tłumaczenie: Łukasz Praski
tytuł oryginału: October List
wydawnictwo: Prószyński i S-ka
data wydania: 22 kwietnia 2014
ISBN: 9788378397502
Nie mogę powiedzieć, by za pierwszym razem słynny na całym świecie pisarz thrillerów Jeffrey Deaver zrobił na mnie piorunujące wrażenie. Właściwie nie zrobił nawet dobrego… Spodziewałam się, po licznych pochwałach jego książek, że swoim stylem, wplecionym w doskonałą fabułę, wgniecie mnie w fotel, a tymczasem zwyczajnie mnie znudził. Tak było w przypadku powieści Mag. Mimo to obiecałam sobie, że dam mu jeszcze szansę, choćby po to, by zapoznać się z pierwowzorem filmu Kolekcjoner kości. Na flagową powieść Deavera z pewnością przyjdzie jeszcze czas, tymczasem w ręce wpadł mi jego najnowszy tytuł, czyli Październikowa lista.
Przez znaczną część lektury nic nie zapowiadało jakiejś spektakularnej zmiany w moim podejściu do pisarstwa tego pana, choć przyznaję, że już na starcie był w stanie mnie zaskoczyć. Czym? Tym, że po otwarciu książki, zamiast ujrzeć rozdział numer jeden, zobaczyłam… trzydziesty szósty. Deaver postanowił opowiedzieć tę historię od końca. Już na pierwszych kartach powieści poznajemy Gabrielę – szalejącą z niepokoju matkę sześcioletniej Sarah. Dziewczynka została uprowadzona i nie wiadomo, co się z nią dzieje aż do dnia, w którym do drzwi Gabrieli puka nie kto inny, jak sam porywacz. Jego żądania są konkretne: pół miliona dolarów oraz tajemnicza „październikowa lista”. Co zawiera? Dlaczego jest tak cenna dla porywacza? I czy mała Sarah wróci do matki?
Gdy poznałam odpowiedzi na wszystkie te pytania, uśmiech nie schodził mi z twarzy przez pół dnia. Deaver zdołał uśpić czujność starego wyjadacza w dziedzinie czytania thrillerów, omamił mnie i wywiódł w pole, czyli zrobił mnie w bambuko. Naprawdę! Zakończenie (a właściwie początek) powieści jest fenomenalne i właśnie dla niego warto przemęczyć się przez znaczną część dość nużącej lektury i mało (albo wcale) wyrazistych bohaterów. Do minusów powieści po raz kolejny muszę zaliczyć jej klimat. Długo nie byłam w stanie w niego wsiąknąć ani zżyć się z bohaterami. Jednak czytałam dalej, bo przecież musiałam dowiedzieć się, co się dzieje z małą i co zawiera tajemnicza lista. Dopiero zakończenie sprawiło, że książki nie ocenię tak nisko, jak pierwotnie miałam w planach.
Po lekturze skusiłam się na przejrzenie kilku recenzji Październikowej listy. W jednej z nich spotkałam się ze stwierdzeniem, że książkę spokojnie można czytać od końca – absolutnie odradzam takie postępowanie! W ten sposób tego, co najlepsze, dowiecie się już na początku i tym samym pozbawicie siebie efektu zaskoczenia, który jest najmocniejszą stroną tej pozycji.
Ostatecznie Deaver znów nie rzucił mnie na kolana, jednak spisał się znacznie lepiej niż podczas mojego pierwszego spotkania z jego twórczością. Kolejne na pewno będzie związane z jednym z jego starszych tytułów, co obiecuję oficjalnie Wam, a także sobie samej, natomiast zagorzałych fanów pisarza, jak i nietypowych rozwiązań w konstruowaniu powieści odsyłam do Październikowej listy.
Ocena: 4.5/6
Oficjalna recenzja dla Lubimy Czytać - LINK.
Wyzwania: Czytam literaturę amerykańską.
To w sumie dobrze, że dałaś mu jeszcze szansę. Opłacało się. A mnie zaintrygowała taka konstrukcja fabuły.
