źródło okładki: wydawnictwo Zysk i S-ka
Siedzicie wygodnie przed monitorami? Tak? Bardzo dobrze. Teraz odsuńcie od siebie klawiatury, wyciągnijcie karteczki i jakikolwiek przyrząd do pisania. Po jej lewej stronie napiszcie swoje imię i nazwisko, a na samym środku dużymi literami: kto jest premierem Australii? Chyba nie muszę dodawać, że pod pytaniem należy umieścić odpowiedź na nie? Ejże! Proszę zostawić wujka Google’a w spokoju! Czy jest na sali ktoś, kto odpowie na to pytanie bez wspomagania się internetem? Grzecznie czekając na zgłoszenie się, choć jednej takiej osoby, ośmielę się stwierdzić, że zapewne niewiele z Was jest w posiadaniu takiej informacji. Dodatkowo szczerze się przyznam, że i ja tego nie wiedziałam.
Zatem, gdy tylko na horyzoncie pojawiła się możliwość zmiany stanu rzeczy i pogłębienie wiedzy o Australii poprzez książkową podróż (jaka szkoda, że tylko taką…) do tego kraju, skorzystałam z niej z dużym entuzjazmem. Mimo że za przewodnikami i temu podobnymi, nie przepadam, z czym nigdy się nie kryłam. Dlaczego, wiec dałam szansę zapisowi australijskich wojaży Billa Brysona pt. „Śniadanie z kangurami. Australijskie przygody”? Ponieważ zauroczył mnie opis ksiązki obiecujący nie tyle poznanie tego kraju, co dużą dawkę humoru jej autora. Czy obietnica okazała się być bez pokrycia? Absolutnie nie!
Niemal od jej pierwszych słów daje się wyczuć bardzo specyficzne, z lekka ironiczne poczucie humoru Brysona, które nie opuszcza czytelnika aż do samego końca. Pozwolę sobie Wam zaprezentować jego próbkę abyście wiedzieli, o czym mówię. Bill opisuje w nim jak dla obserwatora wygląda jego sen:
„(…)głośno i nieprzyzwoicie chrapię, jak postać z kreskówki: moje nadmiernie elastyczne wargi trzepoczą i z furkotem wypuszczają obłoki pary. Następnie na kilka długich chwil staję się nienaturalnie cichy, co skłania obserwatorów do wymiany zatroskanych spojrzeń i dokonania oględzin pacjenta, po czym dramatycznie sztywnieję i po kolejnej zatrważającej pauzie zaczynam szarpać i miotać całym ciałem, co przypomina spazmy osoby siedzącej na krześle elektrycznym, po naciśnięciu guzika. Potem wydaję z siebie parę przejmujących, zniewieściałych wrzasków i budzę się by stwierdzić, ze w promieniu 150 metrów ustał wszelki ruch, a dzieci poniżej ósmego roku życia panicznie trzymają się spódnic swoich mam.”*
Chyba po tym fragmencie bardzo łatwo jednoznacznie stwierdzić, że z tym autorem nudzić się nie da? Zaręczam, że to prawda!
Podzielił on zapis swoich przygód na trzy części: outback, cywilizowaną Australię i Australię kresową. Outback to tereny minimalnie zamieszkane przez ludzi (lub wcale) o możliwe najmniej sprzyjających warunkach do życia (pustynia, busz i masa mało przyjaznych zwierzątek oraz roślin). Cywilizowana Australia to rejon ciągnący się od Brisbane do Adelaide (dolny prawy róg kraju jak pisze sam Bryson). Natomiast Australia kresowa wiedzie przez północ kraju i centrum.
Cała drogę przemierzył za pomocą torów kolejowych Indian Pacific – wsiadając na stacji początkowej w Sydney, a kończąc podróż w Perth. Nie sposób pokrótce wymienić choćby część tego, co widział autor - opisać muzeów, opery, fauny i flory oraz fascynujących ludzi, jakich spotykał podczas niej. Wszystkich opisów, historii, anegdot jest weń niewyobrażalnie dużo!
„Śniadanie z kangurami. Australijskie przygody” to obszerne i wyczerpujące kompendium wiedzy na temat tego egzotycznego kraju gdzie idealnie współgrają ze sobą wątki historyczne, polityczne, geograficzne - bez cienia zgrzytu.
