sobota, 7 kwietnia 2012

KONKURS Ketchum & Książkówka

Drodzy moi, jak obiecałam tak robię i ogłaszam kolejny konkurs na moim blogu:

Ketchum & Książkówka



Jakiś czas temu na Lubimy Czytać można było zadać wybrane przez siebie pytanie do
Jacka Ketchuma. Szczęście uśmiechnęło się właśnie do mnie i nie dość, że moje pytanie dotarło do autora, uzyskałam na nie odpowiedź to dodatkowo on sam wybrał je spośród wielu czyniąc mnie posiadaczką dwóch tytułów sygnowanych jego nazwiskiem. :) Mianowicie: „Królestwa spokoju” i jeszcze ciepłej nowości „Potomstwa”. Nie spodziewałam się wygranej w ogóle, dlatego już wcześniej w obydwa tytuły się zaopatrzyłam, a teraz chętnie oddam w dobre ręce moją nagrodę. :)

Przedtem podzielę się z Wami pytaniem, jakie zadałam Jackowi oraz odpowiedzią, jakiej mi udzielił:

Czy kiedykolwiek odnalazł Pan w sobie cząstkę osobowości mrocznych postaci, które sam Pan wykreował?

Muszę wyobrażać sobie zło. Kiedy piszesz, sprawdzasz, testujesz samego siebie. Każda postać, którą tworzysz, bez względu czy jest to zły bohater czy dobry, pies, czy kot - każda postać wychodzi niejako z ciebie i posiada cząstkę ciebie. Inspiracje mogą pochodzić od przyjaciół, z pobliskiego baru, z telewizji, z książek, które czytasz. Jednak to tylko pomysły. Prawdziwy, emocjonalny wpływ, prawdziwa wartość, jaka płynie z Twojej opowieści, pochodzi od ciebie. Dlatego, aby pisać muszę również poczuć horror czy przemoc. Dlatego muszę przekopywać się przez samego siebie i szukać własnych demonów. Wszyscy moi źli bohaterowie mają coś, co sprawia, że są ludźmi. Nie opowiadam zbyt wielu nadprzyrodzonych historii, bo brakuje w nich ludzkiego pierwiastka. Jeśli piszę scenę miłosną, muszę być choć trochę zakochany, a jeśli piszę scenę horroru, muszę znać uczucie grozy, bo inaczej nie będę w stanie jej Wam przekazać.

A teraz zasady konkursu, których proszę bezwzględnie przestrzegać (sprawdzam to :) ):

         
1. Wyraź chęć uczestnictwa w zabawie w komentarzu pod tym postem wypełniając zadanie konkursowe: Opowiedz mi swój najbardziej przerażający sen, który nawiedził Cię nocą lub koszmar, którego doświadczyłeś na jawie.

2. Na swoim blogu zamieść baner konkursowy. Kod HTML:

<a href=" http://ksiazkowka.blogspot.com/2012/04/konkurs-ketchum-ksiazkowka.html"><img src="http://img803.imageshack.us/img803/9205/banerz.jpg" width="250" height="180" /></a>

3. Termin pozostawiania zgłoszeń to 02.04.2012 (od tej chwili) – 13.04.2012 (a niech ten piątek 13-ego będzie dla kogoś szczęśliwy :) ).
4. Osoby nieposiadające bloga proszone są o pozostawienie adresu e-mail.
5. Wysyłka nagrody jest możliwa tylko pod adres krajowy.
6. Zwycięzca zgarnia obydwie książki, o których mowa powyżej. Gdybym miała problem z wyborem, zastrzegam sobie prawo do użycia „Losowirówki”.
7. Wyniki ogłoszę dnia następnego jeśli czas na to pozwoli. 
8. Zwycięzca zostanie wyłoniony dzięki mojemu pokręconemu gustowi, więc istnieje możliwość, że to co mnie się wybitnie spodoba, Wam nie przypadnie do gustu wcale. ;) W związku z tym ewentualnych reklamacji i zażaleń nie przyjmuję. ;)


    Czy o czymś zapomniałam? Mam nadzieję, że nie, ale jeśli tak to pytajcie śmiało. Życzę Wam powodzenia i czekam na Wasze mroczne opowieści. :)

    43 komentarze:

    1. Jako że mam obie książki, ograniczę się do zamieszczenia banerka i życzeń powodzenia wszystkim uczestnikom konkursu:)
      Pozdrawiam serdecznie!

      OdpowiedzUsuń
    2. Isadoro - dziękuję pięknie, każda "reklama" konkursu jest dla mnie cenna. :) :* Pozdrawiam!

      OdpowiedzUsuń
    3. Zgłaszam się!!! :) Już niebawem będziemy świętować;)

      OdpowiedzUsuń
    4. Danusiu - super, czekam jeszcze na wypełnienie zadania konkursowego. :) Masz dużo czasu na wyłowienie zacnej historii. ;)

      OdpowiedzUsuń
    5. A historię jeszcze dzisiaj opiszę.

      OdpowiedzUsuń
    6. Bannerek jest juz na mojej stronie, choc zrobilam go "po swojemu" bo wiem ze te kody HTML moga czasem byc niewidoczne (w zaleznosci od tego czym sie strone otwiera) a tego bym oczywiscie nie chciala ;-)
      dobrze zrozumialam ze odpowiedz nalezy umiescic w komentarzu a nie wysylac maila ?

