źródło okładki: wydawnictwo Akapit Press
Nie oglądam seriali obyczajowych regularnie, ale jest w nich coś, co zawsze bardzo mi się podobało i czego zawsze pragnęłam w swoim życiu. Mam tu na myśli przyjaźń. Przyjaciele ze szklanego ekranu zawsze są, zawsze pomagają w trudnych chwilach i nie marudzą, że „czasu tak mało”, gdy zaistnieje potrzeba rozmowy – o poważnych problemach czy po prostu…o byle czym. Zawsze mają ochotę na wspólny wypad do kina czy knajpy i nie pozwalają zbyt długo przebywać w samotności tylko z własnymi myślami. Pewnie między innymi, dlatego seriale cieszą się taką popularnością. Taka jest fikcja a rzeczywistość? Na ogół jest zupełną przeciwnością tej pierwszej.
Literaci tez dość często trzymają się takiej wizji przyjaźni – co by się nie działo, ktoś bliski duszy, niebędący rodziną, zawsze znajdzie się obok. Nie inaczej jest w przypadku głównych bohaterów książki „Smak świeżych malin” Izabeli Sowy. Malina i jej przyjaciele to zestaw barwnych i różnych od siebie indywidualności, mimo to trzymają się razem i wspierają, gdy sytuacja tego wymaga.
Ewka, to polski odpowiednik Salmy Hayek – piękne oczy, śniada cera i burza ciemnych włosów. Teoretycznie każdy facet mógłby być jej a praktycznie…nie jest tak kolorowo.
Jolka, bardzo rzeczowa i „poukładana” kobieta, lubi mieć nad wszystkim kontrolę tak by nic nie dało rady jej zaskoczyć. To ona zasugerowała Malinie wizytę u psychiatry, gdy ta kompletnie nie radziła już sobie ze swoją depresją i manią obżarstwa.
Jest też Leszek, z którym zawsze można pospierać się o teorię „drugich połówek” – banana oczywiście.
Poza grupą przyjaciół, życie Maliny kręci się także wokół rodziny i to, jakiej rodziny…Mama to wiecznie niezadowolona i marudząca malkontentka – niezwykle trudno ją czymkolwiek zadowolić. Brat, Irek, choć bardzo sympatyczny chłopak to kompletnie nie radzi sobie w nauce, a raczej nie chce sobie radzić – przecież jest tyle ciekawszych zajęć w koło.
Babcia zawsze ma odpowiednie lekarstwo na każdą dolegliwość (amol, na cellulit jest jak znalazł!) i odpowiedniego świętego na poszczególne kłopoty i zmartwienia. I najważniejsze – jest najlepszą wróżką pod słońcem!
Niewiarygodnie zabawną postacią w książce jest osoba taty głównej bohaterki. Gdzie on to nie był i kim…? Wielkim biznesmenem, do którego statkiem płynęły grube pieniądze w (niemal) tonach złota, szpiegiem czy jednym z pomysłodawców zburzenia muru berlińskiego. Szkoda tylko, że te niesamowite historie roiły się tylko w jego umyśle…
A gdzie Malina, zapytacie? Nie, nie zapomniałam o niej. Ta kobieta o słodkim imieniu to dwudziestosześcioletnia „już prawie” absolwentka zarządzania, której życie miało wyglądać jak malowane farbami o soczystych barwach, a wyszło nabazgrane i bez wyrazu. Jej życie to nieustanne braki – a to z powodu narzeczonego, który ją zostawił a to z braku pracy a także braku celu w życiu. By tego wszystkiego było mało, ciągle coś się dzieje – niestety częściej coś złego i nieprzyjemnego…
Oczywiście wyjątków od tej normy nie brakuje, bowiem Malina i jej „psiapsiółki” potrafią się bawić, oj tak…Jedyne, czego nie brak w jej życiu to…alkohol. Oczywiście, bawić się trzeba, ale czy w takim wieku nie trzeba by bardziej poważnie myśleć o swoim życiu? O skutecznym poszukiwaniu pracy? Malina niby to robi, ale jakoś bez przekonania i ciągle z tą charakterystyczną dla siebie dziecinnością a nawet chwilami – infantylnością.
Książka jest kierowana głównie do młodzieży i mam wrażenie, że takie postaci jak główna bohaterka mogą troszkę skrzywiać obraz bądź, co bądź – dorosłej kobiety. Tak, wiem, że cały czas mowa o tytule czysto rozrywkowym, bez jakichś głębszych przekazów, ale jednak to się rzuca w oczy i z lekka razi.
Poza tym jest to bardzo przyjemna i lekka powieść. Nie brak w niej prostego i całkiem dobrego humoru – może nie zaśmiewałam się podczas lektury tak jak przy (przykładowo) „Terapii Pauliny P.” Ryszarda Sadaja, ale…nie było mi podczas niej nudno ani drętwo.
Mile spędziłam czas z cząstką "owocowej serii" i jeśli jeszcze będę miała taką okazję to poznam inne jej części.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Akapit-Press.