Sama osoba Billa Brysona wydaje się być nader interesująca – jego inteligencja i ogrom wiedzy wręcz błyskają z kartek, co świetnie wkomponowane jest w jego z lekka luzacki i niezwykle zabawny styl bycia (tak a propos, zastanawiam się czy po jego tournée po Australii zachowała się gdziekolwiek, choć jedna butelka piwa…).
Całość przedstawia się wręcz wyśmienicie z maleńką skazą. Nie jest to, co prawda typowy przewodnik, ale mimo to brak mi tu zdjęć lub chociażby jakichkolwiek ilustracji (mapka Australii na początku to za mało). Bryson mówi tu o wielu gatunkach egzotycznych roślin, zwierząt, owadów – jakby tak wstawić w treść kilka zdjęć np. „uroczego” pająka redbacka (no dobrze, tego widoku chciałabym sobie może jednak oszczędzić…) albo krokodyla, którego przysmakiem bywają ludzie, to książka ta byłaby mistrzostwem świata, a tak…Jest „jedynie” wyśmienita.
Zatem, jeśli jest na sali ktoś chętny do zapoznania się bliżej z krajem, który (dosłownie) gubi premiera (rok 1967), w latach 50-tych miał tajną listę książek, których cenzura zakazywała czytać (ot zagdaka, skąd wiedzieć, czego niewolno wybrać na lekturę?) albo jak odbyć podróż do przyszłości i „zgubić” kilkanaście godzin z życia, to zwyczajnie musi zaopatrzyć się w ten świetny tytuł. Dobra zabawa gwarantowana – sygnowano Książkówka.
* Bill Bryson „Śniadanie z kangurami. Australijskie przygody”; str. 22
Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka.
Ocena 5,5/6
Fajowska okładka :} Śmieszny fragment :D I oczywiście wspaniała recenzja! Ogólnie rzecz biorąc o Australii także wiem niewiele, a książka wydaje się być nie dość, że dobrym przewodnikiem, to i doskonałą rozrywką. Koniecznie muszę się rozejrzeć za tą książką, tym bardziej, że kocham podróże :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Cinnamon - jak rzadko kiedy, polecam tę książkę z całego serca. :) Naprawdę warto. :)
OdpowiedzUsuńJak ty potrafisz skutecznie oczarować i omamić, jak szamanka jakaś. Skąd odnalazłaś taką perełkę. Jest rewelacyjna i chętnie ja przeczytam.
OdpowiedzUsuńCyrysiu - hehe, ma się te czarodziejskie zdolności. ;) Polecam książkę gorąco-warto! :)
OdpowiedzUsuńAle się uśmiałam :D Skąd wiedziałaś, że wszyscy będą chcieli w Google luknąć? ;) A ten cytat... Powalający ;)
OdpowiedzUsuńBujaczku - kobieca intuicja. ;) W książce jest cała masa takich zabawnych opisów, anegdot...:)
OdpowiedzUsuńNie ma to jak z samego rana, na rozgrzewkę pytanie o premiera Australii. Ja się jeszcze zastanawiam jak się nazywam.:DDDD
OdpowiedzUsuńClevero - haha, spokojnie...klasówka trwa cały dzień...zdążymy... ;)
OdpowiedzUsuńPrzyznaje bez bicia, nie wiedziałam :) a przewodniki uwielbiam, ale tylko w formie jak powyżej bo nie lube suchych faktów. czarujesz nas tu wszystkich dziewczyno :)
OdpowiedzUsuńJussi - mam dokładnie tak samo, przewodników nie czytam chyba, że naprawdę na to zasługują tak jak ta książka. :)
OdpowiedzUsuńHehehe! Nie ma to jak odwiedzić Twojego bloga - dawka optymizmu murowana :D Książka zapowiada się świetnie - lubię takich autorów - wyluzowanych a jednocześnie mających wiele ciekawych rzeczy do powiedzenia. I myślę, że miło będzie poznać Australię w jego towarzystwie :) Szkoda tylko, że brak w książce zdjęć - mogłyby być wspaniałym uzupełnieniem i uatrakcyjnieniem tekstu...
