wydawnictwo: Zysk i S-ka
data wydania: 2013
ISBN: 978-83-7785-083-1
liczba stron: 528
Zawsze z nadzieją patrzę na książki, które
reklamowane są jako polskie odpowiedniki „Bridget Jones” Helen Fielding. Niby
wiem, że takich obiecujących informacji na okładkach powieści polskich autorów
już troszkę było i rzadko kiedy choć w minimalnym stopniu pokrywały się z wrażeniami po lekturze, ale i
tak łudzę się, że w końcu kiedyś trafię na taki tytuł, który sprosta moim
oczekiwaniom. Dlaczego o tym piszę? Dlatego, że w ostatnich dniach trafiła w
moje ręce książka z obiecującą zapowiedzią na tylnej okładce. Zaintrygowana,
postanowiłam sprawdzić, czy faktycznie mam do czynienia z „Bridget Jones” w
polskim wydaniu.
Zanim przejdę do wyrażenia swego zdania na
ten temat, słów kilka o fabule książki „Weronika zmienia zdanie”, autorstwa
Małgorzaty Maj. Na kartach powieści poznajemy całkiem sympatyczną bohaterkę – tytułową Weronikę:
Miała trzydzieści lat, zupełnie niezłą, proporcjonalną sylwetkę, ciekawą pracę, fatalnego szefa i mocne postanowienie, że musi coś zmienić w swoim życiu. Zaczęła ekologicznie, papierosa przypaliła zapałką (…)”[1]
Rzeczona niewiasta… no cóż – nie ma
szczęścia w miłości albo nie ma szczęścia do mężczyzn (jak kto woli). Ostatni
egzemplarz okazał się oszustem i kłamcą, mamił ją i czarował, a potem potulnie
wracał do żony. Jak już ujawnił cytat, Weronika ma nieprzyjemnego szefa,
uważającego siebie za Bóg wie kogo i wyrzucającego każdego, kto tylko ośmieli
się wyrazić swoje (dodajmy, że odmienne od tego, które on prezentuje) zdanie na
dany temat. Oprócz tego życiu Weroniki barw nadają: matka, która odpowiedzi na
wiele egzystencjalnych pytań (często dotyczących życia córki) szuka wśród kart
tarota, i przyjaciółka Marta, z jakże cenną umiejętnością wróżenia z fusów.
Jest też Ewa. I tak Weronika sobie żyje z dnia na dzień, zawieszona między
rodziną, przyjaciółmi i pracą, próbując okiełznać rozszalałe urządzenie zwane
wagą (bo jej sylwetka jednak nie jest taka nienaganna) oraz nie wpaść w szpony
kolejnego matrymonialnego oszusta. Historia pewnie nie byłaby w ogóle godna
uwagi, gdyby w tym całym „samczym embargo”, które bohaterka sobie narzuciła,
ktoś nie usiłował jej przeszkodzić – a tak się właśnie dzieje. Nie dość, że
lada chwila kobieta może paść ofiarą niechcianego swatania, to ni stąd ni zowąd
w jej życiu pojawia się Szarlotka. Nie, nie ciasto – mężczyzna, usilnie jej
poszukujący…
Cała historia opowiedziana jest w sposób
bardzo humorystyczny. Nawet w momencie, gdy Weronikę dopada tajemnicza choroba,
humor nie znika. Praktycznie cały tok fabuły jest bardzo zabawny, zwłaszcza że bohaterka
jest z lekka nierozgarnięta, tak jak sama Bridget. Podobieństw do postaci
wykreowanej przez Fielding jest wiele, ale niestety to jednak nie jest Bridget
– brakuje tu tego charakterystycznego dla niej klimatu. Tak - jest śmiesznie,
są rozterki miłosne, jest i nawet nutka erotyki, ale to nadal nie „to”.
I jak tak teraz sobie rozmyślam, dochodzę
do wniosku, że pewnie nigdy się idealnej polskiej wersji Bridget nie doczekam,
bo ta jest tylko jedna. Choć Fielding stworzyła postać nieskomplikowaną, to
jednak tak bliską wielu kobietom, tak naturalną i tak w tym wszystkim idealnie
skonstruowaną, że zwyczajnie skopiować się jej nie da, i już!
Co nie zmienia faktu, że powieść Małgorzaty
Maj czyta się szybko i przyjemnie – polecam ją każdemu, kto ma się ochotę
oderwać od rzeczywistości w towarzystwie lekkiej, niezobowiązującej i tzw. babskiej
lektury.
Ocena: 4/6
Recenzja bierze udział w wyzwaniach: "Pochłaniam strony, bo kocham tomy!!!!" (528 stron) oraz "Polacy nie gęsi, czyli czytajmy polską literaturę!".
