tytuł oryginału: Embassytown
wydawnictwo: Zysk i S-ka
data wydania: lipiec 2013 - recenzja przedpremierowa
ISBN: 9788377851692
liczba stron: 468
Z science fiction jako gatunkiem
literackim mam do czynienia rzadko, jednak jest w nim coś, co mnie od czasu do
czasu pociąga w jego stronę. Sama do końca nie potrafię określić, co to jest.
Może zwykła chęć totalnego oderwania się od naszej rzeczywistości i wtopienia
się w drugą, tę wyimaginowaną? A może próba odnalezienia się w innym, bardziej
przyjaznym świecie, choć ten najczęściej nie okazuje się być lepszym. Mniejsza
z tym, co jest mi bliskie w takich opowieściach, ważne, że w ostatnich dniach
znów dane było mi poznać ten odmienny świat.
Taką właśnie rzeczywistość wykreował
młody, angielski pisarz (i polityk zarazem), China Miéville. Jak już
napomknęłam, z SF mam do czynienia sporadycznie, więc i nazwisko autora nie
było mi wcześniej znane; co nie znaczy, że jest on pisarzem początkującym. W
swoim dorobku ma już kilka powieści, w tym najnowszą, o której dziś Wam troszkę
opowiem, mianowicie „Ambasadorię”.
China Miéville słynie z powieści,
które łączą w sobie steampunk, urban fantasy i New Weird. Ostatni termin być
może niewiele Wam mówi, tak jak i mnie na początku. Najprościej rzecz ujmując, chodzi
tu o to, że utwór wykracza poza ramy gatunkowe formy, którą reprezentuje, czyli
w przypadku Miéville – fantastyki i SF. Czy właśnie tak jest w przypadku „Ambasadorii”,
nie mnie to oceniać – nie jestem ekspertem w tej dziedzinie, ale fani prozy
wspomnianych nurtów na pewno osądzą to sprawiedliwie. Jedyne, co poza ramy
schematu nie wychodzi, to wojna, która w fabułach utworów science fiction zdaje
się być wszechobecna – u Miéville’a też jej nie zabrakło, ale po kolei.
Ambasadoria to miasto sprzeczności położone na krańcach zbadanego wszechświata. Avice Benner Cho jest nawigatorką na statku podróżującym w „wiecznym nurcie”, morzu czasoprzestrzeni rozciągającym się pod dnem codziennej rzeczywistości.[*]
Avice po długiej nieobecności na swojej
ojczystej planecie powraca na nią, wraz ze swoimi umiejętnościami, ze swoim bagażem
doświadczeń i wiedzą wyniesioną z całego życia liczonego w kilogodzinach. Na
miejscu okazało się, że planetę zamieszkują także inne inteligentne istoty –
np. Gospodarze – które nie potrafią kłamać. Choć są postaciami szalenie
tajemniczymi, nie dającymi się poznać i których język znają tylko nieliczni, to
Avice chyba jako jedna z nielicznych potrafi się do nich zbliżyć. Istoty zamieszkujące
planetę jakoś żyją ze sobą we względnej zgodzie. Wszystko zmienia się wraz z
przybyciem nowego Ambasadora, którym jest EzRę. Na planecie wkrótce daje się wyczuć
niespokojne nastroje, dochodzi do konfliktu, a stąd już tylko mały krok do
wojny ras.
Jednak nim czytelnik do tego
wątku dotrze, czeka go dość długa podróż po Ambasadorii w celu poznania
zwyczajów jej mieszkańców i ogólnie pojętej codzienności. Jest też dużo
szczegółów z życia Avice. Świat ten jest opisywany przez autora w sposób bardzo
szczegółowy, przy czym Miéville tworzy masę nowych pojęć czy określeń –
początkowo ciężko było mi się oswoić z ich natłokiem, ale „im dalej w las”, tym
było łatwiej. Do wspomnianego konfliktu ras dochodzi dopiero w dalszej części
powieści, więc fanów tego elementu w książkach SF pewnie to zasmuci, ale tych,
którzy są nim już zmęczeni, na pewno fakt ten ucieszy.
Ostatecznie w moim odczuciu książka
jako całość prezentuje się dobrze, ale wiem, że inni dostrzegą w niej znacznie
większy potencjał niż ja. Polecam ją więc przede wszystkim fanom gatunku. Sama
preferuję SF w bardziej klasycznej odsłonie, którą prezentuje np. „Gra Endera”Orsona Scotta Carda, ale… każdy ma swój gust, prawda?
