tłumaczenie: Jan Jackowicz
tytuł oryginału: IL TRIBUNALE DELLE ANIME
wydawnictwo: Albatros
data wydania: 21 marca 2014
ISBN: 9788376598093
liczba stron: 448
Są takie książki, które wciągają
czytelnika w swój świat dość szybko – wystarczy kilka pierwszych rozdziałów. Są
też takie, których akcja porywa dopiero pod koniec. Nie brak też takich, które
nie fascynują wcale, żujemy je niczym gumę, niemal bezwiednie, a gdy smak
przestaje być zauważalny – wypluwamy i sięgamy po następną. Jednak bywają też
takie, które pochłaniają bez reszty niemal natychmiast, już po pierwszej
przeczytanej stronie. A gdybym Wam powiedziała, że istnieje taka książka, w
której czytelnik zatraca się już po pierwszym zdaniu – uwierzylibyście?
Trup otworzył oczy[1].
Tak rozpoczyna się powieść, w
którą wsiąkłam bez reszty od samego początku. Po kilku zdaniach wiedziałam już,
że moja fascynacja nie minie aż do ostatniej strony. Po kolejnych kilkudziesięciu
– że tytuł trafi do top listy bieżącego roku. Jeszcze nie wiem, na którym
miejscu będzie widniał (na pewno wysoko), ale wiem, że zwieńczy go nazwisko
włoskie – Donato Carrisi. Autor jak dotąd stworzył cztery powieści, z czego
dwie ukazały się na naszym rynku, tj. Zaklinacz
i Trybunał dusz. O tym drugim dziś
Wam opowiem. Postaram się możliwie krótko nakreślić fabułę tej szalenie
intrygującej książki. Chcąc zdradzić niewiele, będzie to zadanie wybitnie
niełatwe ze względu na silne powiązania między wątkami…
Sandra Vega jest młodą kobietą,
mieszkanką Rzymu, policjantką i wdową. W wieku zaledwie dwudziestu dziewięciu
lat traci męża w tajemniczych okolicznościach. David każdego dnia narażał się
na utratę życia, a w najlepszym razie – zdrowia, ze względu na zawód, który tak
mocno kochał. Poniekąd ten zawód przyczynił się do jego śmierci, bowiem okazuje
się, że David odkrył nielegalną działalność związaną z jedną z najpilniej
strzeżonych tajemnic Kościoła, tj. Trybunałem Sumienia. Trybunał ów zajmuje się
osądzaniem grzechów, których rozgrzeszyć nie może „zwykły” ksiądz – jego
dokumentacja stanowi swego rodzaju archiwum zła, a penitencjariusze, którzy
badają konkretne przypadki, mają za zadanie skrupulatnie je analizować, a gdy
zajdzie taka potrzeba, zgłosić sprawę odpowiednim służbom w możliwe
najdyskretniejszy sposób. Jak się okazuje, niektórzy z nich za mocno wczuwają
się w swoje role…
Tymczasem ślad ginie po pewnej
studentce. Lara dosłownie rozpływa się w powietrzu, znikając z zamkniętego od
wewnątrz mieszkania. Policja spodziewa się, że dziewczyna została uprowadzona.
Z kolei przypadek sprawia, że na oddział intensywnej terapii jednego ze
szpitali trafia mężczyzna, wobec którego pada podejrzenie popełnienia kilku
brutalnych morderstw. Wobec tego obie sprawy wydają się łączyć, jednak dwaj
agenci Trybunału, Marcus i Clemente, mają inne podejrzenia i zamierzają ich
dowieść.
Wkrótce drogi Sandry i agentów
zbiegają się. Czy Trybunał ma jakiś związek ze śmiercią Davida? Czy tajemniczy
pracownik Interpolu, który oferuje pomoc Sandrze, rzeczywiście chce jej pomóc?