      OdpowiedzUsuń
    7. Obudziłam się w nie swoim łóżku i nie swoim pokoju. Miałam na sobie nie swoją piżamę. Ciało, w którym byłam uwięziona także było "nie swoje". Podniosłam się do pozycji siedzącej i - rozejrzawszy się po pomieszczeniu - uznałam, że skądś je znam. Niespodziewanie poczułam bardzo nieprzyjemny zapach - swąd palonych mebli. "Coś" szarpnęła mnie do okna, do którego podeszłam dziwnie sztywnym krokiem. Zobaczyłam, że cały ogród płonie. "Coś" szarpnęło mnie do drzwi, które otworzyłam, a zobaczywszy ścianę ognia, zatrzasnęłam je czym prędzej. Byłam w potrzasku. Przerażona spojrzałam na swoje dłonie. Wyglądały jakoś dziwnie, jakby były z plastiku. Miałam również wrażenie, jakby coś krępowało moje nadgarstki, głowę i stopy. Nic jednak nie widziałam. Szarpana "Czymś" kręciłam się niespokojnie po pokoju. Usłyszawszy przeraźliwy trzask, spojrzałam do góry, a w momencie, gdy ujrzałam spadającą na mnie belkę stropu, wszystko zrozumiałam. Poznałam domek, swoje-nieswoje ciało, dziwne uczucie "prowadzenia". Mieszkałam w domku SIMSów, w które grałam, jako mała dziewczynka. Jakaś siła - zapewne gracz - nie podjął próby uratowania mnie z opresji. Oczywiście, wszystkie te myśli przebiegły mi przed oczyma w błyskawicznym tempie nim wielkie polano zdążyło mnie dosięgnąć, bo akurat - jak to w snach bywa - obudziłam się.

      Przeraziło mnie w tym śnie kilka rzeczy:
      1) motyw meatrum mundi - ludzi-marionetek, którymi ktoś steruje, motyw zależności, braku własnej woli
      2) pożar sam w sobie - od zawsze boję się ognia, gdyś 11 lat przed moim urodzeniem mój dziadek zginął w pożarze przedszkola, z którego ratował dzieci. Przed ogniem przestrzegano mnie od małego.

      Oczywiście zgłaszam się do konkursu (zaczęłam jakoś od końca, no ale :))))

      Za sekundę umieszczę banerek :)

      OdpowiedzUsuń
    8. Książki już mam, więc trzymam kciuki za pozostałych uczestników:)

      OdpowiedzUsuń
    9. Książki tego autora jakoś mnie nie kuszą, ale chętnie umieszczę bannerek ;)

      OdpowiedzUsuń
    10. Kasandro - jasne. :)
      Karolko - bardzo dziękuję, pomoże mi to bardzo. :)

      OdpowiedzUsuń
    11. Zgłaszam się, a mój najbardziej przerażający sen...
      Miałem wtedy około pięciu lat. Śniło mi się, że leżałem przywiązany do deski do prasowania (nie śmiejcie się, w takim wieku nawet to było przerażające) a obok, do innych desek, przewiązani byli moi rodzice. W tym momencie spostrzegłem, że nie jesteśmy w pokoju sami, wokół nas chodziło kilka śmierci. Miały kosy i peleryny... mimo że od tamtego snu minęło 13 lat nadal pamiętam wszystkie szczegóły.

      Baner wstawiłem. Nie jest to blog z książkami... ale tylko taki posiadam, poza tym odwiedza go najwięcej osób. http://takisobiefotoblog.blogspot.com/

      OdpowiedzUsuń
    12. Obywatelu - nie ma znaczenia jaka jest tematyka bloga, ważne że o zasadach pamiętasz. Dzięki! :)

      OdpowiedzUsuń
    13. Alison - dokładnie tak, odpowiedzi zamieszczacie w komentarzu pod tym postem. :) Czekam na Twoją opowieść. :D

      OdpowiedzUsuń
    14. A ja Ci nie opowiem snu, ale prawdziwą historię, która przydarzyła mi się, kiedy miałam 5 lat. Mieszkałam wtedy wraz z rodzicami i dziadkami. Na jednym podwórku było 2 domy, jeden moich rodziców, a drugi dziadków. Pewnego dnia moja mama wyszła dosłownie na chwilkę do dziadków, a ja zostałam sama w domu. Na stole stała szklanka, w której było wody na dnie. Obok szklanki leżała grzałka. Mała Agniesia postanowiła zrobić mamie herbatę i włożyła grzałkę do szklanki, a wtyczkę do kontaktu. Jakoś tak się nieszczęśliwie złożyło, że grzałka wypadła ze szklanki i spadła na stół. Stół natychmiast zaczął się topić, a od tego zajęła się firanka i zasłona. Mama zdążyła w ostatniej chwili. To jej zawdzięczam życie. Gdyby nie ona już dawno nie byłoby mnie na świecie. Spaliłabym się żywcem. Od tamtej pory boję się ognia jak ognia :-)Banerek zabieram :-)

      OdpowiedzUsuń
    15. Zgłaszam się :)

      Trudno mi opowiedzieć mój sen, bo pamiętam już niestety jedynie strzępy. Także będzie to typowa oniryczna opowieść- stworzona ze zdawałoby się przypadkowych obrazów, przechodząca nagle w inne miejsca, czasem nie mająca sensu...
      Była tam Zjawa. Zjawa była małą dziewczynką, w podartej, mokrej białej sukience, miała długie czarne mokre włosy i jakąś taką niebieskawą skórę. Siedziała na krześle w piwnicy domu, do którego niedawno wprowadziła się para w średnim wieku, prawdopodobnie moi nowi sąsiedzi. Choć wszystko jednocześnie działo się jakby na pustyni, jakimś odludziu (a ja nie mieszkam na pustyni :P). Jakimś sposobem znalazłam się tam, w tej piwnicy z nimi. A ci ludzie... Kobieta "zarzuciła" ją sobie na plecy i zaczęła wynosić na górę... Nie rozumiałam dlaczego ona to robi, mogłam tam tylko stać sparaliżowana strachem...
      Małżeństwa już nie widziałam, wiem że stałam na jakimś pustkowiu przed ich domem i gorączkowo tłumaczyłam mamie co widziałam. Ona natomiast zaczęła mi wyjaśniać, zdenerwowana, że Zjawy są niebezpieczne, że mogą mnie ugryźć i coś tam zabrać jakby z mojej duszy (teraz to brzmi śmiesznie :P).
      Kolejne "przejście". Zjawa. Próbuje mnie ugryźć...
      Obudziłam się... Z lękiem, ale... oddech i tętno miałam spokojne, obudziłam się leżąc na plecach, nie zerwałam się jak można się było spodziewać. Najgorsze w tym śnie było chyba to, że moja mama, która normalnie spokojnie by mi tłumaczyła, że zjaw, duchów nie ma wtedy mówiła mi co mogą mi zrobić :P
      Ale to nie koniec... W ciemnym pokoju co chwilę w zarzuconym na oparcie fotela czarnym sweterku widziałam jej włosy i wyłaniającą się z mroku twarz... a w zawieszonej na klamce kaszkietówce (czarna z białymi elementami)... śmieszne, ale odciętą, zawieszoną głowę... Która na dodatek, gdy patrzyło się na nią dłużej podnosiła się by na mnie spojrzeć.
      Trudno mi było ponownie zasnąć :P