OdpowiedzUsuńBardzo fajne rozwiązanie. :)
Usuńwłaśnie to specyficzny pisarz i z tego co się orientuję to podobnie jak Patterson wydaje kilka książek w roku...to dość sporo. To takie wersje mojej ukochanej Nory Roberts...cóż mogę powiedzieć - w pole to on umie wyprowadzić, ale zauważam, iż jego "początki" są lepsze niż najnowsze pozycje i co najważniejsze - to nie są książki z super szybką i wartką akcją...Kolekcjoner jest wręcz obowiązkowy! ;DD
OdpowiedzUsuń"Kolekcjonerowi..." na pewno nie odpuszczę. :):)
UsuńPozwolę sobie na wtrącenie się do dyskusji, bo Marta poruszyła temat wydawania kilku książek rocznie. Otóż, Patterson nie pisze swoich książek samodzielnie. Czytałam z nim wywiad, w którym oficjalnie mówił, że on robi tylko główny szkielet fabuły, a resztę opracowują za niego specjalnie zatrudnieni do tego ludzie, i dlatego tak lawinowo wydaje te książki. Powiem szczerze, że dopóki nie wiem o takich zabiegach, to jakoś mi lżej, a kiedy już się dowiem, to wtedy pisarz traci u mnie swoją wiarygodność. Możliwe, że w przypadku powyższej książki jest podobnie. Autor mógł po prostu zlecić jej napisanie swojemu człowiekowi, licząc na dobrą sprzedaż ze względu na nazwisko. I się przeliczył, niestety.
UsuńNie dziwię się, że traci w Twoich oczach, bo i w moich by stracił. Nie wiem jakbym zareagowała, gdyby King "wyskoczył" pewnego dnia z taką rewelacją... Wg mnie książka powinna być od początku do końca dziełem pisarza, a nie tylko sam pomysł na fabułę i nazwisko na okładce... :/
UsuńO widzisz to ja o tym nie słyszałam...a kurcze lubię przynajmniej początkowe książki tego autora, a te nowsze już nie tak bardzo...czyli dlatego jego pióro jest gorsze...przynajmniej dla mnie...Patterson także stracił w moich oczach i to kurcze bardzo!! O_o...nie wiem jak Deaver, ale Nora pisze sama...jak pisała harlequiny typowe to nawet 4 w roku, teraz max. 2 książki, choć i u niej widać spadek formy...no cóż gdy się wyda ponad 150 książek( Nora), ponad 100 (Paterson) to pomysły się kończą...a może przy ogromnej popularności niektórzy dają taką taśmówkę...? W każdym razie Deaver wydał ok 40 powieści jeśli moje dane są prawidłowe, więc może jednak nikt mu nie "pomaga"...
UsuńOj, wiadomo, że gdy pisarz wydaje dużo powieści to jedne są lepsze, drugie gorsze - normalne. Tylko ja dalej wolałabym, by pisali je od początku do końca samodzielnie, a nie zlecali to innym.
Usuńaaa i od Kolekcjonera Tańczący Trumniarz jest lepszy - o wiele bardziej złożony, zakręcony i dynamiczny i co najważniejsze nie znasz zakończenia;)))))) Poza tym jak czytałam lata temu to podobał mi się Dar Języków, teraz nie wiem jak na niego zareagować!
UsuńTak, pamiętam, że polecałaś mi "Tańczącego..." i cały czas mam go na uwadze. :)
UsuńNo ale co Ty piszesz, że "Kolekcjoner kości" jest też w formie książkowej - ja MUSZĘ to przeczytać! A 'Październikowa lista" brzmi prześwietnie - zaczynać opowieść niejako od końca to intrygujący koncept. Nie wiem, czy oglądałaś może "Nieodwracalne"? Porażający, brutalny film (którego nie mogę polecić jeśli nie przepadasz za przemocą w wersji hard), również zaczął się od końca, od zemsty. "Październikową..." dopisuję na listę "do przeczytania" :D
OdpowiedzUsuńMoja droga, nie wiedziałaś, że "Kolekcjoner kości" występuje w wersji książkowej? No to już wiesz i możesz zaległość nadrobić. Byle nie szybciej ode mnie, bo mnie wyrzuty sumienia zjedzą. ;)
UsuńTen sam myk zrobił Fitzek w "Kolekcjonerze oczu". Czyta się to rewelacyjnie. Lubię Deaver'a, jednak jest on strasznie nierównym pisarzem. Zdecydowanie jego starsze książki są lepsze. Ale i tak przeczytam najnowszą:)
OdpowiedzUsuńNo właśnie, sama dochodzę do takiego wniosku, że Deaver był mocniejszy w swoich starszych powieściach chyba. I sama muszę się właśnie tymi zainteresować.