Świetna recenzja :)
OdpowiedzUsuńDziękuję. :)
UsuńNiby takich książek jest od groma ale ja nadal czytam je z wielką przyjemnością :-) Już sam cytat podoba mi się na tyle, bym za książką się rozejrzała. Swoją drogą zawsze cieszy mnie, gdy znajduje u Ciebie sympatyczne babskie czytadło ;-)
OdpowiedzUsuńW kwietniu będzie u mnie do zgarnięcia, więc przyglądaj się mojemu blogowi bacznie. ;)
UsuńLubię również takie lekkie książki :) Pewnie byłaby dobra na wiosenny wypad na ławkę w parku albo na pierwszy piknik. Ale pewnie też i do łóżka :)
OdpowiedzUsuńLubię Twoje recenzje, zawsze nie mogę się ich doczekac!
Bardzo miło mi to czytać - dziękuję. :)
UsuńJednak z wielu obyczajówek, które ja odstawiłam na bok jakiś czas temu. Jednak myślę, że czasami warto byłoby jakąś przeczytać. Może akurat skuszę się na Weronikę? Zobaczymy.
OdpowiedzUsuńTo samo zrobiłam w zeszłym roku. W tym troszkę się z "obyczajówkami" przeprosiłam. :)
UsuńMyślę, że książka może mi się spodobać, dlatego jak tylko wpadnie w moje ręce to na pewno ją przeczytam!
OdpowiedzUsuńTeż uważam, że to książka w Twoim guście. :)
UsuńJak zwykle u Ciebie świetna recenzja i książka na zimową "deprechę";) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDzięki i pozdrawiam! :)
UsuńPonieważ lubię od czasu do czasu przeczytać lekką a do tego zabawną książkę recenzja mnie bardzo zachęciła do sięgnięcia po nią.
OdpowiedzUsuńBridget Jones jakoś mnie osobiście nie zachwyca, ale książki lekkie lubię, więc może i po tą sięgnę :)
OdpowiedzUsuńNa pierwszy rzut oka tytuł książki skojarzył mi się z powieścią ,,Weronika postanawia umrzeć'', ale wiem, że tutaj mamy do czynienia z całkiem inną historią. Muszę przyznać, że zaciekawiłaś mnie. Skoro główna bohaterka jest z lekka nierozgarnięta podobnie jak słynna Bridget, którą bardzo lubię, to chyba nie pozostaje mi nic innego, jak poszukać i przeczytać tę książkę.
OdpowiedzUsuńOj to dwa zupełnie inne klimaty, wierz mi. :) Tu możemy się przede wszystkim pośmiać i zrelaksować. :)
UsuńHm... Ja myślę, że polską Bridget można odnaleźć w naszej literaturze, ale trochę też Zelweger dodała swoją rolą... To ją przecież mamy przed oczyma...
OdpowiedzUsuńJeśli ja uznam, że odnalazłam polską Bridget to na pewno o tym napiszę - takie wydarzenie! :D A że Zelweger dużo dodała do tej postaci swoją rolą to fakt. :)
UsuńNiestety ostatnio czasu mam jak na lekarstwo, więc książki przechodzą ostrą selekcję zanim się za nie wezmę. Póki co wstrzymam się z powyższą lekturą.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Nie dziwię się. :) Pozdrawiam!
UsuńNie wygląda najgorzej, ale i tak póki co się wstrzymam z ewentualną lekturą. Za dużo tytułów czeka już w kolejce na przeczytanie :)
OdpowiedzUsuńZnam ten "ból". :)
UsuńTy z nadzieją, a mnie to wkurza. Czemu polska bohaterka nie może być po prostu polską bohaterką tylko odpowiednikiem Bridget Jones?
OdpowiedzUsuńHumorystyczne powieści lubię, więc może i po tę kiedyś sięgnę.
Zatem tutaj masz po prostu polską bohaterkę. :):) I zabawnie też jest. :)
UsuńPrawie mnie przekonałaś. ;)
UsuńNie przepadam z Bridget Jones, więc tym lepiej, że ta bohaterka jednak nie jest do niej podobna :P O książce słyszałam i możliwe, że kiedyś przeczytam, chociaż takich historii jest na pęczki mam wrażenie... Ale może za bardzo się czepiam :)
OdpowiedzUsuńFaktycznie, jest ich sporo, ale i lekkie czytadła są potrzebne, więc dobrze że są, i że jest w czym wybierać. :)
UsuńKsiążkowej Bridget Jones nie lubię, ale filmową kocham :) Jeden z moich ukochanych filmów. W sumie nie czytałam żadnej książki, powstałej na fali Bridget, więc może i pora to zmienić :>
OdpowiedzUsuńPewnie, że warto. :) Dla odprężenia. :)
UsuńKiedyś czytałam Bridget Jones i podobała mi się , tak więc myślę że to książka dla mnie, będę jej wypatrywać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Wypatruj uważnie. :) Pozdrawiam!