      Kiedyś natomiast sen niemal z tą samą dziewczyną, ale bardziej podobną do tej z The Ring. Byłam w salonie i znany z filmu motyw- telewizor śnieży... Ja w panice próbuję go wyłączyć. Wiem, że już zaczynała wyłazić z telewizora... Potem kręciłam się po domu i zauważyłam, że mama leży w sypialni i też jej śnieży... Jest coś gorszego od paniki? Bo to czułam...
      Mniejsza o to- obudziłam się no i trochę się przestraszyłam... Otóż akurat miałam zostać sama w domu, było wcześnie rano... No i zostałam, sama ze swoim snem :P

      A jeszcze innym razem... Zerwałam się ze snu co zdarzyło mi się chyba ten jedyny raz, jak zauważyłam wyżej nawet z koszmaru obudziłam się całkiem spokojna. Mogłabym przysiąc, że w otwartych drzwiach pokoju była jakaś świetlista postać... Brrr... Sparaliżowało mnie po prostu.
      Jak widać boję się duchów :P

      Banerek na blogu :)

      OdpowiedzUsuń
    16. Łaaa ale długi komentarz mi wyszedł :P

      OdpowiedzUsuń
    17. Najbardziej przerażający sen, którego miałam koszmar doświadczyć był krótki, ale pamiętam go do dziś. Leże bądź też budzę się w swoim łóżku, w swoim pokoju, jest noc, a nade mną stoją ludzie i przyglądają mi się uważnie. Nachylają się, oglądają mnie ze wszystkich stron - czuje się wobec nich bezbronna. Wszystko jest okrutnie rzeczywiste i realne. Krzyczę (jak nigdy przedtem i nigdy potem) "m a m u s i u ratuj!". Na szczęście na tym się skończyło.

      Miałam jeszcze klika wersji tego snu tj. w moim łóżku ktoś mnie bije lub chodzi po mnie pająk. Cała tragedia tych snów polega na tym, że nie jestem w stanie rozróżnić ich od rzeczywistości; wydaje mi się, że to dzieje się naprawdę. W innych przypadkach zdaje sobie sprawę, że śnie i nie czuję się aż tak bardzo zagrożona.

      Nikomu nie polecam tego typu przeżyć.

      OdpowiedzUsuń
    18. Ann - to o czym piszesz "pachnie" mi tematyką oneironautyki, świadome sny...Ciekawa sprawa. :)

      OdpowiedzUsuń
    19. Gratuluję wygranej Ewo, a nic się nie chwaliłaś;))

      OdpowiedzUsuń
    20. Jakoś nie jestem do książek całkiem jeszcze przekonana, więc będę trzymać kciuki za innych. :)

      Gratuluję wygranej. :)

      OdpowiedzUsuń
    21. Dużo miałam takich snów, a to jakieś wilkołaki które mnie goniły, żywe trupy, czy pająki, raz nawet nauczycielka chciała mnie żywcem pochować. Jednak taki najstraszniejszy przyśnił mi się całkiem niedawno. Śniło mi się że poszłam do pracy i znów zapaliłam papierosa i że wszyscy to widzieli i że śmiali się, że nie wytrzymałam. To było coś okropnego, to uczucie, że się złamało, że wszyscy widzieli moją porażkę. Ten wstyd i upokorzenie. Na szczęście to tylko sen, a ja już nie palę ponad 5 miesięcy i dobrze mi z tym. A najlepiej mój koszmar chyba rozszumią Ci, którzy sami rzucili palenie ;)

      pozdrawiam

      OdpowiedzUsuń
    22. Nati - dzięki. :)
      maRku - dzięki, jakoś się nie złożyło. :)

      OdpowiedzUsuń
    23. Nieprzyjemny sen, który często mi się powtarza, to taki, w którym uciekam przed psem w miejscu, w którym kiedyś mieszkałam - wiąże się z psią fobią zapoczątkowaną w dzieciństwie, kiedy to miałam kilka niemiłych przygód z goniącymi mnie i gryzącymi psami ;).
      Są też strzępki snów, które pamiętam ze względu na straszną treść - typu pożar w mieszkaniu albo tragiczna śmierć jakiejś osoby. Zdarzało mi się budzić w środku nocy albo nad ranem ze łzami w oczach. Raz we śnie zostałam pokrojona na kawałki przez jakiegoś nieznanego potwora, brrr!
      Sen, którego nienawidzę i który również często mnie nawiedza, to sen, w którym idę (lub biegnę) ulicą, zmierzając do zwyczajnego celu typu dom, sklep itp., ale dojść nie mogę, gdyż nagle nogi zaczynają "ważyć z tonę" i każdy krok równa się mojemu ogromnemu wysiłkowi - ciągnę jedną nogę za drugą, pomagając sobie nawet rękoma. Czuję się wtedy jak osoba niedołężna, niepełnosprawna i nigdy nie udaje mi się dotrzeć do celu, ponieważ sen zostaje zwyczajnie przerwany.
      A sen, który zgłaszam do konkursu, ma kilka lat i można zaliczyć do bardzo dziwnych (zresztą jaki sen nie jest dziwny?) i budzących zaniepokojenie. Przynajmniej ja wtedy przeraziłam się nie na żarty. Oto treść:
      Był to chyba dzień moich imienin (lipiec), na które zaprosiłam dwie koleżanki z klasy. Wesoło spędzając czas, na przemian znajdowałyśmy się w szkole i przed moim domem. Siedziałyśmy na trawie, biegałyśmy po ulicy i wygłupiałyśmy się, zanosząc się śmiechem. Po jakimś czasie koleżanki zdecydowały się wrócić do domów, więc na pożegnanie krzyknęłam do nich: "Dzięki, że przyszłyście!". Teraz naświetlę w paru słowach, jak wygląda mój dom: to parterówka z jednym wejściem z boku (we wnęce), a drugim z tyłu - od podwórka. Wracając do snu: udałam się na podwórko. Zachciało mi się do ubikacji, ale nie miałam przy sobie kluczy od domu, a rodzice z bratem gdzieś wyjechali. Idąc w stronę drzwi drewnianego wychodka (!), który jakimś trafem znajdował się na podwórku, usłyszałam czyjś głos: "Nie idź tam, tam jest jakiś facet!". Ale poszłam, spostrzegłam, że drzwi są otwarte, co mnie zaniepokoiło, uchyliłam je, ale nikogo w środku nie było. Otworzyłam więc drzwi drugiego (!) wychodka mieszczącego się obok. W środku zobaczyłam połamaną deskę sedesową (!). W panice uciekłam w boczną stronę domu i weszłam do wnęki. Pod drzwiami zauważyłam jakąś starą wycieraczkę, która do nas nie należała, a drzwi... były uchylone! Weszłam do wnętrza domu, wciągnęłam wycieraczkę na korytarz (!) i zamknęłam drzwi na cztery spusty. Pobiegłam sprawdzić, czy z tylnymi drzwiami wszystko jest w porządku, a potem pozamykałam okna we wszystkich pomieszczeniach. Z nerwami wróciłam do salonu (który łączy się korytarzem z tylnym wyjściem). Po jakimś czasie zerknęłam na tył. Drzwi były otwarte na oścież, a na podwórku stał stół uginający się pod ciężarem jedzenia. Zamarłam ze strachu.
      Kompletne wariactwo, nieprawdaż?;)