UsuńNie slyszalam o tej ksiazce. Ale z wielka checia po nia siegne
OdpowiedzUsuńŚmiało. :)
UsuńMnie także Deaver w formie pisanej raczej nie zachwycił - nawet nie pamiętam tytułu powieści, która mnie wynudził, więc to chyba nie było nic wielkiego. Natomiast filmowa wersja "Kolekcjonera kości" jest znakomita, aż dziw, że może być taki duży rozdźwięk między jednym a drugim na niekorzyść książki...
OdpowiedzUsuńKsiążka jest słaba?? Oj, nie pocieszasz mnie...
UsuńA mi się książkowy "Kolekcjoner kości" podobał :) Czytałam go dość dawno temu i w sumie niewiele z pamiętam, ale byłam pod wrażeniem. Może dlatego, że był to jeden z pierwszych kryminałów/thrillerów jakie przeczytałam? :)
UsuńNo to muszę sama przeczytać i się przekonać jak z tą książką jest. :)
Usuńmnie także przypadł do gustu;) jest odrobinę bardziej zblazowany od wersji filmowej - jedyne co w filmie jest lepsze to te "tablice interaktywne", w formie zdjęć dowodów, tablic z wynikami itp., w książce trzeba to sobie wyobrażać, a tu jest czarno na białym
UsuńNie spotkałam się jeszcze z jego twórczością. Tutaj zachęca mnie samo zakończenie, które Tobie się spodobało, ale nie wiem czy jestem na tyle zaintrygowana, żeby rzucić wszystko i sięgnąć po "Październikową listę" :)
OdpowiedzUsuńAz tak dobra ta książka jednak nie jest. ;)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń"Dziewczynę..." napisał Ketchum, nie Deaver. :)
UsuńTo już druga recenzja tej książki, jaką dzisiaj przeczytałam i tak sobie myślę, że przygodę z tym autorem chyba jednak zacznę od innego tytułu:)
OdpowiedzUsuńProponuję od któregoś ze starszych jego tytułów. :)
UsuńNie czytałem książek tego autora, ale widzę, że skuszę się na "Październikową liste". Słyszałem co nie co o tej książce, także zawodu jako takiego nie powinno być. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNie powinno, bo to w gruncie rzeczy zła książka nie jest. :) Pozdrawiam.
UsuńTo dobrze, że autor próbuje zaskakiwać. Lubię jak lektura jest oryginalna, nieodtwórcza. Przeczytam.
OdpowiedzUsuńŚmiało. :)
UsuńBardzo ciekawe rozwiązanie, i głównie dzięki niemu skuszę się tę książkę ;D
OdpowiedzUsuńOwszem, zacne. :D
UsuńCiekawy zabieg i na pewno wyróżniający spośród innych tytułów:). Nie znam jeszcze osobiście żadnego tytułu autora, ale ten zwrócił moją uwagę już w momencie, gdy znajdował się w zapowiedziach
OdpowiedzUsuńCiekawy, ciekaw choć to wcale nie taka nowość jakby się zdawało. :)
UsuńPrzeczytam na pewno ;) Uwielbiam tego typu książki :>
OdpowiedzUsuńZatem...śmiało! :)
UsuńJa po "Dwunastej karcie" wciąż planuję zaczęcie serii o detektywie Rehne od początku. A książka, którą polecasz, jest poza tą serią, prawda?
OdpowiedzUsuńTak, poza nią. :)
UsuńZabieg wydaje się ciekawy, ale sama historia średnio mnie przekonuje. Za to zainteresowałaś mnie tym "Kolekcjonerem kości" - muszę się temu przyjrzeć :)
OdpowiedzUsuńSama jestem go ciekawa. :)
UsuńJa zaczęłam swoja przygodę z Deaverem od "Kolekcjonera kości", potem przeczytałam "Pod napięciem" i obie książki bardzo mi się spodobały. Mam nadzieję, że uda mi się przeczytać także "Październikową listę" bo bardzo lubię tego autora :)
OdpowiedzUsuńOby i ta książka przypadła Ci do gustu - tego Ci życzę. :)
UsuńKsiążka odpada, niestety nie mój styl :)
OdpowiedzUsuńNie namawiam. :)
UsuńCzytałam ,,Twój cień' tego autora i bardzo mi się ta książka podobała, dlatego śmiem przypuszczać, iż powyższa pozycja także przypadnie mi do gustu. Chętnie się o tym osobiście przekonam.