A może drogi śledztwa wiodące do Trybunału są niczym ślepe zaułki? To tylko
część pytań, które nasuwają się w toku fabuły. Właściwie im dalej w las, tym
więcej drzew. Dopiero zakończenie przynosi ulgę krążącemu niczym dziecko we
mgle czytelnikowi. Łatwo zgubić orientację, dlatego skupienie podczas lektury
jest wymagane – i dobrze, bo im prostsze śledztwo, im jaśniejsze motywy
zbrodni, tym nudniej. Na szczęście nuda – to ostatnie czego można spodziewać
się po thrillerze Donata Carrisiego. Wiele zdarzeń i wątków oraz systematycznie
pojawiający się nowi bohaterowie – to jedna z silnych stron Trybunału dusz. Co ciekawe, autor
potrafił te elementy tak umiejętnie wyważyć, że przy odrobinie dobrej woli nie
ma szans, by się we wszystkim pogubić, chyba że czytamy książkę po tak zwanych
łebkach.
Sam pomysł, aby wykorzystać
Penitencjarię Apostolską jako temat przewodni powieści dowodzi, że nawet w
najbardziej oklepanym wątku można znaleźć coś, po co inni pisarze sięgają
rzadko. Przecież motyw Kościoła w thrillerach wałkowany był już multum razy i
to, zdawałoby się, we wszelkich możliwych odmianach, a jednak zostało jeszcze
coś, na czym można zbudować solidne fundamenty dla znakomitej powieści –
Carrisi to udowodnił.
Donato Carrisi (http://www.donatocarrisi.it) |
To jeszcze nie koniec plusów.
Kolejnym jest świetne (choć zmienne) tło powieści: najpierw śledzimy akcję z
perspektywy dusznego, ale bardzo klimatycznego Rzymu, w otoczeniu zabytków architektury, pięknych kościołów i
doskonałych dzieł malarskich; na chwilę wpadamy też do Paryża, Meksyku, Kijowa
czy skażonego promieniowaniem po wybuchu w Czarnobylu miasteczka widma, jakim
jest Prypeć. Tak, akcja dzieje się nawet w miejscu, które, ze względu na
ziejącą zewsząd pustkę i zniszczenie, mogłoby posłużyć za tło niejednego
horroru. I wierzcie mi, autor wiedział, jak wydobyć z niego to, co
najmroczniejsze, jak wywołać w czytelniku gęsią skórkę…
Kończąc już te moje peany na
cześć Trybunału dusz, dodam jeszcze,
że szukając po skończonej lekturze opinii na temat tego tytułu na Lubimy
Czytać, trafiłam na taką, w której użytkowniczka porównuje autora do Maxime’a
Chattama. Uśmiechnęłam się w duchu, bowiem identyczne porównanie nasunęło mi
się już po kilkunastu stronach lektury. Owszem, Carrisi może śmiało stanąć w
szranki z Chattamem, mimo że Francuz stoi niewiele wyżej dzięki swojej
niebywałej umiejętności tworzenia klimatu grozy – na tym polu Chattam nadal
wygrywa, jednak kto wie, czy Carrisi, z upływem czasu i po nabraniu jeszcze
większego doświadczenia pisarskiego, zwyczajnie go nie pokona. Z ręką na sercu
mówię Wam, że jest to możliwe, choć więcej pewności nabiorę, gdy lekturę Zaklinacza będę miała już za sobą. A to
już niebawem!
Ocena: 5.5/6
[1] D. Carrisi, Trybunał
dusz, Albatros A. Kuryłowicz, Warszawa 2014, s. 7.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu ALBATROS Andrzej Kuryłowicz.
Wyzwania: Kryminalne wyzwanie.
Zapowiada sie bardzo intrygujaco...
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo! :)
UsuńJestem bardzo poważnie zainteresowana.
OdpowiedzUsuńBardzo słusznie. :)
UsuńFaktycznie pierwsze zdanie dość zaskakujące...