UsuńProblem polega na tym, że jeśli coś jest "jak" to nie jest "tym". No i Bridget jest tylko jedna, niepowtarzalna i najlepsza.
OdpowiedzUsuńDokładnie tak! :)
UsuńTen cytat wystarczył, żeby mnie zachęcić. Rzadko sięgam po takie książki, ale ta wydaje mi się wprost tryskać humorem, za którym przepadam, więc może jednak się skuszę :)
OdpowiedzUsuńOwszem tryska. Nie będziesz się nudzić. :)
UsuńTo dzisiaj pierwsza recenzja, którą przeczytałam. Do tej pory nie wiedziałam, że Twoje teksty działają antydepresyjnie. Dziękuję za polecenie tytułu i poprawienie humoru.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Ooo cieszę się bardzo. :) Głowa do góry! Pozdrawiam!
UsuńOj, jak ja nie lubię tych wszystkich chwytów, jakie stosują wydawcy celem zainteresowania czytelnika daną książką bądź autorem. Jak już Polak ma zdobyć uznanie czytelnika to niech to robi samodzielnie przy pomocy własnego talentu, a nie na plecach kogoś z Zachodu. A takie porównywanie z reguły kończy się źle dla polskiego pisarza. Oryginalnej Bridget Jones jeszcze nie czytałam, a jeśli kiedykolwiek zobaczę książkę pani Maj, to na pewno nie będę w jakiś tam sposób utożsamiać jej z zachodnim odpowiednikiem. ;-)
OdpowiedzUsuńI bardzo słusznie zrobisz. :) Najlepiej niczego się po niej nie spodziewać a mile się spędzi czas. :)
UsuńBabska lektura?! Ups... Nie, nie dla mnie ;(. Ale, żeby nie było to polecę siostrze :P.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Melon
PS: Jak tu świeżą wiosną zalatuje :).
Ciebie raczej przy tej lekturze nie widzę. :) A wiosna już u mnie w duszy jest, wiec mam w nosie zimę za oknem. ;)
UsuńBardzo 'ciepło' się zapowiada, co przy aktualnej pogodzie działa jak najbardziej na plus :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam równie cieplutko!
Oj tak, miała być wiosna a mamy zimę. :) Pozdrawiam!
UsuńCoś mi zniknęło okienko na dodawanie komentarzy, na szczęście jakoś się z tym uporałam. Teraz wszystko działa.
OdpowiedzUsuńCo do książki, to powiem Ci szczerze, że gdy zaczynałam czytać Bridget bodajże w gimnazjum, to mi się nie spodobała. Chyba będę do niej musiała wrócić teraz, aczkolwiek na jednych zajęciach z przekładu porównywaliśmy oryginał z polską wersją... no jest rozbieżność spora, niestety. Aczkolwiek i tak nie jest to złe tłumaczenie. Ciężko jest tłumaczyć paplaninę pijaczki, kiedy nie do końca wiadomo o jakie słowo chodziło.
Także niestety, ale do tej powieści nie jestem przekonana.
Lubię Bridget. Filmowa wersja to cudowne antidotum na gorszy dzień. Jednak książki nie znam i nie ciągnie mnie do niej aż tak bardzo. A co dopiero do polskich odpowiedników...
OdpowiedzUsuńJa Bridget nie polubiłam i nie mam już ochoty na takie książki.
OdpowiedzUsuńja również uwielbiam dobrze zapowiadające się Polskie książki. Taka duma ze mnie bije że niektóre są takie wspaniałe!
OdpowiedzUsuńi kolejna recenzja, która mnie zachęciła do książki. Lubię czasem poczytać takie lekkie, babskie, humorystyczne czytadło - zawsze poprawia mi humor i działa optymistycznie jeszcze długo potem. Chętnie się skuszę :)
OdpowiedzUsuńW celach relaksacyjnych - polecam. :)
UsuńNie wiedziałam, że ta książka jest taka ciekawa. Dzięki Tobie właśnie dodałam ją na swoją listę, by w natłoku innych lektur mi nie umknęła :)
OdpowiedzUsuńI rzeczywiście, trudno o polski odpowiednik zagranicznych książek. Ale nadzieję warto mieć, jak sama wspomniałaś.
Dobrze się czyta, odpowiednia książka na poprawę humoru. :) Jeśli tego szukasz to nie zawiedziesz się. :) Takie niezobowiązujące czytadło.
UsuńA spodziewałam się po niej czegoś więcej
OdpowiedzUsuń