Mówi się, że od przybytku głowa nie boli, jednak dwa egzemplarze "Troje" Sarah Lotz zupełnie nie są mi potrzebne, dlatego jeden z nich chętnie oddam w dobre ręce. :) A że lubię Waszą twórczość i katować się potem koniecznością wybrania tej jednej jedynej, postanowiłam zorganizować Wam konkurs. Nie przedłużając... :)
Regulamin konkursu:
- Organizatorem konkursu jest właścicielka bloga: www.ksiazkowka.pl.
- Konkurs trwa od 27.05. do 09.06.2014 godz. 23:59.
- Nagrodą w konkursie jest jeden egzemplarz książki „Troje” Sarah Lotz.
- By wziąć udział w konkursie należy umieścić banner konkursowy na swoim blogu oraz wypełnić zadanie konkursowe.
Banner:
Zadanie
konkursowe:
Pewnego dnia wsiadasz na pokład
samolotu. Lot nie przebiega pomyślnie, samolot wpada do oceanu. Nikt oprócz
Ciebie nie przeżył. Trafiasz na bezludną wyspę niczym Robinson Crusoe albo Chuck
Roland (w filmie „Cast Away - poza światem”). Co dalej? Jak wygląda Twoje życie na niej? Jak
próbujesz się ratować? Opisz to.
- Zgłoszenie konkursowe należy umieścić w komentarzu pod tym postem i winno ono przedstawiać się tak:
Nick:
Adres
e-mail:
Odpowiedź
na zadanie konkursowe:
- Zwycięską odpowiedzią będzie ta, która najbardziej przypadnie mi do gustu.
- Wysyłka nagród obowiązuje na terenie kraju (Polska) i jej koszt ponosi właścicielka strony ksiazkowka.pl.
- Na adres do wysyłki nagrody czekam 7 dni począwszy od daty opublikowania wyników konkursu. Jeśli adresu w tym czasie nie otrzymam, to nagroda powędruje do innej wybranej przeze mnie osoby.
Czekam na pierwsze zgłoszenia i życzę powodzenia! :)
No no ;) Ale zadanie wymyśliłaś! Książkę mam i pierwsze wrażenie jest jak najbardziej pozytywne, oby dalej też tak było ;)
OdpowiedzUsuńJa tez niebawem biorę się za lekturę. Po pierwszym rozdziale jestem zaintrygowana. :)
UsuńZadanie pierwsza klasa :D
UsuńEwa czekam na Twoją opinię.
Już niebawem się pojawi. :)
UsuńOla; urbanczyk.aleksandra@gmail.com;
OdpowiedzUsuńPonieważ mam spory apetyt na książkę, pozwalam sobie wziąć udział. Pozwalam się nawet strącić samolotem w ocean, chociaż przypuszczam, że może na tym ucierpieć moja fryzura…
Oczywiście ratuję się i docieram na wyspę… Obiło mi się coś o uszy, że na tej wyspie czeka już przystojny Tom Hanks… Ja oczywiście nie mam nic naprzeciwko, by wspólnie z Chuckiem Rolandem układać sobie życie na bezludnej, dwuosobowej wyspie… Od razu namówiłabym go do otwarcia paczki, bez przesady – kobieta ma ograniczone zasoby cierpliwości, z pewnością nie będę czekać do finału:) Oczywiście jako niewiasta - pozostawiłabym Tomowi Hanksowi troskę o wyratowanie nas z tej wyspy… byle się zbytnio nie spieszył;)
Pozdrawiam serdecznie:)
Masz niesamowity pomysł na konkurs. Chciałabym książkę, bo jej nie czytałam. Jednak nie wiem czy dam sobie radę z napisaniem historii. Muszę pomyśleć, a teraz miewam problemy z koncentracją.
OdpowiedzUsuńSpokojnie, czasu troszkę jest - 2 tygodnie. Nie musisz się śpieszyć, no i nie oczekuję też epopei, Twój tekst może nią być, ale wcale nie musi. :)
UsuńSwój egzemplarz już mam, więc nie będę brała udziału w konkursie, ale tu i ówdzie go rozgłoszę, bo książka jest tego warta ;)
OdpowiedzUsuńDzięki za pomoc. :D
UsuńMam apetyt na ten tytuł :) Baner wisi na podstronie ,,konkursy".