OdpowiedzUsuńKolejne intrygują jeszcze mocniej! ;D
UsuńNo, powiem Ci, że nie znam Twoich panów, którzy mogliby stanąć do pojedynku na kryminały, ale te oczy na zdjęciu... Można by w nie patrzeć, słuchać i zatopić się w "atmosferze dusznego, ale bardzo klimatycznego Rzymu" ;)
OdpowiedzUsuńPrawda? ;) I Chattam, i Carrisi są niczego sobie... ;) I fizycznie, i literacko. :)
UsuńUwielbiam takie zagadki z kościołem w tle. Na pewno dopiszę do listy "do przeczytania".
OdpowiedzUsuńSkoro tak to pozycja obowiązkowa dla Ciebie. :)
UsuńWysoka ocena + porównanie do Maxime’a Chattama - tu mnie masz. Przeczytam koniecznie, jak najszybciej.
OdpowiedzUsuńPamiętam, że i Tobie Chattam do gustu przypadł, więc styl Carrisi tym bardziej powinien Ci się spodobać. :)
UsuńTak czytam Twoją recenzję i stwierdzam, że zdecydowanie za rzadko sięgam po thrillery. :)
OdpowiedzUsuńJa jako fanka gatunku - namawiam. :)
UsuńPo TAKIM pierwszym zdaniu rzeczywiście można poczuć się zaintrygowanym :)
OdpowiedzUsuńI po drugim, i po kolejnych... :)
UsuńChattama bardzo lubię, więc mnie zaintrygowałaś tą książką:)
OdpowiedzUsuńCieszę się. :)
UsuńNa pewno sięgnę po tę książkę, obiecuję! Uwielbiam czytać o ciasnych i dusznych uliczkach Włoch, podróżować w szaleńczym tempie po Europie wraz z bohaterami i ściskać nerwowo książkę do ostatniej kartki.
OdpowiedzUsuńA jak już trafisz do Czarnobyla (oczywiście literacko)... Tam to się będzie działo! :D
UsuńNo, no, zaciekawiłaś mnie. Daj mi tylko gratis kilka godzin i mogę brać się za lekturę tej książki :))
OdpowiedzUsuńHaha, dam Ci gratis kilka godzin, gdy Ty dasz kilka mnie. ;)
UsuńJestem szalenie ciekawa tej książki! Po pierwsze - trochę mi to przypomina Browna, którego uwielbiam. Po drugie - kocham mroczne historie Kościoła, po trzecie - tak mnie zachęciłaś, że mam ochotę biec do biblioteki/księgarni już teraz-zaraz-natychmiast!
OdpowiedzUsuńMoże być problem ze znalezieniem tej książki w bibliotece, bo to nowość. Chyba, że w Twojej nowości szybko się pojawiają. :) W każdym bądź razie - polecam!
UsuńNie znam twórczości tego autora, ale po Twojej recenzji na pewno zainteresuję się "Trybunałem dusz". Mało u nas włoskich autorów..
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
tommy z Samotni
Fakt, mało. :) Zwłaszcza, ze Carrisi jest świetny. :)
UsuńSuper recenzja, ale ta tematyka jakoś mi nie leży :) Chociaż może się jeszcze przełamię i przeczytam :))
OdpowiedzUsuńDzięki. :)
UsuńO kurczaki! Gdy trup w pierwszym zdaniu otwiera oczy, to już dzieje się dobrze. :)
OdpowiedzUsuńNawet bardzo. ;D
UsuńO matko! Pierwsze zdanie też mnie kupiło.
OdpowiedzUsuńJak i mnie. :D
UsuńAle mi narobiłaś ochoty na tę książkę, nie słyszałam o autorze wcześniej, a tu się okazuje, że napisał taką perełkę :) No i przyłączam się do zachwytów nad pierwszym zdaniem, to się nazywa rozbudzić w czytelniku zainteresowanie i zbudować napięcie za jednym zamachem :)
OdpowiedzUsuńPrawda? A dalej jest tylko lepiej. :)
UsuńOch, ty i ten twój Maxime - to już wiadomo, że będziesz zachwycona ;) ;P Całkiem, całkiem ciekawie się zapowiada ta lektura.