      OdpowiedzUsuń
    24. Ojej, jaki wspaniały konkurs! Chętnie wezmę w nim udział!

      Niestety ja nie miewam koszmarów (albo ich nie pamiętam). Nawiedzały mnie natomiast gdy miałam kilka latek, i nie wiem - jakoś tak się stało że jeden zapamiętałam 9miałam koło 5 lat, więc jest dość dziecinny, ale gdy byłam brzdącem to mnie przerażał). Oto on:

      Jechałam słonecznym autem z moją mamą do sklepu. Weszliśmy do niego i kupiliśmy chleb oraz marchewki. Odwróciłam się by popatrzeć na półkę z cukierkami stojącą za mną. Po chwili znów się odwróciłam i zauważyłam, że mamy już nie ma. Wybiegłam na dwór i zauważyłam jak odjeżdża. Zostawiła mnie samą. Załamana wróciłam z powrotem do budynku. Ale wszystko zniknęło, a na środku stały schody. Wiły się w pętli do góry, nie widziałam końca. Odwróciłam się. Drzwi zniknęły - została tylko wspinaczka w górę. Szłam, szłam, szłam, gdy usłyszałam za sobą chrzęst. Ponownie obróciłam się przez ramię i zauważyłam je - zielone, glutowate stwory, czyli Baboki (w dzieciństwie mama straszyła mnie, że jeśli nie nauczę się dmuchać w chusteczkę i zjadać wszystkiego z talerza to przyjdą po mnie Baboki, czyli małe, glutowe potworki i mnie zjedzą). Ruszyłam biegiem w górę, ale one cały czas się zbliżały. Zrozumiałam, że to ja stoję w miejscu. Pisnęłam głośno, po czym poślizgnęłam się. Zaczęłam spadać, a przed sobą widziałam jak potwory wyciągają po mnie galaretowate odnóża. Koniec

      Tak wiem - dziecięca fantazja, ale to chyba jedyny koszmar, jaki pamiętam ;)

      Banerek już wstawiam na:
      http://twoja-poczytajka.blogspot.com/

      Pozdrawiam!

      OdpowiedzUsuń
    25. O mamo :D Jak zwykle poprzeczka konkursu ustawiona wysoko. Jak ja bym chciała "Potomstwo"... już dodaję baner a sen muszę wybrać, bo nie raz budziłam się zlana potem...

      OdpowiedzUsuń
    26. Mi się ostatnio śniło, że przed kimś uciekałam i nagle trafiłam do jakiegoś miejsca gdzie mężczyzna otworzył mi bez niczego głowę (znaczy rozciął) i z mózgu usunął ciążę. Następnie coś mi wszczepił i to we mnie rosło by następnie ten sam mężczyzna to "coś" mógł wyciągnąć gdy zacznie się "panoszyć" (jak to powiedział) w środku. Wszystko było takie realistyczne aż obudziłam się z krzykiem i cała oblana potem. Dawno nie miałam tak realistycznego snu... a raczej koszmaru.

      OdpowiedzUsuń
    27. Jeśli chodzi o straszne sny, to miałam ich naprawdę wiele. Poczynając od tych, które miałam niedawno, gdzie zabijałam szczury rękami przekręcając im karki, a potem patrzyłam na moją bezzębną mamę (mama ma zęby!) po te, które miałam jak byłam mała, w których byłam czerwonym kapturkiem chowającym się przed wilkiem w krzakach, lub uciekałam przed kosmitami z filmu Tima Burtona. Pamiętam jeden, który powtarzał mi się parę razy i za każdym razem budziłam się płacząc zlana potem. Na szczęście już od pewnego czasu go nie mam, chociaż pewien motyw mi się powtarza, ale staram się go wyprzeć z mózgu.
      Jestem na jakiejś polanie, w lesie. Widzę samotnie stojącą małą chatkę, wygląda na pustą. Wchodzę do niej i po lewej stronie widzę mały stoliczek a na nim serwetkę, nagle robi się strasznie głośno. Słyszę chaos dźwięków. Odwracam się w bok i widzę korkociągi (tak to nazwałam, kiedy po raz pierwszy miałam ten sen). Te korkociągi to po prostu takie metalowe zębatki, które się zazębiają i wydają okropne dźwięki. Wpadam w nie. Widzę pustkę. Jest przerażająca cisza. Nagle przed oczami pojawia mi się taka cienka kreska, która zaczyna się robić gruba, gruba gruba w kształcie koła. To koło jest czarne, na białym tle. I kiedy osiągnie już największą, możliwą wielkość budzę się zlana potem i płaczem. Mam przeogromne poczucie lęku i dezorientacji. Do tej pory nie rozgryzłam co to może być, ale na samą myśl o tym śnie ciarki mnie przechodzą.

