest.
Usuńczyli czekamy na tą pozycję z niecierpliwością ;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
AG
Okładka cudowna, Twoja recenzja tak samo. Również bardzo chciałabym przeczytać.
OdpowiedzUsuńDziękuję! :)
UsuńNa pewno przeczytam! :)
OdpowiedzUsuńBrzmi ciekawie, chociaż obawiam się "filozoficznego wymiaru", z filozofii nie jestem zbyt dobra :)Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńOj, ale on tu jest zaledwie symboliczny i w pełni strawny dla każdego, zaręczam. :)
UsuńSkoro tak zachęcasz no to... muszę ją przeczytać :)
OdpowiedzUsuńZastanawiam się nad przeniesieniem swego bloga historycznego na blogspot, i tez chodzi mi o to, że blogspot oferuje rzeczy których blox nie oferuje :)
OdpowiedzUsuńJa z tego względu (i także dlatego, że blox chwilami szarpał moje nerwy ;) ) przeniosłam się na blogspot i wierz mi, że nie żałuję. :)
UsuńZapowiada się bardzo ciekawie:)
OdpowiedzUsuńKsiążka mnie ciekawi, ale chyba nie do końca jestem w stanie czytać o takich historiach. W literaturze szukam głównie zapomnienia o codzienności i lękach takich jak choroby czy utrata bliskich, więc mimo początkowego entuzjazmu w stosunku do tej książki, dobrze się zastanowię zanim po nią sięgnę.
OdpowiedzUsuńI słusznie, bo książka łatwa nie jest...Choć jest bardzo wartościowa.
UsuńCzytałam o niej same pozytywne opinie. Z pewnością sięgnę :)
OdpowiedzUsuńO rany, recenzja zwala z nóg (i nie, nie podlizuję się). Napisałaś to tak zupełnie inaczej, z innej perspektywy, że chylę czoła. A książka - przyszło mi na myśl coś, co King napisał w "Pamiętniku rzemieślnika": na pewno napisał ją mężczyzna. Czemu? Bo nie drzewo mówiło, tylko mówił cis. Odkąd King to wytknął, coraz częściej zwracam na to uwagę i rzeczywiście widzę analogię. Kobieta napisze "drzewo", "ptak", "kwiat", zaś mężczyzna - "sosna", "dzięcioł", "tulipan". To raz :) A dwa - zdecydowanie jestem zachęcona, choć trochę się obawiam, że będzie za mocna. Nie tak dawno przechodziłam przez coś podobnego, co chłopiec i mogę się z nim utożsamić, choć wiedza, że jest on o tyle lat młodszy i o tyle mniej rozumie świat i potrafi się z nim pogodzić.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo za miłe słowa. :)
UsuńNie zwracałam za bardzo uwagi na to o czym piszesz (kobieta-drzewo, mężczyzna-cis), ale kurczę, masz rację. :) Faktycznie tak jest. :)
Jeśli przeżywałaś już coś takiego to dwa razy się zastanów czy chcesz doświadczyć tego ponownie, bo wierz mi, że wspomnienia ze zdwojoną siłą powrócą. Ja tego w życiu "nie przerabiałam" a ciężko było mi się po lekturze pozbierać - cały dzień byłam jakaś osowiała i zagubiona w innym świecie. Książka ma dużą moc...
Właśnie to mnie trochę powstrzymuje, bo naprawdę mam ochotę na tę książkę. Ale z drugiej strony lepiej sobie oszczędzić... A gwoli ścisłości - u mnie wszystko skończyło się dobrze, mama jest już zdrowa, ale ten rok, kiedy nie wiadomo było, co się wydarzy, był okropny. Dlatego współczuję małemu chłopcu, który nie do końca wszystko rozumie. Kurcze, ja nie rozumiałam, choć miałam 25 lat. Tego nie da się zrozumieć.