OdpowiedzUsuńNemeni - dokładnie tak, bardzo ubolewam nad brakiem zdjęć, ale poczucie humoru autora jakoś to rekompensuje. :)
OdpowiedzUsuńNo no, całkiem nieźle :) a poza tym: świetna okładka!
OdpowiedzUsuńMagdo - z humorem jak i cała książka. :)
OdpowiedzUsuńEwo, co Ty nam tu znowu serwujesz? Jeśli to tylko nie jest potrawka z kangura, a jedynie śniadanie z kangurami na australijskim stepie to ja chętnie:)
OdpowiedzUsuńLubię ksiażki podróżnicze, a przytoczony przez ciebie fragment powalił mnie na łopatki. Reasumując- muszę przeczytać! Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńŚwietna okładka :) Dodatkowo lubię powieści podróżnicze, a już takie napisane z humorem przyciągają moją uwagę jeszcze bardziej :)
OdpowiedzUsuńGdyby ktoś mnie zapytał z czym, a raczej z kim kojarzy mi się Australia, to od razu odpowiedziałabym, że z Kylie Minogue i Jason'em Donovan'em (tym, którzy nie wiedzą kto to taki, podaję, że to niezwykle popularny duet lat 80-tych znany z hitu pt. "Especially for you"). No i oczywiście z Bożym Narodzeniem na plaży, kangurami i strusiami. Ale za nic nie wiedziałabym kto jest premierem tego kraju. Myślę, że fajnie byłoby się tego dowiedzieć :-)
OdpowiedzUsuńStraszną miałam chrapkę na tę książkę! Ty szczęściaro! Widzę, że przypadła Ci do gustu, co mnie zupełnie nie dziwi. Świetna recenzja!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Madlen - nie, nie - żadna potrawka! To sama esencja najsmakowitszych informacji o Australii okraszona świetnym humorem. :D
OdpowiedzUsuńGabrielle - a teraz wyobraź sobie, że takich fragmentów w książce jest wiele. :D Polecam!
OdpowiedzUsuńDominiko - mam identycznie! :)
OdpowiedzUsuńAgnieszko - pocieszę Cię, nie Ty jedna nie byłaś w posiadaniu tej informacji. ;) Obecnie to stanowisko piastuje kobieta - Julia Gillard. :)
OdpowiedzUsuńIsadoro - hihi, ja też miałam na nią chrapkę i wychodzi na to, że sprzątnęłam Ci ją sprzed nosa. ;) Ale mam nadzieję, że i Ty niebawem ją zdobędziesz, bo warto! Dzięki za miłe słowa. :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńKto jest premierem Australii... eeeee - kangur? Żartuję:) Hehe, fajowska recenzja, znowu się popisujesz :P
OdpowiedzUsuńDanusiu - jeśli ktoś tu się popisał to tylko Bryson. :D Cieplutkie pozdrowionka. :)
OdpowiedzUsuńpolecam książkę tego samego autora pt. 'Zapiski z wielkiego kraju', w której na tapecie amerykański styl życia :) przezabawne ;)
OdpowiedzUsuńzapraszam na mojego bloga :)
Marii - na pewno jeszcze sięgnę po którąś z jego książek - to kwestia bezsporna. :D Witam u mnie i deklaruję, że lada chwila zawitam u Ciebie. :)
OdpowiedzUsuńPrezydent Australii? Ja również nie wiem:D No, ale to chyba oczywiste.
OdpowiedzUsuńJednak w książkową podróż po tym wielkim kraju chętnie się wybiorę, szczególnie jeśli za przewodnika będę miała takiego pana ze świetnym poczuciem humoru:)
No to muszę dopaść książkę,zawsze coś podsuniesz, że nie można się oprzeć pokusie :P
OdpowiedzUsuńJejciu, książkę muszę przeczytać. Ewo, narobiłaś mi ''smaku'' i to takiego dużego, że.. grr :D
OdpowiedzUsuńMery - polecam po stokroć! :)
OdpowiedzUsuńAgnieszko - jak i mnie podsuwają to i ja podsuwam - oko za oko. ;) Przykładowo ja, przeczytałam dzięki Tobie biografię Religi. :)
OdpowiedzUsuńCassiel - nie dziwię się, bo i ja miałam na nią ogromną chętkę. :D
OdpowiedzUsuńFajna książka. Uwielbiam ten kraj i chciałbym tam kiedyś pojechać ! trzeba się zaznajomić z ta książką !