      P.S. Jeśli udałoby mi się wygrać, to chciałabym tylko jedną książkę - "Potomstwo". Drugą może dostać inna, wylosowana osoba :)

      OdpowiedzUsuń
    28. Ja bym też kciał wziąść udział w konkursie wesz ale nie mam ani stronki www ani nie pamiętam snów... Wesz? ;)

      OdpowiedzUsuń
    29. Anonimowy nieanonimowy :P - zaprawdę powiadam Ci, że czasem pamiętasz sny. :) A stronki nie musisz posiadać by wziąć udział w mym konkursie. :) Tylko gdybyś wygrał to co byś z książkami zrobił? Mój prezent czytasz od grudnia. :P

      OdpowiedzUsuń
    30. Złe rzeczy są to... a skąd wiesz czy nie przeczytałem go już? Moja Kitku? :)

      OdpowiedzUsuń
    31. Miśku - po prostu tak czuję, wiesz?:) Zresztą sprawdzę to niebawem przepytując Cię gruntownie z lektury. :P

      OdpowiedzUsuń
    32. Czas na moją historię, prawdziwą. Zostałam kiedyś napadnięta. To było tuż przed północą, na przystanku autobusowym. Totalne odludzie, żadnych przejeżdżających samochodów, czy przechodzących ludzi. Tylko ON i ja. Psychopata, bo nie był to zwykły złodziej. Przez dwadzieścia długich minut musiałam z nim przebywać, na przemian płacząc i wygrażając niebiosom. A on najpierw chciał mnie okraść. Potem przepraszał. Po chwili znów mi groził. Zmieniał się z minuty na minutę, wymachując mi przed twarzą palnikiem gazowym. Nie mogłam uciec, miałam walizkę - dogoniłby mnie. Nie mogłam krzyczeć - i tak nikt by nie przyszedł. Uratował mnie autobus. Wsiadłam, biedniejsza o 100zł, przerażona i... wściekła, że w takich chwilach człowiek czuje się tak bezsilny.

      OdpowiedzUsuń
    33. Zgłaszam sie :D
      Byłam lalką w rękach marionetkarza. Na sobie miałam starą, blado różową, całą w strzępach sukienkę. Byłam cała pokryta kurzem i pajęczynami. Miałam wrażenie, że nikt o mnie nie dbał, zostałam porzucona na wiele lat i cały świat o mnie zapomniał. Nie czułam niczego oprócz wielkiej pustki. Moje nogi i ręce były powieszone na sznurkach, poruszały się, ale to nie ja je kontrolwałam. Marionetkarz zaśmiał przeraźliwie i zaczął rosnąć aż był dziesięć razy większy ode mnie. Wyciągnął z kieszeni nożyczki i przeciął sznurki. Spadałam w czarną dziórę coraz szybciej. Nagle zobaczyłam światło i wielką arenę cyrkową. Spadłam. Roztrzaskałam się cała na drobniutkie kawałeczki, które rozprzestrzeniły się po całym namiocie cyrkowym. Jedna drzazka utkwiła w kapeluszu klauna, a reszta w kieszeniach widzów. Już nigdy nie mogłam być taka jak zawsze, przecież nikt nie pozbiera mnie i nie sklei. Ostatnią rzeczą jaką pamiętam były śmiechy widzów na trybunach. Wtedy się obudziłam i już do końca nocy nie mogłam zasnać. Od tamtego momentu postanowiłam, że już nigdy w życiu nie pójdę do cyrku.
      Banerek już wstawiam :)

      OdpowiedzUsuń
    34. Ja też się zgłaszam.

      Moja historia jest jednak prawdziwa. Raz kiedy byłam razem z rodziną nad morzem, poszliśmy się kąpać. Najpierw trzymaliśmy się blisko brzegu, bo był sztorm, ale potem mojemu pięcioletniemu kuzynowi odpłynął nadmuchiwany delfin. Byłam tam z nim i jego dwiema siostrami, więc ja wraz z jedną rzuciłyśmy się po niego, a druga została z kuzynem. Nagle fale zaczęly nas popychać w stronę falochronu, a ja przestawałam czuć grunt pod stopami. Nagle zniknęło mi z oczu moje kuzynostwo, a ja ostatkiem sił zawisłam na falochronie. Okropnie ranił mi ręce i nogi, gdy zmieniłam niechnący pozycję też plecy, ale bardzo bałam się puścić. Woda zalewała mi twarz. Raz przez nie uwagę także wpadła mi do ust, oczu i buzi. Czułam, że się topię. Nie dawałam rady. Na szczęście doszedł do nas wujek i mnie stamtąd zabrał, za co jestem mu wdzęczna do dziś. Nie boję się pływać, ale była to niezła nauczka. Zwykle zbywałam niektóre przestrogi rodziny, myśląc, że to nigdy nie może się przydarzyć - nie mnie. Dzisiaj wiem, że gdyby na czas nie przyszedł mój wujek, utopiłabym się.

      Banerek już wstawiam ;-)

      OdpowiedzUsuń
    35. Ja też się może zgłoszę ^^ najbardziej przerażający sen? Ech, żeby mi się śniły jakieś inne... Najgorszy był chyba jeden:
      Wielkie zdobione wrota, które otwieram. Wszechobecna dzika ciemność, otulająca mnie i moich przyjaciół. Schodzimy schodami w dół. Czy mamy inne wyjcie? Nie, nie mamy. W takich sytuacjach nigdy nie ma. Moje ręce płoną, są żywymi pochodniami, ból jest ogromny. Jeszcze bardziej boli umysł, widząc sceny makabry przedstawione na ścianach tunelu. Z kamiennego sufitu skapuje krew, wręcz czarna w tym świetle. Krok za krokiem, a nasza przyjaźń zmienia się w nienawiść, wiele krzyków, płaczu, oszczerstw. Patrzyłam bezradnie jak giną po kolei, krok za krokiem, krzyk za krzykiem. Nie mieli łatwiej śmierci, najgorsze tortury ich dopadały, a ja była już cała w ciemnej posoce. Krew zalewała mi falą oczy, byłam prawie ślepa, chciałam coś powiedzieć a nie mogłam, korytarz nie mógł się skończyć. Aż w końcu wpadłam w jaką dziurę i spadałam, spadałam w nieskończoność a moje ręce płonęły wciąż, nawet wtedy kiedy zaczęłam się topić w kadzi pełnej krwi i chyba na wpół rozłożonych ciał. Okropne.