Ocena 4/6
Książkę czytałam dawno, dawno temu, ale pamiętam, że zrobiła na mnie dosyć dobre wrażenie, ponieważ przeczytałam dwie kolejne książki z "Owocowej serii".
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Cinnamon - ja się dopiero z tą serią zapoznaję. Jest całkiem sympatyczna. :)
OdpowiedzUsuńEwo, to już teraz Ci powiem, że seria nie powala na kolana, ale skutecznie umila czas :) Jest dobra w ramach odskoku od poważniejszych dzieł.
OdpowiedzUsuńCinnamonku - domyśliłam się tego już po tej części. :) Fajnie się czyta, ale nic poza tym, taki "odmóżdżacz". :)
OdpowiedzUsuńHa, dokładnie :D Właśnie tego słowa chciałam użyć, ale stwierdziłam, że wyrażę się trochę łagodniej ;)
OdpowiedzUsuńPolecę ją mojej siostrze. Myślę, że jako przedstawicielka młodzieży, bardziej się w niej odnajdzie niż ja:))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!
Kasandro - na pewno. :)
OdpowiedzUsuńCzytałam jakiś czas temu tę książkę i nie przekonała mnie. Może nie miałam wtedy dobrego czasu na tak lekką lekturę, nie wiem. W każdym razie zamierzam serii dać jeszcze szansę - wciąż czeka na mej półce :)
OdpowiedzUsuńFutbolowa - no właśnie, trzeba mieć ochotę na coś totalnie niezobowiązującego i lekkiego by książka się spodobała. :) W innym momencie nie ma sensu się za nią zabierać.
OdpowiedzUsuńPodobała mi się. Chyba najbardziej z całej serii:).
OdpowiedzUsuńIzo - to mi się trafiło. ;) Pierwsza książka z tej serii i od razu jedna z lepszych. :)
OdpowiedzUsuńJabłuszko i Wiśnia traktuja o dużo młodszych bohaterkach, trudno mi było się zidentyfikować. Może obiektywnie wcale słabsze nie są:).
OdpowiedzUsuńI masz rację, Malina sprawia wrażenie trochę młodszej niż wiek metrykalny.
Izo - powiedziałabym nawet, że sporo młodszej...Ma 26lat, a ja miałam wrażenie, że czytam historię mniej więcej...osiemnastolatki...
OdpowiedzUsuńA ja nie słyszałam nigdy o tej serii, ale skoro można się przy niej miło zrelaksować to chociaż z ciekawości sięgnę po jedną książkę i zobaczę czy wara jest uwagi i czasu z nią spędzonego.
OdpowiedzUsuńCyrysiu - pewnie, że sprawdź, w ramach relaksu jest świetna. :)
OdpowiedzUsuńNo to już znów portfel mi się skurczy :-)))
OdpowiedzUsuńCyrysiu - szkoda, że tak łatwo się kurczy, a potem jakoś sam nie chce wrócić do "właściwych" rozmiarów, prawda? ;) No, ale cóż... Taki los moli książkowych...:)
OdpowiedzUsuńOj to prawda, ale jak się jest nałogowych książkocholikiem to trzeba liczyć się z konsekwencjami :-)))
OdpowiedzUsuńCzytałam ja dawno temu, jak jeszcze na studiach byłam, ale za bardzo jej nie pamiętam, znaczy wiem o czym ale czy mi się podobała to nie wiem :)
OdpowiedzUsuńCyrysiu - dokładnie tak. :) Nałóg jak każdy inny - kosztuje. :)
OdpowiedzUsuńTośka - może warto sobie przypomnieć w wolnej chwili?:)
Czytałam kiedyś i pod wpływem chwilowego impulsu zakupiłam całą serię, ale byłam trochę zawiedziona, bo książki nie powalają na kolana. Okresliłabym jako - przeciętne... Ale każdy ma swój gust :)
OdpowiedzUsuńAneto - słyszałam już takie opinie, ale nie ma się, co spodziewać "szału" po książkach dla relaksu. :)
OdpowiedzUsuńJa sobie chyba tym razem odpuszczę. Nie cierpię seriali obyczajowych i niestety nie przepadam za książkami pisanymi w tym duchu. Podziwiam Cię, że zmierzyłaś się z podobną tematyką!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam gorąco!:)))
Z owocowej serii Pani Sowy czytałam "Cierpkość wiśni" ale to już jakiś czas temu, kiedy czułam się jeszcze jak nastolatka ;) na temat świeżych malin być może poczytam, zwłaszcza, że widziałam ją w książkowych zasobach mojej biblioteki :)
OdpowiedzUsuńIsadoro - żadnego wyczynu w tym nie ma, ot taka lekka powieść. :)
OdpowiedzUsuńMadlen - w wolnej chwili polecam, w ramach odstresowania i odciążenia umysłu. :)
zdecydowanie nie moja bajka. Powieści obyczajowe czytam zwykle wtedy, gdy wpadną w moje ręce pod pretekstem bycia kryminałem ;)
OdpowiedzUsuńMagda - wiem, wiem, ale i tak widziałam ostatnio u Ciebie tytuł, którego raczej bym się nie spodziewała. ;)
OdpowiedzUsuńW listopadzie zeszłego roku miałam przyjemność poznać Panią Izę osobiście, ponieważ miała w mojej bibliotece spotkanie autorskie. Prywatnie jest bardzo miłą i ciepłą osobą, może trochę nieśmiałą. I aż wstyd się przyznać, że znając Autorkę nie przeczytałam ani jednej jej książki. Zawsze wydawało mi się, że Pani Iza pisze bardziej w kierunku młodzieży. Może jednak odejmę sobie te kilka lat i przeczytam o tych "malinach"? :-)
OdpowiedzUsuńCiekawa ... z tego co napisals wychodzi, ze musze przeczytac ta ksiazke ;)
OdpowiedzUsuńAgnieszko - grzech straszny popełniłaś. ;) A tak poważnie to skoro autorka kieruje (chyba) większość swoich książek do młodzieży to nic dziwnego, że Cię do nich nie ciągnęło, ale spróbować zawsze możesz. ja też się odmłodziłam o kilka lat w tym celu. ;)
OdpowiedzUsuńSzkicowniku - w ramach relaksu polecam. ;)
Ja sięgnę dla relaksu lubię literaturę młodzieżową :).