UsuńPozdrawiam
Ufff to całe szczęście. :)
UsuńNie dziwię się Twojemu zachwytowi, bo Papierowy Księżyc generalnie wydaje świetne książki. Jak już ta powieść wejdzie na rynek, to z pewnością okaże się hitem :-)
OdpowiedzUsuńDokładnie tak, ktoś w tym wydawnictwie ma niezłego nosa do wyłapywania perełek i nawet chyba wiem kto. ;)
UsuńCzekam na "Siedem minut po północy" już jakiś czas, mam nadzieję, że Papierowy Księżyc nie będzie przeciągał wydania jej w nieskończoność, bo Twoja recenzja przekonała mnie ostatecznie, że muszę przeczytać tę książkę.
OdpowiedzUsuńTrzymajmy wydawnictwo za słowo, że powieść ukaże się w kwietniu - oby tak było. :)
UsuńFascynująca, hipnotyzująca okładka! A zawartość, jak widzę, równie niezwykła! :)
OdpowiedzUsuńA w środku będą jeszcze ilustracje utrzymane w tej samej tematyce - niesamowite wrażenie to robi (widziałam oryginał).
UsuńZaklepuję ten tytuł na kwietniowe zakupy ;) Szczerze mówiąc, początkowo myślałam, że ,,Siedem minut..." to horror, okładka skutecznie mnie zwiodła. Twoja recenzja jak i dwie inne dopiero uświadomiły mi, że nie tak do końca tędy droga. Już nie mogę się doczekać lektury, choć z twojej opinii wynika, że czeka mnie emocjonalne wyzwanie.
OdpowiedzUsuńW pewnym sensie (ale nie dosłownym!) to jest i po trosze horror... :/ Na pewno jest nim to co przeżywał Conor a także inne osoby, które znalazły się w podobnej sytuacji...
UsuńSwietna i kusząca recenzja :)
OdpowiedzUsuńJuż Isadora narobiła mi smaka na tę książkę, a teraz jeszcze Ty! Z taką recenzją i oceną! Przeczytam na 1000%!
OdpowiedzUsuńI super, bo warto. :)
UsuńHmm zaciekawiłaś mnie, nie spodziewałam się na pierwszy rzut a tu proszę. Będę musiała się za nią rozejrzeć!
OdpowiedzUsuńJa czytając opis książki też nie spodziewałam się, że będzie aż tak dobra. :)
UsuńA wydaje się być taką niepozorną książeczką! Nie wiem czy dam radę ją u siebie znaleźć, ale jeśli tak, to na pewno przeczytam, bo z tego co mówisz, jest niesamowita.
OdpowiedzUsuńW kwietniu możesz się zacząć rozglądać. :) Polecam szczerze!
UsuńBardzo zachęcająca recenzja, ale nie jestem pewna, czy wytrzymałabym nerwowo ;)
OdpowiedzUsuńTo już sama musisz ocenić. :)
UsuńTo kolejna zachęcająca recenzja tej książki. Nie mogę się doczekać, kiedy będę mogła przeczytać. :)
OdpowiedzUsuńOpis mnie bardzo zachęcił, na pewno kiedyś przeczytam :)
OdpowiedzUsuńOkładka jest świetna, po Twojej recenzji wnioskuje, że książka również, więc na pewno przeczytam. :))
OdpowiedzUsuńLinko, BlackRose, Nathalie - polecam Wam tę książkę gorąco. :)
OdpowiedzUsuńMomencik, momencik, zanim się rozpiszę, muszę jeszcze chwilę pogapić się na okładkę. ;-)
OdpowiedzUsuńTyle książek na świecie, a wydawcy wciąż intrygują mnie różnorodnością okładek książek. ;)
Co do recenzji i książki samej w sobie. Cóż, trochę odstrasza mnie ten filozoficzny charakter, ale to jest jedna z tych książek, które wciągają bez reszty. Tak mi się przynajmniej wydaje. A skoro tak, to co innego można rzec? ;)
Dokładnie tak - to jedna z tych książek, które wciągają bez reszty... Ta filozofia ma tu baaardzo symboliczny charakter, do tego książka jest skierowana głównie do młodzieży, więc siłą rzeczy nie powinna i nie jest ciężka pod tym względem.
UsuńŚwietna okładka, świetne obrazki i świetna (jak przeczytałem w recenzji) treść... Nic, tylko lecieć do księgarni ;).