OdpowiedzUsuńNatalia_Lena
room6277@onet.pl
Ponieważ nie latam sama i zawsze mam towarzystwo, najpierw byłaby i rozpacz, i nicość, i nie mam pojęcia co ze sobą zrobić. Pewnie chciałabym odpuścić myśląc, że leżenie na brzegu pomoże mi pożegnać się z życiem. Później, gdy wargi popękałyby od słonej wody, a skóra stała się nieznośnie szorstka od piasku i słońca, zaczęłabym przeszukiwać wyspę, wiedziona instynktem przetrwania. Nie obyłoby się bez narzekania i przerażenia, jako że nagłe i całkowite oderwanie od cywilizacji jest gigantycznym szokiem.
Rozpacz? Ciągle obecna.
Większość podręczników survivalowych i filmów z przetrwaniem w tle realizuje jeden schemat, ja też pewnie bym się go trzymała. To obejmowałoby ułożenie wielkiego ogniska na brzegu oraz napisu S.O.S z kamieni. Obeszłabym plażę w poszukiwaniu rzeczy wyrzuconych przez fale z rozbitego samolotu. Ponieważ woda pitna jest priorytetem, przeszukałabym wyspę również pod kątem słodkiej wody, ewentualnie czerpiąc ją z łodyg roślin. By mieć gdzie spać i schronić się przed słońcem, spróbowałabym złożyć z drewna i liści coś na kształt domku, najlepiej na drzewie, bo nigdy nie wiadomo, co pełznie i skrada się w ciemności. Kolejnym punktem jest żywność. Jeśli znajdę nieznane mi owoce, to wtedy czeka mnie rosyjska ruletka – zaspokoję głód czy się otruję? Pewnie próbowałabym też łowić ryby, czy to uplecioną naprędce siatką, czy kijem z naostrzonym czubkiem. Nie można też zapomnieć o czujnej obserwacji nieba i horyzontu – w każdej chwili może pojawić się statek bądź samolot i choć szanse na to, że mnie zauważą, są niewielkie, to jednak zawsze warto spróbować. Oczywiście powyższe próby radzenia sobie w dziczy okrojono z paskudnego przeklinania i okrzyków rozpaczy, bo wiadomo, że ściganie ryb bez wędki i rozpalanie ognia nie należą do najłatwiejszych czynności dla kogoś, kto z survivalem nie ma zbytnio do czynienia.
Rozpacz? Zagłuszana potrzebą działania.
Zgaduję, że kusiłaby mnie wizja zbudowania tratwy, ale z drugiej strony przerażałoby mnie wypuszczenie się na morski bezkres. Ten punkt mógłby być zrealizowany w zależności od tego, jak bardzo byłabym zdesperowana, by się z wyspy wydostać oraz jakiem materiały do budowy tratwy miałabym pod ręką.
I przede wszystkim – próbowałabym pozostać przy zdrowych zmysłach i nie oszaleć. Zgaduję, że zaczęłabym się modlić, prosząc o ratunek czy jakąkolwiek inną formę pomocy. W swojej głowie tworzyłabym rozmaite historie, które zastąpiłyby mi filmy i książki, pozwalając oderwać się od obecnej sytuacji. Może w pewien dziwny sposób spróbowałabym rozkoszować się swoim położeniem – święty spokój na bezludnej wyspie.
Każdy sposób jest dobry, by nie wpaść w rozpacz.
Genialny pomysł z tą historyjką... Aż sama jestem ciekawa jakie pomysły się pojawią :)
OdpowiedzUsuńJuż dwie są. :)
UsuńMoja wena ostatnio ma ,,gorszy czas'', więc nie będę jej katować, dlatego dam szanse innym uczestnikom konkursu.
OdpowiedzUsuńSis, wybacz, ale nie mam czasu - muszę napisać legendę na zajęcia, zrobić prezentację, pracę z ang. itp, a ty tu takie kłody mi jeszcze pod nogi rzucasz.
OdpowiedzUsuńSpasuję, ale....
nieustająco
kocham cię!
O le!
O, dotarła do mnie, więc teraz na pewno dam sobie spokój i dam szansę innym.