OdpowiedzUsuńjak wpadnie mi w ręce to z chęcią przeczytam :)
OdpowiedzUsuńTak doszedłem do wniosku, że moim kolegą taka książka byłaby bardzo potrzebna. Takie imprezy - no jakby była opisana o nich, tyle że płeć inna:)
OdpowiedzUsuńIzabeli Sowy czytałam chyba tylko "Zielone jabłuszko". Ot - taki przyjemne, sympatyczne czytadełko - czasoumilacz. Zapadł mi w pamięci kot imieniem Dziurawiec :)
OdpowiedzUsuńTa autorka chyba prowadzi bloga, o ile się nie mylę?:) Nazwisko doskonale mi znane, ale... nie miałam okazji niczego czytać. Poprawię się, obiecuję :):)
OdpowiedzUsuńAgnieszko, Demismo - w takim układzie polecam. :)
OdpowiedzUsuńSarna - myślę, że to bardziej babska literatura, ale mogę się mylić. :)
Nemeni - podejrzewam, że w przypadku tej książki miałabyś podobne odczucia. :)
Avo_lusion - być może prowadzi blog, ale ja się na niego nie natknęłam póki co. A nadrobić możesz, gdy będziesz miała ochotę na coś lekkiego. :)
Nie czytałam żadnej książki tej autorki, a z tą z chęcią się zapoznam jak ją gdzieś zobaczę. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Też zauważyłem, że to babska literatura:)
OdpowiedzUsuńAle tematyka jak dla nich. Może ktoś napisze to na temat chłopów?
Cassiel - skuś się. :)
OdpowiedzUsuńSarenko - a może...;)
Sarenko, a kto się ostatnio deklarował, że Grocholę będzie czytał? :p :):)
OdpowiedzUsuńO matko i córko, czekaj - który? Bo w wakacje zawsze sobie folguję ;)
OdpowiedzUsuń"Dziewczyna i chłopak. Wszystko na opak" moja droga...;)
OdpowiedzUsuńhmm, to się nawet wytłumaczę:
OdpowiedzUsuńsama bym nie kupiła, ale dostałam do recenzji, a nie odesłałam ani nie rozlosowałam, bo uwielbiam opowieści o tym, jak byliśmy mali (czyli w tym właśnie klimacie), choć może bardziej w wersji filmowej. Jestem wielką fanką "Moja dziewczyna" i podobnych produkcji ;) i tak leżało jak wyrzut sumienia... przeczytałam w końcu, bardzo mi się podobało i polecam! Mogę Ci pożyczyć, jeśli starczy za rekomendację ;)
Jakoś tak przekonana specjalnie do tej książki nie jestem, mimo, że oceniłaś ją na 4.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam w ten upalny dzień :(
Magda - dzięki, propozycję zapamiętam i za jakiś czas skorzystam. :)
OdpowiedzUsuńMarta - nic dziwnego, w końcu adresowana jest do troszkę innej grupy docelowej. ;)
Sięgnęłam po książkę dawno, z 8 lat temu? Zimą, pamiętam, i to uczucie - przyjemnie mnie rozgrzała, może jest za idealna, może postaci zbyt doskonałe, obowiązkowy happy end - ale czasem i takie książki są przydatne. A idąc za ciosem przeczytałam prędko Cierpkość wiśni, Herbatniki z jagodami i Zielone jabłuszko. Tyż fajne :)
OdpowiedzUsuńJa - dokładnie, przyjemna i relaksująca lektura. :)
OdpowiedzUsuń