      No to wesołych świąt życzę ;D
      alex1624@interia.pl

      OdpowiedzUsuń
    36. Ja i kilka osób z mojej dawnej klasy ( nie wiem akurat czemu oni)siedzimy w jakimś parterowym budynku, okna są czymś zasłonięte. Nikt nie rozmawia ani się nie rusza. Do środka ktoś chce się dostać. Drzwi nie wytrzymują i ktoś wbiega do środka wszyscy uciekają. Też biegnę, ale czuję, że w ogóle się nie poruszam. Wiem, że to coś jest za mną. Aż w końcu nożem ktoś przecina mi szyję. Czuję suchość w ustach i budzę się.

      OdpowiedzUsuń
    37. A ja się nie zaliczam do kategorii osób, które w konkursie udział brać mogą. :D - nie z Polski jestem i tam nie mieszkam. ;)

      OdpowiedzUsuń
    38. Bardzo często mam sny dotyczące katastrof w postaci trąb powietrznych lub lawin śnieżnych, ale i zdarzają się w związku z wiarą.I ten opowiem...
      Jest noc.Ciemność i cisza.Mąż śpi obok a ja otwieram oczy i modlę się.Wypowiadam słowa "Zdrowaś Maryjo..."Czuję że coś się zbliża.To nie jest nic dobrego.Patrzę w przestrzeń i powoli zaczynam widzieć zbliżające się płomienie.Wstaję szybko i biegnę do drzwi, ale czuję że na wewnętrznej stronie dłoni jakby automatycznie nakreślał mi się znak.Po chwili zauważyłam, że to znak pentagramu.Od razu uświadomiłam sobie, że to może być znak szatana.
      W momencie jakbym wpadła w trans otuliły mnie szarfy i wstęgi w kolorach czerwieni i purpury i jak ptak przeniosłam się do mieszkania rodziców. Już w drzwiach tego mieszkania przyjełam pozycje jak z tej gwiazdy na pentagramie, czułam ciemność i zło które idzie do mnie a ja jak opętana szepcze „Oto ja służebnica pańska, niech mi się stanie wedle słowa Twego…”
      Na szczęście się obudziłam, do dziś mam dreszcze jak wspominam o tym…

      OdpowiedzUsuń
    39. Banner już dodany ;)
      Niektóre z moich snów są tak zakręcone, że zapisuję je zaraz po przebudzeniu ;) Jeden z takich koszmarków ma pierwsze miejsce w moim osobistym rankingu.

      Idę.
      Stopy miażdżą śnieg ze chrzęstem. Jeszcze nigdy nie widziałam go tak śnieżnobiałego. Mam na sobie czarny płaszcz ze stójką, który nie chroni przed mrozem. Idę wzdłuż znanej mi ulicy, po lewej mam odrapany beżowy mur, po drugiej – równie zniszczoną kamienicę.
      Nie wiem dlaczego, ale przyśpieszam. Za bardzo rzucam się w oczy. Jestem za głośno, choć słychać tylko chrzęst i mój oddech. Gardło kłują małe szpileczki lodu.
      Nagle słyszę huk i strzał. Coś uderza mnie w plecy i pcha na ścianę. Czuję dotkliwy mróz, który powoduje ból. Odsuwam się – na ścianie zostaje czerwony kleks wielkości pięści. Zaczynam biec przed siebie i wpadam do najbliższej bramy. Strzały nie ustają, tuż nad moją głową pociski żłobią dziury w ścianie. Ból promieniuje na całe plecy, ciepła krew skrzy się na płaszczu. Wpadam między wąski przesmyk dwóch kamienic i wybiegam na mały dziedziniec. Tętno szumi mi w uszach.
      Przede mną stoi kościół. Jest niesamowity, jego iglica sięga wysoko w niebo.
      Zostawiając za sobą ślad z oddechu i krwi, wchodzę do środka. W środku jest posępnie i szaro. Grupa osób zajmuje pierwsze rzędy i modli się w ciszy. Nigdzie nie widzę księdza.
      Na katafalku stoi trumna. Zamiast się ukryć, przyciskam dłoń do rany i podchodzę bliżej. Ponieważ nie ma wieka, wiedziona niezdrową ciekawością zaglądam do środka i widzę... Widzę siebie. Mam sinobladą skórę i długie włosy. Ktoś ubrał mnie w długą, staromodną suknię, która kiedyś najprawdopodobniej była biała.
      Stoję nad własną trumną, gdy otaczają mnie ludzie z kościoła. Dopiero teraz widzę, że nie mają twarzy. Mężczyźni w garniturach i kobiety z woalkami. Przyglądają mi się pustymi oczodołami, coraz bardziej zacieśniając krąg.
      Czuję się coraz bardziej niepewnie, krew przecieka mi przez palce.

      ***

      Stoję na miejscu dla chóru, które jest nienaturalnie wysoko. Z takiej odległości ledwie widzę trumnę i zgromadzone wokół niej osoby. Pochylają się nad kimś. Przekładam nogi przez barierkę, trzymam się jej tylko jedną ręką. Widzę, że żałobnicy odwracają się i patrzą w moją stronę; widzę puste białe plamy.
      Mrużę oczy. Przed trumną, w kałuży krwi, leży czarny kłębek. Odruchowo szukam rany – nie ma jej. Nie ma też płaszcza. Jest tylko biała suknia.
      Trumna jest pusta.
      Skaczę.