UsuńMam tę książkę, a nawet dwie, więc nie wezmę udziału ;)
OdpowiedzUsuńNick: mojedamskiemysli
OdpowiedzUsuńAdres e-mail: iza_suchar@o2.pl
Odpowiedź na zadanie konkursowe:
Zaraz po dostaniu się na brzeg bym najpier trochę odsapła (bo z pływaniem to na krótkie dystanse), a potem bym płakała i bym płakała. Jak bym wypłakała wszystkie łzy pewnie bym się zorientowała że jestem baaardzo głodna. Po rozejrzeniu się dookoła okazało się że raczej nic nie zjem, bo trzeba by wejść w gąszcza, a tam przecież pająki i inne robactwa ... Ewentualnie przejrzałabym to co przyniosło morze, czyli jakieś cywilizowane gadżety, może jedzenie. Coś co nie bałabym się dotknąć i użyć. LIczyłabym też na jakiegoś tubylca co by mi przyszedł na ratunek ... A gbybym niczego i nikogo nie znalazła to siedziałabym na brzegu i czekała na pomoc, a jakbym dostała znowu łzy to bym zaczela płakać. Może gdyby ktoś ze mną sie uratował miałabym wiecej chęci i odwagi na przeżycie, no i więcej nadziei. A tak ? To jeśli nie zjawiłby się ktoś w ciągu kilku dni to bym umarła ...
Mam tę książkę, a nawet dwie, więc udziału nie wezmę. Ale życzę powodzenia innym :)
OdpowiedzUsuńNick: Felicia J. (Leesh)
OdpowiedzUsuńE-mail: felicjah@gmail.com
Odpowiedź na zadanie konkursowe:
Szczęśliwa i zadowolona wracam do męża. W końcu podróż nie trwa nie wiadomo ile, a nie było mnie tylko tydzień. Że też musiałam lecieć w tą delegację akurat teraz. Jeszcze nadchodzi 9ty miesiąc i powinnam być w domu. Dobrze, że po powrocie do domu idę na zwolnienie. Ostatni miesiąc będziemy już tylko razem oczekiwać na poród.
Ej, zaraz. Co się dzieje? Jakie silne turbulencje. Och, sygnał żeby zapiąć pasy. Co się dzieje? Błagam, ratunku!!! Ratunku! Ratu...
..........
Ale mnie grzeje w głowę. Czuję wodę, fuj jaka słona. Otwieram oczy. Plaża, piasek... Odwracam się. Morze i wrak samolotu. Nie widzę nikogo innego. Oglądam się wreszcie. Wygląda na to, że jestem cała. Mam kilka sińców, palce obrapane, ale raczej nic mi nie jest. Dotykam brzucha... Uff, rusza się dziecina. Miałam farta. W sercu, w głębi duszy czuję rozpacz. Boże, jak ja sobie teraz poradzę? Chryste, co się dzieje? Czemu musiało to mnie spotkać? Ja chcę do misia mojego! Zabierzcie mnie stąd!!! Napływają mi łzy do oczu i zaczynam szlochać. Nie mogę się opanować.
Po pewnym czasie, gdy już się wypłakałam zaczynam rozmyślać. No dobrze, skoro przeżyłam to muszę tu jakoś przetrwać. Ja mam sobie nie dać rady? O nie, przecież twarda ze mnie babka. No to idę na przeszpiegi. Muszę obejść tę wyspę. Wygląda na sporą. Och, znalazłam kilka rzeczy z wraku samolotu. Zanosze na plażę. Co jest za ciężkie, to ciągam za sobą. Ach, jakoś dało radę przyczołgać niektóre cięższe rzeczy. Teraz idę szukać wody. Przecież to najważniejsze. O, jest strumień niedaleko. Jak dobrze, że nie muszę daleko chodzić. Tylko, w czym ja to diabelstwo przyniosę? A, mam. Buduję sobie szałasik. Wszystko blisko plaży, bym zobaczyła gdy cokolwiek nadpłynie. Pierwszy raz łapałam rybę na włócznię. Jak dobrze, że byłam na warsztatach i uczyłam się rozpalać ogień za pomocą patyka. Każdego dnia poznaję wyspę. Jakoś żyję, w końcu mam dla kogo. Dla tej mojej małej istotki we mnie. Przecież niedługo przyjdzie na świat. Nie będę tu sama. Szykuję się do porodu, przecież to lada dzień. Na szczęście udało mi się znaleźć sporo rzeczy z samolotu. Ciuchy mam i wiele, wiele innych drobiazgów. Któregoś dnia, przypłynie tu łódź i wrócimy do domu. Do cywilizacji. Nawet jeśli będzie to za wiele lat... Przecież mam dla kogo żyć.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDamian
Usuńdamiansowa@spoko.pl
Krzyk, panika ludzi, coś trzęsie samolotem. O NIE, z rąk wypada mi mój ukochany egzemplarz Stephena Kinga, chce się po nie go schylić, lecz w głośnikach słyszę aby zakładać maski tlenowe. Nie wiem co robić ratować siebie czy książkę ... wszystko dzieje się w ułamkach sekund, samolot wpada do oceanu. To już mój koniec.