OdpowiedzUsuńNie było wiadomo, bo że Carrisi pisze podobnie do Chattama stało się jasne dopiero po przeczytaniu książki. :)
UsuńWydawało mi się, że w temacie Kościoła już nic nie da się wymyśleć. A jednak można. Muszę zajrzeć.
OdpowiedzUsuńMnie też się tak wydawało. A jednak. :)
UsuńJuż okładka mnie przyciągnęła. A ja uwielbiam książki, które wciągaja od samego poczatku, tym pierwszym zdaniem to już szczególnie :)
OdpowiedzUsuńTakie są najlepsze. :)
UsuńGdy zobaczyłem kto jest autorem tej książki, już wiedziałem... Otóż czytałem Zaklinacza... oj działo się tam wiele ciekawego. Również Ewo chciałbym wiedzieć która z książek jest lepsza, czy trzymają ten sam poziom:) Moim zdaniem, Carissi w Zaklinaczu śmiało dorównuje swoimi pomysłami Chattamowi.
OdpowiedzUsuńKurza twarz! Myślałam, że Cię zaskoczę, że nowy autor a Ty mi tu znajomością "Zaklinacza" pojechałeś... :) No, no... :) "Zaklinacza" też już mam, więc...już niedługo go poznam. :)
UsuńJak akcja toczy się w Rzymie, to ja muszę przeczytać. Pierwsze zdanie faktycznie bardzo intrygujące, chyba też by mnie skusiło ;)
OdpowiedzUsuńM.in. w Rzymie. W innych miejscach także. :)
UsuńCzytałam "Zaklinacza" i jestem bardzo ciekawa Twojej opinii, bo ja potrafię powiedzieć tylko o tej książce "rany jaka dziwna!" ale nie w negatywnym znaczeniu, skądże znowu. W jak najlepszym! Ale sama przyznasz, że ta twórczość jest na zupełnie innym, nietypowym poziomie ;)
OdpowiedzUsuńDziwna? Ciekawe...:) Cieszę się, że "Zaklinacza" już mam i niebawem się do niego dorwę. :) Poszukam tej "dziwności". :D
UsuńHej, nominowałam Cię do Liebster Blog Award. ;) Jeśli tylko będziesz miała czas i ochotę odpowiedzieć na moje pytania, zapraszam Cię do mojego ostatniego postu. O tej pozycji nie słyszałam nigdy wcześniej, ale zobaczymy być może wpadnie mi kiedyś w ręce. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Marcelina
marcelinaczyta.blogspot.com
Dziękuję, zajrzę i odpowiem na pytanka u Ciebie. :) Pozdrawiam!
UsuńPo takiej recenzji po prostu muszę mieć "Trybunał dusz"! :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się, musisz. :D
UsuńTy to potrafisz zachęcić. Teraz nie będę mogła spać, tylko będę szukać tego tytułu ;)
OdpowiedzUsuńTo tak jak ja miałam z "Zaklinaczem". :) Przeczytałam "Trybunał..." i natychmiast musiałam zdobyć "Zaklinacza", by być spokojną. :D
UsuńNie wydaje się a jest. :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie lektura dla mnie! Wszystko się w niej zgadza, a opisałaś ją z taką pasją, że z chęcią już teraz popędziłabym do sklepu;)
OdpowiedzUsuńTo tak samo miałam z "Zaklinaczem" - ledwie skończyłam "Trybunał..." i w te pędy kupiłam "Zaklinacza". :)
UsuńCóż wiele mówić - na pewno przeczytam :) No i co rzadko mówię w przypadku tego wydawnictwa - fajna okładka ;)
OdpowiedzUsuńTo prawda, jedna z wyjątkowo dobrych okładek tego wydawnictwa. :) Nieczęsto im się to zdarza. :)
Usuń