      OdpowiedzUsuń
    40. Moja opowieść rozgrywa się praktycznie na dwóch poziomach – zarówno snu jak i rzeczywistości, dlatego muszę ją opatrzyć stosownym wstępem. Nie tak dawno pisałam na LC o tym, że posiadam pewne umiejętności z zakresu snu świadomego. Te umiejętności zaczęły się pojawiać niedługo po tym, jak postanowiłam notować swoje sny. Na początku ograniczało się to do świadomości, że śnię, z czasem nauczyłam się również wybudzać ze snu, o ile robił się nieprzyjemny. W takiej sytuacji najzwyczajniej w świecie krzyczałam do siebie samej, że chcę się obudzić. Czasem do tego samego udawało się również przekonać inne postacie występujące w śnie. Skłamałabym, gdybym napisała, że jakoś intensywnie nad tym pracowałam. Albo doznawałam świadomego snu albo nie – nigdy jakoś specjalnie nie zabiegałam, by zwiększyć ich częstotliwość. Minęło sporo czasu zanim (w świadomym śnie) wpadłam na pomysł by z tym stanem trochę więcej eksperymentować. Zaczęłam więc robić rzeczy, na które w normalnym życiu pewnie nigdy bym się nie odważyła (a których szczegóły tym razem dyplomatycznie przemilczę) – z wysoce satysfakcjonującym skutkiem. Aż w końcu spróbowałam ... latania, co do dzisiaj jest moją ulubioną senną aktywnością. W tamtym czasie nie wiedziałam jeszcze o istnieniu oneironautyki ani o ludziach, którzy usilnie próbują się nauczyć tego, co do mnie samo przyszło. Mimo to miałam jakąś świadomość niebezpieczeństwa związanego ze świadomym snem. Nie ulega wątpliwości, że zaprojektowana przez nas senna rzeczywistość może stać się o wiele bardziej atrakcyjna od naszego codziennego życia. Najzwyczajniej w świecie bałam się dojść do punktu w którym zacznę żyć od jednego marzenia sennego do drugiego... Nie chciałam również pozbawić się doświadczania snów niesterowanych, których analiza może być równie intrygująca. Dlatego też zaprzestałam dalszych eksperymentów, świadomość wykorzystuję naprawdę rzadko, głównie po to by zakończyć nieprzyjemny sen bądź od czasu do czasu polatać ...

      Przechodząc do konkursu, stanęłam przed sporym problemem. Na całe szczęście w prawdziwym życiu nie było mi dane doświadczyć czegoś naprawdę przerażającego a przerażających snów nie miewam, ponieważ już w momencie najmniejszego niepokoju najzwyczajniej w świecie (no dobrze – może nie jest to całkiem zwyczajne) się z nich wybudzam... Ponieważ jednak książki Ketchuma chodzą mi już od dawna po głowie (konkretniej od recenzji jednej z nich na tym blogu ;-) ) postanowiłam zaryzykować pewien eksperyment i spróbować zaprogramować sobie przerażający sen...

      Nigdy wcześniej nie próbowałam zaplanować snu z poziomu całkowitej świadomości, nie bardzo też wiedziałam jak się do tego zabrać ale czytając artykuły na temat świadomego snu często spotykałam się z opinią, że najprostszą metodą jest życzenie sobie konkretnego snu, intensywne rozmyślanie na jego temat przed zaśnięciem. I nie ukrywam, że dla mnie to właśnie była najbardziej przerażająca część tego eksperymentu – nie tylko wyobrażanie sobie wszelkich możliwych okropieństw, ale również świadomość, że cały eksperyment może obrócić się przeciwko mnie – w końcu nie miałam najmniejszej gwarancji, że jeśli już uda mi się wywołać konkretny sen to doświadczę go ze świadomego poziomu i będę w stanie go zakończyć, o ile stanie się zbyt nieprzyjemny...

      cdn.

      OdpowiedzUsuń
    41. cd.
      Pierwsze 3 noce zakończyły się niepowodzeniem... Długo zastanawiałam się co robię nieprawidłowo i doszłam do wniosku, że pomimo iż staram się wyobrażać sobie przerażające rzeczy, jednocześnie ciągle myślę o książkach Ketchuma, a wizja ewentualnej wygranej należy już do doświadczeń zdecydowanie przyjemnych... Dlatego następnej nocy musiałam nie tylko skupić się na przerażających historiach ale również trzymać się z daleka od myśli o Ketchumie ... Tym razem prawie się powiodło. Pojawił się sen dość nieprzyjemny, choć jeszcze niewystarczająco przerażający... Zgodnie z moimi obawami nie mogłam tym snem sterować, więc może i lepiej, że nie przyśniło mi się nic bardziej przerażającego... Po tej nocy wiedziałam przynajmniej w jakim kierunku zmierza mój koszmar i na czym powinnam intensywniej się skupić...

      W święta zrobiłam sobie przerwę – koszmary jakoś nie bardzo pasowały mi do tego okresu, poza tym miałam sporo zaplanowane i chciałam najzwyczajniej w świecie dobrze się wyspać ;-).

      Koszmar udało mi się wyprodukować dopiero ostatniej nocy. Początkowo nie miałam świadomości, że śnię. Znajdowałam się w długim, ciemnym korytarzu. Lekko oświetlone ściany miały bardzo nieregularną konstrukcję. Wydawało mi się, że ktoś wysmarował je jakąś smolistą substancją, jednak nie miałam odwagi ich dotknąć, by się o tym przekonać. W ścianach pełno było niewielkich zakamarków i co chwilę miałam wrażenie, że coś z nich wychodzi. Przestałam patrzeć pod nogi w obawie, że zobaczę gdzieś szczury, których boję się najbardziej na świecie... Co chwila słyszałam jakieś odgłosy, których nie potrafiłam zlokalizować. Z jednej strony bardzo pragnęłam się stamtąd wydostać, z drugiej bałam każdego kolejnego kroku... Zupełnie nie wiadomo skąd pojawiły się przede mną drzwi. Przez szparę przedzierało się światło, pomyślałam więc, że najlepsze co mogę teraz zrobić to tam wejść. Gdy tylko je otworzyłam, zrozumiałam, jak bardzo się pomyliłam. W środku stała niezliczona ilość małych klatek, a w każdej z nich znajdowało się przynajmniej jedno zwierzę. W każdym kącie brud mieszał się z zaschniętą krwią. W jakiś sposób w mojej świadomości zakodował się mój wcześniejszy sen, w którym uciekałam przed czymś z moją kotką Cassandrą. Dlatego odruchowo zaczęłam zaglądać do klatek, zakładając, że w którejś z nich znajdę moją Małą. Niestety nigdzie nie mogłam jej znaleźć... W pomieszczeniu pojawił się za to jakiś obrzydliwy facet. Patrzył na mnie z politowaniem, jakby wiedział co robię. W pewnej chwili obrócił się i wyciągnął kota z najbliższej klatki po czym sięgnął do kieszeni spodni po scyzoryk. Wiedziałam, że chce tego kota skrzywdzić, nie mogłam jednak ani uciec ani próbować pomóc kotu. W ogóle nie mogłam się poruszyć, zamknęłam tylko oczy, nie mogąc patrzeć na to, co ma nastąpić. Słyszałam odgłosy zwierzęcia, chciałam krzyszeć, by je zagłuszyć, nie potrafiłam jednak wydobyć z siebie żadnego dźwięku. W końcu nastąpiła cisza. Mimo to bałam się otworzyć oczy, bałam się zobaczyć, co zostało z kota. Nagle poczułam na sobie coś ciepłego i lepkiego. Nadal nie otwierałam oczu, jednak byłam pewna, że spływa po mnie krew zwierzęcia...