OdpowiedzUsuńSzkicowniku - nie Ty jeden, oj nie...:)
OdpowiedzUsuńKsiążka wydaje się być naprawdę jedyna w swoim rodzaju :D Również zgodzę się z tym, że fragment zabawny a okładka bardzo fajna :) Z wielką przyjemnością przeczytałabym tę książkę!
OdpowiedzUsuńMarteczko - zatem szukaj jej wytrwale. Miłe chwile z humorem gwarantowane! :)
OdpowiedzUsuńNie pisz więcej takich recenzji, bo tu wszystkich zdeklasujesz ;) Żartuję, oczywiście, ale uśmiałam się również przy czytaniu. Świetna recenzja!
OdpowiedzUsuńBibliofilko - recenzja to nic, książka dopiero bawi! :D Dziękuję i polecam. :)
OdpowiedzUsuńOgromnie kocham podróże i rozprawianie się o nich. Ale przywykłam do otrzymywania informacji obraz+dźwięk (czasem tylko dźwięk). Poranne audycje pani Pawlikowskiej są idealne na udany dzień, a programy TV Wojciechowskiej i Cejrowskiego zajęły też trochę mojej uwagi i czasu :) Ale musze w koncu przełamać barierę i sięgnąć po literaturę opiewającą podróże i uroki świata. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńKasiu - mam bardzo podobnie do Ciebie dlatego wszelkiego rodzaju przewodników w ogóle nie czytuję, chyba że...Czym szczególnym mnie urzekną. Tak było w przypadku książki Brysona. :) I naprawdę polecam ją ogromnie każdemu. :) Pozdrawiam i witam na moim blogu chyba po raz pierwszy. :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię takie literackie podróże. Uwielbiam to, że w zimowy wieczór mogę się przenieść do upalnej Afryki, a w nieprzyjemnie parny dzień odwiedzić zaśnieżoną Moskwę. A u autorów, którzy są naszymi przewodnikami cenię właśnie poczucie humoru i brak zbytniego patosu. Dlatego też uwielbiam książki pana Cejrowskiego :)
OdpowiedzUsuńA, no i nie miej żadnych wątpliwości co do "Pachnidła", mogę Cię zapewnić, że wzbudzi multum emocji- a jakich, to już zależy od Ciebie :)
Uwielbiam wszystko, co związane z Australią, odkąd przeczytałam genialne 'Ptaki Ciernistych Krzewów'. Nigdy nie słyszałam o 'Śniadaniu...', ale bardzo, bardzo mnie zachęciłaś, więc dodaję do listy 'chcę przeczytać' :D
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja jak zwykle ;)
Pozdrawiam!
Alu - Brysona nie da się do żadnego innego autora porównać...Jest jedyny w swoim rodzaju...Spróbuj jeśli będziesz miała możliwość. :)
OdpowiedzUsuńCatalino - polecam Ci jak najbardziej tę książkę, Choćbym chciała ją porównać do którejkolwiek innej to po prostu nie ma takiej możliwości - jest jedyna w swoim rodzaju. :) Dziękuję za miłe słowa. :)
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że po Twojej recenzji naszła mnie chęć na przeczytanie tej książki. I przyznaję bez bicia - nie znałam nazwiska premiera :)
OdpowiedzUsuńWiedźmo - heh, wierz mi, że nie Ty jedna nie wiedziałaś ja brzmi jego nazwisko, a właściwie jej, bo to pani premier. :) A książkę polecam! Jest świetna.
OdpowiedzUsuńPrzecudnie napisana recenzja Ewo!:) Jej, a fragment książki zamieszczony przez Ciebie czytałem przez łzy- tak sie uśmialem!!! Za miesiąc moja Mama przyleci do mnie, musze namierzyć tę książkę i na pewno mi przywiezie. Że też wcześnie jej nie wytropiłem! Czy to nowość??? Zaraz sprawdzę. Pozdrawiam cieplutko:) Piotrek
OdpowiedzUsuńPiotrze - dziękuję za miłe słowa. :) Jeszcze raz polecam Ci szukanie tej książki do skutku, bo warto. :)
OdpowiedzUsuń