OdpowiedzUsuńZatem czekam na wrażenia, gdy już dopadniesz "Październikową listę". :)
UsuńOj, z całą pewnością przeczytam. Sama okładka wpadła mi w oko w księgarni a pomysł, żeby opowiedzieć to od końca i niespodzianka na zakończenie utwierdziły mnie w przekonaniu, aby sięgnąć po nią jak najszybciej (mimo oporów na początku ;) ).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Śmiało! Pozdrawiam. :)
UsuńOdpuszczę sobie ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Anath
Pozdrawiam i ja.
UsuńJa bym się skusił :)
OdpowiedzUsuńI dobrze byś zrobił. ;)
UsuńMyślałam, że będę musiała napisać, że "wstyd się przyznać, ale nie czytałam niczego jego autorstwa";) ale okazuje się, że jednak czytałam Kolekcjonera kości. Z tym, że to było ładnych kilka lat temu i jak widać nie zapadł mi szczególnie w pamięć. Właściwie to autor nie zapadł, bo książkę kojarzę:) To ja chyba jednak zerknę na "Październikową listę" ;)
OdpowiedzUsuńJuż druga osoba pisze mi, że "Kolekcjoner..." szału nie robi. Ech... :)
UsuńE, nie sugeruj się;) Babcia mówiła: nie to ładne, co ładne, ale co się komu podoba;)
UsuńBArdzo ciekawe. Nawet tylko z ciekawości bym tą ksiazke przeczytała. Thrillery poza tym to lubie :)
OdpowiedzUsuńTaką odwrotną kolejność spotkałam przy filmie "Nieodwracalne", który cofaniem się bardziej grał na emocjach, a jednocześnie ciągle widz wiedział, że to już sie stało ... Film ciężki.
Jako druga polecasz mi ten film, więc na pewno go obejrzę. :) Mimo, że do najłatwiejszych nie należy.
UsuńKtoś zalecał czytanie książki od końca? Z tym się jeszcze nie spotkałam :) Ale na pewno tak nie postąpię, kiedy sięgnę po tę :)
OdpowiedzUsuńTak, od końca, ale w gruncie rzeczy od początku. ;)
UsuńPolecam więc. :)
OdpowiedzUsuńJa Deavera poznałam akurat od tej dobrej strony, bo od książki "Porzucone ofiary". Teraz czekają na mnie "Przydrożne krzyże" i mam nadzieję, że również się nie zawiodę:)
OdpowiedzUsuńTo miałaś więcej szczęścia niż ja. :)
Usuń"Hak" to na razie jedyna jego książka, którą czytałam i bardzo mi się podobała, też mam w planach "Kolekcjonera.." i mam nadzieję, że przewyższy film :)
OdpowiedzUsuńA tu ciekawy rzeczywiście ten chwyt - z pisaniem od końca.
p.s. Twoje linki oba na dole kierują na Lubimy Czytać, a ten drugi chyba miał być gdzie indziej :)
O! Dziękuje Ci pięknie, nawet nie zauważyłam, że źle podlinkowałam. :)
UsuńWłaśnie pierwszą pozycją jaką czytałam Deavera, to był właśnie słynny "Kolekcjoner kości", który pozostawił po sobie ogromne wrażenie. Nie jest on może wybitnym pisarzem, ale to czytało mi się dobrze. Czytałam też inne jego książki, ale musiały być średnie, gdyż nawet tytułów nie pamiętam. Chociaż może to jest spowodowane hormonami :P Chyba jego też było "Tańczący trumniarz", który nawet był lepszy od "Kolekcjonera...". "Listy..." jeszcze nie czytałam. Szczerze mówiąc, nawet nie słyszałam o tym. Na razie mam inne książki do przeczytania, a za trochę ponad miesiąc głównym motywem będą bajki.
OdpowiedzUsuńSpotkanie z twórczością Deavera jeszcze przede mną, muszę w końcu sięgnąć po jakąś jego powieść, bo jestem do tyłu :)
OdpowiedzUsuńJa czytałam tylko "Kolekcjonera kości", ale zrobił na mnie duże wrażenie. "Maga" odpuszczę, ale książce "Październikowa lista" dam szansę. Mam nadzieję, że wkrótce wpadnie w moje ręce :)
OdpowiedzUsuńMnie ciekawi jego "Kolekcjoner kości", teraz tą mnie zaciekawiłaś. Tylko, że po tym co piszesz widać, że jest strasznie nierówny i chwilowo jednak go odpuszczę, ale z czystej ciekawości kiedyś spróbuję zapoznać się z którymś z tych tytułów. ;)
OdpowiedzUsuń