Powoli otwieram oczy, krztuszę się piskiem, dochodzi do mnie ze jednak żyje. Wstaję, rozglądam się, nikogo nie widzę. Myślę, dam sobie z przeżyciem rade, tylko moje życie straci sens nie czytając ksiazek. Coś wymyślę, teraz pora zjeść. Wyciągam z przemoczonej kieszeni scyzoryk ( dobrze, że go przed wylotem tam schowałem ) przecinam kraba. Ahh jaki smaczny, surowe mięso jest pyszne. Będzie to mój ulubiony przysmak na tej wyspie. Bardzo mi brakuje lektur. Bawię się piaskiem, nagle dokopuje się do czegoś twardego, kopie szybciej - widzę wielki kufer, oczywiście mój niezastąpiony scyzoryk go otworzy. Nie wierze własnym oczom, w kufrze znajdują się wszystkie dotychczas wydane powieści Kinga, nawet z Panem Mercedesem i Rage. Daaamiannn wstawaj, spóźnisz się do szkoły. To tylko sen, moje ksiazki, wszystko zniknęło. Nie wiedziałem, ze chciałbym się znaleźne na bezludnej wyspie, a jednak.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNick: alicjamagdalena
OdpowiedzUsuńAdres e-mail: alkatra007@o2.pl
Odpowiedź na zadanie konkursowe: Ostatnio byłam w kinie na tematyce związanej z Twoim konkursem. Co prawda, bohaterką filmu była małpka, która musiała radzić sobie sama po awarii samolotu w dżungli, ale trudności miała, co nie miara :D
Po dotarciu na bezludną wyspę ,staram się głęboko oddychać i nie wpaść w rozpacz. Ze zdumieniem zauważam, że nowe terytorium wcale nie przypomina małej bezludnej, ale przyjemnej wysepki w Szwecji, gdzie byłam ostatnio. Mając w pamięci świeże wspomnienia z seansu o kapucynce Sai, mój ulubiony w młodości film ,,Błękitna Laguna" oraz tysiące stron przeczytanych książek podróżniczych (szczególnie Pawlikowskiej i Cejrowskiego) - jak przetrwać w ekstremalnych warunkach, próbuję zachować zimną krew. Najważniejszym moim zadaniem będzie stąpać po cichu w poszukiwaniu małp - gatunku najbardziej zbliżonego do ludzkiego. Podążając za nimi, będę wiedziała z którego źródła mogę pić wodę oraz które owoce spożywać bez strachu, że mogę się otruć. Muszę znaleźć miejsce do spania, a raczej nocnego drzemania oraz duże liście do przykrycia. Ważnym punktem przeżycia jest znalezienie drewna i próba rozpalenia ogniska - można nad nim podpiec małe mięso (być może udałoby mi się złapać jakąś wiewiórkę, czy dzikiego chomika podczas pierwszych polowań) oraz usmażyć złapane ryby. Przede wszystkim jednak bym się modliła, bijąc się w piersi i przepraszając za grzechy, aby tylko zauważyć płynący w oddali statek bądź lecący samolot. Przygotowany wcześniej kopczyk opału, zapaliłabym magicznym i szybkim ruchem ręki - dziękując za cud i czekając na ocalenie. Oczywiście każdego dnia zaznaczałabym kijkiem ilość przebytych na wyspie dni, aby nie stracić rachuby czasu i nie zwariować. Musiałabym współgrać z naturą, bo to ja wtargnęłam na dziewiczy teren fauny i flory, więc konieczne jest poszanowanie przyrody i słuchanie jej odgłosów. Takie byłyby moje marzenia przeżycia. W praktyce jednak po paru dniach zostałabym zapewne rozszarpana przez dzikie zwierzęta bądź ugotowana na rosół przez złowrogie plemiona :))
Ewuś, a mogę Ci odpowiedź wysłać na maila? Niestety jest tu limit znaków i nie mieści mi się ona w komentarzu :P
OdpowiedzUsuńNie widzę problemu. :) W temacie wpisz "Konkurs "Troje" Sarah Lotz". :) ksiazkowka@gmail.com
UsuńSuper. Dziękuję:) Właśnie wysłałam.