      W tej chwili zdołałam przerwać sen.

      Co prawda została mi jeszcze jedna noc, jednak nie zaryzykuję kolejnej próby. Jak się okazało mam pewnien wpływ na to, co śnię, jednak sytuacja łatwo może wyjść spoza kontroli i obrócić się przeciwko mnie ... Nie sądzę bym kiedykolwiek zdecydowała się na podobny eksperyment, choć z pewnością było to bardzo interesujące doświadczenie. No chyba, że któryś z Blogowiczów ogłosi konkurs na najprzyjemniejszy sen ;-)

      PS przepraszam za rozbicie ale komentarze nie akceptuja takich dlugasnych tekstow ;-)

      OdpowiedzUsuń
    42. Zgłaszam się!

      Największym koszmarem jaki śni mi się i to cyklicznie jest sen o zombie. Może jest to strasznie trywialne, ale jak byłam mała obejrzałam "Noc żywych trupów" tą czarnobiałą i od tamtej pory mam traumę.

      Sen śni mi się co jakiś czas, nie wiem od czego jest to uzależnione. Dzieje się to w różnych miejscach ale najbardziej przeraża mnie, gdy akcja dzieje się w rodzinnym domu mojej mamy na wsi. Na podwórku stoją tam dwa domy, mojej babci i mojego wujka. Wraz z rodziną barykadujemy się w dużym piętrowym domu należącym do wuja. I z balkonu obserwujemy wyłaniające się z lasu na przeciwko i wylewajace się przez pola hordy żywych trupów. Bardzo często zdarza się, że trupy wdzierają się do domu i wtedy musimy z nimi walczyć zamykając wszystkie piętra po kolei. Biegamy po schodach, walczymy nożami, kijami. Najgorzej jest kiedy w śnie ląduje na podwórku i probuje schować się w małym domu babci, gdzie przez okna obserwuje to co zombie robią na podwórku. Staram się byc cicho żeby nie zwrocic ich uwagi bo okna są bardzo nisko. Czasem zdarza się, że śnie o tym, ze drzwi są otwarte i wtedy szybko próbuje do nich dobiec ale okazuje się, że zombie są zbyt blisko i nie daję rady... czasem mnie pożerają... czasem udaje mi się wyjść cało z opresji, ale zawsze budzę się zlana potem, podrapana i bardzo obolała.
      Istnieje teoria, która mówi, że śni nam się to co robimy my żyjący w innych wymiarach... współczuje tej sobie, która żyje w świecie opanowanym przez zombie!!

      Pozdrawiam serdecznie!

      OdpowiedzUsuń
    43. Jestem sama. Zupełnie sama w nieznanym miejscu, otulając się chciwie płaszczem utkanym z ciemności nocy. Widzę jedynie niewyraźne, przeraźliwe kształty tego co mnie otacza, ale... co to właściwie jest? Strach ściska mnie za gardło, czuję na sobie czyjś wzrok. Ten wyimaginowany świat drwi ze mnie, karmi się moim przerażeniem i zagubieniem. Nie przyjmuje żadnej postaci, jak grób milczy - to nawet gorsze niż zawodzenie wiatru pośród wyschniętych gałęzi drzew w burzliwy wieczór.
      - Halo...? - odzywam się niepewnie lecz z mojego gardła wydobywa się chrapliwy skrzek, który nie przypomina ludzkiego głosu.
      Odpowiada mi wszechobecna cisza, która powoli przemienia się w mrożący krew w żyłach chichot. Słyszę jakiś szmer, widzę wyraźniejszy od innych kształtów cień, szkarłatne oczy, krew...
      Zahipnotyzowana w bezruchu sterczę, otchłań nieznanego pochłania mnie. Czuję jak spadam, coraz niżej i niżej w tym świecie spowitym ciemnością, uderzam, upadam, jak szkło się rozpadam!
      A jednak nie...
      Leżę gdzieś na dnie koszmaru, zatrzymana pomiędzy rzeczywistością, a marą senną. Wegetuję, wpatrując się w krwistoczerwoną źrenicę wiszącą nade mną niczym sęp, gotowy rozszarpać mą zrozpaczoną duszę.
      - Kim jesteś? - pytam nienależącym do mnie głosem.
      Brak odpowiedzi. Ciężar zagubienia i samotności przygniata mnie, a zapach krwi przyprawia o mdłości. Zamykam powoli oczy. Bicie mojego serca w tej ciszy przypomina uparte tykanie zegara.
      Tik-tak, tik-tak...
      Tracę poczucie własnej osoby, zapominam kim jestem. Wszechotaczającą ciemnością, strachem czy zwyczajną ciszą w środku nocy egzystującą?
      Nie wiem, do cholery nic nie wiem!
      Umieram...

      Już kiedyś owy sen opowiadałam na portalu webook, ale to jedyny koszmar jaki niemalże całkowicie zapamiętałam - innych za nic przypomnieć sobie nie mogę!
      Dzięki Bogu skleroza nie boli - tylko czasem nachodzić się trzeba ;)

      Pozdrawiam serdecznie!
      Dizzy

      alcia1993@op.pl

      OdpowiedzUsuń

    SPAM, reklamy, wulgaryzmy oraz komentarze niezwiązane z tematyką wpisu bezwzględnie usuwam.