Ocena: 4/6
[*] Cytat z tekstu
zamieszczonego na okładce książki.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka.
może kiedyś jak juz przeczytam zaplanowane pozycję i po nią sięgnę ;)
OdpowiedzUsuńJeśli lubisz takie klimaty to śmiało. :)
UsuńJa własnie również nie przepadam za gatunkiem jakim jest science fiction, już tyle razy próbowałam się przekonać i nic.
OdpowiedzUsuńJednak co muszę napisać, to że ta książka ma nieziemską okładkę!
Ja lubię, ale...wybiórczo. :) A okładka faktycznie jest dobra, na żywo prezentuje się jeszcze lepiej. :)
UsuńNie wiem, nie wiem, jak na razie mam dużo do przeczytania, ale może kiedyś sięgnę.
OdpowiedzUsuńhttp://qltura.blogspot.com/
Jasne. :)
UsuńTym razem to książka nie dla mnie. Nie ciągnie mnie do takich klimatów.
OdpowiedzUsuńNie namawiam. :)
UsuńRecenzja jak zawsze świetna ale książka nie dla mnie tym razem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Dzięki. :)
UsuńCiekawie piszesz, jak zawsze, ale s-f to zdecydowanie nie mój gatunek.
OdpowiedzUsuńRozumiem i nie naciskam. :)
UsuńSama nie wiem, Fantasy kocham, ale SF to już nie moja bajka, nudzi mnei jakoś :/
OdpowiedzUsuńFantasy a SF to spora różnica. :) A szkoda.
UsuńJa dopiero od niedawna zaczęłam przychylnym okiem patrzeć w stronę fantasy, choć urban fantasy nadal mnie męczy. Natomiast jeśli słyszę science-fiction to od razu na myśl przychodzi mi S. Lem. Jakaś trauma z lat szkolnych czy jak? :D Na razie nie umiem przekonać się do tego gatunku. Może muszę dojrzeć :-)
OdpowiedzUsuńO ile fantasy jest super to SF trzeba dobrze sobie dobierać, by wczuć się w ten klimat. :) A Lem to już w ogóle wyższa szkoła jazdy. :)
UsuńMam podobne podejście do książek SF. Czasem fajnie po taką sięgnąć, żeby się oderwać i poczuć inny klimat :)
OdpowiedzUsuńOwszem - czasem warto. :)
UsuńMoze być ciekawa :)
OdpowiedzUsuńtym razem książka nie dla mnie ;)
OdpowiedzUsuńJestem w trakcie kolejnej książki tego autora i coraz bardziej go lubię. Mam jednak jeden spory zarzut - ciężko się go czyta, może ze względu na tę szczegółowość. Moja pierwsza z nim styczność była po polsku, myślałam, że może ten mozolny trud, który trzeba włożyć w czytanie to kwestia niezbyt zgrabnego tłumaczenia, teraz już trzeci tydzień czytam inną pozycję w oryginale i czytam, i... czytam i jakoś skończyć nie mogę. Szczegółowe opisy subkultury Jungle dzielę na pięć sesji tego samego dnia, a i tak jest ciężko przez nie przebrnąć, za to miejsca istotne dla fabuły znikają zanim się na dobre zaczną. Ale autor ma w swoim sposobie pisania coś takiego, że dla tych krótkich epizodów warto przebrnąć przez mozolne opisy.
OdpowiedzUsuńBuźki
No właśnie o to chodzi - dość ciężko się go czyta. To samo odczuwałam podczas tej lektury, ale i tak warto było. :)
UsuńZ science fiction nie mam praktycznie żadnej styczności i na chwilę obecną nie chce raczej tego zmieniać.
OdpowiedzUsuńNie namawiam. :)
UsuńJa od czasu do czasu lubię taką mocną fantastykę, ale też mam wrażenie, że nie potrafię wyciągnąć z tych powieści tyle, ile prawdziwi znawcy s-f.
OdpowiedzUsuńAle lubię "wejść w taki fantastyczny świat".
A więc witam w klubie. ;)
UsuńScience fiction od czasu do czasu czytam, ale w tej książce chyba bym się nie odnalazła.