UsuńMoja praca niestety również się tutaj nie zmieściła, ale już jest u Ciebie na mailu :)
OdpowiedzUsuńOtrzymałam. Dziękuję. :)
UsuńLittleAngel
OdpowiedzUsuńsylwik19_12@onet.eu
MOJA ODPOWIEDŹ:
Budzę się z okropnym bólem głowy i nie mam pojęcia, gdzie jestem. Moje nogi są zesztywniałe z zimna, ledwie je czuje. Coś mokrego liże mi stopy i mam wrażenie, że prastary potwór morski chce porwać mnie w odmęty oceanu, tylko nie może mnie dosięgnąć. Jego pech. Albo mój. Zależy od punktu widzenia.
Nie potrafię powiedzieć, ile czasu mija od momentu mojego przebudzenia, do chwili, gdy wreszcie udaje mi się unieść chociaż na tyle, żeby nie leżeć twarzą do piasku. Moim oczom, w zamian za to, ukazuje się ponure szare niebo i jasna łuna w oddali. Jakieś dziwne siły, o które nigdy bym się nie podejrzewała, pomagają mi wstać. Odliczam sama dla siebie: raz, dwa, trzy i wykonuje kolejny ruch. Kolejne napiecie mięśni. Kolejne ukłucie bólu w zesztywniałym ciele. Raz, dwa, trzy. Metodą drobnych kroczków. Raz, dwa, trzy. Udało się usiąść. Łuna w oddali zyskała właściciela - płomienie na jeszcze niezatopionych fragmentach samolotu, na którego pokładzie znajdowałam się jeszcze chwilę temu. Chwilę? Chyba raczej wieki. Było tylko wielkie bum gdzieś po prawej stronie, a potem samolot zaczął pikować w dół ku czarnej, bezkresnej wodzie. Bomba? Czy silnik wybuchł sam z siebie?
Dlaczego przeżyłam? To chyba nie czas na takie pytania. Tylko czy kiedykolwiek jest na nie czas? Powinnam poszukać innych ocalałych. Skoro ja przeżyłam, muszą być inni. To byłaby straszna kara, gdyby się okazało, że jestem sama...Gdzie właściwie? Co to za miejsce?
Próbuje się podnieść, ale kończyny ciągle odmawiają posłuszeństwa, jakby w ogóle nie należały do mnie. Wreszcie, gdy mija kolejna nieskończoność, staję na własnych wątłych stopach i chwieję się, jak po kilku głębszych. Z moich ust wydobywa się szaleńczy chichot. Jestem na granicy histerii. Stopa za stopą idę w kierunku rozciągającej się przede mną połaci lasu. Nie mam pojęcia, czemu wybrałam akurat ten kierunek, skoro powinnam szukać innych ocalałych na plaży, nie w lesie. Ale moje ciało chyba tego nie rozumie. Niesie mnie samo, niczym bezmyślne zombie, w którego ciele ugrzęzłam. I co dalej?
Chcę usiąść. Chcę się położyć. Chcę spać. Ale nie mogę. Czuję, że powoli kończy mi się paliwo.
Docieram do krawędzi lasu i zagłębiam się między drzewa. Nie znam roślin, które mnie otaczają, chociaż niektóre widziałam na filmach. Gdzieś. Kiedyś. W dawnym życiu.
Coś ze świstem przelatuje obok mojego ucha. Uchylam się odruchowo i jest to dla mnie takie zaskoczenie, że tracę równowagę i upadam między krzewy. Leżę tak, dopóki w zasięgu mojego wzroku nie pojawiają się stopy obute w znoszone, wojskowe buty. Przymykam oczy i czuję, że się unoszę. To, co jest na drugim końcu butów niesie mnie gdzieś. Nie jestem pewna, czy to właśnie przyszło wybawienie, czy zmierzam na spotkanie śmierci.
Gdzieś niedaleko rozlega się chropawy głos. Wypowiada słowa, które sprawiają, że coraz bardziej skłaniam się ku tej drugiej opcji.
-Wszyscy muszą umrzeć...
spóźniłam się :( Ale szkoda
OdpowiedzUsuń