OdpowiedzUsuńNaprawdę muszę po nią sięgnąć...
Jejku, te obrazki są na serio znakomite! Ten mrok, potwór... ach ;D.
Pozdrawiam!
Melon
Ale stój! jeszcze nie leć do tej księgarni. :) Jeszcze jej tam nie znajdziesz - w kwietniu dopiero. :) Polecam!
UsuńTo znaczy... no tak ;). Jeszcze muszę się powstrzymać... Chyba OSZALEJĘ!
UsuńNie dość, że mam czekać na to, to jeszcze ekranizację "Carrie" przełożyli z marca na październik... I weź tu człowieku się opanuj ;D.
Ostatnio w kingowym tematach jestem do tyłu i nie wiedziałam, że przełożyli ekranizację. Zawsze możesz się pokrzepić ekranizacją z 1976 roku. ;) To rasowy horror klasy B, ale dobrze się ogląda. :)
UsuńWitam z góry przepraszam za spam ale .... przyszłam zaprosić do mnie na małe candy
OdpowiedzUsuńhttp://domowka.blogspot.com/2013/02/candy-walentynkowe.html
serdecznie zapraszam może się spodoba
Wnioskując z Twojej recenzji, jest to coś odmiennego od większości towaru zalegającego półki w księgarniach. Zapamiętam, choć na razie nie mam fazy na te klimaty :)
OdpowiedzUsuńPs. Nie mam możliwości włączenia subskrypcji komentarzy do postów? (ten komentarz oczywiście można skasować)
OdpowiedzUsuńOwszem, jest to coś odmiennego. :) I warto się skusić a subskrypcji niestety mi brak w tym szablonie. :/
UsuńZapowiada się bardzo ciekawie :) Myślę, że się skuszę :)
OdpowiedzUsuńTy to potrafisz zbudować nastrój i napięcie w recenzji, jest świetna:)pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję pięknie za te miłe słowa. :):*
UsuńTeż uważam, że wykonałaś kawał dobrej roboty, jeśli chodzi o recenzję. No i zaciekawiłaś mnie, teraz przez najbliższy czas będę się zastanawiała, gdzie skąd wydobyć tą książkę. Bo przeczytać muszę ją na pewno.
OdpowiedzUsuńDziękuje Ci bardzo za te mile słowa. :) A po zastanawiać się jeszcze trochę możesz, bo książka ukaże się dopiero (najprawdopodobniej) w kwietniu tego roku. Ale możesz też zajrzeć do mojego kuferka w marcu...Może coś ciekawego się tam znajdzie...?:)
UsuńTak, zdecydowanie zachęciłaś mnie do lektury. Właśnie robię listę zakupów do zrealizowania w Empiku i bez tej pozycji na pewno się nie obejdzie. Dzięki i pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńDziękuję, ale książki szukaj dopiero w kwietniu. :) Pozdrawiam!
UsuńJesteś niesamowita. Piszesz to z taką lekkością, a jedocześnie wzbudzasz we mnie dreszcz emocji i sprawiasz, że czuję, że prędzej czy później będę musiała tą książkę przeczytać. Cudownie piszesz. Wspaniały dar od Boga. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie popatrzeć na moje nieudolne początki i wesprzeć radą. Będę wdzięczna. ;)
http://aleksandra-kropka.blogspot.com/
Dziękuję za te przemiłe słowa, ale nie wydaje mi się bym na nie zasłużyła. :) Na pewno zajrzę do Ciebie i podejrzę co Ci w Twojej czytelniczej duszy gra. :) Pozdrawiam!
UsuńO książce przeczytałam na jednej z dołączonych do zakupionej książki zakładce reklamującej książki. Od razu do mnie przemówiła. To moje klimaty.Książkę już zamówiłam a po przeczytaniu Twojej recenzji Ewo wiem,że muszę zacząć ją czytać niezwłocznie jak tylko do mnie dotrze.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
I to bardzo udany zakup, wierz mi. Książka łatwa nie jest, naprawdę potrafi wzruszyć... Jednak warto się z nią zmierzyć, naprawdę. Zapadnie Ci w pamięci na długo, jeśli nie na zawsze.
Usuń