OdpowiedzUsuńNie namawiam zatem. :)
UsuńWłaśnie skończyłam czytać inną książkę tego autora - muszę przyznać, że bardzo, bardzo mi się spodobała. :) Dlatego mam zamiar przeczytać wszystkie jego powieści.
OdpowiedzUsuńNie lubię segregować książek pod względem gatunków, często wyrządza im się w ten sposób krzywdę. Dużo osób mówi, że Miéville to szeroko pojęta fantastyka. Ale pozycja, którą poznałam, jest raczej z pogranicza gatunków i nawet te trzy wymienione przez ciebie pojęcia (urban fantasy etc.) nie opisałyby jej w pełni. ;)
Dlatego napisałam, że znawcy gatunku na pewno lepiej określą gatunek jak i rozsmakują się w tej książce. :)
UsuńJakoś... nie wiem, chyba jednak nie moja bajka, ale nie nigdy nie mówię nigdy :P
OdpowiedzUsuńTo zupełnie tak jak ja. ;)
UsuńNiestety tym razem książka nie dla mnie. Nie przepadam za takimi powieściami, więc wolę nie ryzykować spotkania z "Ambasadorią".
OdpowiedzUsuńP.S. Jak zobaczyłam imię autora, to pomyślałam, że to kobieta. Nie wiem czy tylko mnie "China" brzmi niemęsko? :P
Szczerze Ci powiem, że też początkowo byłam przekonana, że to kobieta a tu...pan z krwi i kości. ;)
UsuńŻycie zaskakuje :P
UsuńHaha imiona są różne...teraz to nie jest takie jednoznaczne...jak np. Alex. Jeśli chodzi o książkę to od czasu do czasu sięgam po SiFi, ale najpierw muszę przejrzeć choć kartkę czy dwie i sprawdzić czy mnie wciąga...w tym może się na nią skusze, ale poczekamy zobaczymy - lista czekających książek jest dłuuuga;) pozdr
OdpowiedzUsuńW tym przypadku "kartka czy dwie" może być ciut za mało. :) Ale spróbuj kiedyś. :) Pozdrawiam!
UsuńTa zagraniczna okładka wygląda jak okładka kryminału, a polska jak okładka książki z pogranicza fantastyki, więc chyba lepiej jest dobrana :) Brzmi ciekawie.
OdpowiedzUsuńDokładnie, też mam wrażenie, że zagraniczna okładka nie bardzo pasuje do treści.
UsuńNo właśnie jak zobaczyłem na stronie zysku w zapowiedziach tę okładkę to od razu się w niej zakochałem. Jest świetna :P. Aczkolwiek science fiction nie należy do moich naj :D. Wolę klimaty takie czyste fantasy, wiesz. Tolkien, Grzędowicz, czy przykładowo ostatnio modny Martin :D. Już się nie mogę doczekać aż zacznę czytać Grę o tron ;3!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*!
Melon
W dodatku tytuł i immię oraz nazwisko autora w 3d... :) Ja też bardziej preferuję tolkienowskie klimaty albo Orsona Scotta Carda. :)
UsuńNaprawdę taka technika już zawitała do książek :P? O matko, to nawet się nie obejrzymy a już będziemy czytali książki wyświetlane w powietrzu ;3.
UsuńHeh...no widzisz? Jak ten świat gna do przodu. ;)
UsuńTo nie do końca moje klimaty i chyba bym się w tej historii nie odnalazła :)
OdpowiedzUsuńDlatego nie namawiam. :)
UsuńTeż rzadko sięgam po ten gatunek, nie znam się na nim i do tej lektury również mnie zbytnio nie ciągnie.
OdpowiedzUsuńDlatego nie będę Cię do niej namawiać. :)
UsuńO rany, chyba mam zupełnie odwrotne wrażenia niż większość tutaj - okładka jakoś szczególnie mnie nie zainteresowała, ale treść już tak. Ostatnio często widzę wzmianki o tej książce (pewnie kwestia premiery) i coś czuję, że chyba uda jej się wedrzeć siłą w moją kolejkę "do przeczytania".
OdpowiedzUsuńJeśli nieobce Ci takie klimaty to śmiało. :)
UsuńAutor jest mi całkowicie obcy, ale recenzja mnie zaciekawiła. Może spróbuję się zapoznać z książką, jednak nie wiem, czy do tego spotkania dojdzie :)
OdpowiedzUsuń